Opublikowano Dodaj komentarz

Napoleoński żołnierz w Justianowie

W trakcie indeksacji parafii w Kopciowie, nad którą pracuje Małgosia Bogdanowicz, odkryliśmy ciekawe zdarzenie.  To akt zgonu francuskiego żołnierza który nazywał się Jean Baptiste Remi ( wg zapisu w metryce zapisano to trochę inaczej, jako Avel Jean Baptiste Remi). Był żołnierzem  7 Pułku Strzelców Konnych 8 Kompanii, urodzony według zapisu w tym akcie, 5 lipca 1791 roku ( co jednak nie było precyzyjne, o czym później) w miejscowości Sainte- Preuve w powiecie Sissone w Departamencie Aisne. Jean Baptiste Remi zmarł we Dworze Justianowie dnia 10 stycznia 1813 roku. Oto rzeczony akt zgonu wspomnianego żołnierza:

 

W związku z tym, że zapis w metryce jest dosyć czytelny, uważam że nie ma potrzeby go odczytywać. Wydaje mi się, że ten żołnierz mógł być jednym z dezerterów francuskich, których wtedy nie brakowało na Litwie. Mógł być ofiarą którejś z groźnych epidemii wtedy panujących po napoleońskiej kampanii 1812 roku. To są jednak tylko nasze domysły. Faktem jednak jest, że przygarnął go do siebie na pewno pan Abłamowicz i tam w nieznanych nam okolicznościach, żołnierz ten zmarł.

Oczywiście, jako doświadczonych już genealogów, korciło nas aby sprawdzić skąd wywodził się ów francuski wojak. Dopisało nam szczęście, bo dzięki temu, że mam kontakty na francuskim portalu genealogicznym i dzięki pomocy francuskich kolegów, udało się odnaleźć metrykę chrztu tego żołnierza! Dla mnie graniczyło to z cudem, ale jednak się udało. Z pomocą przyszła nam też Bożenna Derecka, z którą znamy się od wielu lat i przetłumaczyła nam ten francuski dokument. Oto on:

 

Tłumaczenie tej metryki:

Roku Pańskiego 1792, w czwartek, dnia 5 lipca, został ochrzczony przeze mnie, proboszcza, Jean Baptiste Remi, urodzony dnia dzisiejszego, syn prawnych małżonków, Remi Avet, robotnika i Marie Joseph Roüan, z tej parafii. Rodzice chrzestni: Jean-Baptiste Leleu , robotnik i Marie-Jeanne Roüan, żona Nicolasa.

Chciałoby się dalszego ciągu w postaci kontaktu z kimkolwiek z tej rodziny, może ktoś szukał wiadomości o nim przez wiele lat, kto wie? To jest jednak trudne. Będziemy oczywiście szukali i nie tracimy nadziei. Gdyby udało się odnaleźć kogokolwiek z jego rodziny, to byłaby znakomita wiadomość.

Krótko po napisaniu tego artykułu, pojawiły się kolejne rewelacje na ten temat. Najpierw musimy skorygować samo nazwisko naszego bohatera. Tak naprawdę to nazywał się on Jean Baptiste Remi Avet. Avet to było jego nazwisko a nie imię! Jego rodzicami byli: Remi Avet and Marie Josephe Rouan. Wzięli ślub ze sobą w Sainte- Preuve 3 maja 1791 roku. Remi Avet w dniu ślubu miał 27 lat i był synem Jeana Baptiste Aveta and Jeanne Manceaux, jego żona miała 26 lat i była córką Jeana Francois Rouana and Marii Marguerite Lorminier. Remi Avet miał siostrę Marie Nicole, która 09.08.1786 roku wyszła za mąż za Jeana baptiste Leleu. To już jednak informacje mniej dla nas istotne. Najważniejszy jest fakt, że udało się nawiązać kontakt z osobą na pewno spokrewnioną z tą rodziną, która ma drzewo genealogiczne na portalu Geneanet i czekamy na odpowiedź. Być może uda się nam przekazać jej wzmiankowany akt zgonu jej przodka. To byłoby wspaniałe zwieńczenie naszej akcji!

 

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Lista imienna zbiegłych spisowych z Województwa Augustowskiego

DODATEK

Do Nru 276.

DZIENNIKA URZĘDOWEGO

WOJEWÓDZTWA PODLASKIEGO.

Siedlce dnia 24. Kwietnia 1824. r.


Nro 14675. Wydział Woyska i Policyi.

KOMMISSYA WOJEWÓDZTWA PODLASKIEGO.

Umieszczając poniżey listę Imienną zbiegłych spisowych z Województwa Augustowskiego, poleca ich śledzić, a w razie wyśledzenia pod strażą do Kommissyi tuteyszey odstawić.

  1. Łukasz Zaniewski, lat 24. wzrostu stóp 4. cali 18. twarzy okrągłey, oczu piwnych, nosa miernego, włosów ciemnych, czoła wysokiego.
  2. Adam Kossakowski, lat 27. wzrostu stóp 4. cali 20. twarzy ściągłey, oczu niebieskich, nosa miernego, włosów ciemno-blond, czoła niskiego.
  3. Benedykt Zalewski, lat 26. wzrostu stóp 4. cali 20. twarzy ściągłey, oczu piwnych, nosa płaskiego, włosów ciemnych, czoła wysokiego.
  4. Stanisław Ubanowski, lat 29. urodził się w Giełczynie.
  5. Piotr Borowski, lat 23. twarzy okrągłej, oczu niebieskich, nosa miernego, włosów blond, czoła małego.
  6. Szymon Lubin, lat 20. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa spiczastego, włosów blond, czoła miernego.
  7. Andrzey Borowski, lat 20. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  8. Jerzy Lodznis, lat 21. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  9. Błażey Orint, lat 20. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  10. Kazimierz Dangiełas, lat 20. twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów jasno blond, czoła miernego.
  11. Jan Ławcewicz, lat 26. twarzy ściągłej, oczu niebieskich, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  12. Jerzy Bolnis, lat 25. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa dużego, włosów blond, czoła wysokiego.
  13. Jan Danilewski, lat 21. twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  14. Józef Grybas, lat 22. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów ciemno blond, czoła miernego.
  15. Szymon Karnowski, lat 24. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów ciemnych, czoła miernego.
  16. Adam Mokrzycki, lat 25. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa miernego, włosów blond, czoła miernego.
  17. Fridrich Rebner, lat 20. twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa ściągłego, włosów blond, czoła wysokiego.
  18. Stefan Urkaytys, lat 25. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa małego, włosów blond, czoła miernego.
  19. Woyciech Seroka, lat 24. rodem iest z Niemiery, Obwodu Ostrołęckiego, Województwa Płockiego.
  20. Wincenty Kalinowski, lat 24. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa małego, włosów iasno-blond, czoła niskiego.
  21. Antoni Sarikun, lat 23. ,twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów blond, ,czoła miernego.
  22. Bartłomiej Szłapikas, lat 22. twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa miernego, włosów ciemnych, czoła miernego.
  23. Łukasz Szmutowski, lat 25. twarzy okrągłey, oczu niebieskich, nosa spiczastego, włosów blond, czoła niskiego.
  24. Jakób Paulukiewicz, lat 19. twarzy .okrągłey, oczu siwych, nosa małego, włosów ciemnych, czoła miernego.
  25. Józef Adamowicz, lat ,20. twarzy okrągłey, oczu siwych, nosa miernego, włosów ciemnych, czoła miernego.
  26. Jan Izokaytis, lat 21. twarzy ściągłey, oczu siwych, nosa miernego, włosów ciemnych, czoła wysokiego.
 
Opublikowano Jeden komentarz

Emigranci do Ameryki z rodziny Litwinków z Jasionowa

Dwa lata temu skontaktował się ze mną Aedan Licwinko, młody student ze Stanów Zjednoczonych z prośbą o odszukanie kilku dokumentów dotyczących prapradziadka Stanisława Litwinko, który urodził się w roku 1876 w Jasionowie, należącym do parafii w Jaminach. Rodzicami Stanisława byli Antoni Litwinko (urodzony w roku 1848 w Jasionowie) i Michalina Merecka (urodzona w roku 1849 w Uściankach, należących do parafii w Augustowie). Antoni i Michalina pobrali się w roku 1871 w kościele w Jaminach.

Stanisław wyemigrował do Ameryki pomiędzy 1902, a 1904 rokiem.

Aedan ma nadzieję, że artykuł przeczytają jego krewni z Polski i dzięki temu będzie mógł poszerzyć swoją wiedzę o swych przodkach i ich rodzinie.

Według przekazów rodzinnych, Stanisław dotarł do Ameryki przez port Delaware. Osiadł w Conshohocken, niedaleko Filadelfii. Większość emigrantów znajdowała zatrudnienie w tym mieście w stalowni Alan Wood Steel Company. Pracował w niej również Stanisław Litwinko. Ożenił się z Rozalią Wyszyńską, córką Wincentego Wyszyńskiego i Teofili z Zarzeckich, Polką pochodzącą z parafii w w Bargłowie Kościelnym. Rozalia urodziła Stanisławowi trzynaścioro dzieci, z których wieku dorosłego dożyło dziesięcioro.

W Stanach Zjednoczonych nazwisko Litwinko zostało przekształcone na Licwinko. Zmiana nastąpiła prawdopodobnie w okresie 1917-1930.

Poza Stanisławem do Ameryki wyemigrowali dwaj jego bracia i jedna siostra:

Wincenty Litwinko, urodzony w roku 1883, wyemigrował do Conshohocken około 1901 roku. Około 1903 roku ożenił się z Franciszką Grześkowiak. Początkowo podobnie, jak brat pracował w stalowni. Później zmienił pracodawcę na gazownię. Wincenty miał z Franciszką 9 dzieci, które dożyły wieku dorosłego. Zmarł w roku 1950.

Petronela Litwinko, urodzona w roku 1886 dotarła do stanu Washington w roku 1902 i tam wyszła za mąż za Wincentego Smolińskiego, pochodzącego z parafii Bargłów Kościelny. Po ślubie małżonkowie przenieśli się do Conshohocken. Urodziło im się 9 dzieci, które dożyły weku dorosłego. Petronela zmarła w roku 1957.

Bolesław Litwinko urodzony w roku 1891 wyemigrował również do Conshohocken około 1913 roku. Ożenił się z Aleksandrą Kotowską. Początkowo również pracował w stalowni, później zaś w porcie, aby w końcu założyć sklep z wyszynkiem. Bolesław miał również 9 dzieci. Zmarł w roku 1960.

Część rodzeństwa Stanisława Litwinko pozostała w rodzinnych stronach, wówczas w zaborze rosyjskim. Feliks Litwinko ożenił się z Kazimierą Krysztopą w 1901 roku. Anna Litwinko poślubiła w roku 1893 Teodora Laszcza. Kolejna siostra – Kazimiera Litwinko poślubiła w roku 1899 Piotra Kolendę.

Stanisław w przeciwieństwie do innych krewnych z Connaughtown, dość wcześnie porzucił pracę w stalowni. Początkowo pracował jako kierowca, ale wkrótce założył bar w swoim domu przy Old Elm Street w roku 1920. Klientami baru byli przeważnie pracownicy stalowni kończący pracę o różnych porach dnia. Bar działał aż do prohibicji, a później funkcjonował nielegalnie pod przykrywką pijalni wody sodowej. W latach późniejszych Stanisław założył sklep spożywczy. Po śmierci pierwszej żony w roku 1927, ożenił się ponownie z Agatą Jarosz pochodzącą z Galicji w roku 1929. Zmarł 12 października 1950 roku w wieku 73 lat pozostawiając 9 dzieci i 19 wnucząt.

Po śmierci Stanisława, jego sklep Old Mansion House wciąż działał, mimo zmieniających się właścicieli. Został zamknięty dopiero w roku 2021 z powodu pandemii koronawirusa.

Alan Wood Steel Company, firma, która przyciągnęła do Connaughtown wielu emigrantów z Europy na początku XX wieku nie wytrzymała konkurencji i została zamknięta w roku 1977. Setki ludzi straciło wówczas pracę, a cały region przeżywał kryzys trwający wiele lat.

Connaughtown, które kiedyś było pięknym miastem z dobrze utrzymanymi domami i kwiatami na każdym skwerze, zamieszkanymi głównie przez emigrantów z Polski, Irlandii i Włoch w latach 70-ych zostało przecięte drogą ekspresową I-476 łączącą Filadelfię z przedmieściami, zwaną potocznie Blue Ray, co przedzieliło trwale dawne miasto na dwie odseparowane od siebie części i zdezintegrowało istniejącą od tylu lat lokalną społeczność.

Kościół parafialny pw. Najświętszej Marii Panny w Conshohocken powstał dzięki funduszom polskiej społeczności w 1905 roku przez kupno starego budynku kościoła protestanckiego, w działała wcześniej fabryka. Pół wieku później, w roku 1951, parafianie zbudowali swój własny kościół. W roku 2014, podobnie jak w innych parafiach stworzonych przez lokalne społeczności Conshohocken i West Conshohocken, kościół Najświętszej Marii Panny został przyłączony do parafii św. Mateusza, który był pierwotnie zbudowany przez Irlandczyków. Dzięki działaniom Polsko-Amerykańskiego Stowarzyszenia Najświętszej Marii Panny udało się zapobiec rozbiórce budynku kościoła. Ostatecznie Archidiecezja Filadelfijska udzieliła zgody na odprawianie mszy w rycie trydenckim Bractwu Kapłańskiemu Świętego Piotra, nawiązującemu w ten sposób do tradycyjnych mszy odprawianych w języku polskim (sic!) dla starszych parafian jeszcze przed Soborem Watykańskim II. Związki z polskością kościoła podkreślane są przez obrazy siostry Faustyny Kowalskiej, księdza Jerzego Popiełuszko, Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej. Aż do roku 2014 odprawiano w kościele Gorzkie Żale, a jedną z najpopularniejszych pieśni wykonywanych w tym polskim kościele była pieśń „Serdeczna Matko”. W Conshohocken wciąż działa Klub Tadeusza Kościuszko, który poza dbałością o polskie dziedzictwo regionu zapewnia miejsce do spotkań i rozrywki.

Miejscem pochówków dla członków polskiej społeczności dawnej parafii Najświętszej Marii Panny był cmentarz św. Benedykta działający przez ponad 100 lat. Wszyscy członkowie rodziny Lićwinko, którzy wyemigrowali do USA zostali pochowani na tym cmentarzu. Znajduje się na nim również pomnik poświęcony Polakom weteranom Armii Amerykańskiej.

(zdjęcia: Aedan Licwinko)

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Na koncercie wiolonczelowym w Parku Herberta w Augustowie*

Roztańczyły się starowinki sosny

chmury pod lipcowym niebem niczym

ogromne białe motyle tylko patrzeć

jak zawiążą się w kokardy

na rozwianych włosach wiolonczelistek

Ptaki zamilkły w budkach

czasem słychać jak bardziej rezolutne

postukują w deski u ich wylotów

A mnie zapatrzonej i zasłuchanej

w oczach tańczą zwrotki wierszy Poety

który tu niegdyś wieczorami śnił

widoki holenderskie z Delft z wiolą

da gamba opartą o ścianę salonu

z kimś grającym na wirginale

bądź klawesynie i porzuconą na podłodze

wiolonczelą z cichym błaganiem o ręce

Patrząc na rzekę Schie idzie w myślach

z Janem Vermeerem ciemną uliczką

by podpatrzeć kobietę ważącą perły

W parku instrumenty wciąż tańczą w rytm

walców i menuetów a smyczki wyrywając się

z rąk młodzieńców i dziewcząt

fruną wraz z dźwiękami nad Jezioro Białe

Widzę siedzącego Poetę moczącego w nim nogi

upał niemożebny więc nic mnie nie dziwi

chętnie bym się przysiadła ale nie mam odwagi

Wiatr lipowiecki śpiewa z wiolonczelami

Serenadę Schuberta oklaski płoszą trzmiele

i pszczołę augustowską zwabioną muzyką

To już koniec koncertu ale nie koniec marzeń

 

* Wspominając koncert pt. „Roztańczona Wiolonczela”, który miał miejsce 14 lipca 2023 roku w Parku Herberta w augustowskiej dzielnicy Lipowiec. Zwieńczał on XI Warsztaty Wiolonczelowe pod dyrekcją Doroty Bojarczuk oraz Marcina Zdunika (dyrektora artystycznego).

Z koncertu Roztańczona Wiolonczela w Parku Herberta, fot. J. Drozdowska
 
Opublikowano Dodaj komentarz

Z limerykiem pod pachą

Zapraszam na spacer, zarówno realny jak i wirtualny, po Augustowie i jego bliższych oraz dalszych okolicach. Będzie to swego rodzaju rekonesans tychże miejsc z autorami limeryków wydanych w maju br. przez Jamiński Zespół Indeksacyjny w książce zatytułowanej Herbat wielbicielka rodowodem z Jamin.

Przypomnę przy tej okazji, na czym polega forma poetycka nazywana limerykiem. Jest to niewielki wiersz rymowany, który przemawia do czytelnika żartem, nieraz bardzo wymyślnym, absurdem i groteską. Czasem bywa obsceniczny, ale nie w naszej książce. Limeryk przede wszystkim śmieszy i bawi. Poprzez różne skojarzenia demaskuje przywary i ujawnia ukryte zapędy i dążenia. Autorzy owych miniatur literackich winni kierować się stałymi zasadami, ale jak w każdej twórczości, tak i w tej zdarzają się nieścisłości i odejścia od reguły. Każdy wiersz powinien składać się z pięciu wersów z układem rymów AA BB A. Ze sobą mają rymować się wersy pierwszy, drugi i piąty, a osobno trzeci z czwarty. Zaleca się, by 3 i 4 linijka wiersza były krótsze co najmniej o sylabę od pozostałych, czyli od 1, 2 i 5. Niektórzy z autorów nadają każdemu z limeryków własny tytuł, inni całemu cyklowi wierszy, a są i tacy, którzy nie dają tytułów wcale, jedynie poszczególne teksty przedzielają od siebie przerwą czy jakimś umownym znakiem. Nieraz zaznaczają graficznie inną formą czcionki bohatera danego limeryku, chociażby miejscowość. Przyjęte jest, by pierwszy wers danego wiersza kończył się nazwą własną, ale i pod tym względem istnieje różnorodność w zapisie.

Wśród autorów naszej książki są osoby mające spore osiągnięcia w tej dziedzinie twórczości, ale są i tacy, którzy jedynie od czasu do czasu skłaniają się do tej formy poezji. Limeryki do niej zebrałyśmy z tomików powstałych przy okazji organizowanych w Filii nr 2 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Augustowie Niedzielnych Pogwarek Poetyckich przy Herbatce. Są autorstwa dziewięciu poetów zaangażowanych w te niezwykłe, trwające sześć lat, poetyckie popołudnia. Powstały w Augustowie, Brańsku, Krajewie Białym, Malinówce Wielkiej, Sokółce, Suchowoli i Suwałkach. Chociaż większość autorów to panie, więcej limeryków wyszło spod piór dwóch panów, na dodatek pierwszy z nich (Waldemar Paweł Pieńkowski) otwiera książkę, a drugi (Piotr Waldemar Wiśniewski) ją kończy i obaj, jak przystało na imprezę zrodzoną w bibliotece, spinają wszystkie teksty limerykową klamrą mówiącą o czytelnictwie. Zachęcam do czytania, a przed lekturą pragnę w kilku zdaniach przedstawić każdego z autorów według kolejności zaprezentowania ich utworów w książce.

Waldemar Paweł Pieńkowski w swoich pięciu limerykach zaprasza do augustowskiego parku, na jezioro Wigry i nieco dalej, bo do Wolsztyna, Krakowa oraz dalekiej Japonii. Jest wytrawnym autorem limeryków. Wydał na początku obecnego wieku w ełckim wydawnictwie Gryfix Kondrat Sp. J. pełną skrzącego się humoru obszerną książkę z limerykami pt. Osobiste wycieczki przez Powiat Ełcki: przewodnik inny niż wszystkie. Opracował ją również od strony graficznej, dodając do wierszy urocze fotografie i mapy swego autorstwa. Na zwiedzaniu powiatu ełckiego z tym przeciekawym przewodnikiem może zejść tydzień albo i dłużej. Leonarda Szubzda w limeryku opowiada o niefortunnym zdarzeniu, jakie przydarzyło się kobiecie oglądającej augustowskiego władcę królującego na posągu przed tutejszym parkiem. Poetka od czasu do czasu opuszcza wiersze liryczne z miłości do limeryków. Jest redaktorką antologii Sokólskie serdeczne przestrzenie, w której przydzieliła sporo miejsca limerykom, w tym dziesięciu napisanym przez siebie. Józefa Drozdowska w dwóch limerykach oprowadza po Augustowie. Raz idąc ze swoim kotem Maurycym pod kolumnę Zygmunta Augusta, drugi – z politykami pod „Albatros”, gdzie stoi ławeczka ze słynną na całą Polskę Beatą. W trzecim wraz ze swoją kotką Griszką zaprasza do degustacji kawy cappuccino. Lubi po prostu limeryki, stąd wspólnie z Leonardą postanowiła opracować przedstawianą tutaj książkę. Krystyna Gudel w swoim limeryku podpatruje przez przysłowiową dziurkę od klucza osoby przyjeżdżające nad Jezioro Białe. Lubi sama pisać limeryki i uczyć zasad ich pisania na warsztatach dla młodzieży. Może pochwalić się sukcesami, chociażby II nagrodą w Konkursie im. Mikołaja Samojlika w Dąbrowie Białostockiej w 2008 roku oraz wyróżnieniami w konkursach „Suwalskie limeryki latem” w 2007 i „Limeryki sławiące przyrodniczą różnorodność” w Siedlcach w 2010 roku. Celina Mieńkowska dwoma limerykami portretuje augustowian, a w trzecim opowiada o Łępicach i przygodach tamtejszego leśniczego z jeżycami. Lubuje się w pisaniu małych form poetyckich, jakimi są haiku i właśnie limeryki. Piotr Waldemar Wiśniewski to potentat limerykowy w naszej książce. Ma ich w tomiku aż osiemnaście. Zaprasza w nich do Augustowa, demaskując przywary niektórych z jego mieszkańców. Oprowadza po dawnych przedmieściach Augustowa, zaglądając do Białobrzegów, Biernatek, Turówki, Wójtowskich Włók i Żarnowa. Można również z nim popłynąć jeziorami Sajno i Serwy oraz rzeką Klonownicą; gorzko się uśmiechnąć z obyczajowości, jaka mogła być udziałem osób z Przewięzi, Lipowca, Wojciecha czy Klonownicy. W swojej wędrówce zahacza też o Szczebrę i okolice Rajgrodu. Najważniejsze jednak, że można za wskazaniem autora wypić dobrą herbatę przy równie dobrej poezji z miłośniczką czytelnictwa rodowodem z Jamin. Limeryki stanowią znaczną część jego twórczości. Jest laureatem konkursu „Suwalskie limeryki latem”, w 2014 roku zdobywcą pierwszej nagrody, a rok później wyróżnienia. Limeryki te można przeczytać w zredagowanej przez Agnieszkę Szyszko i Zbigniewa Tanajewskiego i wydanej w 2017 roku przez Bibliotekę Publiczną w Suwałkach i tamtejsze Stowarzyszenie Kulturalne „Bibliofil” w mieście nad Czarną Hańczą książce Suwalskie limeryki latem 2007-2017. Autor cieszy się również własnymi limerykowymi książkami: Rubaszki limerykowe Augustowszczyzny: chi-historie nag-minne na słowo humoru; Rubaszki limerykowe Suwalszczyzny: chi-historie nag-minne na słowo humoru (obie z 2007 roku); Rubaszki limerykowe Sejneńszczyzny: chi-historie nag-minne na słowo humoru (2008) oraz As północnego wschodu czyli Augustowsko-suwalskie polimeryki [!] wybrane (2011), które opublikował w suwalskim Wydawnictwie Estakada. Zofia Wróblewska w pierwszym ze swoich limeryków odnosi się do augustowskiej turystyki, w drugim opowiada o butach i kotach, w trzecim zaś o miodzie sokólskim. Autorka najwyraźniej lubi pisać limeryki. Jednym z nich wygrała w 2008 roku konkurs ph. „Limeryk o Sokółce” zorganizowany przez tamtejszą bibliotekę publiczną. Dwa jej limeryki opublikowano w tym samym roku w antologii Sokólskie serdeczne przestrzenie. Krystyna Walicka w swoich limerykach zajęła się przedmieściami Augustowa, m.in. Wójtowskimi Włókami i Mazurkami. Przygląda się w nich ubogiej w wodę rzeczce Kamienny Bród, troskom mieszkanki wsi Mazurki i zabudowie, która zuboża okolice Augustowa w ziemię orną. Najwyraźniej satyra: fraszki, miniatury reporterskie czy wreszcie limeryki swą formą i wymową sprzyjają jej realizacjom twórczym. Urszula Krajewska-Szeligowska w swoich czterech limerykach z kwiatowym homonimem wpasowuje się w każdą przestrzeń, również i w augustowską, bowiem jej mieszkańcom nie brakuje zauważonych przez nią przywar. Poetka jest urodzonym satyrykiem, w tym znawcą różnych form limerykowych. W „Wieściach Gminnych”, wychodzących w Zambrowie, zamieściła cykl limeryków poświęconych tamtejszym wsiom. W 2017 roku uzyskała wyróżnienie za limeryk o województwie opolskim, zaś w 2021 w XV edycji konkursu „Suwalskie limeryki latem”. Napisane przez siebie limeryko-tautogramy ogłosiła na łamach bydgoskiego Miesięcznika Literackiego „Akant” (nr 4 z 2022 roku). Jej limeryki z palindromem o kobietach zostały opublikowane 8 marca br. w białostockim portalu internetowym „Poeci w Sieci”. W 2023 roku w systemie Ridero ukazała się jej licząca 108 stron książka poetycka zatytułowana To tylko takie tam… tautogramy. Jeden z jej rozdziałów zawiera tautolimeryki. Jest to bardzo wymagająca forma literacka, a nie tylko taka sobie, jak pozwoliła sobie zażartować w tytule. Można powiedzieć, że kocha satyrę, a zaświadcza o tym chociażby to, iż jest inicjatorką konkursu literackiego zatytułowanego „Lira i Satyra nad Strugą”, który organizuje Gminne Centrum Biblioteki, Kultury i Sportu w Osowcu w powiecie zambrowskim.

Tomik limeryków Herbat wielbicielka rodowodem z Jamin powstał według mojej koncepcji. Opracowałyśmy go wspólnie z Leonardą Szubzdą. Skład i opracowanie graficzne są autorstwa Krzysztofa Zięciny. Książka liczy czterdzieści stron. Tytuł jej został zapożyczony z limeryku Piotra Waldemara Wiśniewskiego.

Dziękuję wszystkim, którzy nam pomagali przy jej powstaniu, w tym Reginie Kantarskiej-Koper, Urszuli Krajewskiej-Szeligowskiej i Krystynie Gudel oraz jej wydawcy, czyli Jamińskiemu Zespołowi Indeksacyjnemu, wszystkim autorom oraz Miejskiej Bibliotece Publicznej APK w Augustowie za możliwość zaistnienia Niedzielnych Pogwarek Poetyckich przy Herbatce, w tym szczególnie Annie Oleksy, z którą przygotowywałyśmy i prowadziłyśmy spotkania.

Pierwsza wzmianka o książce ukazała się w maju br. na stronie internetowej Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego. W ostatnim dniu czerwca na Portalu Informacyjnym Augustow.org mój tekst o dwóch poetyckich książkach wydanych przez JZI „Dookoła Augustowa na rowerze z limerykiem bądź dłuższym wierszem” opublikował Zbigniew Bartoszewicz (wejść na stronę można również przez Facebook portalu), zaś Konrad Milanowski zaprezentował tomik 6 lipca br. w poście na Facebooku Miejskiej Biblioteki Publicznej APK w Augustowie. Zachęcam do odwiedzania powyżej przedstawionych stron internetowych i Facebooków.

Do teksu dołączam po jednym limeryku autorstwa: Urszuli Krajewskiej-Szeligowskiej, Celiny Mieńkowskiej, Waldemara Pawła Pieńkowskiego, Leonardy Szubzdy, Krystyny Walickiej i Piotra Waldemara Wiśniewskiego.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Latem zapraszam na poetyckie spacery po Augustowie i jego okolicach

W tym roku miną cztery lata od wydania przez Jamiński Zespół Indeksacyjny poetyckiego tomu o dawnych przedmieściach Augustowa. Przyszło kolejne lato, więc zapraszam wraz poetami na spacer lub przejażdżkę rowerem po Augustowie i jego najbliższej okolicy.

Prowadząc swego czasu razem z Anną Oleksy spotkania poetycko-plastyczne w Filii nr 2 Augustowskiej Biblioteki Publicznej APK zatytułowane Niedzielne Pogwarki Poetyckie przy Herbatce zaproponowałyśmy twórcom, by w swoich wierszach opowiedzieli o dawnych przedmieściach naszego miasta. Kilkoro z nich odpowiedziało na zaproszenie i tym sposobem w 2019 roku powstały dwa tomiki poetyckie. Jeden z nich ukazał się w tzw. małej poligrafii w bibliotece, a drugi został wydany drukiem przez Stowarzyszenie Jamiński Zespół Indeksacyjny.

Niegdyś w różnym czasie Augustów posiadał kilka przedmieść. Obecnie dwa z nich, czyli Klonownica i Wójtowskie Włóki wchodzą w obręb miasta, zaś pozostałe: Białobrzegi, Biernatki, Turówka, Uścianki i Żarnowo uzyskały status samodzielnych wsi.

 

Autorzy wierszy będąc związani z Augustowem bądź jego okolicami urodzeniem, zamieszkaniem lub przyjaźniami w swoje utwory włożyli wiele uczucia i zainteresowania miejscami i osobami, o których piszą. Tworząc je opierali się na wspomnieniach, opowieściach oraz własnym doświadczeniu i wcześniejszym wielokrotnym przemierzeniu tychże terenów.

Wierzę, że poetycki spacer po dawnych przedmieściach Augustowa zachęci również do sięgnięcia po inną twórczość. Czytelników i wędrowców chcących zgłębić wiedzę o tym terenie odsyłam do przewodników turystycznych i książek historycznych znajdujących się w bibliotekach bądź na rynku księgarskim, w tym także do wydawnictw Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego.

Autorami wierszy (wymieniam według kolejności zamieszczenia tekstów w książce) są: Irena Batura, Krystyna Walicka, Celina Mieńkowska, Bożena Klimaszewska, Jan Saczko, Leonarda Szubzda, Piotr Waldemar Wiśniewski, Józefa Drozdowska, Anna Moczek, Barbara Gałczyńska, Urszula Sieńkowska-Cioch, Czesław Kowalewski i Krystyna Gudel.

Przedstawiam krótko każdego z nich.

Irena Batura – poetka, autorka esejów krajoznawczych i przewodników turystycznych, niektórych napisanych wspólnie z mężem Wojciechem Baturą, ale również przewodniczka turystyczna i bibliotekarka. To ona rozpoczyna i kończy poetycką książkę opisując wierszem tutejsze drogi. Jeden z nich jest dedykowany mojej osobie, bo niejedną drogę przeszłyśmy razem. W innym z trzech wierszy pisze o ciekawym zjawisku historycznym, czyli tzw. Trzecim Polu położonym na pograniczu Augustowa z Żarnowem. Chociaż pochodzi z Rzeszowa, wrosła w tę ziemię i zna te tereny bardziej niż niejeden tutejszy mieszkaniec.

Krystyna Walicka – urodzona niedaleko Augustowa w Borsukach (dzisiejsza Netta Druga) mieszkanka Augustowa, nauczycielka, świetna recytatorka i poetka z wielkim poczuciem humoru, który widać chociażby w jej limerykach i fraszkach zawartych w książce. Jest też autorką sentymentalnego epickiego liryku wspominającego nieistniejącą już szkołę z Wójtowskich Włók, w której uczyła dzieci.

Celina Mieńkowska – pochodząca z Wąsosza mieszkanka naszego miasta, przede wszystkim malarka, kopistka i renowatorka obrazów, ale także autorka ciekawych, w tym miniaturowych form, jakimi są haiku i limeryki, wierszy. W naszej książce rysuje słowem portret kobiety z przedmieścia i rolnika z Turówki.

Bożena Klimaszewska – malarka i poetka oraz miłośniczka lasu urodzona w gminie sztabińskiej, a mieszkająca w Obuchowiźnie pod Augustowem portretując poetycko wiosenne Białobrzegi, zaprasza swym wierszem do odwiedzenia tejże uroczej miejscowości.

Jan Saczko – poeta, znawca i miłośnik teatru z Augustowa oraz nauczyciel ze szkoły w Białobrzegach w swoim wierszu łączy obecną rzeczywistość szkolną z własnym przeżyciem białobrzeskiej zimy i zagłębieniem się w dawniejsze losy mieszkańców.

Leonarda Szubzda – poetka, prozaik, autorka utworów dla dzieci, redaktorka książek, a także nauczycielka i plastyczka mieszkająca w Sokółce w swoim widzeniu Białobrzegów niczym pajęczymi nićmi tka ich biel, odnosząc ją do różnych toposów kultury. W drugim wierszu, o Żarnowie, przywołując spotkanie literackie z dziećmi w tamtejszej szkole, snuje własną etymologię nazwy tejże miejscowości, łącząc ją z historiami ze swego dzieciństwa.

Piotr Waldemar Wiśniewski – poeta urodzony w Augustowie, a mieszkający w Suwałkach pokazuje w kilku limerykach (o Białobrzegach, Biernatkach, Turówce, Wójtowskich Włókach i Żarnowie) swój kunszt pisania żartobliwych wierszy, jakimi są limeryki, zaś w swoim liryku snuje młodzieńczą przygodę przeżytą na rzece Kamienny Bród.

Józefa Drozdowska, czyli pisząca te słowa urodziła się w nieodległych od Augustowa Jeziorkach, a mieszka nad Nettą. Uprawia poezję, prozę, literaturę dla dzieci oraz zajmuje się redakcją książek. Jest też bibliotekarką i przewodniczką turystyczną. W swoich wierszach odnosi się do dwóch rzek przepływających przez augustowskie przedmieścia Kamiennego Brodu i Turówki oraz czuwających nad nimi figur Świętych Janów: Chrzciciela i Nepomucena. W innych – opowiada o sąsiedzkiej wsi Żarnowo, jej historii, przyrodzie i tradycjach religijnych, biorąc w jednym z wierszy za swoją przewodniczkę Matkę Bożą Siewną – Patronkę tutejszego kościoła.

Anna Moczek – urodzona w Biernatkach, a mieszkająca w odległym Chruszczobrodzie na Śląsku autorka wierszy i prozy w trzech swoich utworach tęskniąc za latami spędzonymi w naszych stronach, wspomina swoją rodzinną wieś i dzieciństwo spędzone nad Kamiennym Brodem.

Barbara Gałczyńska – malarka, uzyskująca szczególne uznanie jako akwarelistka, ale też poetka i autorka prozy, genealog, nauczycielka geografii oraz przewodnik turystyczny. Mieszka w Augustowie. W wierszu snuje piękną opowieść o swojej babci i jej sąsiadce, wspominając przy tym niegdysiejsze czasy i chwaląc urodę unikalnej dzielnicy, jaką była dawniej Klonownica.

Urszula Sieńkowska-Cioch – poetka, prozaiki, autorka uroczej książki dla najmłodszych czytelników o jeżu Szymonie i jeszcze innych oczekujących na druk utworów dla dzieci, miłośniczka i autorka kryminałów. Jest pedagogiem specjalnym. Mieszka od urodzenia w Augustowie. W swoim detektywistycznym wierszu o Turówce, gdzie spędzała wakacje, opowiada o młodzieńczych przygodach nad rzeką noszącą tę samą nazwę.

Czesław Kowalewski – rodowity augustowianin, poeta, znawca ogrodnictwa i jachtów w swym liryku poświęconym Uściankom mówi o wytrwale znoszonym przez mieszkańców znoju, dostrzegając również w ich życiu radości i je opiewając.

Krystyna Gudel – z urodzenia i zamieszkania suchowolanka, poetka, autorka książek dla dzieci, regionalistka, nauczycielka, a także znawczyni ptaków, pożarnictwa i tamtejszej gwary w swoim wierszu opowiedziała o psach z żarnowskiego schroniska „Sonieczkowo”. O ich niedoli i tęsknocie za własnym człowiekiem. Może ktoś z czytających jej ściskający za serce wiersz przygarnie któregoś z psiaków.

Redaktorkami przedstawionego przeze mnie tomu „Dawne przedmieścia Augustowa. Wiersze” są Józefa Drozdowska i Leonarda Szubzda. Na okładce zaprojektowanej przez Krzysztofa Zięcinę, którego również jest skład książki, znajduje się ilustracja Renaty Rybsztat. Zamieszczona w książce jest też kolorowa wkładka z wykonanymi przeze mnie zdjęciami zabytków z opisywanych w wierszach miejscowości. Dziękuję wszystkim, którzy wspierali nas przy jej redakcji, w tym szczególnie Reginie Kantarskiej-Koper i Krystynie Gudel.

Polecam lekturę tej i innych książek wydanych przez Jamiński Zespół Indeksacyjny.

Józefa Drozdowska

Do tekstu dołączam cztery wiersze: Barbary Gałczyńskiej, „Babci Tekli ścieżki zwykłe”, Krystyny Gudel, „Czworonogom z Sonieczkowa w Żarnowie”, Urszuli Sieńkowskiej-Cioch, „Tam i z powrotem do Turówki” oraz Piotra W. Wiśniewskiego, „Z subiektywnym rankingiem”.

 

 
Opublikowano Jeden komentarz

Apel ws. zespołu dworskiego w Cisowie


Zwracamy się w imieniu Stowarzyszenia Jamiński Zespół Indeksacyjny, oraz jego sympatyków z prośbą o reakcję i podjęcie działań mających na celu uratowanie spuścizny po tzw. Rzeczpospolitej Sztabińskiej hrabiego Karola Brzostowskiego, czyli zespołu dworskiego w Cisowie, w którego skład wchodzi klasycystyczny dwór z oficyną dworską z pierwszej połowy XIX wieku. Gmina Sztabin jako moralny spadkobierca nielicznych śladów działalności Brzostowskiego jakie jeszcze pozostały na jej terenie, powinna zainteresować się tym, co się dzieje na jej obszarze, nawet jeśli te nieliczne ślady i pamiątki znajdują się w rękach prywatnych.

W ostatnich tygodniach coraz szersze koło zataczają echa filmu opublikowanego w Internecie na popularnym kanale YouTube, a dalej udostępnianego na Facebooku oraz w innych mediach społecznościowych. Film ten pokazuje ogromną dewastację, jakiej uległy zabudowania dworskie w Cisowie przez ostatnie lata i skalę zniszczeń niegdyś odrestaurowanych budynków. Dla osób z zewnątrz nasuwa się naturalne pytanie — czemu nikt z tym nic nie robił?

Szanowni Państwo, Stowarzyszenie JZI jak i inne instytucje, przez lata podjęły wysiłek rozsławienia postaci hrabiego Brzostowskiego i historii tej ziemi z nim związanej. Z własnego doświadczenia jak i wielu naszych sympatyków wiemy, że nie każdy odwiedzający poszukuje walorów przyrody oferowanych przez Biebrzański Park Narodowy. Wiele osób szuka materialnych śladów historii tych ziem, wielu słyszało o działalności hrabiego Brzostowskiego i chciałoby zobaczyć miejsca z nim związane. Tymczasem jeden z ostatnich zachowanych śladów bytności, bezpośrednio związany z postacią hrabiego niszczeje na oczach ludzi. Zabudowania dworskie w Cisowie przetrwały nawet w nie najgorszej kondycji ostatnią wojnę. W okresie powojennym, podobnie jak w wielu podobnych przypadkach, dewastacja następowała szybko, a sam obiekt przechodził z rąk do rąk. Obiekt w 1969 r. przeszedł kapitalny remont wykonany przez Warszawską Fabrykę Sprężyn z przeznaczeniem na zakładowy ośrodek wypoczynkowy.

Funkcjonowała tam nawet dosyć dobrze wyposażona Izba Pamięci Karola Brzostowskiego, w której gromadzono eksponaty związane z działalnością hrabiego i jego Instytucji Sztabińskiej, ale i one uległy z czasem rozproszeniu i roztrwonieniu. W roku 1977 ośrodek ten przejęła Fabryka Samochodów Osobowych w Warszawie, później zaś Związek Młodzieży Wiejskiej. W roku 1991 zespół dworski w Cisowie stał się własnością gminy Sztabin. Gmina Sztabin niestety szybko, bo już w 1993, odsprzedała go w ręce prywatne, w których pozostaje do dziś, stopniowo niszczejąc. Co prawda nowy właściciel rozpoczął remont dworu i oficyny, podejmując starania przywrócenia i utrzymania go w należytym stanie, ale jak widać to dzisiaj, zadanie to go przerosło lub poddał się i zostawił budynki bez opieki rzucając złą sławę nie na swoje imię, lecz na spadkobierców spuścizny hr. Karola Brzostowskiego, czyli mieszkańców regionu.

Apelujemy o podjęcie kontaktu z obecnymi właścicielami, poinformowanie ich o sytuacji i stanie rzeczy, lub wręcz powiadomienie odpowiednich służb celem zabezpieczenia przed dewastacją, rozgrabieniem, prowadzącym do nieodwracalnych zniszczeń substancji budynku jako obiektu wpisanego do rejestru zabytków. W ostateczności, rozpoczęcie negocjacji w celu odkupienia, przejęcia i zabezpieczania pozostałego majątku jako swoistej wizytówki regionu.

Uniknijmy ponownych błędów historii, kiedy to po śmierci hr. Karola Brzostowskiego jego źle zarządzany majątek uległ wyprzedaży i roztrwonieniu, a mimo to jeszcze w okresie międzywojennym mieszkańcy gminy czerpali z jego niewielkiej pozostałej części, korzyści w postaci Fundacji Sztabińskiej. Zadbajmy o wypełnienie testamentu, w którym to pozostawiona przez niego instytucja miała pozostać samodzielnym, na prawach gminy, organizmem gospodarczym, zapewniającym dobrobyt ludności tego obszaru. To przecież niegdyś z tych funduszy przeznaczano środki na budowę szkół, kościoła, poczty i innych obiektów użyteczności publicznej, które służyły naszym przodkom, a którzy rozjeżdżając się często po całym kraju i świecie sławili miejsce i postać hr. Brzostowskiego, w tym Cisów i Sztabin.

Zarząd i członkowie Stowarzyszenia Jamiński Zespół Indeksacyjny

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Przebieg referendum ludowego z 30 czerwca 1946 roku w powiecie augustowskim w świetle raportu Szefa Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie

Artykuł ukazał się pierwotnie w tomie XVI periodyku “Studia podlaskie”


Przeprowadzenie wyborów parlamentarnych w powojennej Polsce wynikało z postanowień Wielkiej Trójki przyjętych w Jałcie i Poczdamie. Było ponadto potrzebne dla legitymizacji nowej władzy na arenie międzynarodowej i wewnątrz kraju. Komuniści żywili jednak obawy, bo wiedzieli, że w wolnych wyborach nie mają większych szans na zwycięstwo. Sukces Partii Drobnych Rolników na Węgrzech był pod tym względem wymowny. Pokazał w sposób dobitny, jaki może być wynik wyborów z udziałem tak silnej partii opozycyjnej, jaką było Polskie Stronnictwo Ludowe (PSL)[1]. Dlatego też władza „ludowa” starała się maksymalnie odwlekać termin wyborów do sejmu, a jednocześnie osłabiać pozycję PSL i podporządkować sobie inne ugrupowania polityczne.

Referendum było ważną próbą przed właściwymi wyborami do Sejmu Ustawodawczego. Pozwalało lepiej rozpoznać polityczne nastawienie społeczeństwa, przygotować administrację i zmobilizować aparat represji, sprawdzić, jak należy postępować w komisjach obwodowych. Do „ochrony” głosowania, a zarazem do prowadzenia akcji propagandowo-politycznej, władze wyznaczyły około 130 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i aparatu bezpieczeństwa[2]. Społeczeństwo miało odpowiedzieć na następujące pytania:

  1. Czy jesteś za zniesieniem Senatu?
  2. Czy chcesz utrwalenia w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego wprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki narodowej, z zachowaniem podstawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?
  3. Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic państwa polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?[3]

Tak sformułowane pytania były bardzo niewygodne dla opozycji i utrudniały jej prowadzenie akcji polityczno-propagandowej. W programach ruchu ludowego były bowiem postulaty przeprowadzenia pewnych reform, przesunięcia granic państwa na zachód, a nawet jednoizbowego parlamentu. Pytania były natomiast korzystne dla Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i jej sojuszników, ułatwiały prowadzenie propagandy, dawały nawet szansę na zyskanie poparcia osób ogólnie niechętnych nowej, „ludowej” władzy. Komuniści nawoływali więc do głosowania „3 razy tak”. W takiej sytuacji PSL wezwało do głosowania w sposób następujący: „nie” na pierwsze pytanie i „tak” na dwa pozostałe. Odpowiedź na pierwsze pytanie miała więc pokazać skalę poparcia ludności dla nowej władzy i opozycji.

Bardzo wygodne dla komunistów były też przyjęte zasady oddawania głosów. Na otrzymanych w lokalach wyborczych kartach do głosowania należało wpisać przy każdym pytaniu słowo „tak” lub „nie”. Odpowiedź twierdzącą można było zastąpić krzyżykiem (+), a przeczącą kreską (–). Także wrzucone do urny czyste, niewypełnione karty, były uznawane za głosy ważne i równoznaczne z odpowiedzią „tak” na wszystkie trzy pytania[4]. Stąd też tak duża presja propagandowa ze strony lewicy na głosowanie „bez skreśleń” i demonstracyjne wrzucanie czystych kart do urn. Ponadto zasady głosowania ułatwiały dokonywanie fałszerstw – wystarczyło dodać czystych kart do urny lub zmienić znak (–) na (+) przez dostawienie pionowej kreski.

W całym kraju utworzono 10305 obwodów głosowania. Na terenie powiatu augustowskiego było osiemnaście takich obwodów. W powiatach powołano też powiatowe sztaby ochrony głosowania ludowego, na czele których stali szefowie Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP). W skład tych organów wchodzili ponadto komendanci powiatowi MO i ORMO oraz dowódcy największych jednostek wojskowych w terenie. Każdy obwód głosowania otrzymał ochronę, której liczebność zależała od oceny stanu „zagrożenia”. Obwody podzielono na spokojne (ochraniane przez grupy 6-osobowe), średnio zagrożone (którymi opiekowały się grupy 11-osobowe) i silnie zagrożone (chronione przez pododdziały 21-osobowe). W powiecie augustowskim pięć obwodów uznano za spokojne, siedem za średnio spokojne, a sześć obwodów sklasyfikowano jako silnie zagrożone[5]. W skład grup ochrony wchodzili żołnierze, milicjanci i funkcjonariusze UB, występujący przeważnie w roli dowódców. Powiatowy sztab operacyjny miał problemy z zapewnieniem odpowiedniej liczby żołnierzy, mimo że do akcji użyto pododdziałów 51 batalionu saperów, 57 pułku piechoty i 27 grupy Wojsk Ochrony Pogranicza.

Organy bezpieczeństwa odpowiednio „zaopiekowały się” organizacją referendum. Dbały, by do komisji okręgowych i obwodowych nie dostały się „elementy reakcyjne”, a wśród członków komisji starano się pozyskać jak najwięcej współpracowników. Każdy obwód miał założoną teczkę obserwacyjną, gdzie zbierano dane o przewodniczącym i członkach komisji oraz nastrojach ludności[6]. Nasilono represje wobec działaczy PSL. W Augustowie funkcjonariusze UB aresztowali kilku liderów stronnictwa, a 28 maja 1946 roku zawieszono działalność tej partii na terenie powiatu[7]. W czerwcu kampania propagandowa nasiliła się. W teren ruszyły ekipy agitatorów z PPR i SL, wspierane przez wojsko. Masowo kolportowano plakaty i ulotki nawołujące do głosowania „3 x tak”. Grupy ochrony otrzymały nawet rozkazy użycia broni wobec osób zrywających afisze „bloku demokratycznego”[8]. Na potrzeby referendum zmobilizowano mechaniczne środki transportu i zarezerwowano łączność telefoniczną.

Samo głosowanie na Augustowszczyźnie odbyło się spokojnie, bez żadnych incydentów. Odnotowano, podobnie jak w całym kraju, wysoką frekwencję (ponad 86%). Funkcjonariusze UB bacznie obserwowali zwłaszcza zachowanie członków komisji obwodowych, lokalnych urzędników, sołtysów i księży. Zwracano uwagę, czy głosują jawnie, bez skreśleń (do czego zachęcano), czy też „idą za kurtynę” – co traktowano jako wyraz nieufności wobec władzy i głosowanie na „nie”. W opinii augustowskiego UB sprawdzian przedwyborczy, jakim było referendum, nie wypadł zgodnie z oczekiwaniami władzy ludowej. Społeczeństwo nie dało się zastraszyć i nie odegrało roli powolnej „maszynki do głosowania”. Także większość członków komisji obwodowych starała się uczciwie wypełniać swe obowiązki. Dlatego też przed wyborami do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 roku dokonano poważnych zmian w składach komisji obwodowych, wymieniono też część sołtysów i personelu urzędniczego w gminach.

Mimo oficjalnie ogłoszonych, pozytywnych dla władzy wyników głosowania, faktyczne rezultaty referendum były dla komunistów bardzo niepokojące. Wedle ustaleń niektórych historyków „blok demokratyczny” poparło zaledwie około 1/4 biorących udział w głosowaniu[9]. W powszechnej opinii społeczeństwa wybory zostały sfałszowane. Fałszerstw i „poprawek” dopuszczano się już na poziomie obwodów, jednak zasadniczej zmiany wyników referendum dokonano na szczeblu centralnym, zapewne przy pomocy „specjalistów” z Moskwy[10].

Publikowany dokument pochodzi z zasobu archiwalnego Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku. Autorem jego był Aleksander Kuczyński, szef PUBP w Augustowie. Kuczyński był Białorusinem, który służbę w UB rozpoczynał jesienią 1944 roku w Bielsku Podlaskim. Wcześniej miał za sobą dłuższy pobyt w Rosji i działalność w Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, dwuletni pobyt w polskim więzieniu i służbę w sowieckiej milicji[11]. Uczył się głównie w rosyjskiej szkole i miał problemy z językiem polskim, podobnie jak wielu funkcjonariuszy UB w pierwszym okresie działalności. Jego sprawozdania pełne są rusycyzmów i różnego typu błędów, co widać też w prezentowanym raporcie. W dokumencie zachowano oryginalna stylistykę, poprawiono jedynie oczywiste „literówki” i inne błędy, które obniżały czytelność tekstu.

[pieczęć]
Ministerstwo
Bezpieczeństwa Publicznego
Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie
2 VII 1946

Ściśle tajne!

Do
Szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku
Majora Piątkowskiego[12]

RAPORT

Melduję o przebiegu w dniu głosowania 30 czerwca.

We wszystkich 18 obwodach przebieg głosowania odbył się spokojnie, żadnych wypadków nie było. Ogólny udział ludności, która wzięła udział w głosowaniu wynosi 90%.

W większej części obwodów dało się zauważyć, że większa część ludności szła za kurtynę. Wszyscy księża wzięli udział w głosowaniu i szli za kurtynę, oprócz trzech. 7 zakonnic, które są w Augustowie w Domu Dziecka, również wzięło udział w głosowaniu i szły za kurtynę.

Z opowiadań członków komisji obwodowych, którzy liczyli głosy, to w każdym obwodzie na pewnej ilości kartek głosowania były robione dopiski, jak treści natury gospodarczej, natury wrogiej i cynicznej jak np.: ja nic nie dostał z UNRRA[13], ja nie mam krowy, ja nie mam budynków, ja nie mam chałupy, ja nie mam chleba, precz z Polską komunistów, każdy uczciwy Polak głosuje 3 razy NIE i wprost wyrazy cynicznie niecenzuralne. W obwodzie Nr 1 w Augustowie do koperty były włożone kartki przyniesione z domu (sześć takich kartek załączam)[14].

W dniu głosowania w obwodzie Nr 1 Augustów było dodatkowo wciągnięte na listę do 200 osób, którzy nie figurowali na liście uprawnionych do głosowania.

We wszystkich obwodach dało się zauważyć, że największa frekwencja głosujących była w godzinach, kiedy ludzie szli do kościoła i po kościele. Po wyjściu z głosowania żadnych rozmów między sobą nie prowadzili. Niżej podaję tabelę głosowania.

Nr obwodu Nazwa obwodu Liczba uprawnionych do głosowania Przegłosowało [głosowało] Nie głosowało
1. Augustów 3050 2468 582
2. Augustów 1152 1080 72
3. Żarnowo 804 794 10
4. Bargłów Kośc. 1123 1059 64
5. Pomiany 1052 983 69
6. Jeziorki 937 893 44
7. Jaminy 1153 1125 28
8. Raczki 1384 1362 22
9. Janówka 1382 1050 332
10. Kolnica 1678 1526 150
11. Lipsk 2440 1492 948
12. Jastrzębna 1066 957 109
13. Gruszki 879 868 11
14. Sztabin 1510 1398 112
15. Krasnybór 883 857 26
16. Monkinie 415 391 24
17. Gatne 1124 1052 72
18. Gorczyca 637 601 36
Total 22667 19596 2711

Przebieg głosowania w poszczególnych obwodach:

Nr 1. Augustów. Wszyscy członkowie komisji swoje głosy opuścili bezpośrednio do urny, nie zachodząc za kurtynę, połowa ludności zachodziła za kurtynę a połowa opuszczała głosy bezpośrednio do urny.

Ze słów członka komisji obwodowej [wynika, że] przy liczeniu głosów, [na] ponad 50 kartkach byli dopisane rozmaite dopiski wrogiej treści oraz wyjęto z kopert sześć kartek przyniesionych z domu i włożonych do kopert. Referent[15] znajdujący się na sali obserwował, jak jedna kobieta otrzymawszy kartkę, urządziła się przy oknie i na głos powiedziała: „ja nic nie dostałam z UNRRA”. Przy 2 [dwóch] pierwszych pytaniach napisała TAK, a przy trzecim pytaniu napisała NIE. Jeden ob[ywatel] przy wszystkich trzech pytaniach napisał TAK i dopisał „ale ja z UNRRA dostał bardzo liche łachy”.

Trzech księży i 7 zakonnic wzięli udział w głosowaniu, lecz poszli za kurtynę i jak dało się z boku podpatrzeć naszym pracownikom, to na wszystkie trzy pytania napisali NIE! Przy czym przynieśli ze sobą swoje ołówki chemiczne.

Nr 2. Augustów. Cała komisja obwodowa rzucili swoje głosy bezpośrednio do urny. Ludność w przeważającej części zachodziła za kurtynę i jak dało się słyszeć od członków komisji, było bardzo dużo głosów z odpowiedzią NIE! I jak powiedział dla nas burmistrz Lech[16], członek PPR: „Wiecie, ja mieszkam w tej dzielnicy i dobrze wiem, to wszystko takie ludzie pisali NIE, którzy nie chcą pracować, a tylko stale obijają progi, żeby dostać po kilka razy z UNRRA i w ten sposób odwdzięczają się”.

Obwód Nr 3. Żarnowo. Wszyscy członkowie komisji chodzili za kurtynę. Wszyscy z głosującej ludności chodzili za kurtynę, na uwagi i zachęcanie agitatora, który znajdował się na sali, że głosy można opuszczać bezpośrednio do urny, nikt nie usłuchał tych rad.

Jest godnym uwagi następujący fakt: dnia 29 VI przyszła żona milicjanta Powiatowej Komendy MO Bartosiewicza, który znajdował się w tym obwodzie w grupie ochronnej i powiedziała „Jak ty zapatrujesz się w sprawie głosowania, bo ja wcale nie myślę iść głosować na tych łachudrów”, na co on odpowiedział „Ja muszę głosować, a ty jak sobie chcesz”.

Nr 4. Bargłów. Wszyscy członkowie komisji obwodowej rzucili swoje głosy bezpośrednio do urny. Ksiądz manifestacyjnie opuścił swój głos bezpośrednio do urny, nie zachodząc za kurtynę. Z głosującej ludności prawie wszyscy zachodzili za kurtynę.

Nr 5. Pomiany. 8-u członków komisji przy opuszczaniu głosów udawali się za kurtynę i tylko dwóch opuścili [karty] bezpośrednio do urny. Na uwagę i rady znajdującego się na sali agitatora, że można opuszczać bezpośrednio do urny, nikt tej rady nie słuchał.

Nr 6. Jeziorki. Połowa członków komisji rzuciła głosy bezpośrednio do urny, druga połowa chodzili za kurtynę. Ogromna część głosującej ludności chodzili za kurtynę.

Komisja Nr 7. Jaminy. Wszyscy członkowie komisji rzucili swoje głosy bezpośrednio do urny. Przeważająca ilość ludności głosującej, wszyscy w młodym wieku zachodzili za kurtynę. Na uwagi znajdującego się na sali agitatora, że można bezpośrednio do urny rzucać, odpowiadali: „my wiemy jak trzeba robić i co trzeba pisać”. Naszemu pracownikowi udało się zobaczyć jak ksiądz na wszystkie trzy pytania napisał – NIE!

Nr 8. Raczki. Wszyscy członkowie komisji opuścili swoje głosy bezpośrednio do urny i tylko jeden członek komisji chodził za kurtynę, dyrektor Gimnazjum Rolniczego Wójcik. Cała głosująca ludność chodziła za kurtynę i na rady agitatora, że można bezpośrednio rzucać do urny, nikt nie usłuchał. Ksiądz głosował, chodził za kurtynę.

Nr 9. Janówka. Wszyscy z członków komisji chodzili za kurtynę, oprócz przewodniczącego, który głos rzucił bezpośrednio do urny. Do południa trzy czwarte ludności głosującej nie chodzili za kurtynę. Po południu, gdy przyszedł członek komisji Grzywiński i zaczął pouczać, żeby wszyscy szli za kurtynę, na co jemu zwracali uwagę agitator i nasz pracownik. Ksiądz głosował i jak udało się podpatrzeć naszemu pracownikowi, na wszystkie trzy pytania napisał NIE!

Nr 10. Kolnica. Wszyscy członkowie komisji rzucili swoje głosy bezpośrednio do urny. Z ludności głosującej, połowa rzucali bezpośrednio do urny, połowa szli za kurtynę.

Nr 13. Gruszki. Obwód ten położony w Puszczy Augustowskiej, bardzo oddalony od Augustowa, ludność bardzo zacofana, łatwo ulega wpływom wrogim i cała ludność, jak za czasów niemieckiej okupacji, tak i po wyzwoleniu należała do AK[17]. Dość wspomnieć, że w moment wyzwolenia spod okupacji tam znajdowało się 5 wielkich obozów AK, toteż rezultat głosowania w tym obwodzie przedstawia się najgorzej. Podług spostrzeżeń naszego pracownika, ogromna większość głosujących na wszystkie trzy pytania pisali – NIE! Wszystkie 10 członków komisji chodzili za kurtynę. Znajdujący się na sali agitator podawał rady, że za kurtynę można nie iść a rzucać bezpośrednio do urny. Nikt tej rady nie słuchał. Tak np. nasz pracownik powiedział dla jednej starej kobiety „Może wy mamusiu niepiśmienni jesteście, nie możecie pisać, to można wrzucić prosto do urny, będzie to to samo”; na co kobieta ta odpowiedziała: „Co pan szalonej szuka, ja nie szalona, wiem co mam robić i co mam pisać”, poszła za kurtynę i zaczęła wyprowadzać trzy kreski[18]. Ze wsi Rubcowo, należącej do tego obwodu, przyjechali wszyscy uprawnieni do głosowania, i sędziwi starcy, i kaleki, i bez nogi, i wszyscy szli za kurtynę i jak dało się podpatrzeć naszemu pracownikowi, stawiali kreski na wszystkie trzy pytania. Obecnie przystąpimy do rozpracowania, celem wyszukania kto przyczynił się do prowadzenia wrogiej agitacji. Wszyscy członkowie komisji chodzili za kurtynę, jak również i wszyscy bez wyjątku głosujący. Ksiądz Kondracki, gdy otrzymał kartę, tuż przy stole przy pierwszym pytaniu napisał NIE, przy dwóch pytaniach napisał TAK. Na ten czas było koło niego 3 ludzi, których on pouczał „piszcie w ten sposób”.

Nr 14. Sztabin. Cala komisja obwodowa rzuciła swoje głosy bezpośrednio do urny. Z ludności głosującej jedna trzecia chodzili za kurtynę, dwie trzecie rzucali głosy wprost do urny. Wójt przyprowadził dużo ludzi i pokazał osobiście przykładem, otrzymawszy kartkę bezpośrednio wrzucił [ją] do urny. Co do pozostałych obwodów Nr 11, 12, 15, 16, 17 i 18 [były one] obsadzone przez grupy wojskowe, w których nie było naszych pracowników, do chwili drukowania raportu nie było możliwości zasięgnąć informacji, o czym nadeślę dodatkowy raport.

Przed i w okresie głosowania wrogich ulotek lub innych wydawnictw nie zanotowano, wyjątek stanowi: dnia 25 VI z przejeżdżającego samochodu ciężarowego przez Augustów, nie ustalono jakiego urzędu ten samochód, w trzech kilometrach za Augustowem szosą na Suwałki zostało zrzucone kilka ulotek PSL-u, z czego jedną ulotkę nam przyniesiono. Było w niej wypisane, aby ludność na pierwsze pytanie odpowiedziała NIE, na pozostałe dwa pytania by odpowiedziano TAK. Ulotka podpisana przez Mikołajczyka[19] i Wójcika[20].

Dnia 29 VI we wsi Jaziewo, gmina Jaminy zerwano jedną ulotkę WiN[21], w której wzywało się na pierwsze dwa pytania odpowiedzieć NIE, na trzecie pytanie TAK. Podpisu na ulotce nie ma, lecz napisane „za zerwanie śmierć”.

Szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego na powiat Augustów
Kuczyński

Niżej podaje się kartkę, która znajdowała się w kopercie w obwodzie Nr 11 Lipsk. Z charakteru pisma jest podobnym do pisma wójta gminy Lipsk Chomiczewskiego[22], który owszem jest bałaganowym[23] „poetą”. Kartkę pozostawiliśmy w celu prowadzenia rozpracowania.

Senat podstawa i chluba, to mądrzy ludzie,
Wiedzą, że życie bez porządku nie pójdzie,
Polska nasza dorówna światu,
W Rosji rządzi zgromadzenie Komisarzy, jak wiemy,
Tego najgorzej się boimy, bośmy swoimi oczyma na to patrzyli.

Reforma rolna co to, to kołchoz,
Najpierw w Rosji wzięto obszarników,
Potem ich wszystkich przerobiono na kołchoźników,
Ludzie z Rządem w nienawiści,
Do pracy zapędzają czekiści (nasza Milicja to samo).

Czekiści to ludzie bez serca, to kaci,
Za niewykonanie normy strzelają,
Bo proletariatu chwaci,
Od komisarzy ludowych taki rozkaz mają.

Co do granic na zachodzie,
To mniejsza o to,
Byłem na wschodzie,
Rodzinne miejsce to złoto.

Maszynopis, oryginał.

Źródło: IPN Bi, sygn. 045/156, k. 92–97.


[1] A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski 1939–1989, Warszawa 1996, s. 187.

[2] Ibidem, s. 191.

[3] Cz. Osękowski, Referendum 30 czerwca 1946 roku w Polsce, Warszawa 2000, s. 32.

[4] Ibidem, s. 34.

[5] Rozkaz operacyjny Nr 007/op dowódcy 18 Dywizji Piechoty z 6 VI 1946 roku, załączniki Nr 1 i 2 do tego rozkazu, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Białymstoku (dalej: IPN Bi), sygn. 045/71, k. 13–15.

[6] Cz. Osękowski, op. cit., s. 51.

[7] W. Batura, A. Makowski, J. Szlaszyński, Dzieje Augustowa. Od założenia miasta do 1945 roku, Suwałki 1997, s. 339.

[8] Rozkaz dowódcy Grupy Operacyjnej Augustów do dowódców ochrony obwodów glosowania z 23 VI 1946 roku, IPN Bi, sygn. 045/71, k. 21.

[9] Probierzem była tu odpowiedź na pierwsze pytanie, dotyczące zniesienia Senatu. W świetle ustaleń prof. A. Paczkowskiego – opartych o poufne materiały, które docierały do najwyższych władz partyjnych – pozytywnie odpowiedziało na nie 26,9% głosujących („Karta” 1996, nr 18, s. 131). W powiecie augustowskim wyniki (według danych z 15 obwodów) były następujące: I pytanie – 31,4% tak, 68,6% nie; II pytanie – 48,8% tak, 51,2% nie, III pytanie: 50% tak, 50% nie. Zob. Referendum z 30 czerwca 1946 r. Przebieg i wyniki, oprac. A. Paczkowski, Warszawa 1993, s. 99; W. Batura, A. Makowski, J. Szlaszyński, op. cit., s. 340.

[10] N. Pietrow, Sztuka wygrywania wyborów, „Karta” 1996, nr 18, s. 122. Autor pisze, że w końcu czerwca 1946 roku do Warszawy przybyła specjalna grupa pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR, pod dowództwem płka A. Pałkina, specjalizująca się w fałszowaniu dokumentów. Po referendum napisali oni od nowa 5994 protokołów komisji obwodowych z obliczonymi głosami i podrobili ok. 40 tysięcy podpisów członków komisji obwodowych.

[11] Aleksander Kuczyński urodził się w 1906 roku w Orli. W latach 1915–1922 przebywał w Rosji jako „bieżeniec”, ukończył siedem oddziałów dziesięciolatki w Kałudze, z zawodu był ogrodnikiem. Od 1924 roku działał w KPZB, za co był aresztowany i skazany na dwa lata więzienia. Do PUBP w Bielsku Podlaskim przyjęty w październiku 1944 roku, od lutego 1945 roku do września 1946 roku szef PUBP w Augustowie, następnie na różnych stanowiskach w WUBP w Białymstoku. Zob. T. Danilecki, Kadra Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim w 1944 r., w: Studia i materiały do dziejów najnowszych ziem północno-wschodniej Polski (1939–1945), pod red. J. J. Milewskiego, Białystok 2004, s. 69.

[12] Tadeusz Piątkowski – absolwent kursu NKWD w Kujbyszewie, w okresie 15 VIII 1944 – 12 I 1945 kierownik kontrwywiadu i zastępca szefa WUBP w Białymstoku, następnie od 12 I 1945 roku do 20 VII 1946 roku szef WUBP w Białymstoku.

[13] United Nations Relief and Rehabilitation Administration (UNRRA) – Organizacja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, utworzona 9 listopada 1943 roku w Waszyngtonie z inicjatywy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ZSRR i Chin. Miała na celu udzielenie natychmiastowej pomocy krajom alianckim najbardziej dotkniętym wojną. Pomoc obejmowała artykuły pierwszej potrzeby (żywność, leki, odzież), jak i podstawowe urządzenia oraz inwentarz niezbędny do wznowienia produkcji rolnej i przemysłowej.

[14] Załączniki te przy publikowanym dokumencie nie zachowały się.

[15] Pracownik PUBP w Augustowie. Funkcjonariusze UB byli przy prawie wszystkich komisjach obwodowych, występowali formalnie jako kierownicy ochrony, ale bacznie obserwowali też zachowanie członków komisji i głosujących.

[16] Józef Lech – burmistrz Augustowa od końca marca 1945 roku, sekretarz miejskiej organizacji PPR.

[17] W lasach otaczających wieś Gruszki znajdowały się obozy oddziałów Armii Krajowej i partyzantki sowieckiej. Także po wojnie był to rejon działalności grup AKO-WiN.

[18] Trzy kreski oznaczały odpowiedź przeczącą na wszystkie trzy pytania.

[19] Stanisław Mikołajczyk (1901–1966) – polityk i znany działacz ludowy, premier rządu RP na uchodźstwie w latach 1943–1944, prezes PSL w latach 1945–1947, zagrożony aresztowaniem nielegalnie opuścił kraj i do końca życia przebywał na emigracji w USA.

[20] Stanisław Wójcik (1901–1989) – polityk, działacz ruchu ludowego, sekretarz Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL, poseł na Sejm Ustawodawczy, zagrożony aresztowaniem zbiegł w 1948 roku do Anglii.

[21] Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” – niepodległościowa organizacja o charakterze cywilno-wojskowym, utworzona 2 września 1945 roku przez grupę oficerów Komendy Głównej AK. Pierwszym prezesem był płk Jan Rzepecki. W referendum nawoływała do glosowania „nie” na dwa pierwsze pytania i „tak” na trzecie pytanie.

[22] Jan Chomiczewski – wójt gminy Lipsk w 1945 roku, przewodniczący komisji obwodowej Nr 11 w Lipsku.

[23] Tu w znaczeniu – poeta okolicznościowy, kabaretowy.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

I śmieszno, i straszno

Pierwsze lata budowy PRL to okres wyjątkowo brutalnego rozprawiania się z przeciwnikami nowego systemu. Do władzy doszły nowe „elity”, pochodzące często z nizin społecznych. Z jednej strony brutalność działań organów bezpieczeństwa, z drugiej – uległość nowych oficjeli, którzy swoim mocodawcom zawdzięczali wszystko. Mimo, że ci ludzie dla zwykłego mieszkańca małego miasteczka czy wsi byli potężni, nie potrafili pozbyć się nawyków i języka z wcześniejszego okresu. Pan Hieronim Wawren na łamach „Kuriera Porannego” w lipcu 1990 r. opublikował takie oto wspomnienie.

Augustowskie wspomnienia

W drugiej połowie lat czterdziestych także w Augustowie organizowano i. „utrwalano” władzę ludową przyniesiona na sowieckich bagnetach. Robiły to różne instytucje, przede wszystkim Urząd Bezpieczeństwa mieszczący się „U Turka”, czyli w budynku przy ulicy 3 Maja, w którym przed wojną Turek prowadził cukiernię. Zainstalowały się w mieście komitety PPR i PPS (potem PZPR), inspektorat szkolny, milicja wraz z ZOMO, magistrat. Pracowały w nich osoby już dziś częściowo zapomniane, choć o niektórych jeszcze wieść niesie. Takim był na przykład Jan Szostak[1]. AK-owiec, po wojnie szef UB, a pod koniec życia „artysta”. Pamiętam jeszcze szefa PPS Dobrenkę[2] (wysoki mężczyzna z bielmem na oku), inspektora szkolnego Ignacego Popowskiego (mówił bardzo ładną polszczyzną), milicjanta Banasia.

Najbardziej jednak zauważalnym i popularnym człowiekiem w Augustowie był ówczesny burmistrz Lech[3]. Ten posługiwał się językiem mazurskim, więc określono go ciepło „ociec miasta”, z czego był bardzo dumny. Powtarzano jego powiedzonka, wystąpienia. Oto kilka przykładów.

W lecie 1948 r. władze powiatowe zorganizowały ekshumację poległych żołnierzy radzieckich. Trumny przewieziono na cmentarz urządzony obok dawnego cmentarza katolickiego. Była warta honorowa. orkiestra wojskowa grała marsza żałobnego. „Ociec miasta” swoje wystąpienie zakończył okrzykiem „Niech zyjo te co tu lezo!”.

Po powstaniu PZPR przystąpiono do zbierania składek na „dom partii”. Kiedyś w niedzielę taką zbiórkę próbował przeprowadzić i augustowski burmistrz. W asyście dwóch pań, z puszką w ręku, namawiał osoby wychodzące z kościoła. „Ludzie! Dawajta piniądze! Partie diabli wezno a dom bedzie stojał”. Prorocze to były słowa, ale biedny Lech nie doczekał się ich potwierdzenia.

W 1949 r. obchodzono trzecią rocznice powołania ORMO. Stosowna akademia odbyła się w Augustowie w sali Foksa (Foxa?) koło śluzy. Przybyła głównie – z przymusu – młodzież gimnazjalna. Na scenie ustawiono duży stół nakryty czerwonym suknem, za którym siedli notable. Lech powiedział tak: „Towarzyski i towarzyse! My dzisiaj obchodziem trzecie rocznice ORMO. Nie kuzden wie co to je ORMO. Insy wie a insy nie wie. Tu siedzo panowie wojskowe oni wiedzo co to je ORMO, a wy cywile nie wieta co to je ORMO. A ORMO to je takie ORMO. Jak z tyłu za wojskiem idzie rezerwa, tak z tylu za naso kochano augustosko milicjo idzie nase kochane augustoskie ORMO. Dzięki nasemu kochanemu augustoskiemu ORMOju Augustowowi nie było zabójstw i merderstwów. Niech zyje nase ORMO, kochane ORMO, augusłosko ORMO!”. Rozbawiona młodzież skandowała OR-MO! OR-MO! OR-MO!, orkiestra grała „Międzynarodówkę”, kapral Banaś salutował wyprężony na baczność, a uszczęśliwiony „Ociec miasta” śmiał się ucha do ucha – takie przecież ładne przemówienie wygłosił!

Hieronim Wawren

Wycinek artykułu przekazała nam p. Lidia Wiszniewska

[1] Jan Szostak – ur. w Augustowie. Uczestnik walk kampanii wrześniowej. Według jego akt osobowych w latach 1939-1941 był współpracownikiem NKWD o kryptonimie „Wrona”. Według jego własnych relacji – wydał w ręce radzieckiego wywiadu kilkanaście osób oraz magazynów broni. Jednocześnie do 1942 r., był żołnierzem AK, pseudonim „Kruk”. W Armii Krajowej kolejno pełnił funkcję łącznika, dowódcy drużyny i dowódcy plutonu. Od 1944 r. ponownie był współpracownikiem NKWD ps. „Subocki” (jego oficerem prowadzącym był major Wasilenko, późniejszy doradca Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa) [przy. red.].

[2] Michał Dobrenko – ur. 26 lutego 1910 r., syn Michała, przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej w Augustowie [przy. red.].

[3] Józef Lech – burmistrz Augustowa od końca marca 1945 r., sekretarz miejskiej organizacji PPR [przy. red.].

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Smutny Dzień Ziemi

Nie było zimy, nie ma wiosny, na całym świecie szaleje pandemia. Do tego potworna susza na podlaskiej ziemi. Wydawało się, że nic gorszego nie może nas spotkać. Żyliśmy nadzieją na otwarcie dostępu do lasów i parków, żeby nieco bardziej odetchnąć.

Dla mnie ważny był Dzień Ziemi – wiadomo, przewodnik terenowy po Biebrzańskim Parku Narodowym. Człowiek, który całe życie mieszka w okolicy „raju na ziemi”, jak to miłośnicy przyrody nazywają nasz skrawek Polski. Wydawało się, że będzie lepiej, że będzie normalnie.

Wydawało się.

Niedziela, 19 kwietnia 2020, nieco po godzinie 20. Nagle przeraźliwy dźwięk strażackiej syreny. Gdzieś nieszczęście – wypadek? Pożar? Szybko założyłem buty na nogi i wybiegłem na zewnątrz. Rozejrzałem się wokół, lecz nic złego nie dało się zauważyć. Słychać było jednak sygnał innej jednostki.

Oj, niedobrze.

Obserwuję błyskające, niebieskie światła wozów strażackich – kierują się na most przez Biebrzę w Dolistowie. Rozejrzałem się dokładniej i zauważyłem coraz większa łunę. Jadą następne jednostki. Zrozumiałem. Palą się łąki, na moje oko gdzieś w okolicy Polkowa, Kopytkowa. Był to początek ogromnego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jak dużego, jeszcze nie wadomo.

W chwili pisania tego tekstu nierówna walka z żywiołem trwa czwarty dzień. Strażacy z kilku powiatów – ochotnicy i zawodowi – i okoliczni mieszkańcy dzień i noc toczą bój z żywiołem. Działania na ziemi wspomagają z nieba cztery samoloty Lasów Państwowych. Na pomoc jadą strażacy z Krakowa, Poznania i Nowego Miasta Lubawskiego. Płyną pieniądze na sprzęt i paliwo – datki można wpłacać na specjalne konto, które znaleźć można na stronie Biebrzańskiego PN.

W poniedziałek ogień dotarł na wysokość Dolistowa. Byłem – można powiedzieć – w samym epicentrum żywiołu. Widziałem w życiu wiele pożarów, w tym pożary łąk, ale ogrom tego mnie przeraził. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, ogień i spalona ziemia, kłęby dymu widoczne podobno z wielu kilometrów. Zmęczeni i umorusani strażacy, często nie mający czasu na łyk wody czy zjedzenie kanapki.

Trzeba wiedzieć, w jakim niebezpiecznym i trudnym terenie pracują ci ludzie. W Dolistowie 15 wozów straży, samoloty, 3 traktory wyciągają zapadające się w torfie samochody.

I ta ludzka bezsilność.

Wiele kilometrów i to w różnych miejscach, ściany ognia. W jednym miejscu udało się opanować ogień. Strażacy wzięli głęboki oddech i przemieszczają się w inne miejsce, aż tu nagle podmuch wiatru i na nowo rozgorzało – trzeba wracać i znowu gasić to samo miejsce, a trawa pali się „z wiatrem i pod wiatr”. Kolejne dni i pożar dociera na wysokość Wrocenia, Dawidowizny, Goniądza – jeszcze pali się koło Kopytkowa. Goreją trawy, drzewa, zwierzęta. PRZYRODA.

Całe szczęście, że jest to teren słabo zamieszkały – do tego czasu nie ma strat w ludziach i budynkach, ale 4 000 hektarów poszło z dymem.

A ile jeszcze?

BOŻE! Ześlij nam deszcz, błagamy.

We wtorek, 21 kwietnia po południu, wybrałem się na pogorzelisko w okolicy Dolistowa. Pięć godzin, trochę pieszo, trochę traktorem po spalonych bezdrożach. Wokół czarna ziemia, wystające, spalone kikuty wszechobecnej turzycy, brzozy osmalone do wysokości 4 – 5 metrów, przypalone wierzby. Tu i tam lekki dymek unosi się z resztek korzeni brzozy czy innego drzewa, które uschło jakiś czas temu.

W całym tym nieszczęściu jest jeszcze jedna ważna sprawa – pali się trawa i wszystko, co jest na powierzchni ziemi. Niestety, gdyby ogień przedostał się głębiej, do torfu, to pożar może trwać miesiącami. W czasie swojej eskapady znalazłem dwa spalone łosie i kilkanaście resztek po gniazdach.

Coś strasznego.

Kiedy adrenalina i złość trochę opadły, zacząłem baczniej rozglądać się za życiem. Trochę znalazłem: 1 sarenka, 3 bażanty, para kaczek krzyżówek. Usłyszałem też, a potem i zobaczyłem kszyka, a także troszkę ptasiej „drobnicy”. Im się udało, ale gniazda, jaja i pewnie część lęgów mamy stracone.

Przerażająca jest opowieść strażaków, którzy widzieli, jak koło Wrocenia samica bielika starała się obronić gniazdo. Smutne i straszne, po prostu brak słów. I jeszcze coś – zajechałem na swoją łąkę. Mamy tam kilkanaście brzózek. Wszystko opalone. Szkoda, ale wśród tej spalenizny stało nienaruszone jedno źdźbło turzycy.

W pewnym momencie usiadł na nim mały ptaszek (za daleko, żeby rozpoznać) i przez moment zaśpiewał i odleciał, a ja poczułem, że mam mokre oczy. Kiedy trochę doszedłem do siebie, pomyślałem: chłopie, a może chciał ci powiedzieć, ten ptaszek „nie martw się, jeszcze będzie dobrze”. No tak, przecież nadzieja umiera ostatnia.

Ale przez wiele lat, a może i nigdy więcej, ta ziemia biebrzańska nie będzie taka sama. Gdzie te kaczeńce, rycyki, kszyki, cudowne w tym czasie bataliony i inne ptactwo, zwierzęta, unikalna roślinność.

A wszystkiemu niestety winny jest człowiek. Nie mnie prowadzić dochodzenie, co było zarzewiem ognia. Czy była to jakaś szklana butelka, czy niedopałek papierosa, czy… aż strach pomyśleć. Ale mogło być i tak.

Gorycz, smutek, żal i bezsilność z jednej strony, a z drugiej ewangeliczna wiara, nadzieja i miłość. Miłujmy tę przyrodę z nadzieją i wiarą, a będzie lepiej.

 

Artykuł ukazał się w numerze 5/2020 miesięcznika “Nasz Sztabiński Dom”