Biebrzański Park Narodowy – największy park narodowy w Polsce i jeden z większych w Europie. Bezkresne przestrzenie terenów ciekawych przyrodniczo i historycznie. Również ludzie odcisnęli swe piętno na tej biebrzańskiej ziemi. Powstanie styczniowe, partyzantka AK w czasie II wojny światowej, bitwa w ramach operacji Burza 08.09.1944 r. na Piekielnych Wrotach i wiele innych.
Podczas spaceru na Grzędach „Szlakiem Polskiego Sybiru” możemy zadumać się nad piękną i nieraz tragiczną historią tego terenu. Tu wspomnimy ludzi, którzy nad Biebrzą się urodzili, tu żyli, pracowali dla dobra i rozkwitu tej pięknej krainy. Wspomnieć trzeba tutaj na przykład Piotra z Goniądza, hr. Karola Brzostowskiego, ojca Andrzeja Czesława Klimuszko, błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszko i wielu innych cichych bohaterów, którzy w znoju i pocie czoła pracowali i pracują, aby biebrzańska kraina rozkwitała, aby tę perełkę pokazywać ludziom z całego świata.
A ludzie są tutaj nie tylko pracowici, ale i wyjątkowo gościnni, otwarci i szczerzy. Tutaj turysta znajdzie nie tylko informacje, ale też i dach nad głową, naje się miejscowych smakołyków i przenocuje wśród świergotu ptaków i zapachów wsi. Wszystko to nad Biebrzą. Starsi mieszkańcy wspominają, że prawobrzeżna Biebrza to „mazurska”, a lewobrzeżna to „ruska”, ale o tych podziałach, o Jaćwingach, Mazurach, Rusinach i innych narodowościach w innych wspomnieniach.
Rzeka dzieli, a drogi i mosty łączą. Najbardziej „kultowy” to most kabłąkowy w Dolistowie. To z tego mostu otwiera się panorama największych torfowisk w Europie środkowo-wschodniej. Prawdziwa brama na bagna znajduje się właśnie tutaj. Obojętnie, w którą stronę się skierujemy będziemy w sercu tej dzikiej krainy. Teraz takich mostów już się nie buduje. Konstrukcja ta w starych przewodnikach jest określana jako most donikąd i wtedy słusznie, „bo dzisiejsza” droga do Jasionowa zbudowana była trzydzieści lat temu. Wcześniej była przejezdna tylko w czasie suszy, bądź zimą.
Dlaczego ten most nazywam „kultowym”? Dla mnie jest bliski z wielu powodów. Po pierwsze, jest moim rówieśnikiem. Po drugie, w czasie swoich młodzieńczych, wspaniałych lat spędzałem na tym moście wakacyjne wieczory. To stąd wyruszało się z kolegami w truskawki, na jabłka, gruszki, w strąki… Kto dziś delektowałby się zielonym grochem?
Na tym moście niejedna miłość się zaczęła i pewnie niejedna się zakończyła, ech… Po latach wracałem z sentymentem na ten most. Przesiadywałem na poręczy i obserwowałem, obserwowałem, obserwowałem.
Po–utworzeniu BPN w 1993 r. coraz częściej pojawiały się samochody z rejestracjami niemieckimi, holenderskimi, a z polskimi z różnych, nawet najodleglejszych. zakątków naszego kraju. Ludzie wyposażeni w wodery, lunety, wysokiej klasy lornetki i aparaty fotograficzne z „lufami”. Czego oni tu szukają, zastanawiali się miejscowi. Nie ukrywam – ja też.
Dla nas nadbiebrzańskie tereny kojarzyły się z ciężką pracą. Trzeba było trawę skosić kosą, siano zgrabić grabiami, złożyć w kopę, na nosidłach ponosić do odziomka, zbudować stóg, a zimą powozić do gospodarstwa. Latem w słonecznym skwarze. przy bzyczeniu komarów, ostrych cięciach ślepaków, bąków i innych „atrakcjach”. Zimą przy mrozie do -30 stopni Celsjusza trzeba było zwieźć siano, jechać do lasu po drzewo.
Ależ to było „sielsko, anielsko” i życie płynęło. Dzisiaj opowiadamy o tym naszym turystom, pokazujemy wiele narzędzi i przedmiotów gospodarstwa domowego oraz wyposażenia wnętrz. Niewyobrażalną skarbnicą pomocną do takich opowieści jest zbiór etnograficzny w Izbie Regionalnej Ziemi Sztabińskiej im. Romana Gębicza w Sztabinie. Moim marzeniem jest utworzenie w naszym gospodarstwie ciągów tzw. tematycznych, na przykład dotyczących przetwarzania wełny i lnu (zaczynalibyśmy od nożyc do strzyżenia owiec, garści wełny i lnu i kończylibyśmy na warsztacie tkackim) lub związanych z obróbką drewna tradycyjnymi narzędziami.
Trzeba marzyć, a jest szansa, że marzenia się spełnią.
Artykuł ukazał się w numerze 5/2016 miesięcznika “Nasz Sztabiński Dom”
Nadbiebrzańskie krajobrazy w obiektywie Tomka Chilickiego