Dzisiaj ukazał się artykuł na temat kolejnej mało znanej w szerszych kręgach postaci pochodzącej z Augustowa. Chodzi o Żyda Emila Leona Posta - matematyka, twórcę podstaw informatyki. Napisał go prof. Kazimierz Trzęsicki w 2016 roku. Zafrapował mnie fakt, że mimo dogłębnych poszukiwań nie udało się profesorowi odnaleźć ostatecznego potwierdzenia, że Emil Leon Prost pochodził rzeczywiście z Augustowa. Jedynie w słownych przekazach samego Prosta padało takie stwierdzenie. Od 2016 roku upłynęło jednak ładnych parę lat i pomyślałem, że może warto ponownie pochylić się nad tym zagadnieniem. W końcu udostępniane są kolejne zdigitalizowane materiały i dokumenty, więc szansa była. A dodatkowo lubię takie zagadki!
Zacząłem od poszukiwania dokumentów związanych z ojcem Emila, czyli Arnoldem Postem. Dość szybko udało mi się odnaleźć wniosek Arnolda o naturalizację w USA (Petition for Naturalization). Arnold Post w tym dokumencie zeznaje, że urodził się 25 stycznia 1867 r. w Suwałkach na terenie ówczesnej Rosji. Mogło chodzić rzeczywiście o Suwałki, ale mogło też chodzić o gubernię suwalską, bo i tak imigranci z zaboru rosyjskiego w skrócie deklarowali swoje miejsce urodzenia w dokumentach amerykańskich. Najistotniejsza więc była dla mnie data urodzenia. Dokument wymienia również żonę i wszystkich członków rodziny Arnolda:
żona Pearl Post ur. w Suwałkach (datę urodzenia pominięto)
i dzieci: Annie Post ur. 20 lutego 1892 r. w Suwałkach,
Ethel Post ur. 15 maja 1894 r. w Suwałkach,
Emil Post ur. 10 lutego 1897 r. w Suwałkach.
Wszyscy mieszkali podówczas Na dokumencie widnieje data 24 marca 1909 r.) w Nowym Jorku pod numerem 211 przy ulicy 117 West.
Suwałki były tu powtórzone tyle razy, że zaczynałem wątpić czy rzeczywiście rodzina pochodziła z Augustowa. Konieczne było więc odszukanie dokumentów imigracyjnych. We wniosku naturalizacyjnym znajduje się jeszcze jedna, kluczowa wręcz informacja. Cytuję: Wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych z Hamburga, Niemcy w dniu około 18 stycznia roku pańskiego 1903 i przybyłem do portu Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych na statku "Auguste Victoria".
Po szybkim sprawdzeniu historii rejsów tego statku stwierdziłem, że Arnold Prost musiał przybyć do Nowego Jorku 12 dni po wypłynięciu z Hamburga, czyli 30 stycznia tamtego roku. Wystarczyło odszukać listę pasażerów przybyłych na Ellis Island tego konkretnego dnia i być może uda się rozwiązać zagadkę pochodzenia rodziny. Czytając dalej artykuł profesora zauważyłem, że dość dokładnie zbadał on wszelakie osoby przybyłe do Nowego Jorku o nazwisku Post. Założyłem więc, że Arnold Post musiał przybyć pod innym nazwiskiem a być może również innym imieniem. Mogło to być nazwisko zbyt trudne do wymówienia w języku angielskim, ale zapewne w jakimś stopniu powiązane z używanym w USA nazwiskiem Post.
Odnalazłszy listę pasażerów ze statku "Auguste Victoria" przybyłych tamtego dnia do USA cierpliwie przeszukiwałem ja wiersz po wierszu. I w pewnym momencie... bingo! Lista nr 12 str. 797 wiersz 18. Jest tam wymieniony Aron Postawelsky mający lat 35. Przybywa do swojego brata Josua Postawelskiego. Wiek się zgadza, a co istotne jako ostatnie miejsce swojego pobytu wymienia Augustowo (czyli Augustów). Imię Aron zostało więc zmienione na Arnold a nazwisko Postawelsky (Postawelski) na Post.
Gdy na początku XIX wieku Żydzi zostali zmuszeni do przybrania nazwisk dziedzicznych wielu z nich wybierało nazwisko związane np. z miejscem zamieszkania lub urodzenia. Pojawiały się nazwiska takie jak Grodzieński, Ludwinowski, Serwiański itp. Być może nazwisko Postawelski powiązane jest z miejscowością Postawy znajdującą się obecnie na północnych kresach Białorusi?
Ustalenie nazwiska było więc podstawą do dalszych poszukiwań, które dość szybko zakończyły się sukcesem. Szukając Postawelskich przybyłych do USA po 1903 roku (emigracja Arona, czyli Arnolda) a przed 1909 rokiem (wniosek o naturalizację) szybko natknąłem się na rodzinę Postów vel Postawelskich. 30 kwietnia 1904 r. na pokładzie statku "Friedrich der Grosse" przybywa na Ellis Island rodzina składająca się z Perle (żony Arnolda) lat 36, dzieci: Channe (córka) lat 15, Esther (córka) lat 11 i Chaim (syn) lat 6. Do rodziny zalicza się również Rywka Sterling - siostra najprawdopodobniej Perle. W rubryce "Krewny do którego przybywają..." podają Arnold J. Prost. Szybko więc, bo po półtora roku pobytu w USA, głowa rodziny zaczęła używać nowego imienia i nazwiska.
Wiek dzieci zgadza się z danymi podanymi przez Arona we wniosku o naturalizację. Imiona można zmapować tak: Channe -> Anne, Esther -> Ethel, Chaim -> Emil. Lista posażerów potwierdza po raz wtóry, że rodzina mieszkała w Augustowie.
Tyle udało mi się ustalić w temacie pochodzenia Emila Posta. Jeśli chodzi o jego akt urodzenia z Augustowa, to raczej się on nie znajdzie ze względu na przetrzebione przez wojenne zawieruchy dokumenty z tego miasta. Ale generalnie fajna zabawa detektywistyczna 🙂
Wycieczka zorganizowana przez JZI po Suwalszczyźnie, która miała miejsce ponad tydzień temu, była tak owocna, że wciąż analizuję dane zebrane podczas odwiedzin różnych fascynujących miejsc. Jednym z nich były Wodziłki, siedziba jednej z czterech parafii Wschodniego Kościoła Staroobrzędowego. Gorąco zachęcam do wyszukania informacji na temat tego odłamu prawosławia, ponieważ jego historia jest niezwykle interesująca. Pokazuje, jak przywiązanie do nawet najmniejszych symboli religijnych może wpłynąć na losy setek tysięcy ludzi.
Moje zainteresowanie staroobrzędowcami rozpoczęło się kilka lat temu, kiedy spotkałem panią Raisę Jefimow, nieżyjącą już sąsiadkę mojej teściowej. Pani Raisa pochodziła ze wsi staroobrzędowców w Gabowych Grądach koło Augustowa. Niestety, zawierucha II wojny światowej zmusiła ją jako kilkuletnią dziewczynkę do opuszczenia rodzinnej wsi wraz z matką. Resztę życia spędziła poza Gabowymi Grądami, głównie w Augustowie.
Nasze spotkanie zainspirowało mnie do stworzenia książki - wspomnień Raisy Jefimow. Dzięki współpracy ze Stowarzyszeniem JZI udało się wydać tę książkę pod tytułem „Pamiętnik z szuflady”. Publikacja ta stanowi cenne źródło informacji i refleksji na temat losów staroobrzędowców w Polsce, a także osobistych doświadczeń jednej z przedstawicielek tej społeczności.
Wracając do Wodziłek, warto wspomnieć, że jako parafia posiadają one cmentarz parafialny, znajdujący się w pobliżu molenny. Jest to niewielki cmentarz, ponieważ obecnie miejscowa molenna służy zaledwie dziesięciu rodzinom staroobrzędowców. Fotografowanie wszystkich opisanych nagrobków okazało się stosunkowo łatwe, choć ich odczytanie sprawiło już większe trudności. Większość inskrypcji (poza jedną) została wykonana w języku staro-cerkiewno-słowiańskim i wczesną cyrylicą.
Na szczęście, moja podstawowa znajomość języka rosyjskiego oraz prostota zapisów na nagrobkach pozwoliły mi na odczytanie wszystkich widocznych tekstów. W jednym przypadku musiałem jednak zwrócić się o pomoc do społeczności. Na kilku bardzo starych kamiennych nagrobkach tekst był tak zatarty, że światło słoneczne padające bezpośrednio na powierzchnię uniemożliwiało odczytanie czegokolwiek ze zdjęć. Dodatkowo, w kilku przypadkach liście zarośli lub kwiaty dekorujące pomniki zasłaniały fragmenty dat.
Planuję ponownie odwiedzić Wodziłki, nie tylko po to, aby uzupełnić braki w dokumentacji nagrobków, ale także by podziwiać zabytkową molennę, stare wiejskie zabudowania oraz piękno Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Każda wizyta w tym miejscu to wyjątkowa okazja do zgłębiania historii staroobrzędowców oraz doświadczania uroków tego malowniczego regionu.
Ostatecznie udało mi się opisać 60 grobów, w których pochowano 94 osoby. Najstarszy zapisany pochówek pochodzi z 1919 roku, a najwcześniej urodzonymi osobami są Paweł i Tatiana Nowikowowie, którzy oboje przyszli na świat w 1855 roku. Imiona na nagrobkach pozostawiłem w oryginalnej formie, mimo że wiele z nich ma polskie odpowiedniki. Wszystkie dane dostępne są (lub za chwilę będą) w wyszukiwarce Geneo.
W ostatnią sobotę, 11 maja po raz pierwszy zawitałem do Filipowa, a konkretnie na cmentarz mariawicki położony po lewej stronie drogi wiodącej do Filipowa od Bakałarzewa, na przeciwko cmentarza katolickiego. Cmentarzyk maleńki, jako że mała była społeczność mariawitów żyjących w okolicach Filipowa. Ostatecznie naliczyłem 32 oznakowane groby i kilkanaście nieoznakowanych lub gdzie napisy są już zupełnie nieczytelne. Mimo, że cmentarz jest mały, to ku mojemu zdziwieniu doczekał się swojej strony w wikipedii. Można tam poczytać o cmentarzu, powstaniu społeczności mariawickiej w Filipowie i mariawitach w ogóle.
W każdym razie po przekroczeniu linii rozpadającego się murowanego ogrodzeniu od razu zakiełkowała we mnie myśl, by sfotografować wszystkie oznakowane nagrobki, a następnie w domowym zaciszu spisać istotne dla genealogów informacje na nich zawarte. Tak też uczyniłem i z tych 32 nagrobków spisałem 52 pochowane tam osoby. Dane są już dostępne w wyszukiwarce Geneo. Niby niewiele, ale niewielkim wysiłkiem udało się opisać wszystkich pochowanych na tym cmentarzyku, a więc zamknąć ten projekcik w kilka dni po jego otwarciu. Cmentarz powstał około 1909 roku, ale najstarszy (zidentyfikowany) pochówek jest dopiero z roku 1917. Jednak najwcześniej urodzoną osobą pochowaną na cmentarzu mariawickim jest Leon Grabowski ur. około 1851 roku. Numeracja grobów jest arbitralna. Zapraszam też do oglądnięcia zdjęć z tego cmentarza.
Podczas ostatniego spotkania członków JZI miałem okazję odwiedzić tereny, na których położony jest dworek Karola hr. Brzostowskiego. Postać niezwykle zasłużona dla Ziemi Sztabińskiej, właściciel huty wyrobów żeliwnych i wielu innych fabryk, inicjator reformy rolnej na tym terenie.
Dworek położony jest w odległości niecałych 3 km od Kryłatki, gdzie się spotykaliśmy, a więc na tyle blisko, by dotrzeć doń piechotą. Był to całkiem przyjemny marsz - poranek był rześki, ale słoneczny i bezwietrzny. Na początku ubiegłego roku JZI, rękami głównie Zbyszka Mierzejewskiego, rozpętał całkiem solidną burzę wokół zniszczeń i dewastacji jakim dworek od lat ulega. Zbyszek zainicjował m.in. akcję zbierania podpisów pod petycją, w której apelował jako Stowarzyszenie JZI przynajmniej o należyte zabezpieczenie budowli, aby dewastacja nie postępowała dalej. Ten apel można przeczytać here. Natomiast stan dworku w tamtym czasie został utrwalony przez Tomka Chilickiego w tej galerii. W kolejnych miesiącach Wojewódzki Konserwator Zabytków w Białymstoku zarzekał się, że rozmowy z obecnym właścicielem dworku zostały podjęte i obiecano szybkie zabezpieczenie budynku. Idąc więc w kierunku zabytku chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście coś się zadziało.
Na końcu asfaltowego odcinka głównej drogi dojazdowej od strony Podcisówka znalazł się sporych rozmiarów wał ziemny uniemożliwiający dalszy dojazd pojazdom czterokołowym. Pomyślałem: "Dobrze, że jestem pieszo!". Po sforsowaniu tej przeszkody wzrok przyciąga oficyna, już teraz zupełnie opuszczona. Jest ona jeszcze w dość przyzwoitym stanie, ale kto wie jak długo w takim pozostanie. Już szyby w oknach są powybijane, a dach pokryty jest grubą warstwą mchu.
Niestety, wchodząc dalej w zarośla wrażenia były coraz gorsze. Od tyłu, czyli od strony Podcisówka dworek wygląda gorzej niż rok temu. Folia zabezpieczająca na dachu jest mocniej rozerwana i woda opadowa swobodnie penetruje dziurawy dach.
Od wschodnie strony sytuacja jest analogiczna. Na zacienionej elewacji rozgościł się grzyb, mech i porosty. Za chwilę zacznie odpadać odsłaniając wrażliwą cegłę. Miejscami już się to dzieje.
Najgorzej sytuacja przedstawia się od północnej strony, gdzie słońce zagląda najrzadziej. Tu brzózka na dachu urosła o kolejne centymetry, odpadły kolejne połacie tynku. Wszystko pootwierane, szyby powybijane. Wokół walają się sterty śmieci...
Jeszcze przez kilkanaście minut podczas powrotu myślałem o właścicielu, który zasłaniając się skomplikowaną sytuacją majątkową nie zrobił nic, aby ratować ten piękny zabytek. O urzędnikach, którzy zaczęli działać dopiero, pod presją akcji zbierania podpisów i medialnego szumu wokół tematu. No i oczywiście o tym, że wystosowawszy odpowiednie pisma uznali, że wykonali kawał dobrej roboty. Jak tak dalej pójdzie dworek Brzostowskiego podzieli los jego huty żeliwa, huty szklanej czy fabryki maszyn rolniczych. I tylko żeliwne krzyże wykute 150-200 lat temu będą przypominać osobowość, która tak wiele zrobiła dla Ziemi Sztabińskiej, ale i te systematycznie są wymieniane na sztampowe, granitowe nagrobki. Dlaczego nie potrafimy ocalić materialnych świadectw historii? Może po prostu nie chcemy? Ech...
Wielokrotnie podczas indeksacji dokumentów przede wszystkim metrykalnych z terenów Suwalszczyzny, spotykałem się z osobami powiązanymi z terenami Prus Wschodnich. Były to najczęściej miejsca urodzenia lub zamieszkania. W licznych przypadkach, zwłaszcza gdy wzmiankowane miejscowości leżały w głębi Prus miałem poważne trudności ze zidentyfikowaniem ich – były zapisane bądź po niemiecku, bądź miały spolszczoną nazwę niemiecką.
W takiej sytuacji radziłem sobie wyszukując podobnie brzmiącej miejscowości w Słowniku polskich nazw miejscowości w b. Prusach Wschodnich i na obszarze b. Wolnego Miasta Gdańska według stanu z 1941 r. autorstwa Władysława Chojnackiego. Słownik powstawał przez kilka lat okresu II wojny światowej i został wydany dopiero w 1946 r. Składa się z dwóch części: pierwsza obejmuje Prusy Wschodnie w granicach z 1938 r., według stanu administracyjnego z 1941 r. (z wyłączeniem 9 powiatów leżących w całości po stronie ZSRR), druga — terytorium b. Wolnego Miasta Gdańska. Powiaty przecięte linią graniczną między Polską a ZSRR autor uwzględnił w całości.
Każda z miejscowości ma nazwę niemiecką, polską oraz informacje o przynależności administracyjnej, o ile takową udało się stwierdzić. Autor pominął miejscowości o nazwach czysto niemieckich, które nigdy nie miały nazw polskich.
Mimo tych wszystkich pominięć ten słownik okazał się dla mnie najbardziej przydatną publikacją umożliwiającą identyfikację miejscowości w indeksowanych materiałach. Jednak nie zawsze w materiałach pisanych odręcznie udaje się odczytać pełny wyraz, o czym wielu indeksujących przekonało się niejednokrotnie. Mało tego, pojawiają się błędy literowe, gdyż dla zapisujących ze słuchu nazwy odległych miejsc były zupełnie obce. W konsekwencji, nawet mając pod ręką tak wspaniałe źródło jak powyższy Słownik znalezienie miejscowości tylko na podstawie fragmentu jej nazwy trwało długo, a czasem musiałem się wręcz poddać.
Postanowiłem więc, przenieść zawartość Słownika do excela. Skupiłem się na jego pierwszej części, czyli bez byłego Wolnego Miasta Gdańska. Praca zajęła kilka godzin (porządkowanie danych, poprawianie mnóstwa błędów OCR, itp.), ale było warto. Od tamtej pory gdy natrafiam na miejscowość z Prus Wschodnich, błyskawicznie udaje mi się odszukać daną miejscowość. Jednak to nie koniec.
Wielokrotnie podkreślałem, że dzieląc się pracą, udostępniając ją, przyczyniamy się do szybszego rozwoju danej dziedziny. Pomyślałem więc, że warto udostępnić tego excela, najlepiej w formie przeszukiwalnej tabeli html. Jak pomyślałem tak uczyniłem: https://jzi.org.pl/pomoce/slownik-polskich-nazw-miejscowosci-w-b-prusach-wschodnich/ Mam nadzieję, że przyda się nie tylko mi, ale również innym indeksującym, a udostępnienie przyczyni się do szybszej i dokładniejszej indeksacji dokumentów nie tylko z Suwalszczyzny.
Od jakiegoś czasu powraca dyskusja na temat nazwisk Żydów mieszkających na obszarach m.in. Suwalszczyzny, zwłaszcza w kontekście indeksacji. Spróbuję tym artykułem wyjaśnić przynajmniej część wątpliwości.
Do końca XVIII w. Żydzi nie posiadali stałych nazwisk. Niezależnie od powodów takiego stanu rzeczy, sprawiali tym samym sporo kłopotu swoim władzom zwierzchnim. W XVIII w. Żydów identyfikowano imieniem oraz patronimem z sufiksem ‑owicz, np. Hirsz Wolfowicz, Lejba Gierszonowicz itp. W podstawach tych patronimów leżą wyłącznie żydowskie imiona (w podanych przypadkach: Wolf, Gerszon). Czasami, dodatkowo lub zamiennie z patronimem do identyfikacji wykorzystywano wykonywany zawód, np. Idzko Hirszowicz krawiec, Mosze Boruchowicz szynkarz itp. Zawody dodawano zapewne z tego powodu, że liczba imion żydowskich była ograniczona i licznie pojawiały się osoby o tych samych imionach i patronimach.
Pod koniec XVIII w. nastąpiło uproszczenie powyższego zapisu, można by rzec, uwstecznienie. Zapisy wyglądały w następujący sposób: Lejzor syn Izaaka, Owsiej syn Pejsacha. Patronim zanikł zupełnie. W dalszym ciągu czasem dodawano zawód wykonywany, dla bardziej precyzyjnej identyfikacji.
Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała w przypadku kobiet, co wynikało z ich sytuacji prawno-społecznej w owych czasach. Najczęściej kobieta występuje jako czyjaś żona, córka i jest identyfikowana wyłącznie przy pomocy imienia, np. zrodzony z Lejby Wolfowicza i Sory żony jego. Sporadycznie, najczęściej w przypadku wdów do imienia kobiety dodawano imię żyjącego lyb zmarłego męża, np. Gitla Josielowa.
Podsumowując najważniejszym elementem w identyfikacji Żydów było imię. Imię występuje zawsze, podczas gdy dodatkowe elementy identyfikacyjne są niestabilne i przeżywają różne koleje losu na przestrzeni czasu. Największe znaczenie przy nadawaniu imienia miała tradycja narodowa. Korzystano z zasobów imiennictwa starotestamentowego imion ukształtowanych na bazie leksykalnej języka hebrajskiego, aramejskiego, akadyjskiego. Tworzono również imiona jidyszowe na bazie języków europejskich, głównie niemieckiego.
Imiona biblijne występują w różnych obocznych formach fonetycznych, np. biblijne Jakub występuje także w postaci Jankiel, Icchak ‑ Izaak, Mosze ‑ Mojżesz, Samuel – Szmul.
W praktyce decydujące znaczenie dla upowszechnienia się nazwisk miało znalezienie się społeczności żydowskiej pod rządami nowożytnych scentralizowanych monarchii, dążących do objęcia ich swą kontrolą biurokratyczną, oraz wymogi stosowanego przez nie prawa. Edykt króla Prus z 1796 r. nakazywał Żydom przyjąć nazwiska. Komisje magistrackie nadawały Żydom nazwiska o niemieckim brzmieniu. Dochodziło przy tym do rozmaitych nadużyć; ładnie brzmiące nazwiska kosztowały znacznie więcej niż pospolite. Ubogim niejednokrotnie nadawano nazwiska ośmieszające ich lub pogardliwe. Od 1806 pracę nad tym zadaniem kontynuowała administracja polska, która – rzecz jasna – skłaniała się do nadawania nazwisk o polskim brzmieniu. Postanowienie Namiestnika Królestwa Polskiego z 27 marca 1821 r. nakazywało Żydom w ciągu sześciu miesięcy zadeklarować i udowodnić spisami ludności używane poprzednio imię i nazwisko, oraz używać ich odtąd w niezmienionej formie.
Jako najważniejsze przytaczam je poniżej:
W Imieniu Nayiaśnieyszego
ALEXANDRA I
Cesarza Wszech Rossyi
Króla Polskiego etc. etc. etc.
Xiąże Namiestnik Królewski w Radzie Stanu.
Gdy iest przyzwoitém, aby i żydzi iak inne klassy mieszkańców mieli stałe nazwiska, do czego iuż Rząd Pruski w roku 1797 pod datą 17. Kwietnia wydał stosowne urządzenie, na przełożenie Komissyi Rządowéy Spraw Wewnętrznych i Policyi stanowiemy co następuie:
Artykuł 1.
Każdy żyd w Królestwie Polskiém zamieszkały winien p przeciągu sześciu miesięcy od daty ogłoszenia ninieyszéy ustawy deklarować i udowodnić spisami ludności przed urzędem publicznym swoie imie i nazwisko iakich dotąd używał, i takowe nadal nieodmiennie używać będzie we wszystkich interessach, wraz z potomkami swemi wszelkiego stopnia, co również ściąga się do wdów tegoż wyznania, niemniey niewiast rozwiedzionych, niezamężnych, lub w separacyi będących. Ktokolwiek zaś z nich dotąd imienia i nazwiska stałego nie miał, lub udowodnić nie może, powinien oświadczyć iakie odtąd przyiąć i nadal używać będzie.
Artykuł 2.
Deklaracye takowe składane będą protokólarnie w mieście Warszawie i w miastach municypalnych przed prezydentami, w innych zaś miastach tudzież z wsiów przed Komissarzami Obwodowemi.
Artykuł 3.
Na wpisywanie podobnych deklaracyy będę osobne księgi oprawne i parafowane, które służyć maią raz na zawsze iako stały dowód nazwisk żydowskich i iako środek kontrolli w razie przestąpienia.
Artykuł 4.
Po przyięciu deklaracyi każdego żyda, będzie mu wydane z księgi urzędowe świadectwo, iakiego wolno mu iest używać nazwiska; formę tych świadectw przepisze Komissya Rządowa Spraw Wewnętrznych i Policyi.
Artykuł 5.
Po upłynnieniu sześciu miesięcy od ogłoszenia ninieyszey uchwały, nie będzie nigdzie przyięty żaden akt urzędowy z żydem ani żydówką, ieśli nie okażą właściwemu urzędowi świadectwa, o którém po wyższym artykule iest mowa.
Do przestrzegania tego przepisu są obowiązani wszyscy Urzędnicy kraiowi pod odpowiedzialnością.
Artykuł 6.
Przełożeni tak dotąd zwanych kahałów obowiązani są w swoich gminach dopilnować, aby każdy żyd w czasie artykułem 1. oznaczonym złożył deklaracyą swego nazwiska i pozyskał na to świadectwo. Gdyby bowiem w przyszłości dopuścił się iakowego nadużycia, które z nieposiadania takowego świadectwa pochodzićby miało, w tenczas, nietylko on sam, lecz i gmina podlegać będą odpowiedzialności.
Artykuł 7.
Dopełnienie ninieyszego postanowienia, które w Dzienniku Praw ma bydź umieszczone, wszystkim Komssyom Rządowym polecamy.
Działo się w Warszawie na posiedzeniu Rady Administracyinéy d. 27. Mca Marca 1821 roku.
(podpisano) Zaiączek.
Minister Spraw Wewnętrznych i Policyi
(podpisano) T. Mostowski
Radca Sekretarz Stanu Generał Brygady
(podpisano) Kossecki.
Zgodno z oryginałem.
Radca Sekretarz Stanu Generał Brygady
(podpisano) Kossecki.
Zgodno z Wypisem.
Minister Sprawiedliwości
M. Badeni.
W zastępstwie Sekretarza Jeneralnego
Szef Bióra
Antoni Podbielski
Dzień ogłoszenia d. 30. Kwietnia 1821 roku.
Żydom nadawano nazwiska o różnym brzmieniu. Często pochodziły one od miejsca pochodzenia osoby, np. Grodzieński, Kuriański, Sztabiński, od imienne, np. Jakubczak, Koplewicz, Janklewicz od Jakuba, Ajzykiewicz, Sajewicz od Izaaka, Lewiński, Lewkowicz od Lejba. Również patronimy, o których wcześniej pisałem, przekształcały się w nazwiska we współczesnym rozumieniu. np. Moszkowicz, Abramowicz. W niektórych przypadkach patronimy przybierały formy charakterystyczne dla centralnej Polski, czyli z końcówką –ski, –cki, np. Boruchowski, Nachalski itp.
Należy również pamiętać, że Żydzi nie posiadali ziemi, a zatem mogli swobodnie przemieszczać się z miejsca na miejsce. Stąd dość szybko na obszarach zaboru rosyjskiego zaczęły pojawiać się nazwiska pochodzące z Prus, z różnymi niemieckimi końcówkami, które łączone z imieniem dawały pojęcie o głowie rodziny. Dla przykładu:
–baum (niem. Baum „drzewo”): Goldbaum (od imienia żeńskiego Golda); Nusbaum (od imienia męskiego. Nusen); Obetbaum (od imienia męskiego Obed);
–berg (niem. Berg „góra”): Ejzenberg (od imienia Isaak); Naumberg (od imienia Naum); Goldberg (od imienia Golda); Lewinberg (od imienia Lewi);
–feld (niem. Feld „pole”): Hirszfeld (od imienia Hirsz); Zysfeld (od imienia żeńskiego Zysa); Zytenfeld (od imienia żeńskiego Zyta);
–sztejn/-sztajn (od niem. Stein „kamień”): Adelsztejn, Ejdelsztejn (od imienia Adel, Edel); Finkelsztajn (od imienia Finkel); Goldsztejn/Goldsztajn (od imienia Golda);
Jamiński Zespół Indeksacyjny indeksuje metryki i inne dokumenty z obszaru Suwalszczyzny – niezależnie od wyznania występujących tam osób. W naszych indeksach znajdziemy więc kilka tysięcy wpisów dotyczących Żydów, głównie z okresu 1808-1825, kiedy to w jednej księdze stanu cywilnego spisywano chronologicznie metryki niezależnie od wyznania. Pewne wątpliwości może budzić sposób indeksacji osób wyznania mojżeszowego, w związku z niestałością ich nazwisk. Na szczęście rozszerzony format indeksacji jaki przyjęliśmy ma osobną rubrykę dla nazwiska osoby głównej i nazwiska ojca. Żydowskie patronimy znakomicie się w nią wpisują. Dla ujednolicenia przyjęliśmy również zapis nazwiska patronimicznego z końcówką –owicz.
Przykładowo gdy metryka urodzenia dotyczy Izaaka syna HirszaWolfowicza, jako osobę urodzoną zapisujemy IzaakaHirszowicza, a ojcem jest HirszWolfowicz. Często sumariusze roczne listujące imiona i nazwiska osób z księgi błędnie podają w takim przypadku IzaakaWolfowicza zamiast IzaakaHirszowicza, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Dopiero nakaz ustanowienia nazwisk dziedzicznych dla Żydów zmieniał tę sytuację.
Nie zachowały się żadne metryki cywilne z Augustowa z lat 1808-1825, ani też żadne aneksy do aktów małżeństw z tejże gminy z tego samego okresu. Z tego powodu szczególnie cieszy fakt odkrycia aktu znania spisanego w Augustowie i włączonego do akt parafii Wigry.
Czym były akty znania? Były to urzędowe dokumenty wprowadzone w 1808 roku wraz z całym system prawnym opartym na Kodeksie Napoleona. Ówczesne przepisy prawa wymagały przedstawienia przed zawarciem małżeństwa odpisu aktu urodzenia (metryki), który stanowił podstawowy wówczas dokument identyfikujący osobę, uprawniający do podejmowania czynności prawnych, a w wypadku niemożności jego dostarczenia zarządzały konieczność sporządzenia aktu znania przez urzędnika stanu cywilnego na wniosek zainteresowanego. Brak metryki mógł być spowodowany nieodnotowaniem urodzenia w księgach metrykalnych, zniszczeniem ksiąg bądź trudnością jej uzyskania, spowodowaną znaczną odległością miejsca zamieszkania przyszłego małżonka od miejsca chrztu czy też koniecznością przekroczenia granicy między zaborami, tzw. kordonu, w celu jej pozyskania.
Przyjrzyjmy się teraz przykładowemu aktowi znania sporządzonemu w Augustowie, o którym mowa w pierwszym akapicie:
Działo się w mieście Jego Królewskiej Mości Augustowie stołecznym Powiatu Dąbrowskiego Departamencie Łomżyńskim dnia 2 grudnia 1809 o godzinie 3 po południu
Stosownie do dekretu Jego Królewskiej Mości Saskiego Księcia Warszawskiego z daty w Warszawie dnia 18 marca wedle artykułów 70 i 71 w Dzienniku Praw Dziesiątym przede mną Burmistrzem Miasta narodowego Augustowa stanęła osobiście Marianna niegdy Mateusza i żyjącej Elżbiety z Kowalewskich Pejków małżonków córka w mieście Olicie urodzona i tamże niegdy Jakubowi Pawłowiczowi zaślubiona i z tym że jako i matką żyjącą do wsi Słupia amtu parafii wigierskiej przybyła i od lat 18 tak z mężem jako i po zejściu w tejże wsi zamieszkała lat 40 wieku swego mająca wdowa dopraszała się nie mając potrzebnej do aktu ślubu metryki urodzenia swego i onej dla odległości miejsca i Kordonu Rosyjskiego wydostać nie mogąc [???] akt znania czyli wiadomości publicznej był wydany w którym to jest dwóch świadków dopełniając nakaz Prawa stawiła przede mną jako to uczciwych Walentego Surażyńskiego i Piotra Majsiewicza gospodarzów [we] wsi Słupia dobrze osiadłych mających lat wieku swego blisko 50, którzy to świadkowie osobiście stanąwszy takowe świadectwo przysięgą stwierdzić oświadczając że pomienioną Jakubową Pawłowiczową wdową przyznali iż ona dobrze jest im znajoma w mieście Olicie z niegdy Mateusza i żyjącej Elżbiety z Kowalewskich Pejków małżonków urodzona, niegdy Jakubowi Pawłowiczowi zaślubiona i z tymże jako i żyjąca matka do wsi Słupia przybyła w tejże wsi tak za życia męża jako i po zejściu lat 18 zamieszkała tak w sposobie życia swego jako i obyczajów żadnemu nie podlega podważeniu i takowe świadectwo podpisali Walenty Surażyński nieumiejętny pisma xxx Piotr Majsiewicz nieumiejętny pisma xxx Marianna Jakubowa Pawłowiczowa wdowa nieumiejętna pisma takowe świadectwo niżej podpisany Miasta Narodowego Burmistrz za wyżej wyrażoną Jakubową Pawłowiczową wdowę wydane przysiągłszy niniejszy Akt Znania czyli Wiadomości Publicznej wraz z Asesorem Miasta Augustowa pióro trzymającym podpisaliśmy Tomasz Michniewicz Burmistrz ręką własną Szymon Kazimierz Dmochowski ręką własną
Z akt znania Policji Augustowskiej wypisano i wydano Dmochowski Asesor
Takowy akt znania z godnie z prawem [???] zaświadczam Data w Augustowie dnia 3 grudnia 1809 Tadeusz Wołłowicz Notariusz Powiatu Dąbrowskiego
Sąd Pokoju Powiatu Dąbrowskiego niniejszy Akt Znania czyli Wiadomości Publicznej ze przedstawienia notariusza publicznego aprobuję – data w Augustowie dnia 3 grudnia 1809 roku M. Humnicki Podsędek Sądu Pokoju
Tutaj powodem wnioskowania o akt znania w zastępstwie metryki urodzenia była odległość obecnego miejsca zamieszkania Marianny Pawłowiczowej (wieś Słupia) od miejsca urodzenia (Olita) oraz konieczność przekroczenia granicy między zaborami w celu dotarcia do dysponenta ksiąg urodzonych w parafii Olita. Te powody bez wątpienia uzasadniały podjęcie decyzji o skorzystaniu z procedury sporządzenia aktu znania. Ten konkretny dokument sporządził burmistrz miasta Augustowa Tomasz Michniewicz ręką pisarza (asesora) Szymona Dmochowskiego. Następnie autentyczność dokumentu została potwierdzona notarialnie, a pełną moc prawną uzyskał po aprobacie Sądu Pokoju właściwego dla miejsca sporządzenia, czyli w tym wypadku Sąd Pokoju Powiatu Dąbrowskiego.
Co do drugiej części podtytułu, mimo słabej jakości dostępnego skanu, udało mi się samodzielnie odczytać znaczną część tekstu, ale nie całość. Dodatkowo, poprawki i nadpisy sprawiły, że odczytanie było utrudnione, a także w końcowej części zmieniające się style pisma (np. asesor, notariusz, podsędek). Niemniej jednak, w ostatecznej wersji, praktycznie cały dokument został skutecznie odczytany, głównie dzięki wspólnemu wysiłkowi grupy pasjonatów z JZI, a konkretnie byli to: Iwona Truszkowska, Grażyna Feltynowska, Zbyszek Mierzejewski oraz Marek Bartoszewicz. Serdeczne podziękowania należą się im wszystkim! Zawsze wierzyłem, że praca grupowa jest skuteczniejsza niż suma wysiłków jednostki, a sukces w odczytaniu tego dokumentu jest tego doskonałym przykładem.
Indeksuję jedną ze starszych ksiąg metrykalnych parafii Liszkowo. Obecnie miejscowość ta leży nad Niemnem w granicach Litwy i nosi nazwę Liškiava. Przed I wojną światową była w granicach powiatu sejneńskiego. Metryka, którą chciałbym przedstawić pochodzi z 1712 roku, i dotyczy chrztu, który odbył się 17 maja. Metryka ta jest o tyle ciekawa, że dotyczy ważnych osobistości zamieszkujących ten rejon. Oto treść metryki:
Dnia 17 [maja 1712 roku] ochrzciłem Joannę [córkę] szlachetnego Andrzeja Turczynowicza i szlachetnej Marianny Radziwiłowiczówny ze Stroczun. Chrzestnymi [byli] Jaśnie Wielmożny Michał Żywult, cześnik grodzieński z jaśnie wielmożną Eufrozyną Paszkiewiczową Sawiczową, skarbniczynią oszmiańską oraz szlachetny Józef Miciuński z Zofią Żywultówną, stolnikówną połocką, wszyscy z Poniemunia.
Stroczuny przynależały do sąsiedniej parafii Lejpuny, ale po epidemii dżumy 1710-1711 w parafii Liszkowo pojawiło się wiele chrztów, które powinny odbywać się w Lejpunach. Najwyraźniej parafia ta była wówczas nieobsadzona. Nie o wszystkich osobach tu wymienionych udało mi się znaleźć informacje, ale chyba najlepiej opisany jest cześnik grodzieński Michał Żywult. Żoną Michała była Krystyna Sawicz, córka skarbnika oszmiańskiego Wojciecha Kazimierza Paszkowicza Sawicza i Eufrozyny Zygmuntowiczówny. Owa Eufrozyna była właśnie chrzestną urodzonej Joanny. Z kolei sam Michał Żywult miał brata Stanisława, stolnika połockiego (ojcem obu był Roman Janowicz Żywult). Wymieniona w drugiej parze chrzestnych Zofia Żywultówna była właśnie córką Stanisława.
Wart krótkiej wzmianki jest Dwór Poniemuń, w którym wszyscy wymienieni zamieszkiwali. Położony on jest na południowo-wschodnich przedmieściach Grodna, nad prawym brzegiem Niemna.
Na początku XVIII wieku musiał wyglądać zupełnie inaczej niż willa myśliwska, która przetrwała do czasów współczesnych w niemal niezmienionej formie. Została ona wzniesiona dla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a więc dopiero w drugiej połowie XVIII wieku. Jak dwór wyglądał wcześniej, w czasie gdy spisywano metrykę? Nie wiadomo. Legenda głosi, że wcześniej w tym miejscu stał mały zameczek, ale nie pozostał po nim żaden ślad.
Niemal rok temu podjąłem się indeksacji najstarszej księgi z parafii Bakałarzewo obejmującej (według opisu zasobu) urodzenia i śluby z lat 1610-1679. Napisałem o tym w krótkim poście z 11 lutego 2023 r.: https://jzi.org.pl/2023/02/11/najstarsze-urodzenia-i-sluby-z-parafii-bakalarzewo/. Dokonujący wizytacji w parafii Bakałarzewo ks. dziekan Jerzy Katyll w 1852 r. ponumerował strony księgi, poszczególne metryki, a także starał się zidentyfikować roczniki, do których te metryki przynależą. W swojej notce zaznaczył, że księga jest w złym stanie, niektórych kart brakuje, a w konsekwencji nie wszystko dało się zliczyć należycie. Podjął jednak próbę podsumowania zawartości księgi, którą przepisałem do poniższej tabelki porównując dane z 1852 r. z danymi współczesnymi wynikłymi z mojej indeksacji.
Z czego mogą wynikać różnice między liczbami? Przede wszystkim z pewnego niechlujstwa w prowadzeniu księgi – niektóre zapisy nie były należycie rozdzielone od siebie i trudno było na pierwszy rzut oka wyrokować, czy pochodzą z jednej metryki czy z dwóch. W innych miejscach zapisy były niedokończone, niewyraźne, a w konsekwencji ks. Katyll pominął je w numeracji (ja w indeksacji nie!). No i po trzecie sama XIX-wieczna numeracja musiała być na tyle żmudnym zadaniem, że ksiądz po wielokroć mylił się przy wpisywaniu kolejnych liczb – używał liczb wcześniej użytych w danym roku lub pomijał kilka kolejnych, zwłaszcza przy przewracaniu karty.
Księga musiała też stracić karty zawierające metryki urodzeń z lat 1629-1631 już po roku 1852, gdyż w wykazie ks. Katylla są 343 wpisy z tych trzech lat, a z mikrofilmów udało się odczytać zaledwie 99, w tym ani jednego z roku 1630. Z kolei już w 1852 r. brakowało kart z metrykami urodzeń z lat 1670-1673, bo tu liczby moje i ks. Katylla zgadzają się. Zachowały się nawet widoczne szczątki wyrwanych kart.
Ks. Katyll zwraca również uwagę, że wpisy od 1674 r. są zduplikowane w następnej księdze chrztów z parafii Bakałarzewo.
Podsumowując księga zawiera 2240 metryk urodzeń z lat 1609-1679 oraz 481 metryk ślubów z lat 1607-1635. Można właściwie rzec, że mamy do czynienia de facto z dwiema księgami w jednej oprawie: pierwsza obejmująca lata 1607-1652 (urodzenia i śluby) i druga: 1668-1679 (tylko urodzenia). Z lat 1653-1667 nie ma ani jednego wpisu. Należy tu niewątpliwie wziąć pod uwagę konsekwencje jakie przyniósł potop szwedzki (1655-1660) dla miejscowej ludności. Doszło wówczas do mordów, migracji i znacznej wymiany mieszkańców parafii.
Places
Bakałarzewo leżało tuż przy granicy pomiędzy Prusami Wschodnimi. Nie stanowiło to jednak przeszkody, by katolicy z drugiej strony granicy uczęszczali systematycznie do bakałarzewskiego kościoła, chrzcili tam swoje dzieci i zawierali związki małżeńskie. W księdze urodzeń 259 zapisów dotyczy mieszkańców Prus, wszyscy o polsko brzmiących nazwiskach. Na poniższej mapce zaznaczyłem miejscowości zamieszkania rodziców dzieci chrzczonych w bakałarzewskim kościele. Szarym kolorem te leżące na terenie Prus Wschodnich, czerwonym – na terenie Królestwa Polskiego. Wielkość okręgu oznacza ilość udzielonych chrztów.
Łącznie udało mi się zidentyfikować 77 miejscowości wzmiankowanych w zapisach urodzeń. Nie wszystkie przetrwały do czasów późniejszych. Pojawiają się najprzeróżniejsze Budy, czyli liche chatynki stawiane w oddaleniu od wsi. Wymieniana jest Buda Korobiec, Buda od Białej Wody, Buda od Żywej Wody, czy inna Buda o nieustalonym położeniu.
Nie udało mi się ustalić położenia miejscowości o nazwach Dylniki, Grudnie, Kocińskie, Kopcie, Łątka (prawdopodobnie jeden z młynów) zwana później Łątkowizną, najprzeróżniejsze Morgi w tym Morgi Borawskiego czy Morgi za Skazdubem, Młyn Pana Wyki (Wykowskiego) czy Solistowo. Nie wiadomo gdzie były „Ostatki młynarza” czy „Piec smolny”. Nie mam też wiedzy gdzie znajdowały się najprzeróżniejsze Wólki przynależne do miejscowej szlachty: Wólka Bienickiego, Wólka Damięckiego, Wólka Dmuszowa, Wólka Rebelińskiego, Wólka Wilczewskiego czy Wólka Wykowskiego. Z tej ostatniej były aż 102 zapisy w księdze urodzeń, więc musiała to być spora wieś, być może wchłonięta przez inną, która do dziś przetrwała.
Warto też wspomnieć, że w pierwszej części księgi chrztów i w księdze ślubów Bakałarzewo nazywano mianem Dowspuda (Douspuda). Nazwa Bakałarzewo pojawia się po raz pierwszy w 1669 r.
Nazwiska
To jeden z najciekawszych aspektów indeksacji tak starej księgi. 400 lat temu nazwiska dopiero się kształtowały. Wiele osób było określanych wyłącznie imieniem i dodatkowym określeniem pozwalającym jednoznacznie zidentyfikować daną osobę. Mogło to być na przykład zajęcie tej osoby:
W tym wypadku nazwiska nie mogą świadczyć o pokrewieństwie osób, a raczej o podobieństwie wykonywanego zajęcia. I tak jeśli w kilku wsiach spotkać można było osoby nazywane Rzeźnik/Rzeźniczyk mogło to tylko świadczyć o umiejętnościach tych osób w zakresie uboju zwierząt i późniejszej obróbki tusz.
Osobom nadawano też nazwiska pochodzące od wyglądu lub cech charakteru. Oto kilka przykładów:
Zastanawiam się co można powiedzieć o osobach noszących nazwiska/przezwiska Pierdzionek czy Dupczyk ?
Niestety jeśli chodzi o kobiety, to tylko sporadycznie podawano ich nazwisko, czasem imię ojca. Kobieta „przynależała” do męża lub ojca (panny) i stąd określenia: Bartłomiejowa (żona Bartłomieja), Maciejowa (żona Macieja), Michałowa (żona Michała), Krawcowa (żona krawca) itp. Często zamiast nazwiska podawano z jakiej wsi pochodziła, aby nie było wątpliwości o jaką osobę chodzi (w przypadku chrzestnych).
People
Indeksacja tak starej księgi spisywanej na przestrzeni kilkudziesięciu lat daje wyjątkową możliwość spojrzenia na społeczeństwo z tamtego okresu. Zachowało się niewiele informacji pisanych o chłopstwie zamieszkującym wsie szlacheckie i rządowe. Trochę więcej wiemy o szlachcie i urzędnikach. Jednak i ta księga może stanowić ciekawe źródło informacji dla historyków i miłośników lokalnej historii.
Zacznę od miejscowej szlachty.
W latach 1617, 1619 i 1621 rodzą się dzieci szlachetnemu Krzysztofowi Hordziejewskiemu i jego żonie Zofii. Hordziejewski jest nazywany starostą. Niestety skryba nie podaje więcej informacji o tej parze prócz tego, że zamieszkiwali dwór w Dowspudzie.
W 1626 r. rodzi się córka szlachetnego Jana Wykowskiego (imienia matki nie podano), prawdopodobnie dziedzica Wólki i znajdującego się tam młyna. Sami Wykowscy mieszkali w Kamionce.
W roku 1635 i 1636 r. rodzą się dzieci wielmożnego Felicjana Wahanowskiego i jego żony Doroty. Z innych źródeł wiadomo, że Felicjan Stanisław Wahanowski był dziedzicem dworu w Dowspudzie, a w latach 1636-1651 pełnił funkcję Skarbnika Grodzieńskiego
W roku 1669 i 1675 rodzą się dzieci szlachetnego Kazimierza Tadajewskiego i jego żony Katarzyny, mieszkańców Skazduba.
Szlachcie nie tylko rodziły się dzieci, ale brali oni też udział w ceremonii chrztu jako chrzestni.
I tak w 1617 r. starosta Krzysztof Hordziejewski jest chrzestnym córki Macieja i Anny Pogorzelskich, a w 1618 r. chrzestnym syna Pawła i Heleny, małżonków Płachtów.
W 1621 r. chrzestnym szlachetnie urodzonego Kazimierza Hordziejewskiego, syna wspominanego już Krzysztofa jest wielmożny Kazimierz Wolski, syn Mikołaja – posesora Bakałarzewa.
W tym samym roku z kolei sam Krzysztof Hordziejewski podaje do chrztu chłopskie dziecko Grzegorza i Anny Zielaszczyków.
W 1628 r. przy chrzcie Jana, syna Doroty poczętego z nieprawego łoża, uczestniczy Jan – woźnica szlachetnego Sękowskiego.
Z kolei w 1669 r. Konstancję Tadajewską do chrztu podaje szlachetny Stanisław Pudłowski i szlachetna Krystyna Czernikowa.
Inne chrzestne wynotowane w księdze:
1617 r. – Zofia Hordziewska, starościna z Dowspudy podaje syna Mikołaja Gmińskiego (nazwisko czy funkcja? A może jedno i drugie?).
1619 r. – przy chrzcielnicy jawi się szlachetna Anna Wilczewska, żona (lub córka) właściciela Wólki.
1621 r. – przy chrzcie Jana, syna Jakuba Młynarza obecna jest szlachetna Zofia Hordziejewska.
1633 r. – Dorotę Konopkę do chrztu trzyma szlachetna Anna Krukowska.
Kilkukrotnie w latach 1634-1636 chrzestną jest wielmożna Zofia Kamińska.
Wielmożni Marcin Żurawski and Jan Wykowski wraz ze swą małżonką (ponownie nie wymienioną z imienia) są również świadkami na ślubie Stanisława Bienickiego z Konstancją Swacką.
Bakałarzewo było tętniącym życiem miasteczkiem, którego funkcjonowanie nie mogło się obyć bez burmistrza, rajców, ławników członków sądów czy innych urzędników, a okoliczne wsie bez wójtów i sołtysów. Wielu z nich wymienionych zostało w zindeksowanej przeze mnie księdze.
Jan Sobotka (1611-1638) – burmistrza Bakałarzewa. Funkcja określana mianem advocatus.
Paweł Płachta (1617-1628) – wójt wsi Borawskie w Prusach.
Łukasz Koncewicz (1628) – wójt Skazduba.
Paweł Podbielski (1620) – rajca z Bakałarzewa. Funkcja określana mianem consul lub proconsul.
Maciej Ornowski (1628-1633) – rajca Bakałarzewa.
Gmińscy – urzędnicy reprezentujący chłopstwo w radzie miasta: Jakub Gmiński (1614), Mikołaj Gmiński (1617-1624).
Wojciech Dyblarz (1626) – prawdopodobnie strażnik miejskiego więzienia.
Bartłomiej Woźny (1622) – prawdopodobnie sługa miejski.
Pisarze miejscy: Wojciech Idzikowski (1619-1620), Paweł Pogorzelski (1635-1636).
Nauczyciele szkółki parafialnej: Andrzej Święcicki (1611), Wojciech Jarmontowski (1614), Wojciech Klukowski (1616-1617), Andrzej Jakacki (1620-1621), Józef Grzymkowski (1628), Tomasz Majkowski (1631-1638).
Ławnicy sądu wielmożnego Mikołaja Wolskiego: Jakub Kosowski, Paweł Stocki, Andrzej Bogusławski (wszyscy wymienieni w 1620 r.).
Organiści: Szymon Władyka (1631), Jan Wojnowski (1632-1637).
Księża
Pierwszego zapisu w 1607 r. dokonał proboszcz Grzegorz Mańkowski. Ostatnia wzmianka o nim pochodzi z połowy lipca 1624 r. Kolejni proboszczowie to:
Maciej Nowakowski (1626)
Mikołaj Ostrowski (1626-1635)
Wawrzyniec Wądołowski (1636-1637)
Mikołaj Nieborski (1637-1638)
Stanisław Słupiński (1649-1652)
Aleksander Paweł Wróblewicz (1668-1669)
Stanisław Hieronim Brewtellt (1669-1670) – po raz pierwszy użył nazwy Bakałarzewo, a nie Dowspuda
Tomasz Karwowski (1674-1679)
Sporadycznie chrzcili i ślubów udzielali inni księża, wizytujący parafię bakałarzewską, których już tutaj wymieniać nie będę. Zawsze można to sprawdzić w wyszukiwarce Geneo.
Summary
Indeksacja tej łacińskiej księgi była niezwykle długotrwałym i męczącym procesem. Wielokrotnie odkładałem ją na półkę (oczywiście symbolicznie, bo indeksowanie odbywało się ze skanów z mikrofilmów), wielokrotnie od niej odpoczywałem indeksując inne, mniej wymagające dokumenty. Według mnie było jednak warto zapuścić w ruch maszynę czasu. Indeksując zanurzam się w życie wsi przed 400 laty całym sobą. To wspaniała przygoda ograniczona tylko niewyraźnymi, skąpymi zapiskami o ludziach z tamtych lat. Reszta to wyobraźnia.
Jako materiał uzupełniający polecam artykuł p. Tomasza Naruszewicza pt. Parafia Bakałarzewo w 1 połowie XVII w. Należy go czytać jednak z dużą dozą krytycyzmu szczególnie w zakresie omówienia najstarszej księgi metrykalnej z Bakałarzewa, o której mowa wyżej.
Również drukowana pozycja p. Andrzeja Matusiewicza pt. „Dwory na Suwalszczyźnie” jest ciekawą lekturą, choć w zakresie obszarów parafii Bakałarzewo nie zagłębia się w wiek XVII.
Do akt małżeństw zbierane były załączniki, tzw. aneksy, świadczące o prawie mężczyzny i kobiety do zawarcia związku małżeńskiego i mogą to być: odpisy metryk urodzeń lub chrztów, odpisy metryk zgonów, odpisy postanowień sądowych, zezwolenia władz na zawarcie związku małżeńskiego (np. dla osób wojskowych czy pracowników kolei), a także inne dokumenty wykazujące wiek lub stan cywilny osoby wchodzącej w związek małżeński.
Były one gromadzone przez urzędników stanu cywilnego (w latach 1826-1945 byli to proboszczowie poszczególnych parafii, w latach 1808-1825 przeważnie proboszczowie) dla przyszłych małżonków najczęściej pochodzących z innych parafii niż ta, w której zawierano związek małżeński. Gdy proboszcz nie był w stanie zweryfikować niezbędnych danych przyszłego małżonka po prostu sięgając do ksiąg znajdujących się na półce na plebanii, musiał posiłkować się urzędowymi dokumentami dostarczanymi przez młodych.
Czy warto się nimi zajmować? Poświęcać czas tym świstkom luźnych papierów? A zwłaszcza czy warto je indeksować? Otóż tak! I to bardzo! Oto kilka powodów:
Powód 1
Brakuje ksiąg z pewnego zakresu lat z określonej parafii, a zatem nie ma możliwości znaleźć aktu urodzenia przodka czy krewnego. Należy przeszukać aneksy z sąsiednich parafii, a być może tam właśnie znajdzie się odpis (skrócony lub pełny) zaginionego wraz z księgą aktu urodzenia. W większości przypadków brakujący dokument znajdzie się w parafii niezbyt odległej, ale czasem może to być miejscowość z drugiego krańca obszaru Rzeczypospolitej. Tylko indeksy i możliwość ich szybkiego przeszukiwania może pomóc w takim przypadku!
Powód 2
Wiemy niemal wszystko o konkretnej osobie z drzewa genealogicznego. Mamy dostęp do jego aktu urodzenia, ślubu i zgonu. W czym mogą pomóc aneksy? Tymi dokumentami są czasem różne ciekawe dokumenty umożliwiające zidentyfikowanie dodatkowych informacji o osobie, np. może to być zgoda komendanta policji czy dowódcy wojskowego na zawarcie związku małżeńskiego przez podwładnego. Wówczas sporo dowiadujemy się o przebiegu służby przyszłego pana młodego: w jakiej jednostce służył, kto był jego przełożonym itp. Aneksami mogą też być odpisy wyroków sądów, w których znajdziemy dane osób zeznających, a zatem bliskich osoby głównej.
Powód 3
To taki powód historyczny. Wiemy, że za określony okres ksiąg w danej parafii nie ma, ale co się z nimi stało? Jest szansa, że są ukryte w jakimś archiwum? Czasem tak, a czasem zapis w aneksach jak ten poniżej rozwiewa wszelkie wątpliwości.
If you think the information on this page is valuable, consider a donation of any value. Each sum will help us to add new indexes.
Konto: 37 1600 1462 1834 7686 6000 0001 w BGŻ BNP