Opublikowano Dodaj komentarz

Zapomniane karty z kroniki kryminalnej Suwalszczyzny

Piotr Stachiewicz - Śmierć - Ukojenie, 1883-1885, Muzeum Narodowe w Krakowie.
Piotr Stachiewicz - Śmierć - Ukojenie, 1883-1885, Muzeum Narodowe w Krakowie
Piotr Stachiewicz – Śmierć – Ukojenie, 1883-1885, Muzeum Narodowe w Krakowie

Morderstwo Estery Cwy i sprawa Mowszy Mendelbauma

Kalwaria nad malowniczą rzeką Szeszupą to nieduże miasto, które w drugiej połowie XIX wieku było siedzibą powiatu kalwaryjskiego położonego w granicach guberni augustowskiej, a następnie suwalskiej w Królestwie Polskim. W owym czasie lwią część miejscowej ludności stanowili tu starozakonni. Biorąc pod uwagę wszystkie miasta guberni liczba Żydów w mieście wykazywała wielotysięczną rzeszę osób wyznania mojżeszowego, co jednak nie było ewenementem w skali całej Suwalszczyzny.

W latach 60. XIX wieku ilość starozakonnych w mieście oscylowała w granicach 80% wszystkich mieszkańców Kalwarii, a ich liczba wahała się w przedziale 6300-6600 osób na nieco ponad 8 tysięcy mieszkańców. Tylko w siedzibie guberni w Suwałkach mieszkało w tym okresie więcej Żydów.

Z ważniejszych obiektów w Kalwarii mieściły się między innymi: kościół katolicki i ewangelicki, kompleks synagog, stacja telegraficzna i pocztowa, szpital na 25 łóżek, szkoły, sąd, duże więzienie i koszary. Poza tym w miasteczku, które było położone na szlaku trójkąta handlowego Warszawa- Sankt Petersburg- Królewiec ulokowano obszerny rynek. Odbywały się tu 4 jarmarki rocznie. We wtorki po Wniebowstąpieniu Pańskim, przed świętym Janem Chrzcicielem, po świętych Bartłomieju i Marcinie. Prosperował tu dobrze rozwinięty handel, rolnictwo, całkiem sprawnie funkcjonowało drobne rzemiosło i mały przemysł.

W mieście z powodzeniem prowadzono małe zakłady tkackie, gorzelnię, browar, młyn, liczne karczmy, garbarnie, fabrykę tytoniu i papierosów, a na przedmieściach cegielnię i olejarnię. Handlowano zaś głównie zbożem, towarami spożywczymi i żywym inwentarzem. Miejscowi kontrahenci zaopatrywali we wszelakie produkty kalwaryjską jednostkę wojskową, w której stacjonowały m.in. wojska 10 Ingermałandzkiego pułku, a także wywiązywali się z opiewających na znaczne sumy kontraktów z więzieniem. Odrębną grupę, parająca się szmuglowaniem do Prus towarów i ludzi, stanowili przemytnicy, którzy niejednokrotnie byli w swej dziedzinie wyjątkowymi „fachowcami”. Jednak mimo wielokierunkowego rozwoju miasta, najliczniejszą grupę stanowiła tu najniższa warstwa społeczna, czyli żydowska biedota.

W drugiej połowie XIX wieku w Kalwarii żyło się podobnie, jak w innych miastach na Suwalszczyźnie, które zostały zdominowane przez Żydów. Miejskie życie niemal nie różniło się od upływającego czasu w nieodległych od Kalwarii Sejnach, Augustowie, czy przygranicznym, również licznie obsadzonym przez Żydów sztetlu Raczki. Mimo ciężkiej pracy przez 12 godzin na dobę, wszechobecna bieda była nieodzownym elementem czarnego chleba powszedniego. Wielodzietne rodziny w niewyobrażalnym ubóstwie z wielkim trudem wiązały koniec z końcem. Setki familii za atrakcyjniejszą pracą i lepszym życiem migrowały w różne zakątki Królestwa, Europy i świata. Czas w mieście upływał niespiesznie, nieco nużąco, a zwykłym ludziom żyło się nad wyraz skromnie.

W miasteczku dochodziło do częstych sprzeczek i awantur między Żydami, a kalwaryjskimi Litwinami zwanymi „Dzukami”, od wymawiania przez nich miękko spółgłosek „d” i „t”. Do sensacyjnych wydarzeń w mieście dochodziło tylko z rzadka. Czasem miejscowa banda napadła na żydowski sklep, okradła z towaru i groziła podpaleniem dobytku. Częściej miały miejsce nieszczęśliwe wypadki, jak śmierć od utonięcia w Szeszupie 6- letniego Mowszy Płockiego, syna miejscowego rezaka, czy stratowanie przez konie Matwieja Wojczulisa na targu w kwietniu roku 1860. Tragiczny w skutkach pożar wybuchł w mieście w zimie roku 1862. W niewyjaśnionych okolicznościach spłonęła karczma i obiekty gospodarcze należące do jednego z miejscowych arendarzy. W płomieniach śmierć znalazła żona Gotliba Dawidowicza, zaś obszernym oparzeniom uległ najstarszy z synów karczmarza. Spłonął też cały inwentarz, a po kilku dniach w pogorzelisku znaleziono zwęglone zwłoki ludzkie niezidentyfikowanej osoby. Dochodzenie policyjnie w tym przypadku nie wskazywało na udział osób trzecich, choć w mieście głośno mówiło się o antysemickich nastrojach, a także o zatargach między zwaśnionymi Żydami. Mimo tych przeciwności losu i postępującego ubóstwa większość mieszkańców w wielkiej pobożności i z nadzieją oczekiwała lepszego jutra.

W roku 1863 całą gubernią augustowską wstrząsnęła wieść o tajemniczym mordzie dokonanym na 37- letniej Żydówce imieniem Estera Kajla Cwy. Historia życia Estery i sprawa jej nie do końca wyjaśnionej śmierci przez kilka lat była czołowym tematem kronik sądowych, a także ogólnokrajowej prasy. Z pewnością szybko nie znikła też z ust kalwaryjskiej ludności. Estera pochodziła z żydowskiej klasy średniej i była córką Szepszela oraz Gołdy Cwy. Kobieta była zdrowa i w pełni sił, choć niezbyt urodziwa. Prowadziła kawiarnię w największym z pomieszczeń własnego domu. Sama zajmowała niewielkie, parterowe mieszkanie od ulicy. Obok jej sypialni, w sąsiedniej i lichej izbie egzystowali wiekowi rodzice. Na tej samej ulicy, niecałe dwadzieścia kroków od kawiarni mieściły się koszary inwalidów, a tuż obok, po drugiej stronie gmach sądu.

Początek roku 1863 w mieście był niespokojny. Wokół panował stan wojenny. Na kilka tygodni ustanowiono godzinę policyjną, która obowiązywała wszystkich cywilów po zmierzchu. W wyjątkowych okolicznościach i dla szczególnych person wystawiano glejt w formie jednorazowej przepustki.   Przez miasteczko przewijały się też liczne patrole. Przy samej bramie wjazdowej do koszar nocami stało kilku, zazwyczaj czterech lub sześciu szyldwachów. Za dnia strażników było zwykle mniej, ale żołnierze zawsze bacznie obserwowali, czy ktoś podejrzany nie snuje się po okolicy. Bywało, że zaglądali do przybytku Estery, lubując się w miejscowym piwie.

Noc ze środy na czwartek tj. 20/21 maja 1863 roku, roku w którym wybuchło powstanie, była ostatnią w życiu Estery. Nocy tej skromny żywot Żydówki bestialsko przerwano, a wokół jej śmierci rozpostarła się mgła tajemniczości, niemal mistycyzmu. Według orzeczenia sądowolekarskiego na ciele denatki stwierdzono: „z prawej strony czoła ranę wielką, głęboką, ze zgruchotaniem zupełnem kości czołowej, od silnego uderzenia młotem lub obuchem siekiery; rany na głowie, nosie, z roztrzaskaniem kości nosowej, pochodzące od silnych ciosów narzędziem tępem, twardem; w okolicy szyi rany długie, powstałe od kłucia narzędziem ostrem; na piersiach strupy widocznie od parzenia zapałkami powstałe, co stwierdzały zapałki po ciele jej porozrzucane; znaki na rękach od podobnegoż palenia zapałkami; liczne sińce na twarzy i członkach górnych pochodzące od bicia i mocnego ściskania obcemi rękami; wreszcie trzy żebra w lewym boku złamane, przy nadzwyczaj silnem gnieceniu. Prócz tego na przyległej ścianie, a nawet i na suficie, nad łóżkiem denatki, dostrzeżono ślady rozbryzganej krwi, a pod łóżkiem znaczną ilość krwi, pochodzącą z zadanych ran”.

Zdaniem lekarza obducenta, obrażenia głowy i tułowia były śmiertelne. Podczas oględzin policyjnych jednoznacznie nie stwierdzono włamania. Z mieszkania również nic nie skradziono. Drzwi, które prowadziły na ulicę były zamknięte, a okiennice od kawiarni i mieszkania zasunięte. Oprawcy jednak  pozostawili ślad na drzwiach od podwórza, których klamka była związana szpagatem. Na drewnianej zasuwie stwierdzono świeże ślady krwi. Oprócz tego jedynego tropu, sprawcy mordu umknęli niezauważeni, zarówno przez nieświadomych zdarzenia rodziców Estery, jak i stojących kilkadziesiąt metrów dalej strażników.

Okrutna śmierć przez zadane obrażenia wskazywała, iż nad ofiarą brutalnie się znęcano i pastwiono, niemalże torturowano. W notatce dochodzeniowej zapisano: „szczególna tajemniczość, otaczająca sprawców i cel odjęcia życia, nie dla materyalnej chęci zysku, bo bez zaboru dokonanego, kazały szukać przyczyn i pobudek w stronie duchowej, moralnej, w przeszłości istoty, w tak okropny sposób ze świata zgładzonej”. Rozpoczęło się żmudne i kilka miesięcy trwające śledztwo, zaś badana sprawa nabierała coraz jaśniejszych barw.

W grudniu 1861 roku, Estera nieszczęśliwie wyszła za mąż za niejakiego Jankiela Ławskiego, niemal 20 lat młodszego od niej starozakonnego z Raczek w powiecie augustowskim. Na ślub natarczywie nalegała, a można i rzec, że małżeństwo groźbami wymusiła familia Żydówki. Pod przymusem rodziny Estery ślub się odbył, ale sam związek trwał raptem dwa tygodnie. W dniu 31 grudnia Estera Cwa wystąpiła z pisemną skargą do naczelnika powiatu kalwaryjskiego. W liście napisała, że Żydzi naszli w nocy jej mieszkanie i zmusili ją do poślubienia osiemnastolatka, którego ona „nie kocha i żyć z nim nie chce”. Dodatkowo w piśmie wystąpiono z prośbą o „zabezpieczenie jej osoby przed zawziętością Żydów, usiłujących odebrać jej życie”. Czy były to tylko groźby ze strony rodziny, czy Estera rzeczywiście obawiała się najgorszego? W styczniu 1862 roku kobieta wyjednała sobie rozwód i związała się stałym związkiem z katolikiem Aleksandrem Niedźwiedzkim. Oboje postanowili, że wezmą ślub, a Estera przejdzie konwersję z wyznania mojżeszowego na chrześcijaństwo. Kobieta wyznała swym katolickim znajomym, że planuje ponownie wyjść za mąż, co nie umknęło uwadze jej rodziny. Estera żaliła się przed przyjaciółmi, że znów jej grożono i ślub chciałaby podjąć w sekrecie, „bo familia żydowska może ją zabić”. Żydówka nie miała lekkiego losu i twierdziła, że krewni się na nią zawzięli jeszcze wcześniej, „od czasu romansu z postawnym oficerem, z którym w ciążę zaszła i porodziła w Kownie syna, że usiłowała później przejść na wiarę chrześcijańską, że dla niedopuszczenia tego w grudniu 1861 roku, wydali ja za mąż za 18­ letniego żydka”.

W licznej rodzinie Cwów ważną postacią był mąż siostrzenicy Estery– Mowsza Lejzor Mendelbaum, niegdyś mieszkaniec Kalwarii, a następnie Kowna. Mendelbaum z zawodu zajmował się wyszynkiem oraz importem trunków. Religijny karczmarz wśród swoich uznawany był za zagorzałego talmudystę. Mówiło się, że zamierza wydać książkę w języku hebrajskim, a sam chwalił się, że „w świętych księgach jest obeznany”.

Z początkiem roku 1863 Mendelbaum odbył kilka podróży z Kowna do Kalwarii. Powód wizyt miał być ścisłą tajemnicą, ale burmistrz miasta doniósł organom ścigania, że „krążyły pogłoski o naradach rodziny Estery Cwy, jakoby trzykrotnie w Kalwaryi, przy obecności Mendelbauma odbywanych, na których rozbierano dopuszczalność, wedle ksiąg talmudu, pozbawienia życia potomka Izraelowego, odstępującego od wiary przodków”. Jak podano w wydawanej w Warszawie „Gazecie Sądowej” z dnia 18 lipca 1873 roku ostatnia z tych narad miała nastąpić w przeddzień zabójstwa. Urzędnik donosił również, że przed Wielkanocą Mendelbaum sprowadził do miasta jakiegoś Niemca, murarza, rzekomo do „zgładzenia Estery ze świata”. „Dziennik Warszawski” z dnia 28 sierpnia 1869 roku w Kronice Sądowej opublikował obszerny tekst, w którym padły słowa: […] Mowsza Lejzor Mendelbaum sprowadził z Kowna do Kalwarii jakiegoś mularza z Prus, który miał zamordować Esterę przed Wielkanocą 1863 r.; że gdy zamach ten nie był ówcześnie spełnionym, krewni Estery i inni żydzi zebrali się na naradę pod prezydencją talmudzisty rabina z niewiadomego miasta, który miał tłomaczyć zebranym, iż wedle ksiąg talmudu, pozbawienie życia żydówki od wiary przodków odstąpić zamierzającej, nie jest żadnem przestępstwem”. Kronika donosi, że po tej naradzie morderstwo zostało „spełnione”, zaś Mowsza Mendelbaum i bratanek Estery- Eljasz Cwa, nazajutrz wyjechali do Kowna. Wszystkie poszlaki wskazujące na rodzinną zmowę zebrane zostały przez dobrą znajomość burmistrza z Cwami i ich sąsiadami, a także na podstawie dochodzenia policyjnego. W kręgach starozakonnych krążyły pogłoski, a nawet niektórzy pod przysięgą zeznali, że samo zachowanie i działanie żydowskiej rodziny ma związek ze skargą do burmistrza, co wielce rozwścieczyło Cwów. Inny Żydzi zapewniali, że „zabójstwo Estery musiało być dziełem jej familiji, która miała do niej urazę za niezachowanie przepisów religijnych”. Jeden z katolickich świadków zeznał, że „Estera objawiając mu swą obawę, aby przez familiję nie była zabitą, chciała na jego imię scedować swój majątek, to jest dom szynkowy w Kalwarji, a nawet wtedy dała mu do zachowania 300 rsr” [rubli srebrnych- przyp. aut.]. W trakcie dochodzenia udało się również dotrzeć do korespondencji rodzinnej Cwów, a także natrafiono na notatki sporządzone przez jej członków. Do licznych dowodów należały listy Mowszy Mendelbauma i Eljasza Cwy oraz „talmudyczne notaty ręką pierwszego pisane”. Za pomocą przysięgłego tłumacza z pozyskanego materiału dowodowego wywnioskowano, iż Mendelbaum do „zagorzałych fanatyków religijnych należy, który w mistycznych wyrażeniach poprzysięga zemstę przeciwko Esterze Cwy skierowane i jej czyny potępiające”. Listy były pełne wyrażeń o rozwiązłości, brudach, o hańbie w Kalwarii, które popełniła „ona, nasza familija, nasza krew”. Według Mendelbauma „żyd przekraczający zakazy religji staje się potworem niegodnym życia a wytępienie takiego potworu cnotą, zasługą i świętą jest zabawą”. W pismach przewijają się też kilkukrotnie imona Eliasza i Mejera Cwów, jakoby oni mieli być „ręką samego Boga”. Z zapisków wynika, że Mendelbaum przejawiał symptomy choroby psychicznej, albo „zaślepienia duszy i rozumu” na tle religijnym. Z pewnością miał wielki dar przekonywania i wpływał na najbliższą rodzinę niczym przywódca sekty.

Gustaw Klimt, Śmierć i życie, 1910-15, Muzeum Leopoldów w Wiedniu
Gustaw Klimt, Śmierć i życie, 1910-15, Muzeum Leopoldów w Wiedniu

Wszystkie poszlaki zebrane przez zaangażowanych w śledztwo wskazywały jednoznacznie na winę Mowszy Lejzora Mendelbauma, który sam zapętlił się w kłamstwach. Samozwańczy guru mataczył i zmieniał zeznania. Przedstawił również kilku świadków i alibi, z których „żaden nie był w stanie się tłumaczyć”. Mendelbaum przyznał, że kilkukrotnie przed Wielkanocą roku 1863 bywał w Kalwarii, ale powodów przyjazdów nie potrafił wyjaśnić. Również nie wytłumaczył się jasno z przyczyny przywiezienia przez siebie obcego murarza, „kalekiego włóczęgę, o którym zaraz szemrano między żydostwem, że był najęty dla zabicia Estery, lecz wówczas plan zabójstwa się nie udał”.

Mendelbaum pierwszy raz pojawił się w Kalwarii w lutym, co potwierdzili świadkowie. W czasie podróży z Kowna do Kalwarii, w Mariampolu zapoznał „chorego na nogi Niemca”, udającego się na kurację. Mendelbaum z własnej kieszeni dał kilka rubli inwalidzie i dodatkowo zapłacił za kilkudniowe utrzymanie w Kalwarii swego gościa, a także „odstawił go do granicy pruskiey”. Odstawił, ale na tym tragicznego w skutkach spisku przeciwko Esterze Cwie nie skończył. W zeznaniach Żyd tłumaczył się, że jego lutowy pobyt w mieście miał jeden cel– przybył po pieniądze, które miał zapożyczyć od teścia. Po upływie kilku dni od odwiezienia najemnego murarza, Mendelbaum poczynił kolejne kroki, by swój niecny plan zrealizować.

Kolejna wizyta Mendelbauma w Kalwarii odbyła się w marcu i według niego miała tyczyć się „swatania znajomych żydów”. Trzeci przyjazd do miasta miał miejsce 18 maja, czyli dwa dni przed zabójstwem Estery. Na przesłuchaniu starozakonny zeznał, że do miasta przyjechał „w celu odebrania zapożyczonych pieniędzy od Szmojły Grudzińskiego, którego o tem przez Cymkowskiego zawiadomił”. Ponadto oświadczył, że podróż odbyła się tylko w asyście swego szwagra Eljasza Cwa. Okazało się jednak, że podczas tej samej wizyty Mendelbaum przywiózł do Kalwarii innego luźniaka pochodzącego z Prus- Rudolfa Bähringa. Bähring okazjonalnie parał się zduństwem. Był też notowany i raz ukarany grzywną za włóczęgostwo, więc łatwy zarobek pokaźnej sumy mógł niewątpliwie przekonać Niemca. W spisanych zeznaniach Mendelbaum tłumaczył się, że Bähringa nie zna i nie przywiózł go z Kowna, a w noc z 20 na 21 maja, czyli w tym czasie, kiedy doszło do mordu na Esterze w Kalwarii nie przebywał.

Uwikłanie w zmyśloną historię i wplątanie w sieć kłamstw coraz większej liczby świadków, doprowadziły do tego, że sami powołani do obrony krewni Mendelbauma, składali gryzące się ze sobą oświadczenia, krok po kroku pogrążając Mowszę. W swych zeznaniach starozakonni zaciskali przysłowiową pętlę na szyi „talmudysty”, zaś sam Rudolf Bähring ostatecznie podciął gałąź, na której siedział podżegacz. Wystraszony policyjnym dochodzeniem Niemiec wyjawił, „że jako zdun przybywszy z Prus za czasowem paszportem do miasta Kowna, poznał tamże obwinionego Mowszę Mendelbauma w marcu roku 1863, bo stawiał tam u niego piece i u tegoż Mendelbauma dwa miesiące mieszkał, czego dziś skruszony Mendelbaum nie przeczy”.

Na kilka dni przed zabójstwem Mendelbaum zapoznał Bähringa ze swym szwagrem Eljaszem Cwym. Obaj intryganci zaproponowali Bähringowi zarobkowy wyjazd do Kalwarii, podczas którego zdun miałby zarobić sporą sumę pieniędzy. Bähring przystał na propozycję i razem z Mendelbaumem oraz Cwym, a także Żydówką imieniem Dwojra Szatz wyjechali 17 maja z Kowna do Kalwarii. Była to niedziela. Po przyjeździe Żydzi pozostawili Niemca w podmiejskiej karczmie, a sami udali się do miasteczka. Po kilku godzinach wrócił osamotniony Mendelbaum i „wyprowadził Bähringa za miasto o wiorstę i tam dopiero zaczął mu opowiadać o żydówce mającej romans z oficerem, że ta żydówka zamierza zmienić religię swą na katolicką i źle się bardzo prowadzi”. Mendelbaum oferując 40 srebrnych rubli przekonał Bähringa do zabicia „splamionej żydki”. Starozakonny w słowach zobrazował drogę i wygląd mieszkania Estery, a także postać przyszłej ofiary.

W poniedziałek Bähring wybrał się do miasteczka, ale sam nie mógł namierzyć kawiarni, więc wypytywał o lokal miejscowych przechodniów. Przypadkowo spotkawszy Mendelbauma, został zganiony przez Żyda, za to, że przez nieostrożność mógł nieświadomie napytać im biedy. Mendelbaum wręczył Bähringowi 60 kopiejek na zakup alkoholu i radził, że najlepszą porą na zabicie Estery są godziny poranne. Dodatkowo poinformował Bähringa, że „jej matka jest już o tem uprzedzona  i otworzy mu drzwi od tyłu”. Całą sumę po wykonaniu brudnej roboty Rudolf Bähring miał otrzymać w Kownie. Tego samego dnia, późnym poniedziałkowym wieczorem Bähring wtargnął do mieszkania Cwych, ale zobaczywszy Estrę skruszył się i „żal go ogarnął, zaniechał zamiaru i ostrzegł ją”. Zrozpaczona Estera zawołała ojca, ale ten zbył ją, oznajmiając, że niedoszły morderca musiał być po prostu wariatem. Żydówka szła w zaparte, że człowiek, który ją naszedł z pewnością dostał zlecenie jej zabicia, co sam przyznał i ze szczegółami opowiedział jej całą historię. Wymienił też każdego ze znanych jej członków rodziny. Na wszelki wypadek ojciec Estery zapisał sobie nazwisko domniemanego złoczyńcy. Cała sprawa została przez Esterę niezwłocznie zgłoszona na policję.  Bähring opuścił miasteczko i udał się do Kowna, gdzie po kilkunastu dniach spotkał się z Mendelbaumem, który oznajmił mu, że skoro nie miał odwagi zabić Żydówki, „to trudno, ale powinien niezwłocznie uciekać na Prussy”. Otrzymał też za „fatygę” 1 rubla i 50 kopiejek. Nieświadomy dokonanej zbrodni Niemiec, Mendelbauma nie posłuchał i pozostał w Kownie.

Podczas rozprawy dokładne i szczegółowe oświadczenie Rudolf Bähring zeznał publicznie pod przysięgą, a podczas „spowiedzi” Niemca pisarz sądowy zauważył i zanotował „zmienienie i pomieszanie” Mendelbauma. Rudolf zeznał również, że ostrzegł Esterę, ale nie miał odwagi donieść o sprawie policji, zaś w Kalwarii był tylko ten jedyny raz, a do miasta Mendelbaum przyjeżdżał jeszcze z innym Niemcem o nazwisku Dangl. Identycznie, jak Bähring zeznało kilku świadków, choć byli tacy, którzy też mataczyli. „Wszystkie te zeznania przekonywują o tem, że Bähring, jakkolwiek sam niewiele wart, chciał jednak oszczędzić życie Estery, że ją ostrzegał, a Mendelbaumowi rzetelną do oczu prawdę powiedział”. Dwojra Szatz zeznała, że podróżowała z Kowna do Kalwarii z dwoma Żydami i Niemcem „o fizyonomji obrzydliwej, ciągle prymkę w gębie przeżuwający; osoba jest dobrze jej znana abo na sali tejże przesłuchiwany jest obecny, podobnie jak jeden z oskarżonych żydków”. Inna starozakonna, imieniem Mera Szleser, zeznała, że „dnia 18 maja o godzinie 10-ej wieczorem widziała we drzwiach Estery Cwy, nieznanego jej osobnika, rozmawiającego z Esterą; oraz ze że później słyszała jakąś sprzeczkę w mieszkaniu Cwych”. Osobą tą oczywiście okazał się rozpoznany na sali sądowej Rudolf Bähring. Rodzice zamordowanej przyznali, że w mieszkaniu ich przebywał obecny na sali Bähring, a także, że ostrzegał ich córkę, „że ta ma wielu nieprzyjaciół”. Ojciec Estery przyznał również, że zanotował sobie nazwisko nieznajomego. Anna Śliwkowska zeznała pod przysięgą, że ofiara morderstwa była u niej ostatni raz przed śmiercią i opowiedziała całą historię z Bähringiem. Kochanek Estery, Aleksander Niedźwiedzki przyznał, że ukochana była u niego, wypłakała się na ramieniu, opowiedziała zajście w mieszkaniu i pokazała karteczkę z napisem „Bähring”. Okazało się również, że Mendelbaum wpadł na kłamstwie z Grudzińskim i Cymkowskim. Pierwszy zeznał, że oskarżony u niego się od kilku miesięcy nie pojawił, a drugi, że nikt z nim się nie kontaktował. Mendelbaum brnąc w kłamstwach zeznał, że „najwidoczniej o sprawie zapomniał”, a to dlatego, że „z obawy przed wojennym patrolem, noc na furmance pod lasem przepędził”.

Śledztwo wykazało, że Mowsza Mendelbaum dnia 20 maja, około godziny 20:30 wyszedł z mieszkania swego wuja i powrócił dopiero nazajutrz, przed godziną 8 rano. Dodatkowo tego samego dnia widziano Mendelbauma w miejscowym „przyszkółku na pacierzach, gdzie żarliwie się modlił i dał na ofiarę 18 groszy”. Burmistrz miasta na rozprawie oświadczył, że w zwyczaju miejscowych wyznawców judaizmu, danie na ofiarę jest w „geście osób grzesznych lub by interes się powiódł”. W końcu przyparty do muru Mowsza Mendelbaum przyznał, że dowiedziawszy się o zabójstwie Estery, wyjechał z Kalwarii w czwartek o godzinie 10 przed południem, gdyż „nie może znieść widoku trupa”. Po powrocie do Kowna starozakonny nie powiadomił kowieńskiej rodziny ofiary, a tłumaczył to obawą przed przekazaniem smutnej wiadomości swej żonie i w następstwie „złamaniem psychicznem”. Mimo, iż Estera od chwili bezpośredniego zagrożenia do śmierci miała jeszcze dwie doby życia, w dodatku mając słownie zapewnione „baczne oko policmajstera”, nie uchroniła się przed najgorszym.

Sąd kryminalny guberni płockiej i augustowskiej, w sprawie umyślnego i  planowanego z premedytacją zabójstwa Estery Kajli Cwy, przesłuchał kilkadziesiąt osób. Nic nie wskórano upomnieniami, ostrzeżeniami, a nawet nie pomogły „groźby sądu w kierunku Mendelbauma poczynione”. Żyda przed kolejnymi kłamliwymi zeznaniami nie wystraszyła nawet kara głodówki i odosobnienia w izolatce. Sąd Policji Poprawczej „za rażące kłamstwa i zacięte zapieranie dochodzonych okoliczności” chciał również ukarać Mendelbauma „podwójną karą chłosty”. Mowsza Lejzor Mendelbaum nie tylko zdania nie zmienił, ale też nie wydał żadnego ze współwinnych.

Na mocy prawa, „X Departament Rządzącego Senatu” ogłosił wyrok i skazał Mowszę Lejzora Mendelbauma z artykułu „926 ustawy 1 oraz 126 ustawy 1 za uczestnictwo i zaplanowanie zabójstwa”, na pozbawienie wszelkich praw obywatelskich i zesłanie na katorżnicze roboty w kopalniach wapnienia na lat 12, a po odbyciu tejże kary, na dożywotnią zsyłkę na Syberię. Mendelbaum odmówił skorzystania z prawa łaski. Rodziców Estery skazano na pozbawienie wszelkich praw, a także zesłanie w najodleglejsze zakątki Sybiru. Ojciec zamordowanej, Szepszel Cwa, nie doczekał uprawomocnienia wyroku i zmarł „w następstwie śmierci głodowej” w miejscowym areszcie. Matkę Estery, Gołdę Cwę, senat rządzący tymczasowo uniewinnił i zwolnił z aresztu na wniosek pomocnika naczelnego prokuratora, radcy kolegialnego Łysińskiego. Wyroki dwóch pierwszych instancji i instancji trzeciej, co do Mowszy Mendelbauma, „w swej mocy pozostawił”. Rudolfa Bähringa z braku dowodów tymczasowo uniewinniono, choć zaprotokołowano, że „w przypadku pojawienia się istotnych sprawie poszlak, kryminał ponownie rozezna się w kartach obserwowanego”.

Współwinni zbrodni Eljasz Szlomowicz Cwa i jak się okazało jego brat Owsiej Beniamin Cwa, zbiegli z kraju i byli poszukiwani listami gończymi. Na ich trop nigdy nie natrafiono. Sprawa jednak się nie zakończyła i mimo trzech jednogłośnych instancji sądowych, Mowsza Lejzor Mendelbaum wynajął adwokata Podolskiego, który wniósł w imieniu oskarżonego skargę restytucyjną, z prośbą o przeprowadzenie nowego śledztwa, w celu udowodnienia niewinności. „W skardze tej przytoczył Mendelbaum tak silnej doniosłości rozumowania i zasady, a co najważniejsze tak stanowczo deklarował usprawiedliwić swoje znane w sprawie alibi, to jest wyjaśnić dokładnie, gdzie i u kogo przepędził noc, w której Estera zamordowaną została i nowemi dowodami, poprzednio niezbadanemi, wykazać swą niewinność, że skutkiem tej skargi senat rządzący na okoliczności w niej przytoczone, nowe śledztwo wyprowadzić rozporządził”.

Sprawa nabrała nowych rumieńców, ale kolejne śledztwo wniosło niewiele. Ponowne przesłuchania zupełnie skomplikowały sprawę, czego rezultatem były same trudności w obiektywnym ocenieniu winy oskarżonego. Nie pomogła też skazanemu pozytywna opinia nadrabina warszawskiego, Beera Meyselsa. Sam Mowsza Mendelbaum finalnie zrzekł się obrony i przemowy, a sąd na obronę skazanego przydzielił do pracy mecenasa Radgowskiego. Jako, że Radgowski miał znakomite opinie i słynął z twardej ręki oraz rzetelnej pracy, wszystkimi siłami próbował uniewinnić Mendelbauma. Mimo to, senat po rozważeniu zebranych materiałów i po wysłuchaniu nowych wniosków pomocnika naczelnego prokuratora, nie znalazł żadnych powodów do uchylenia poprzedniego wyroku. Klamka zapadła. Mowsza Lejzor Mendelbaum został skazany ostatecznym wyrokiem prawomocnym w październiku 1870 roku na zesłanie na Sybir, dokąd udał się z małżonką i dziećmi. Namiestnik Królestwa Polskiego „z postanowieniem w drodze łaski z dnia 10 października 1871 roku wydanem, do uchylającego od ciężkich robót w kopalni wniosku Komissyji Rządowej Sprawiedliwości, przychylić się raczył”. Los żydowskiej rodziny Mendelbaumów pozostaje do dziś nieznany.

Miejsca, osoby oraz czas wydarzeń są prawdziwe. W tekście wykorzystano materiały prasowe, dzienniki urzędowe, a także drukowane w krajowej prasie kroniki policyjne i sądowe. Spisane historie nie obrazują światopoglądu autora, a jedynie przedstawiają zaczerpnięte z archiwalnych materiałów fakty.

Autor tekstu: Marcin Sebastian Halicki

Gminny Ośrodek Kultury w Raczkach

Raczkowskie Archiwalia

Jamiński Zespół Indeksacyjny

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Pamięć to też miłość. Przypisek do genealogii rodziny

Fotografia z albumu rodzinnego Józefy Drozdowskiej, rozm 8,6 x 6,7 koloru sepii
Fotografia z albumu rodzinnego Józefy Drozdowskiej, rozm 8,6 x 6,7 koloru sepii
Fotografia z albumu rodzinnego Józefy Drozdowskiej, rozm 8,6 x 6,7 koloru sepii

Tyle razy oglądałam ten album, że powinnam znać każdą przedstawioną w nim osobę. Każde sfotografowane miejsce. Bóg będzie nas kiedyś wszystkich wołał po imieniu. Należy więc o każdym pamiętać. Trzeba przeżyć tak wiele lat, jak ja, by wreszcie uświadomić to sobie dogłębnie.

Oto leży przede mną album pamięci i zapomnienia. Tę opowieść piszę o nim i o jednym ze zdjęć w nim zamieszczonym. Drewniane lakierowane na czarno okładki z szarym płóciennym grzbietem i takiegoż koloru kartami związanymi na grzbiecie wypłowiałą brązową tasiemką. Na przedniej jego okładce rodzaj płaskorzeźby. W ukośnym rombie sylwetka dostojnego kościoła. Ściany czworoboku spowite w kwiatki i gałązki jakby od niechcenia barwione gdzieniegdzie zielenią, czerwienią i brązem. Na tylnej  ̶  nie ma żadnych przedstawień. Od wewnątrz wyklejki w granatowo-stalowe mazaje. Album, delikatnie mówiąc, jest podniszczony, ale dla mnie wciąż cenny, bo rodzinny. Od kiedy zajmuję się na poważne genealogią, współorganizuję zjazdy rodzinne, przeglądam i indeksuję księgi parafialne, nabiera jeszcze większej ważności niż dotąd, ale z tej to przyczyny jest też raniony. Zdjęcia wklejano w nim tak „porządnieˮ, że chcąc bliżej poznać tych, co na fotografiach, trzeba je teraz odrywać siłą od kart albumu, by móc przeczytać napisy na odwrotnej ich stronie. Wszyscy, włącznie ze mną, wklejając je myśleli, że pamięć jest trwała. Opowieści i daty zacierają się w niej jednak i stajemy przed zagadką, której już nie sposób rozwiązać. Tak jest i ze mną oraz z fotografią, o której chcę opowiedzieć.

Jest ona niewielkim prostokątem w kolorze sepii. Bez żadnej daty i chociażby najmniejszego opisu. Już nie ma osób, które mogłyby mi coś więcej zdradzić, niż to, co dyktują strzępki mojej pamięci. Zdjęcie, jak mniemam, wykonane zostało na kilka lat przed II wojną światową. Zapewne w zakładzie któregoś z rajgrodzkich fotografów. Nie ma na nim żadnej pieczątki moją myśl potwierdzającej. Miasteczko to leżało najbliżej miejsca, gdzie mieszkali moi przodkowie, więc z tego wnioskuję jego pochodzenie. A może zrobiono je w nieco dalszym i większym mieście Grajewie? Nie pamiętam, co mi opowiadała o nim mama, nie zanotowałam żadnych szczegółów.

Na nim Irenka, bratanica mojej mamy, jak przystało na kilkunastoletnią uczennicę rajgrodzkiej szkoły w ciemnym bereciku, spod którego wystaje równiuteńko obcięta jasna grzywka i z grzecznie ułożonymi rękami na płaszczyku niezakrywającym kolan. Wysmukłe nogi w bucikach z wyłogami opiera o krzesło, na którym siedzi. Filuterny uśmiech, który nie opuszczał jej nigdy, po latach złożony został we wspólnej mogile z jej ojcem Stanisławem, który zbyt wcześnie, tuż po wojnie, pożegnał się z życiem i spoczywa na rajgrodzkim cmentarzu nieopodal kościoła. Gdy patrzy w aparat fotografa przed nią daleka jeszcze wojna. Na szczęście nic o niej nie wie i chyba jej nie przeczuwa. Może i chciałaby mi coś podpowiedzieć, ale przestrzenie między nami jakże odległe teraz. Kiedy odwiedzałam ją w Grajewie schorowaną, tuż przed śmiercią, nie przyszło mi do głowy wziąć ze sobą fotografii i dopytać się o jej szczegóły. Obok Irenki siedzi na zdjęciu, w jasnym kapeluszu zakrywającym całą głowę, Jadwiga  ̶  jej mama, a moja wujenka. Jedynie nad lewym uchem wyziera spod niego kosmyk ciemnych włosów. W czarnym płaszczu i takich lakierkach zapinanych na paseczek przytrzymuje na kolanach torebkę z metalowym zamknięciem. W jasnych pończochach i rękawiczkach, i z takąż apaszką pod szyją oraz z subtelnym uśmiechem. Nie przypuszcza zapewne, że życie zaproponuje jej dwóch mężów, na dodatek dopowiem, że będą rodzonymi braćmi.

Za nimi stoją trzy panie. Jakże młode jeszcze. I tu moja zagadka. Imienia i nazwiska jednej z nich od lat szukam bez powodzenia. Z lewej strony to ciotka Eleonora. Jest jeszcze przed wyjazdem w lasy pod Nowogródkiem, gdzie gospodarzyła swemu bratu Józefowi na placówce leśnej, który kilka lat później został stamtąd wywieziony na Sybir. Przed małżeństwem z Konstantym Andrzejem, który tak pięknie grywał na kilku instrumentach. Stoi w białych butach wyprostowana jak struna, ubrana w jasny długi, dwurzędowy płaszcz. Z dużym jasnym kapeluszem na głowie, z mniej wykręconym rondem niż u bratowej, w dłoni trzymając, ściągniętą z niej, białą rękawiczkę. Z prawej strony najniższa z kobiet to Zofia − moja mama. Szczupła, z czarnym toczkiem na ciemnych włosach, ubrana w jasny płaszcz, a może żakiet. Nie wszystko na zdjęciu dokładnie widać. Pod szyją wyłogi kołnierza spięte ma broszką w kształcie kwiatu. Podobna, lecz mniejsza ozdoba, widnieje u jej rękawiczki. W ubranej w nią dłoni trzyma czarną torebkę na krótkiej rączce. Twarz jej jak z przedwojennych filmów, a oko jakże zadziorne. Nic nie miała później w sobie z tego wzroku. Pamiętam ją i kocham już całkiem inną. Jeszcze panna wówczas. Narzeczony marynarz zginie w czasie wojny. W dwa lata po niej wyjdzie za mojego ojca. Teraz jednak nic o tym jej nie wiadomo.

Pośrodku stoi pani nieco starsza od sióstr, a młodsza od ich bratowej. W białym berecie na ciemnych włosach związanych wstążką, która spada z boku na kołnierz. O pociągłej twarzy, z bardzo subtelnym uśmiechem. W jasnym ubraniu z apaszką podobnego koloru. Kim ona jest? Dopytuję siebie w myślach. Czy to mamina ciotka Józefa, siostra jej ojca, o której prawie nic nie wiem? Jedynie słyszałam w dzieciństwie jej imię i kilka czułych o niej opinii, a którą tak naprawdę odnalazłam dopiero kilka lat temu w metrykach parafialnego kościoła. Jeżeli to ona, to pięknie umiała śpiewać i była dla mamy bardzo dobra. A może to jakaś inna krewna, kuzynka czy sąsiadka? Nikt z żyjących nie umie mi pomóc rozwiązać tej zagadki.

Miłość to pamięć, powiadam wszystkim. Bóg będzie nas kiedyś wołał po imieniu. Jak się odnajdziemy w tym tłumie, nie znając swoich imion?

Oto i cała historia wysnuta ze starej fotografii. Mogłabym jeszcze dłużej snuć opowieść o niej, ale nie chcę zdradzać wszystkich historii rodzinnych. Może jeszcze przyjdzie kiedyś na to czas. A jeśli nie zdążę, jak moi przodkowie?

 
Opublikowano Jeden komentarz

Mieszkańcy wsi Jagłowo w 1864 roku

Listę mieszkańców wsi Jagłowo z 1864 roku wykonano na bazie wcześniej opracowanej listy przez Joannę Gniedziejko pt.: „Spis spowiadających się w parafii Suchowola z roku 1864”. Jest to rodzinna wieś moich dziadków. Łącznie z już opublikowaną listą z 1909 i przygotowaną z 1926 roku pozwala ona nam na poszukiwanie swoich przodków wg rodzin niegdyś zamieszkałych. Brak jeszcze materiału z okresu między latami 1864-1909, aby uzyskać ciągłość historii tych rodzin zamieszkałych we wsi Jagłowo. Lista spowiadających się została wykonana w odwrotnej kolejności niż znana mi numeracja domów z roku 1909 i 1926 dlatego dokonałem zmian zgodnie z poprzednimi postami.

Domów zaznaczonych na liście na niebiesko nie było jeszcze w 1864 roku lub nie zostały wpisane na listę spowiadających się, wpisałem więc tam głównego lokatora z listy z 1909 r. Listę uzupełniłem o dane rodziców i daty urodzenia. We wsi Jagłowo w 1864 roku znajdujemy 36 zamieszkałych domów, w których mieszka ok. 220 mieszkańców.

Na czerwono dopisałem osoby urodzone do 1864 r., a nie ujęte w wykazie spowiadających się ze względu na wiek, a ustalone w moich poszukiwaniach i umieszczone w drzewie.

Dane poszczególnych osób są zgodne z drzewem FAMILY TREE RODZINY SIEMION prowadzonej i opracowanej przez Ryszarda Siemiona na stronach MyHeritage.


Numer 1

Ratkiewicz Ignacy

Numer 2

Mojżuk Albin

Numer 3

Mojżuk Wincenty

Numer 4

Mojżuk Piotr i Zofia

Numer 5

Stanisław Siemion ur. ok. 1832 r. Syn Stefana i Marceli Jurgielewicz.
Anna z d. Zajko ur. 25.07.1835 r. Żona i córka Antoniego i Marianny Pycz.
Marianna Siemion ur. 7.08.1863 r. Córka.
Wawrzyniec Siemion ur. 29.07.1840 r. Brat.
Franciszek Siemion ur.22.01.1847 r. Brat.
Dorota Siemion ur. 13.02.1837 r. Siostra.
Marcela Siemion z d. Jurgielewicz ur. ok. 1797 r. Wdowa, żona Stefana.

Numer 6

Kamiński Józef l. 23 syn Jana i Anny z d. Poźniak.

Numer 7

Wojciech Siemion ur. 31.03.1813 r. Syn Antoniego i Marianny Gudel.
Marianna Winkiewicz ur. 2.06.1823 r. Jego żona, córka Wojciecha i Franciszki Sawośko.
Ignacy Siemion ur. 12.07.1845 r. Syn.
Wincenty Siemion ur. 12.06.1849 r. Syn.
Zuzanna Siemion ur. 23.03.1853 r. Córka.
Wojciech Siemion ur. 28.03.1859 r. Syn.
Jan Siemion ur. ok. 1841 r. Syn.
Rozalia z d. Haraburda ur. ok. 1842 r. Jego żona, córka Kazimierza i Anny Mojżuk.
Jan Siemion ur. 30.07.1863 r. Syn Jana.

Numer 8

Ignacy Mojżuk ur. 29.01.1840 r. Syn Wincentego i Agaty z d. Antoniuk.
Rozalia z d. Sawicka ur. 4.01.1841 r. Żona i córka Wawrzyńca i Anny Sławińskiej.
Paweł Mojżuk ur. 28.06.1842 r. Brat przyrodni. Syn Wincentego i Agaty Sienkiewicz.
Anna Mojżuk ur. 16.03.1836 r. Siostra przyrodnia. Córka Wincentego i Agaty Sienkiewicz.
Jan Mojżuk ur. 8.01.1863 r. Syn.
Wincenty Mojżuk 16.08.1864 r. Syn.

Numer 9

Wojciech Ratkiewicz ur. 13.01.1827 r. Syn Wojciecha i Katarzyny Sawośko.
Marianna z d. Mojżuk ur. 16.03.1836 r. Żona, córka Wincentego i Agaty Sienkiewicz.
Józef Ratkiewicz ur. 30.09.1842 r. Brat przyrodni, syn Wojciecha i Zuzanny Żakiewicz.
Józef Kamiński ur. ok. 1843 r. Szwagier, syn Jana i Anny Poźniak.
Rozalia z d. Ratkiewicz ur. 27.11.1840 r. Żona Józefa Kamińskiego i siostra Józefa Ratkiewicza.
Marianna Kamiński ur. 11.03.1864 r. Córka.
Marianna Kamińska ur. ok. 1849 r. Siostra Józefa.
Anna Kamińska ur. ok. 1852 r. Siostra Józefa.
Katarzyna Ratkiewicz z d. Koszczuk ur. 8.11.1833 r. Żona brata przyrodniego Wojciecha – Ignacego. Córka Jana i Teresy d. Olszewskiej.
Marianna Ratkiewicz ur. 3.03.1864 r. Córka Ignacego i Katarzyny.

Numer 10

Haraburda Józef

Numer 11

Franciszek Gawarecki ur. 6.01.1837 r. Syn Jana i Anny z d. Dawidowicz.
Agnieszka d. Klimowicz ur. ok. 1837 r. Żona, córka Jana i Teresy Klimowicz.
Mateusz Gawarecki ur. 11.09.1842 r. Brat Franciszka.

Numer 12

Adam Józef Pycz ur. 25.12.1828 r. Syn Jana i Marianny Trochimowicz.
Zuzanna Pycz ur. ok. 1834 r. Jego żona. Brak danych.
Jan Gawarecki ur. ok. 1808 r. Wdowiec po Annie Dawidowicz.

Numer 13

Wawrzyniec Suchwałko ur. 28.07.1832 r. Syn Marcina i Marianny z d. Godlewskiej.
Aniela z d. Ratkiewicz ur. 7.04.1834 r. Żona, córka Franciszka i Marianny Sucharzewskiej.
Marianna Suchwałko ur. 15.02.1800 r. Matka Wawrzyńca.

Numer 14

Antoni Sawośko ur. ok. 1836 r. Syn Jana i Klary Bieniasz.
Marianna z d. Siemion ur. ok. 1835 r. Jego żona, córka Stefana i Marceli Jurgielewicz.
Wawrzyniec Sawośko ur. ok. 1833 r. Brat Antoniego.
Agata Siemion ur. ok. 1839 r. Siostra Marianny.
Anna Sawośko ur. 17.02.1863 r. Córka Antoniego i Marianny.
Katarzyna Sawośko ur. ok. 1865 r. Córka Antoniego i Marianny.

Numer 15

Józef Jan Kaczorowski ur. 11.05.1830 r. Syn Jana i Rozalii Sawośko.
Zuzanna z d. Winkiewicz ur. 25.11.1825 r. Żona , córka Wojciecha i Franciszki Sawośko.
Adam (Andrzej) Kaczorowski ur. ok. 1854 r. Syn.
Zuzanna Kaczorowska ur. 2.04.1864 r. Córka.

Numer 16

Andrzej Nowicki ur. 21.11.1819 r. Syn Antoniego i Klary Siemion.
Marianna z d. Najda ur. ok. 1828 r. Jego 2-ga żona, córka Andrzeja i Marianny.
Ewa Nowicka ur. ok. 1851 r. Jego 1-sza żona, córka Andrzeja i Marianny z d. Wojtkielewicz.
Marcin Nowicki ur. ok. 1858 r. Syn Andrzeja i Marianny z d. Najda.
Wiktor Nowicki ur. ok. 1859 r. Syn.
Aniela Nowicki ur. 23.10.1864 r. Córka.

Numer 17

Wojciech Siemion ur. 24.04.1836 r. Syn Tadeusza i Marianny Snarskiej.
Zuzanna z d. Pikus ur. ok. 1837 r. Jego żona, córka Mateusza i Krystyny Sawośko.
Wincenty Siemion ur. ok 1842 r. Brat.
Krystyna Siemion ur. 8.03.1845 r. Siostra.
Wiktoria Siemion ur. 20.11.1860 r. Córka.
Anna Siemion ur. 1.03.1863 r. Córka.

Numer 18

Antoni Zajko ur. 16.06.1811 r. Syn Bartłomieja i Marianny z d. Koszczuk.
Marianna d. Pycz ur. 20.01.1813 r. Córka Jakuba i Krystyny Siemion.
Jan Zajko ur. 1.01.1838 r. Syn.
Franciszek Zajko ur. 9.10.1842 r. Syn.
Andrzej Zajko ur. ok. 1849 r. Syn.
Ewa Zajko ur. 13.12.1844 r. Córka.
Wiktoria Zajko ur. 5.08.1847 r. Córka.

Numer 19

Antoni Siemion ur. 18.07.1824 r. Syn Kazimierza i Franciszki Kaczyńskiej.
Rozalia z d. Juchniewicz ur. 14.09.1827 r. Jego żona, córka Jana i Agaty Sienkiewicz. Jego 2. żoną była Marianna Haraburda ur. 1846 r.
Teofila Siemion ur. 2.03.1852 r. Córka.
Antoni Siemion ur. 12.02.1855 r. Syn.
Jan Siemion ur. 6.08.1860 r. Syn.
Albin Siemion ur. 12.07.1863 r. Syn.

Numer 20

Waśko Michał

Numer 21

Janewicz Józef

Numer 22

Michał Dawidowicz ur. 29.09.1819 r. Syn Mateusza i Franciszki Kowalewskiej.
Dorota Sawośko ur. ok. 1830 r. Jego 2. żona, córka Jana i Klary z d. Bieniasz.
Marcin Dawidowicz ur. ok. 1854 r. Syn.
Ignacy Dawidowicz ur. 13.01.1836 r. Syn z 1. żoną Franciszką z d. Aniśko.

Numer 23

Mojżuk Jan s. Wawrzyńca

Numer 24

Andrzej Mitrosz ur. 26.11.1809 r. Syn Wawrzyńca i Marianny Sienkiewicz.
Ewa z d. Andraka ur. 19.06.1813 r. Jego żona, córka Andrzeja i Ewy Sawośko.
Agata Mitrosz ur. ok. 1844 r. Córka.
Aniela Mitrosz ur. 19.12.1846 r. Córka.
Marianna Mitrosz ur. 28.06.1853 r. Córka.
Jan Mojżuk ur. 14.08.1834 r. Syn Wawrzyńca i Heleny z d. Łuszcz.
Katarzyna z d. Mitrosz ur. 23.11.1837 r. Jego żona, córka Andrzeja i Ewy d. Andraka.

Numer 25

Jan Ostrowski ur. 15.12.1844 r. Syn Jana i Anny z d. Winkiewicz.
Katarzyna z d. Mikucka ur. 20.11.1842 r. Jego 1. żona, córka Mateusza i Marianny z d. Mojżuk.
Piotr Ostrowski ur. 15.08.1864 r. Ich syn.
Rozalia Mikucka ur. ok. 1846 r. Siostra Katarzyny.
Wawrzyniec Haraburda ur. ok. 1813 r. 2. mąż matki Katarzyny – Marianny z d. Mojżuk.
Marianna z d. Mojżuk , wd. Mikucka ur. 12.01.1812 r. Jego żona.
Józef Haraburda ur. 12.11.1854 r. Syn.
Anna Haraburda ur. 3.07.1856 r. Córka.

Numer 26

Konstanty Poźniak ur. 25.01.1834 r. Syn Wojciecha i Marianny z d. Sawośko.
Anna z d. Suchwałko ur. 8.09.1837 r. Jego żona, córka Marcina i Marianny Godlewskiej.
Mateusz Poźniak ur. 13.09.1839 r. Brat.
Michalina Poźniak ur. ok. 1845 r. Siostra.
Marianna Poźniak ur. 15.01.1809 r. Matka.

Numer 27

Adam Pycz ur. ok. 1824 r. Syn Jakuba i Krystyny Siemion.
Anna z d. Kamińska ur. ok. 1830 r. Jego żona, córka Jana i Anny z d. Andraka.
Jan Pycz ur. 13.10.1854 r. Syn.
Ignacy Pycz ur. 28.07.1857 r. Syn.
Wiktoria Pycz ur. 18.11.1864 r. Córka.

Numer 28

Pycz Jakub

Numer 29

Stanisław Mitrosz ur. 17.04.1811 r. Syn Wawrzyńca i Marianny Grygier.
Marianna z d. Siemion ur. ok. 1814 r. Córka Wojciecha i Marianny Bierć.
Mateusz Mitrosz ur. 24.08.1836 r. Syn.
Franciszek Mitrosz ur. ok. 1843 r. Syn.
Bartłomiej Mitrosz ur. 23.08.1848 r. Syn.
Agata Mitrosz ur. 22.01.1833 r. Córka.
Józefata Mitrosz ur. 18.03.1839 r. Córka.
Anna Mitrosz ur. 12.07.1844 r. Córka.

Numer 30

Kazimierz Haraburda ur. 12.11.1804 r. Syn Kazimierza i Rozalii z d. Pycz.
Anna z d. Mojżuk ur. 22.07.1804 r. Żona, córka Mateusza i Marianny Dorgusz.
Jan Haraburda ur. 15.12.1829 r. Syn.
Marianna z d. Halicka ur ok. 1838 r.  Żona Jana, c. Jana i Marianny z d. Dzieszko.
Wiktoria Haraburda ur. 8.12.1860 r. Córka.

Numer 31

Kazimierz Wojtkielewicz ur. ok. 1830 r. Syn Antoniego i Ewy z d. Siemion wd. Dawidowicz.
Marianna z d. Misiewicz ur. 22.01.1832 r . Córka Michała i Heleny Lotko.
Rozalia Wojtkielewicz ur. 23.02.1864 r. Córka.
Marcin Wojtkielewicz ur. ok. 1844 r. Brat.
Rozalia Wojtkielewicz ur. ok. 1828 r. Siostra.

Numer 32

Wojciech Koszczuk ur. 27.04.1827 r. Syn Jana i Teresy Olszewskiej.
Magdalena z d. Mojżuk ur. 16.11.1829 r. Jego żona, córka Łukasza i Teresy Mitrosz.
Anna Koszczuk ur. 8.11.1857 r. Córka.
Ignacy Ratkiewicz ur. 14.08.1836 r. Syn Wojciecha i Krystyny Dawidowicz.
Katarzyna  z d. Koszczuk ur. 8.11.1833 r. Jego żona i siostra Wojciecha.
Marianna Ratkiewicz ur. 3.03.1864 r. Córka.

Numer 33

Kazimierz Jaroszewicz ur. 4.03.1818 r. Syn Tadeusza i Marianny Boguszewskiej.
Konstancja z d. Pycz ur. ok. 1828 r. Jego żona, córka Jakuba i Krystyny Siemion.
Marianna Jaroszewicz ur. 29.10.1852 r. Córka Kazimierza i jego 1. żony Konstancji z d. Pycz.
Anna (Konstancja) Jaroszewicz ur. 11.09. 1855 r. Córka Kazimierza i Konstancji z d. Pikus.
Mateusz Jaroszewicz ur. ok. 1857 r. Syn Kazimierza i Konstancji Pycz.
Wincenty Jaroszewicz ur. 14.08.1860 r. Syn Kazimierza i Konstancji Pycz.
Jan Jaroszewicz ur. 19.05.1812 r. Brat Kazimierza.
Magdalena z d. Mitrosz ur. ok. 1811 r .Żona Jana, córka Wawrzyńca i Marianny Siemion.

Numer 34

Jaroszewicz Wojciech

Numer 35

Wawrzyniec (Laurenty) Mikucki ur. 1.08.1825 r. Syn Macieja i Marianny z d. Turel.
Rozalia Mikucka ur. 26.12.1822 r. Siostra.
Marianna Mikucka ur. ok. 1804 r. Matka, z d. Turel c. Bartłomieja.
Zuzanna Mikucka ur. 12.01.1863 r. Córka Wawrzyńca i Magdaleny z d. Kiluk.

Numer 36

Ludwik Kamiński ur. 12.12.1821 r. Syn Jana i Anny z d. Andraka.
Zuzanna z d. Jaroszewicz ur. 23.02.1829 r. Jego 2. żona i córka Tadeusza i Marianny Boguszewskiej.
Wojciech Kamiński ur. ok. 1855 r. Syn.
Agnieszka Kamińska ur. 25.08.1854 r. Córka.
Rozalia Kamińska ur. 8.10.1857 r. Córka.
Anna Kamińska ur. 30.08.1863 r. Córka.
Jan Kamiński ur. ok .1864 r. Syn.
Józef Kamiński ur. ok. 1843 r. Brat przyrodni Ludwika. Matka Anna d. Poźniak , 1. żona Ludwika.
Anna Kamińska z d. Poźniak ur. ok. 1796 r. Matka Ludwika.

Numer 37

Mateusz Siemion ur. 29.09.1819 r. Syn Stefana i Marianny Poźniak.
Marianna z d. Jaroszewicz ur. 4.05.1820 r. Jego żona i córka Tadeusza i Marianny z d. Boguszewskiej.
Wojciech Siemion ur. 29.04.1849 r. Syn.
Agnieszka Siemion ur. 20.01.1852 r. Córka.
Anna Siemion ur. 21.06.1858 r. Córka.
Franciszek Siemion ur. ok. 1844 r. Syn.

Numer 38

Marcin Kapusta ur. ok. 1822 r. Syn Macieja i Marianny z d. Juchniewicz.
Marianna z d. Koszczuk ur. 21.06.1818 r. Jego żona, c. Jana i Teresy Olszewskiej.
Jan Kapusta ur. 14.08.1848 r. Syn.
Rozalia Kapusta ur. 5.10.1845 r. Córka.
Anna Kapusta ur. 16.04.1851 r. Córka.
Marianna Kapusta ur. ok. 1857 r. Córka.
Wincenty Kapusta ur. ok. 1859 r. Syn.
Ewa Kapusta ur. ok. 1819 r. Córka Macieja i Marianny Juchniewicz, siostra Jana.
Maciej Kapusta ur. 1779. Ojciec Marcina.

Numer 39

Jakub Mojżuk ur. ok 1800r. Syn Mateusza i Marianny z d. Dorgusz.
Ludwik Sawośko ur. 11.08.1820 r. Syn Stanisława i Marceli z d. Olszewskiej – jego zięć.
Anna z d. Mojżuk ur. 16.04.1830 r. Żona Ludwika, c. Jakuba i Jadwigi Marchel.
Jan Sawośko ur. 5.01.1852 r. Syn.
Ignacy Sawośko ur. 5.19.1853 r.  Syn
Wiktoria Sawośko ur. 14.02.1856 r. Córka.
Anna Sawośko ur. 19.07.1864 r. Córka.

Numer 40

Wincenty Gudel ur. 22.04.1828 r. Syn Pawła i Łucji Kiluk.
Ewa z d. Juchniewicz ur. 11.12.1823 r. Jego żona, córka Macieja i Justyny Olszewskiej.
Jan Gudel ur. 13.08.1847 r. Syn.
Józef Gudel ur. ok. 1852 r. Syn.
Marianna Gudel ur. 16.01.1853 r. Córka.
Wincenty Gudel ur. 20.11.1857 r. Syn.
Jerzy Gudel ur. 5.12.1860 r. Syn.
Tomasz Gudel ur. ok. 1862 r. Syn.

Numer 41

Łukasz Mojżuk ur. ok. 1790 r. Syn Adama i Marianny z d. Szmygiel.
Jan Mojżuk ur. ok. 1823 r. Syn Łukasza i Teresy z d. Mitrosz.
Anna z d. Koszczuk ur. ok. 1830r. Jego żona, córka Jana i Teresy Olszewskiej.
Wincenty Mojżuk ur. 17.08.1826 r. Syn Łukasza.
Anna z d. Kraszewska ur. 16.01.1843 r. Jego żona, córka Wawrzyńca i Elżbiety Mejer.
Jan Mojżuk ur. 14.09.1864 r . Ich syn.
Antoni Mojżuk ur. ok. 1837 r. Syn Łukasza.
Agata Mojżuk ur. 24.01.1838 r. Córka Łukasza.

Numer 42

Jan Ostrowski ur. 21.01.1809 r. Syn Jana i Krystyny z d. Pileda.
Anna z d. Winkiewicz ur. ok. 1816 r. Jego żona, córka Wojciecha i Franciszki z d. Sawośko.
Wincenty Ostrowski  ur. 7.09.1835 r. Syn.
Stanisław Ostrowski  ur. 8.05.1847 r. Syn.
Rozalia Ostrowska  ur. 3.11.1837 r. Córka.
Marianna Ostrowska  ur. 15.08.1842 r. Córka.
Zuzanna Ostrowska ur. ok. 1850 r. Córka.
Piotr Ostrowski ur. 25.02.1856 r. Syn.

Numer 43

Mateusz Winkiewicz ur. ok. 1820 r. Syn Wojciecha i Franciszki Sawośko.
Anna z d. Pycz ur. ok. 1822 r. Jego żona, córka Jakuba i Krystyny z d. Siemion.
Adam Winkiewicz ur. 18.12.1844 r.  Syn.
Kazimierz Winkiewicz ur. 28.02.1852 r. Syn.
Franciszka Winkiewicz ur. 28.12.1796 r. Matka Mateusza.
Ewa Winkiewicz ur. 25.02.1856 r. Córka.
Klemens Winkiewicz ur. 13.12.1857 r. Syn.
Wiktoria Winkiewicz ur. 5.12.1860 r. Córka.
Wiktor Winkiewicz ur. 19.04.1864 r. Syn.

Numer 44

Jan Ostrowski l. 40, brak danych.
Rozalia Ostrowska żona l. 30, brak danych.
Mateusz Ostrowski syn l. 18, brak danych.
Franciszka Ostrowska córka l. 17, brak danych.

Wg mojej oceny podane dane są nierzetelne. Brak jest ich potwierdzenia w istniejących danych.

Numer 45

Jan Wojtkielewicz ur. 6.06.1831 r. Syn Wojciecha i Katarzyny Sawośko.
Magdalena z d. Dawidowicz ur. 17.06.1825 r. Jego 2. żona, córka Mateusza i Franciszki d. Kowalewskiej.
Onufry Janewicz ur. 25.07.1842 r. Syn Ludwika i Marianny z d. Gawareckiej.
Marianna Janewicz ur. ok. 1834 r. Jego siostra, córka Ludwika i Magdaleny Dawidowicz.
Magdalena Wojtkielewicz ur. ok. 1848. Córka.
Anna Wojtkielewicz ur. 4.01.1854 r. Córka.
Marianna Wojtkielewicz ur. 13.12.1855 r. Córka.
Jan Wojtkielewicz ur. 27.04.1861 r. Syn.
Klemens Wojtkielewicz ur. 8.09.1863 r. Syn.

Numer 46

Wojciech Pikus ur. 1.11.1822 r. Syn Mateusza i Krystyny z d. Sawośko.
Marianna z d. Siemion  ur. ok. 1825 r. Jego żona, córka Kazimierza i Franciszki z d. Kaczyńskiej.
Jan Siemion ur. 29.06.1830 r. Szwagier, brat Marianny, syn Kazimierza i Franciszki Kaczyńskiej.
Franciszka z d. Pikus ur. ok. 1838 r. Żona Jana, córka Mateusza i Krystyny d. Sawośko.
Ignacy Siemion ur. 8.12.1864 r. Syn Jana.

Numer 47

Beczka Stanisław

Opracował: Ryszard Siemion                                       Wersja 21.01.2021 r.

PS. Będę zobowiązany za wszelkie uwagi dotyczące tej listy, a także wszelkie dane dotyczące rodzin zamieszkujących Jagłowo w okresie ok1926 i później. Proszę o kontakt poprzez stronę JZI lub Facebook. Ryszard Siemion


Powiązane galerie

Jagłowo

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Działania JZI w grudniu 2020

Indeksacja

W grudniu do wyszukiwarki Geneo dodaliśmy nieco ponad 14 000 nowych indeksów pochodzących z 38 ksiąg i zbiorów dokumentów.  Dodaliśmy kolejne indeksy z następujących parafii: Augustów, Bargłów, Janówka, Jeleniewo, Krasnopol, Nowy Dwór i Odelsk.  Równolegle jak zwykle uzupełniamy i poprawiamy wcześniej dodane indeksy.

W grudniu indeksowali i weryfikowali:

Wszystkim wyżej wymienionym dziękujemy! Wkrótce kolejne, liczne indeksy, mamy nadzieję, że również z nowych parafii.

Polecamy również zerknąć na bardziej szczegółową tabelę pokazującą ilość zindeksowanych akt metrykalnych z podziałem na lata, parafię i rodzaj metryki. Można ją znaleźć tutaj.

Jako że grudzień jest ostatnim miesiącem roku, warto spojrzeć na całoroczny dorobek JZI w zakresie indeksacji. Rok 2020 przyniósł niemal 192 tysiące nowy indeksów z 474 ksiąg i zbiorów dokumentów. Pod tym względem był to na pewno rok wyjątkowo udany.

Działalność wydawnicza

Na początku grudnia do druku oddaliśmy, a dosłownie od kilku dni jest w naszym magazynie kolejna, szósta już pozycja z serii “Ocalić od zapomnienia” pt. “Pamiętnik z Szuflady” autorstwa pani Raisy Jefimow.

Pamiętnik z szuflady

Jest to opowieść o najtrudniejszym okresie życia autorki – latach wojny i okresu stalinowskiego. Opowieść kończy się w latach 60-tych XX wieku. Większość tych wydarzeń dotyczy Gabowych Grądów, Augustowa, gm. Rutki-Tartak, gdzie początkowo pracowała, część Grodna i Prus Wschodnich, gdzie była zesłana z rodzicami na roboty przymusowe. Pisze dużo o miłościach swojego życia. Z treści można wywnioskować jak tragiczne wydarzenia z dzieciństwa i młodości ukształtowały jej charakter i jak on się zmieniał, gdy życie ulegało powolnej stabilizacji. Autorka doskonale pamięta imiona i nazwiska wszystkich osób, które wymienia. Jako że pani Raisa urodziła się w rodzinie staroobrzędowców, na zakończenie tej książki, jako dodatek, opublikowaliśmy rozdział autorstwa dr. Eugeniusza Iwańca poświęcony staroobrzędowcom – ich kulturze i historii. Fragment ten, wraz z ilustracjami, pochodzi z książki „Studia i materiały do dziejów Pojezierza Augustowskiego” pod redakcją prof. Jerzego Wiśniewskiego.

Opublikowany pamiętnik długo leżał w szufladzie autorki i ujrzał światło dzienne dość przypadkowo. Zastanawiamy się ile jeszcze szuflad w mieszkaniach i domach wielu mieszkańców Suwalszczyzny kryje podobne historie. Dla twórców takie wspomnienia mogą wydawać się zwyczajne, ale dla pokolenia ich wnuków i prawnuków będą fascynujące. Szkoda, aby pozostały w szufladach.

Wcześniej w bieżącym roku opublikowaliśmy jeszcze dwie interesujące pozycje, które cieszyły się i nadal cieszą dużą popularnością. Miniaturki ich okładek poniżej:

 

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Pamięci mieszkańców parafii Janówka umarłych na zarazę w roku 1710

Tablica ze zmarłymi na zarazę w Janówce, fot. J. Drozdowska

O tablicy upamiętniającej mieszkańców parafii Janówka zmarłych w wyniku zarazy umieszczonej w kruchcie w kościoła pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie w Janówce

Tablica koloru ciemnobrązowego (najprawdopodobniej miedziana) wisi w kruchcie po lewej stronie, jak się wchodzi do świątyni. Zawieszona jest na dwóch wielkich hakach. Zwieńcza ją krzyż o wymiarach 23 cm wysoki i 17 cm szeroki w swoich ramionach. U podstawy krzyża widnieje wyryta łacińska inskrypcja: D. O. M. [oznaczać może: Deo Optiomo Maximo, w tłumaczeniu: Bogu Najlepszemu, Najświętszemu bądź Deo Omnipotenti Maximo, czyli Bogu Wszechmogącemu, Najświętszemu. Płyta może być formą nagrobka, wtedy napis może brzmieć: Domus Omnium Mortuorum (Mortalium), czyli Dom wszystkich zmarłych bądź Dom wszystkich śmiertelników]1. Tablica jest wysoka na 66,8 cm i szeroka na 53, 8 centymetrów. Podstawa jej jest metalowa. Do podstawy jest przybita blacha miedziana, na której przymocowane są ręcznie wybite wklęsłe litery. Całość otoczona jest drewnianą ramą. W nagłówku tablicy jest napis: Pamięci mieszkańców parafii Janówka umarłych na zarazę w roku 1710. Pod nagłówkiem znajdują się cztery kolumny tekstu zwierające nazwy wsi i nazwiska gospodarzy bądź wdów z podaniem liczby zmarłych osób. Na końcu wypisu każdej miejscowości podana została liczba żyjących gospodarzy bądź osób. Spis wsi ułożony jest według następującej kolejności: Janówka, Pruska Mała, Pruska Wielka, Topiłówka, Sucha Wieś, Jaśki, Jabłońskie, Wysokie, Korytki, Wronowa, Jankielówka, Rynki i Moczydły. Wszystkie nazwy, poza Jabłońskimi, są podbarwione kolorystycznie (ciemnogranatowo). Pod nazwą każdej z nich wypisani są nazwiskami gospodarze z imienia i nazwiska bądź wdowy z nazwiska lub nazwy utworzonej od imienia lub nazwiska męża. Zdarzają się zapisy samych imion lub samych nazwisk czy, co przypuszczam, zajęć danych osób (np. szklarz, krawiec, kowal). W Janówce jest zapis o ks. proboszczu i jego służbie. W Rynkach zaś zaznaczono, że zmarli „Młyn z wszystkimiˮ, więc mógł umrzeć młynarz z rodziną i pracownikami. Obok nazwisk/nazw gospodarzy/wdów podana jest liczba zmarłych osób. Na tablicy widnieją nazwiska jej fundatora i wykonawcy. Fundatorem jest ks. A. Kochański. Zapewne chodzi o stryja zmarłego w listopadzie br. byłego proboszcza parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej w Augustowie, imiennika tamtego, czyli ks. inf. Antoniego Kochańskiego. Ksiądz Antoni Kochański był proboszczem w Janówce w czasie od 26 listopada 1959 roku do 2 lipca 1974. Na tablicy nie ma widocznego roku, w którym powstała, chyba że na jej odwrotnej (niedostępnej dla wzroku) stronie. Rzemieślnikiem wykonującym tablicę był S. Stefanowski. Treść tablicy jest wybita wersalikami. Zarazę tę (nie nazywając jej) i jej spustoszenia wspomina Tomasz Naruszewicz w przypisach opracowanej przez siebie pozycji „Opisy parafii diecezji wileńskiej z 1784 roku. T.3. Dekanat Olwitaˮ (Bakałarzewo 2009). Mówi o niej jako o dżumie Jarosław Szlaszyński w książce „W blasku i cieniu Augustowa. Z dziejów obszaru gminy Augustówˮ (Augustów 2014). Opisuje wynikłe z niej szkody Jerzy Wiśniewski w pracy „Dzieje osadnictwa w powiecie augustowskim od XV do końca XVIII wieku” (Białystok 1967). Powołuje się na rejestr powstały w1711 roku ludzi wymarłych w dobrach Dowspudy i Mazurków. Nazwiska i liczby wówczas zmarłych przytacza w swoim opracowaniu „Janówka. Parafia i kościół św. Anny. Materiały do historii” Aleksander Radzaj, podając źródło: „Regestr ludzi wymarłych z powietrza (spis sporządzony 24 lipca 1711 roku)ˮ. Na ten sam spis powołuje się Marcin Halicki pisząc o zarazie na portalu „Raczkowskie Archiwaliaˮ.

Robiąc indeksację tejże tablicy spisywałam nazwy miejscowości i nazwiska tak, jak są na niej podane2. Widzę, że zbytnio nie różnią się lub niewiele różnią od nazwisk ze spisów z opracowania Aleksandra Radzaja. Znawcy historii nazwisk, ich powstawania i przemian niechaj się później do tego odniosą.  Dla genealogów każda wiadomość jest istotna. Myślę, że znalazłam na niej dwóch swoich przodków lub ich bezpośrednich krewnych (Jakuba Chmielewskiego z Jabłońskich i  Michała Chojnickiego (Choynieckiego) z Topiłówki i jest mi to bardzo ważne. Mogę ich wspomnieć z imienia przed Bogiem, a przecież oto chodzi w genealogii, by poznać swoich przodków i za nich się modlić. Do wyjaśnienia jest informacja śmierci w czasie zarazy byłego proboszcza parafii janowskiej plebana ks. Jana Sucharzewskiego. Niektórzy historycy podają, że na czas zarazy wyjechał do Suwałk, inni zaś, że zmarł. Jerzy Wiśniewski wprost pisze: „W czasie moru zmarł również pleban janowski, Jan Suchorzewskiˮ.  Na tablicy w kościele w Janówce jest również podany jako zmarły na zarazę. W aktach chrztów i ślubów z lat, w których był proboszczem, indeksowanych przez Krzysztofa Zięcinę, widnieje jako ks. Jan Franciszek Sucharzewski. Akty charakterem jego pisma miały być spisywane również, co twierdzi Krzysztof Zięcina, po okresie zarazy. Zostaje to historykom do dokładnego wyjaśnienia.

Czasami trudno jest w wybitych cyfrach odróżnić na fotografii 8 od 6, dlatego w rubryce podałam obie cyfry ze znakiem zapytania. Może ktoś z czytelników odczytać poprawnie i poprosić o naniesienie zmiany. Według moich obliczeń z tablicy pozostałych żywych powinno być 54, a nie 55, w publikacjach historyków, których wymieniam, podawana jest liczba 52. Na tablicy podana jest liczba zmarłych 870 osób, w moim odczytaniu jest to liczba 863 (różnica mogła zaistnieć z odczytania liczb 8 i 6). Historycy podają nieco mniejszą liczbę, bo 851. Myślę, że różnica między tablicą a źródłami, na które powołują się historycy mogła wynikać z błędnego odczytania staropolskich określeń liczebników takich jak choćby „samotrzeć”, „samowtórˮ itp. przez spisujących wykazy na tablicę. Nie jest to jednak bardzo rażąca różnica.

Tablica może być przyczynkiem do zainteresowania głębszego zarazą z początków XVIII wieku na obszarze parafii janowskiej i poszukiwania bliższych źródeł. Każde źródło, również i tę tablicę (uważam, że można ją uznawać za rodzaj źródła) należy poddawać krytyce i dociekać na ile podaje prawdziwe dane. Warta jest mimo tego zainteresowania, a Śp. Ks. Antoniemu Kochańskiemu, byłemu proboszczowi janowskiemu, należy się uznanie, że zainteresował się tym problemem i swoim wiernym poddał go uwadze.

Przyszło nam samym żyć w czasie zarazy. Na naszych oczach odchodzi wiele osób, w tym naszych krewnych i znajomych. Z tego m.in. powodu problem zarazy z początku XVIII wieku na naszych terenach jest mi osobiście bliski. Swego czasu interesowałam się  karawakami (krzyżami stawianymi przeciwko zarazie) na naszych terenach i cmentarzami wiejskimi, na których chowano tzw. „zaraźnikówˮ, i o tym pisałam. Dobrze, że istnieją materialne ślady po tych strasznych przejściach.

Serdecznie dziękuję za wszelką pomoc (w dojeździe do Janówki, mierzeniu, fotografowaniu i odczytaniu tablicy) Krzysztofowi Anuszkiewiczowi.

Fotografie tablicy Krzysztof Anuszkiewicz i Józefa Drozdowska.

 

 

  1. http://cmentarium.sowa.website.pl/Sztuka/symbole_leksykon_d1.html[]
  2. indeksy dostępne są poprzez wyszukiwarkę Geneo[]
 
Opublikowano Dodaj komentarz

Polacy w Shenandoah, Pensylwania

Shenandoah bywa czasami humorystycznie nazywane Szwajcarią Ameryki. Nie tyle prawdopodobnie ze względu na jego piękno, które do czasu, gdy człowiek przybył tu z górnictwem odkrywkowym było wspaniałe, co dlatego, że samo miasto położone jest w zagłębiu, którego peryferia otoczone są górami. Cechą wyróżniającą miasto jest jednak fakt, że ma ono powierzchnię tylko jednej mili kwadratowej. Jednak na tym niewielkim obszarze, w 1915 r., mieszkało blisko siebie 27 500 dusz1, z czego około 25 procent stanowili Polacy. Obecnie wskaźnik ten wynosi ponad 40% całkowitej liczby ludności wynoszącej 19 600.2

Widok Shenandoah z roku 2014
Widok Shenandoah z roku 2014

Kiedy Polacy przyjechali do Shenandoah? Jak się tam dostali? Jakie trudności znosili w procesie ugruntowywania sobie pozycji godnych szacunku obywateli w nieprzyjaznym dla nich środowisku? Ich historia to epos polskiej imigracji na pola węglowe północno-wschodniej Pensylwanii.

Według wiarygodnych źródeł, pierwszymi Polakami w Shenandoah byli trzej młodzi mężczyźni – Michał Radziewicz, Aleksander Babin i Józef Lizewski, którzy przybyli do Ameryki około 1862 r., prawdopodobnie w celu poprawy swojej pozycji ekonomicznej. Pełni optymizmu charakterystycznego dla młodych ludzi, nie obchodziło ich jaką pracę będą musieli wykonać, o ile wynagrodzenie będzie odpowiednie. Nie dbali też o to, gdzie przyjdzie im zamieszkać, gdyż najwyraźniej nie mieli w tym kraju żadnych krewnych. Przeznaczenie, w postaci agenta, który kupił dla nich bilety do maleńkiej osady Park Place, pomogło tym żarliwym Polakom wybrać region antracytu. Powód, dla którego miejscowość Park Place stała się celem ich podróży był bardzo prozaiczny – wszystkie posiadane przez nich pieniądze pokrywały cenę biletu tylko do tego miejsca. Jednakże tam nie było dla nich pracy. Z pustymi kieszeniami, ciężkimi walizkami, ale lekkim krokiem przemierzyli osiem mil pieszo do Shenandoah, do którego skierował ich kolega Słowianin, pracownik kolei, który powiedział im, że tam górnictwo węglowe oferowało lepsze możliwości.

Odniesienia do górników są w Shenandoah wszechobecne
Odniesienia do górników są w Shenandoah wszechobecne

Miasto zostało na wiosnę tego samego roku zagospodarowane przez Filadelfijską Spółkę Ziemską, która przewidywała odkrycie bogatej żyły węgla.3 Shenandoah w tym czasie mogło pochwalić się jednym budynkiem szkieletowym, zajazdem, około tuzinem szałasów i nowo wybudowanym Shenandoah City Colliery.4 Populacja wynosiła niespełna stu mieszkańców i kilku indiańskich maruderów mieszkających na Indian Ridge. Nowi przybysze znaleźli pracę w kopalni prowadzonej przez Miller, Rhoades i Company. Shenandoah, włączone do gminy 16 stycznia 1866 roku, stało się największym centrum produkcji antracytu na południowych polach węglowych w hrabstwie Schuylkill. Przyciągnęła ona wielu polskich imigrantów, którzy zazwyczaj przyjeżdżali do swoich krewnych lub przyjaciół mieszkających w Shenandoah, którzy pomagali im znaleźć pracę.

W latach siedemdziesiątych w Shenandoah i okolicznych miejscowościach mieszkało około pięciuset Polaków. To były burzliwe lata. Ostre problemy między kapitalistami a siłą roboczą wzburzyły kraj – zwłaszcza regiony górnicze, a szczególnie powiat Schuylkill. Chociaż w latach 1868-1887 na terenie powiatu zorganizowano kilka związków zawodowych,5 Polacy nie byli aktywnymi uczestnikami ruchu robotniczego, ponieważ nie byli dostatecznie zorientowani w ówczesnych problemach społeczno-gospodarczych. W 1897 r. Zjednoczonym Pracownikom Kopalń Amerykańskich pod kierownictwem Johna Mitchella udało się dokonać wielu konwersji wśród polskich górników.6

Niektóre rodziny górników zostały upamiętnione w ten oryginalny sposób
Niektóre rodziny górników zostały upamiętnione w ten oryginalny sposób

Niezależnie od tego, czy Polak z Shenandoah był członkiem związku zawodowego czy też nie, cierpiał wraz z resztą strajkujących. Często arbitraż kończył się impasem między związkowcami a przedsiębiorcami, powodując przedłużający się strajk. Następnie strajkujący mieszkający w domach firmowych byli eksmitowani; ich kredyt w zakładzie likwidowany, a skarbiec związkowy, wyczerpany ze swoich zasobów, nie był w stanie im pomóc. Wiele razy robotnicy byli głodzeni do uległości tracąc więcej niż zyskali. Kilka losowo wybranych dat pokazuje jak powszechne były strajki: w 1870 roku – cztery miesiące; w 1871 roku – cztery miesiące; w 1875 roku – sześć miesięcy; w 1902 roku – prawie sześć miesięcy; w 1925 roku – sześć miesięcy.

Innym źródłem irytacji było Molly Maguires – organizacja złożona z górników, którzy walczyli głównie z nieznośnymi warunkami w kopalniach.7 Niektórzy autorzy okrzyknęli Mollies męczennikami pracy, inni klasyfikowali ich jako przestępców. Nie jest zamiarem pisarza dyskutowanie o pochodzeniu Molly Maguires i ich czynach, ale dać podstawy do zrozumienia działania Mollies w dziedzinie antracytu i późniejszych skutków dla polskich imigrantów w Schuylkill County, gdzie Mollies byli bardzo silni. Poniższy cytat pochodzi z The Molly Maguires autorstwa F.P. Dewees:8

Rozmiary i długość „strajków” w regionach węglowych w połączeniu z wpływem tych „strajków” zwróciły szczególną uwagę na „Związek Robotników i Górników”. Do pewnego stopnia uzyskano wrażenie, że „Związek Robotników”, jeśli nie jest identyczny, to przynajmniej szczerze sympatyzuje z „Molly Maguires”. Jedynym argumentem przemawiającym za takim oskarżeniem jest fakt, że zdecydowana większość „Mollies” należała do „Związku”, a ich ambasadorzy w naturalny sposób domagali się raczej brutalnego niż pokojowego zadośćuczynienia. Ponadto, większość niesławnych ataków popełnianych przez „Mollies” była skierowana przeciwko kapitałowi reprezentowanemu w majątku lub w osobach superintendentów i szefów.

Sportowcy z Shenandoah
Sportowcy z Shenandoah

„Lęk przed przerażającymi Molly podczas strajku w 1875 roku zapobiegł otwartemu buntowi tych, którzy chcieli jechać do pracy.” 9 Polski robotnik nie dopuszczał się niszczenia mienia firmy, nie ulegał też aktom zniewagi wobec personelu kopalni. Gotów był przerwać strajk pracując, gdyż jego skromne zarobki tak wiele znaczyły dla jego rodziny. Polscy robotnicy byli często zastraszani groźbami lub pobiciem w celu przyłączenia się do strajku.

Zdarzały się momenty, gdy Polacy ignorowali ostrzeżenia i chodzili do pracy. Nazywano ich „parchami”, byli prześladowani przez Mollies, czasami ledwo uchodząc surowej karze. Starzy ludzie pamiętają, jak krzyczeli wbiegając do swoich domów ścigani przez Mollies: „Mamo, pospiesz się i zamknij drzwi i okna, bo Molly Maguires chcą mnie dorwać.” Wielu robotników nie odważyło się stawić w pracy, po tym gdy otrzymali następującą osobliwą notatkę graficznie zilustrowaną trumną, czaszką ze skrzyżowanymi kośćmi lub jakimś innym makabrycznym rysunkiem:

Każdy łamistrajk, który przyjmie pracę Union Mans, gdy ten będzie bronił swoich praw, będzie miał trudną drogę do przebycia, a Ci, którzy tego nie zrobią (uw. tłum. nie będą bronić swoich praw), będą musieli ponieść tego konsekwencje.10

Przed nastaniem 1880 r. władza Mollies została osłabiona przez represje sądowe; niemniej jednak Polacy byli nękani przez innego rodzaju dręczycieli. Polskie rodziny zazwyczaj uprawiały warzywa i hodowały kurczaki, kaczki, świnie oraz miały krowę lub dwie. Podczas strajków uliczne bandy bezrobotnych i nieprzestrzegających prawa mężczyzn kradły „polskie” kury, świnie czy krowy. Polacy opierali się takim kradzieżom niekiedy z bronią w ręku.

Aby utrzymać się z pracy, polscy pracownicy byli często zmuszani do wysyłania swoich młodych synów do pracy w kruszarniach lub pod ziemią. Chłopcy-od-łupania, których wiek wahał się od dziesięciu do czternastu lat, siedzieli w długich zsuwniach i wybierali skałę i łupek z przesiewanego węgla podróżującego w dół do pustych wagonów towarowych pod zsuwniami. Szesnastoletni chłopcy albo prowadzili muły zaczepiane do pustych wagonów, które dostarczali do górników i sprowadzali z powrotem na powierzchnię wypełnione węglem, albo otwierali i zamykali drzwi na dnie szybu. Starzy polscy górnicy przypominają sobie, że widywali polskie kobiety wybierające łupki. Nowoczesne maszyny przesiewowe, opinia publiczna i ustawodawstwo państwowe położyły kres wykorzystywaniu pracy dzieci.

Tablica pamiątkowa poświęcona górnikom Pensylwanii
Tablica pamiątkowa poświęcona górnikom Pensylwanii

Smutek i żal zawisł nad Shenandoah pewnego fatalnego dnia, 12 listopada 1883 r. W amerykańskim hotelu wybuchł poważny pożar, który zredukował połowę miasta do zgliszczy.11 Wiele polskich rodzin straciło cały swój majątek, który pochłonęły płomienie. Ale odwaga, która doprowadziła ich do wybrzeży Ameryki ponownie posłużyła im w przetrwaniu niszczycielskich skutków katastrofy. Z wiarą w siebie wyruszyli na budowę nowych domów na szarych, zimnych popiołach, które symbolizowały całe ich życie pracowitego oszczędzania.

Powoli Polacy zaczęli zdobywać wiedzę biznesową. Józef Rynkiewicz, który dołączył do swego brata Feliksa w 1872 r., stał się jednym z pierwszych znanych biznesmenów. Początkowo pracował w kopalni, gdzie w 1882 r. został ranny w wyniku upadku skał i węgla. Po powrocie do zdrowia, rok później zaangażował się w ogólną działalność spożywczą i zaopatrzeniową, dołączając do niej agencję statków parowych i bankowość prywatną. Inni poszli za jego przykładem. Kupili i rozwinęli lub założyli przedsiębiorstwa biznesowe, takie jak tawerny, sklepy, rozlewnie itp.

Józef Rynkiewicz
Józef Rynkiewicz

Do I wojny światowej Polacy coraz bardziej zaznaczali swoją obecność w samorządzie miejskim. Jedną z najbardziej ukochanych postaci był nieżyjący już starosta mieszczanin Charles Magelango, który służył przez kilka kadencji i zmarł na stanowisku. Obecnie urzędujący jest polskim wydobywcą.

Pomnik polskich Amerykanów, weteranów wojny 1917- 1918
Pomnik polskich Amerykanów, weteranów wojny 1917- 1918

Parafia św. Kazimierza została zorganizowana w 1872 roku. Ks. Andrzej Strupiński przejął opiekę nad ponad 300 Polakami rozsianymi po całym Shenandoah i okolicach. Początkowo nabożeństwa odbywały się w kościele niemiecko-katolickim, dopóki Polacy nie wybudowali drewnianej kaplicy przy ulicy North Jardin. Drewniana konstrukcja została zastąpiona budynkiem murowanym, a w 1915 r. wzniesiono nowy gmach. Kościół św. Kazimierza, uważany za największy i najpiękniejszy w tej okolicy, jest najstarszym polskim kościołem w archidiecezji filadelfijskiej.12

Drugim duszpasterzem był ks. Józef Lenarkiewicz (1877-1904). Ten gorliwy ksiądz przekształcił drewnianą kaplicę w duży, murowany kościół; zbudował probostwo, klasztor i szkołę, a w 1899 r. powierzył szkołę parafialną siostrom bernardynkom.13

Inna polska parafia, św. Stanisława, została zorganizowana w 1898 roku. Na rogu ulic Cherry i West wzniesiono kościół. Trzy lata później założono szkołę parafialną, w której pracowały siostry bernardynki.14

Nie sposób nie wspomnieć o organizacjach polskich, nazywanych często podwalem sprawy polskiej. Stowarzyszenie Dobroczynne św. Kazimierza zostało założone 14 lutego 1875 r. i liczyło dwudziestu czterech członków. Prezesem został Sylwester Brocius, a sekretarzem Feliks Murawski. W czerwcu 1876 roku zorganizowano Warszawską Gwardię Narodową liczącą piętnastu członków. Pierwszym dowódcą był Józef Janicki, a pierwszym sekretarzem Józef Konopnicki.15

Zamiłowanie Polaków do widowiskowości przejawiało się w trzydziestu pięciu różnych organizacjach, z których kilka miało swoje mundury. Patriotyczne wiece były barwnymi wydarzeniami i wszyscy w Shenandoah chcieli zobaczyć „Polandersów”. Mieszkańcy spoza Polski mogli nie rozumieć tego, co było mówione, ale z pewnością napawali się pstrokatą kolorystyką, którą mieli przed oczami. Nawet dziś starsze pokolenie wzdycha i powtarza, że to były czasy. Duże polskie organizacje braterskie wchłonęły większość lokalnych społeczności.

Tablica upamiętniająca górników
Tablica upamiętniająca górników

Odpowiedni hołd został złożony górnikom, gdy obecnie już nieżyjący Paul Swies z Shenandoah został wybrany na plakat przedstawiający typowego górnika antracytu. Symbolizował on ich wkład pracy w wygranie II wojny światowej. Ubrany w swoje górnicze ubranie, z małą lampką przymocowaną do czapki i trzymający wiertło ucieleśnia ducha rycerza czarnego diamentu.

Artykuł ten został przedrukowany z Polish American Studies, Vol. VI. Nr 1-2, styczeń-czerwiec 1949, za zgodą Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego.

 

  1. History of Pottsville and Schuylkill County, Pennsylvania – Republished from Pottsville Evening Republican and Morning Paper, (J. H. Zerby Newspapers, Inc.), III, 1176.[]
  2. Borough Records of Shenandoah for 1940.[]
  3. M. E. Doyle, “History of Shenandoah,” Anthracite Labor News, (September, 1905). []
  4. Loc. cit.[]
  5. Chris Evans, History of the United States Mine Workers of America from 1860 to 1890. (Indianapolis, Indiana: n.d.), 1-34.[]
  6. McAlister Coleman, Men and Coal. (New York: Farrar and Rinehart, 1943), 64-74. []
  7. F. P. Dewees, “The Molly Maguires: The Origin, Growth and Character of the Organization. (Philadelphia: J. B. Lippincott and Company, 1877), 23.[]
  8. Ibid., 24[]
  9. A. Monroe Aurand, Jr., The Molly Maguires. (Harrisburg: Aurand Press„ 1940), 6-7. []
  10. Dewess, op. cit., 369.[]
  11. Pottsville Evening Chronicle, (November 13, 1883), 1.[]
  12. Historia Polskich Rzymsko Katolickich Parafij, Archidiecezji Filadelfijskiej. (Philadelphia, 1938), 33.[]
  13. MSS Reports in Bernardine Sisters Archives. (Reading, Pennsylvania), file for 1899.[]
  14. Parish Records – St. Stanislaus Parish Archives, 1898.[]
  15. History of Pottsville and Schuykill County, Pennsylvania 1171.[]
 
Opublikowano Dodaj komentarz

Działania JZI w listopadzie 2020

Indeksacja

W listopadzie do wyszukiwarki Geneo dodaliśmy niemal 6300 nowych indeksów pochodzących z 8 ksiąg.  Dodaliśmy kolejne indeksy z następujących parafii: Bakałarzewo, Bargłów, Janówka, Rajgród i Wigry.  Równolegle jak zwykle uzupełniamy i poprawiamy wcześniej dodane indeksy.

W listopadzie indeksowali i weryfikowali:

Wszystkim wyżej wymienionym dziękujemy! Wkrótce kolejne, liczne indeksy, mamy nadzieję, że również z nowych parafii.

Polecamy również zerknąć na bardziej szczegółową tabelę pokazującą ilość zindeksowanych akt metrykalnych z podziałem na lata, parafię i rodzaj metryki. Można ją znaleźć tutaj.

Zakończenie indeksacji parafii Janówka

Gdy do zindeksowania jakiejś parafii brakuje nam niewiele, wrzucamy wyższy bieg i przyspieszamy. Tak też stało się z parafią Janówka. W listopadzie dodaliśmy niemal 2 500 indeksów z 4 ksiąg (w tym dwóch zupełnie nowych). To były ostatnie dostępne dla nas księgi, czas więc na małe podsumowanie.

Spisaliśmy dane z 98 ksiąg kościelnych i stanu cywilnego, których oryginały rozproszone są po trzech archiwach. Najstarsze znajdują się w Archiwum Diecezjalnym w Łomży, późniejsze w archiwum parafialnym, a księgi po 1890 roku w Archiwum Państwowym w Suwałkach. Razem to 39 615 metryk i jeden aneks do aktu ślubu.

Wiek Daty skrajne Urodzenia Śluby Zgony
XVII 1602-1700 6667 622 0
XVIII 1701-1712 828 176 0
XIX 1810-1900 13918 2917 8533
XX 1901-1936 1926 1145 2883
Razem 1602-1936 23339 4860 11416

Ubolewamy, że nigdzie nie możemy odnaleźć ksiąg kościelnych z XVIII wieku. Mamy przez to ogromną, 100-letnią lukę w danych i przez to trudno jest genealogicznie połączyć wiek XVII i XIX.

Zakończenie indeksacji Janówki nie oznacza w żadnym wypadku, że zaprzestajemy prace nad tą parafią. Jest jeszcze wiele ksiąg, które będziemy się starali pozyskać do naszych celów i zapewne wkrótce o Janówce usłyszymy ponownie. Serdecznie dziękujemy wszystkim osobom które przyczyniły się do zindeksowania tej parafii w tak szczegółowej formule jaką staramy się promować!

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Najstarsza księga ślubów z parafii Janówka

Najstarsza zachowana księga ślubów z parafii Janówka obejmuje lata 1646-1711, czyli 55 lat historii tej parafii. Oryginał księgi znajduje się w Archiwum Diecezjalnym w Łomży i jest ona dość starannie prowadzona w języku łacińskim. Stan księgi jest dobry – brak zniszczeń uniemożliwiających odczytanie metryk. Wpisy znajdują się na 255 stronach.

Na końcu znajduje się podsumowanie wykonane dopiero 7 października 1852, a więc 140 lat po zakończeniu wpisów w księdze, przez ówczesnego proboszcza parafii janowskiej ks. Wincentego Leonowicza. Podsumowanie to zawiera tabelaryczne zestawienie ilości metryk w poszczególnych latach oraz informację, że pomiędzy metrykami ślubów znajdują się także metryki chrztów, co również i my odnotowaliśmy podczas indeksacji. Dlatego wraz z indeksami z tej księgi ślubów w wyszukiwarce Geneo pojawiły się również 144 nowe metryki chrztów z lat 1669-1672 i 1702. Pod końcowym wpisem proboszcza, znajdziemy uczyniony miesiąc później wpis ks. Aleksandra Grudzińskiego, dziekana augustowskiego.

Wizytacyjne wpisy dziekana są z resztą wykonywane na bieżąco, co kilka, kilkanaście lat, pomiędzy metrykami ślubów. W 17. wieku Janówka należała do dekanatu olickiego.

Jak już wielokrotnie informowaliśmy i co widać w katalogu ksiąg na stronie parafii Janówka, brak jest ksiąg z zakresu lat 1712-1810. Nie wiadomo, czy te księgi uległy zniszczeniu, czy zaginęły, czy znajdują się w miejscu, do którego jeszcze nie dotarliśmy. Suma summarum brak jest indeksów z tego niemal 100-letniego okresu historii parafii Janówka. Dlatego jeśli ktokolwiek będzie szukał swoich przodków z tego obszaru będzie miał poważne trudności z przeskoczeniem tej ogromnej luki, do przełomu 17. i 18. wieku. Gdyby mimo to komukolwiek się to udało, to skąpe informacje zawarte w księdze ślubów nie ułatwią posuwania się wstecz w badaniach historii rodziny.

Jakie informacje znajdziemy w księdze? Ilość i precyzja informacji zależą w głównej mierze od zapisującego metryki. Osoby te zmieniały się wielokrotnie w czasie prowadzenia księgi, nawet wówczas, gdy nie zmieniał się proboszcz zwykle udzielający ślubów. W niektórych sytuacjach wpisów dokonywał sam proboszcz. Niezależnie jednak od zapisującej osoby, niemal każda metryka zawiera:

  • nagłówek będący nazwą miejscowości
  • datę zawarcia związku małżeńskiego
  • osobę udzielającą ślubu
  • imię i nazwisko młodego
  • imię i nazwisko młodej
  • świadkowie, zwykle dwóch

Jak widać przede wszystkim brak informacji o wieku młodych i ich rodzicach, co jest typowe dla zapisów prowadzonych po łacinie. W sposób niejasny zapisywano miejscowość. W większości przypadków nie wiadomo, czy dotyczyła miejsca zamieszkania młodej, czy młodego. Specyficzne nazwiska przypisane do konkretnych miejsc (np. nazwisko Ślepski do Młynu Mazurki) pozwalają jedynie potwierdzić, że brak było jakiejkolwiek reguły. W większości przypadków tam, gdzie nie było możliwe ujednoznacznienie, nazwę miejscowości wpisywano zarówno do rubryki „Miejscowość zamieszkania młodej” jak i „Miejscowość zamieszkania młodego” pozostawiając badaczom ostateczne rozstrzygnięcie.

Niezwykle ciekawie przedstawia się kwestia nazwisk, ponieważ wiek 17. był jeszcze okresem ich kształtowania się. Większość nazwisk pojawiała się w nieukształtowanej do końca formie, np. Bartosz, Bartosik, Bartoszewicz czy Arasim, Arasimczyk, Harasimczyk. Pojawiały się również męskoosobowe formy świadczące o międzypokoleniowych różnicach, a które całkowicie zanikły w 19. Wieku, np. Wiźniaczyk – syn Wiźniaka (młody Wiźniak), Koniecczyk syn Koniecki itp. W wielu przypadkach trudno było określić, czy mamy do czynienia z nazwiskiem, czy wykonywanym zajęciem, np. Cieśla, Kowal, Rybak. W niektórych przypadkach nazwisko pochodziło ewidentnie od wyglądu, np. Chudy (Chudzik), Malec itp. lub miejsca pochodzenia, np. Mazur, Niemiec, Rusińczyk. Całkiem sporo nazwisk przetrwało okres dżumy, która zdziesiątkowała mieszkańców Suwalszczyzny w latach 1710-1711.

Niezwykle sporadycznie określano stan cywilny młodych. W przypadku kobiet stan cywilny podano na podstawie istnienia końcówki nazwiska -ówna. W pozostałych przypadkach rozstrzygnięcie na podstawie oryginalnego zapisu nazwiska pozostawiono badaczom.

Ciekawy jest też zasięg terytorialny osób pojawiających się na janowskiej plebanii. Są więc licznie pojawiające się osoby z Augustowa i okolic (Żarnowo, Biernatki, Turówka), z Raczek i okolic (Lipówka, Kurianki), z Rajgrodu i okolic (Łabętnik, Reszki, Czarna Wieś, Pomiany) i pojedyncze osoby z bardziej odległych miejscowości i parafii: Bakałarzewo, Bargłów, Filipów, Kuków, Wigry, Grodno, Polkowo, Szczebra, Łoski i wiele innych. Bardzo wielu katolików z terenu Prus Wschodnich brało ślub w pobliskim kościele w Janówce. Wzmiankowanych jest wiele miejscowości zamieszkałych przez smolarzy, rudników czy osadzonych kolonistów, które nie przetrwały do dziś.

Wymieniając świadków, czasem podawano, a czasem nie, miejscowość ich zamieszkania.

Pierwsze zapisy w księdze prowadzone są za probostwa ks. Szymona Goworowskiego i te są chyba najbardziej precyzyjne. W kilku przypadkach podano nawet imię ojca młodej, a w przypadku wdów wskazywano imię zmarłego męża. Niestety w 1647 roku zapisywanie przejmuje ktoś inny i brakuje już wymienionych przed chwilą cennych informacji. Do 1658 roku śluby udzielane są przez proboszcza i wikarego, ks. Walentego Goworowskiego. Potem związki błogosławione są przez wikariuszy: ks. Karola Podbereskiego oraz o. Piotra Mioduszewskiego, zakonnika. Począwszy od 1658 roku komendarzem parafii zostaje o. Adam Klemens Dobrzyński, który udziela ślubów wraz z wikarym o. Bonifacym Borzechowiczem. Wreszcie w 1662 roku probostwo obejmuje ks. Andrzej Korycki, by po 7 latach sprawowania tej funkcji oddać ją ks. Hilaremu Wągrowiczowi. Ten widnieje w kilku tylko zapisach ślubów. W latach 1670-1675 nie dokonano w księdze ani jednego wpisu. Dopiero pod koniec 1669 roku proboszczem zostaje ks. Jan Franciszek Sucharzewski, który sprawuje tę funkcję aż do ostatniego wpisu w księdze. W okresie epidemii dżumy proboszcz wyjeżdża do Suwałk i jedynego ślubu w 1711 roku udziela franciszkanin o. Marcin Sperski.

Większość metryk w księdze dotyczyło ślubów chłopów, ale sporadycznie wzmiankowane są znamienite osoby. Oto kilka przykładów:

  • Kazimierz Michał Pac, marszałek nadworny litewski, kawaler maltański
  • Kazimierz Dawskiewicz, ekonom dowspudzki
  • Michał Wołodkiewicz, podstarosta dworu w Raczkach

Oraz wielu szlachetnych o niewskazanej funkcji, mieszkańców dworów Dowspuda, Mazurki i Raczki, a także właścicieli ziemskich z okolicznych wsi.

Podsumowując księga ma ograniczone znaczenie dla genealogów, jednak jest nieocenionym dokumentem dla badaczy historii regionu. Wyjaśnia również pochodzenie wielu nazwisk występujących do dziś w regionie. Lektura indeksów z niej pochodzących może być cenną lekcją dla każdego, kto choć trochę lubi szperać w przeszłości, tym bardziej że ocalało niewiele 17-wiecznych dokumentów ściśle powiązanych z tym regionem. Zapraszamy do wyszukiwarki Geneo.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Działania JZI w październiku 2020

Indeksacja

W październiku do wyszukiwarki Geneo dodaliśmy niemal 6700 nowych indeksów pochodzących z 11 ksiąg i zbiorów dokumentów.  Dodaliśmy kolejne indeksy z następujących parafii: Augustów, Bakałarzewo, Bargłów, Janówka i Wigry.  Z parafii Janówka opublikowaliśmy indeksy z kolejnej, czwartej już odnalezionej niedawno księgi urodzeń. Jest szansa, że do końca roku ta parafia zostanie w całości zindeksowana! Oprócz tego dodaliśmy dwa ciekawe spisy, które zostały opublikowane w formie tabel dostępnych na stronach odpowiednich parafii. Są to: Sokółka (spis mieszkańców miasteczka z 1864 roku) oraz indeks z Inwentarza Instytucji Sztabińskiej sporządzonego w październiku 1854 roku (na stronie parafii Sztabin). Równolegle jak zwykle uzupełniamy i poprawiamy wcześniej dodane indeksy.

W październiku indeksowali i weryfikowali:

Wszystkim wyżej wymienionym dziękujemy! Wkrótce kolejne, liczne indeksy, mamy nadzieję, że również z nowych parafii.

Polecamy również zerknąć na bardziej szczegółową tabelę pokazującą ilość zindeksowanych akt metrykalnych z podziałem na lata, parafię i rodzaj metryki. Można ją znaleźć tutaj.

Wyszukiwarka Geneo w wersji 1.1

W październiku udostępniliśmy użytkownikom lekko poprawioną wersję wyszukiwarki Geneo. Usunęliśmy kilka dających się we znaki błędów. Zmieniliśmy sposób prezentowania szczegółów indeksu w ten sposób, że puste pola nie są wyświetlane i uzyskujemy bardziej zwarty, czytelny wygląd. Ostatnią istotną zmianą jest dodanie flagi wskazującej na sposób indeksacji metryki na końcu każdego wiersza.

Zielony kwadracik oznacza, że dany wpis został zindeksowany w formacie JZI, czyli zawiera wszystkie istotne da genealoga informacje znajdujące się w metryce. Żółty – uproszczony format Geneteki, czyli często bez dat, świadków, chrzestnych i innych szczegółów. Jest jeszcze symbol czerwony, który oznacza, że dane w Geneo nie pochodzą z metryki, lecz z projektu społecznościowego. Na razie taki projekt prowadzony jest wyłącznie dla parafii Raczki. W ramach tego projektu sami użytkownicy mogą wprowadzić dane osób których próżno szukać w księgach metrykalnych (bo p. te księgi zaginęły lub uległy zniszczeniu). Dane te po weryfikacji wpisywane są do bazy danych Geneo.

Pozostała działalność

Jeszcze na koniec września informowaliśmy o planowanym na październik spotkaniu członków i sympatyków JZI. Warunki pandemiczne w kraju od tamtej pory znacząco się pogorszyły i musieliśmy spotkanie odwołać.Na razie nie panujemy kolejnego terminu, czekamy na poprawę sytuacji.

W październiku na naszej stronie internetowej opublikowaliśmy zestawienie bibliograficzne autorstwa Józefy Drozdowskiej dotyczące staroobrzędowców oraz artykuł Andrzeja Szczudło na temat epidemii hiszpanki w hrabstwie Schuylkill, w USA , gdzie zamieszkiwało mnóstwo polskich emigrantów.

Przypominamy również, że koniec października jest terminem nadsyłania tematów do “Rocznika Historycznego“.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Hiszpańska grypa w hrabstwie Schuylkill

Od kilkunastu lat jestem w posiadaniu materiałów genealogicznych z USA, zgromadzonych przez Johna Noela Latzo. Jest on chyba najbardziej zasłużonym po stronie amerykańskiej w zdobywaniu i gromadzeniu informacji o rodzinie Rynkiewiczów z Krasnopola i okolic. Robił to dla siebie, bo jego matką była Agnes Mary Rynkiewicz (1909- 1970), ale podzielił się ze mną, bo moją babcią ojczystą była Marianna Rynkiewicz (1898- 1969). Dzieli nas 11 pokoleń, ale w 2014 roku, kiedy go odwiedziłem, witaliśmy się jak bracia. Może i dlatego, że poza więzami rodzinnymi, łączyła nas pasja genealogiczna. Kilka razy z jego materiałów robiłem użytek, tłumacząc wycinki z gazet lub nekrologi, które dawałem na swój blog. Oto jeden z tekstów –  bardzo aktualny, bo opowiada o … pandemii hiszpanki w hrabstwie Schuylkill, gęsto obsadzonym przez rodzinę Rynkiewiczów. Jestem przekonany, że są tam treści uniwersalne, a nie tylko ważne dla tego rodu.

Hiszpańska grypa przetoczyła się gwałtownie przez hrabstwo w 1918 r.

Ostatnie wiadomości z Centrum Chorób w Atlancie mówią, że tamtejsi naukowcy nie spodziewają się dużej ilości grypy w tym sezonie. To dobre wieści, ale w 1918 roku tak nie było.

Czytając nagłówki gazet z 1918 r., można było odnieść wrażenie, że nagłówki wojenne mówią o tym, że sojusznicy zaczynają kończyć konflikt 1914-1918, który miał być nazwany “Wojną, która Zakończy Wszystkie Wojny”. To nie mogło trwać długo, miesiąc, być może dwa.

Niemcy chwiały się, gdyż wojska alianckie posuwały się naprzód na wszystkich frontach. Byłaby to tylko kwestia krótkiego czasu i rzeź skończyłaby się. To właśnie we wrześniu 1918 r., w tym szczytowym momencie optymizmu, śmierć uderzyła nagle i brutalnie w hrabstwo Schuylkill. Hiszpańska grypa przyniosła nam śmierć.

Na początku nikt nie zwracał uwagi na to, co nazywało się “hiszpańską grypą”, która doprowadziła do hospitalizacji kilku żołnierzy w Camp Devins w Massachusetts.

W gazetach hrabstwa Schuylkill pojawiło się kilka ulotnych informacji o zamykaniu bostońskich szkół i mglista sugestia, że “Hun U-Boats” rozsiewają plagę zarazków na Amerykę.

W gazetach były krótkie notatki na temat “Co robić z hiszpańską grypą”, ale ogólnie rzecz biorąc, wiadomości dotyczyły ogrodów zwycięstwa, Czerwonego Krzyża i nowego “Liberty Loan Drive”.

Następnie bez ostrzeżenia, pierwsza lokalna wskazówka pojawiła się u mieszkańców powiatu 17 września 1918 roku: wezwanie ochotników do wojska zostało wstrzymane przez grypę.

Do 4 października, przerodziło się to w panikę. Państwo szybko zamknęło wszystkie restauracje, baseny, teatry i sale taneczne, oszczędzając na razie kościoły i szkoły.

Do następnego dnia w samym Pottsville było 800 przypadków grypy. Rada ds. Zdrowia w Pottsville wydała “drastyczny nakaz”, zgodnie z którym wszystkie sklepy, z wyjątkiem sklepów z prowiantem i aptekami, kościoły, szkoły, kluby itp. powinny być zamknięte o 18:00. Wezwano ludzi do podjęcia środków zapobiegawczych.

Rada ds. Zdrowia wydała również zarządzenie, że plucie na chodniki będzie stanowić wykroczenie podlegające karze grzywny i pozbawienia wolności oraz że będzie egzekwować to prawo do granic możliwości.

Skutek zarządzenia Rady był natychmiastowy. Gazety rozesłały biuletyny z wiadomościami o epidemii grypy. Setki kupujących podwoiło swoje wysiłki, aby zakończyć zakupy przed zamknięciem sklepów. Pośpieszne rozmowy telefoniczne z ludźmi w domu spowodowały, że setki kobiet szaleńczo rzuciły się do sklepów przed upływem szóstej.

Nagle w hrabstwie pojawiło się 5 000 przypadków, a w samym Minersville 1200. Histeria zaczęła się rozprzestrzeniać przez weekend.

W samym Minersville, jednym z najciężej dotkniętych miejsc w stanie, zginęło 47 osób. Pewien grabarz sam był chory na grypę i nie mógł pogrzebać 20 ciał znajdujących się pod jego opieką. Jedna z historii mówi, że miał jedyny karawan w mieście, a wjeżdżając na ulicę Sunbury jeden z trzech trupów z tyłu nagle wrócił do życia i usiadł. Grabarz był tak przestraszony, że wjechał do sklepu i rozbił karawan.

Państwo wysłało lekarzy i pielęgniarki do Minersville i Frackville, gdzie było tylko czterech lekarzy, a dwóch z nich było dotkniętych chorobą. W dolinie Heckscherville było wiele przypadków, a do Powiatowego Inspektora Medycznego Dr J.B. Rogers został skierowany apel o pomoc. Stan obiecał wysłać pielęgniarki do pomocy poszkodowanym.

Jedno ze słynnych opowiadań Johna O’Hary, “Syn Doktora”, opowiada o tym, jak jego ojciec, dr Patrick A. O’Hara, chodził do domów górników w Minersville i dolinie Heckscherville, by leczyć ludzi, którzy zarazili się zabójczym wirusem.

Pottsville było poważnie przestraszone. Pani Alice Milliken udostępniła swój dom w Greenwood Hill, a 50 łóżek zostało pospiesznie wstawionych. Sto łóżek umieszczono w Zbrojowni w Pottsville na ulicy North Centre. Czerwony Krzyż zaapelował o koce, prześcieradła, szlafroki i inne zapasy. Córy Królewskie wykonywały dla ludzi maseczki ochronne, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania choroby.

Na trawniku domu Millikenów pojawiły się namioty dla najmłodszych pacjentów. Policja stanowa dokonała nalotu – knajpy w Gilberton, Minersville i St. Clair, aresztując właścicieli lokali, którzy sprzeciwili się rozkazom zamknięcia.

Osiem pielęgniarek ze szpitala w Pottsville zachorowało na grypę. Przepełnione kolumny nekrologów w gazetach nazywały to po prostu “dominującą chorobą”.

Ludzie próbowali wszystkiego, by pozbyć się grypy. Dzieciom kazano jeść ciasto drożdżowe codziennie jak herbatniki. Lekarstwa patentowe wyprzedawały wszystkie swoje zapasy pod naciskiem ciężkiej reklamy. Jeden chłopiec usłyszał, że lekarze powiedzieli, że jedynym lekarstwem jest picie bimbru, napoju alkoholowego warzonego w domu, więc zaczął sprzedawać go za pięćdziesiąt centów za kufel.

Obcy obawiali się zgłaszać przypadków zachorowań, ponieważ obawiali się, że ciała ich bliskich mogą wylądować w Potter’s Field, jeśli to zrobią. W Schuylkill Haven nie było trumien, a ciała układano w otwartych dołach na polu i przykrywano wapnem, zanim ostatecznie zostały zasypane ziemią. Starsi ludzie mówią, że wciąż pamiętają straszny smród dochodzący z tamtego pola wiosną następnego roku.

W Frackville, karetki pogotowia zabierały ludzi do szpitala ratunkowego strumieniami. Pięćdziesiąt jeden przypadków zgłoszono w jednym rzędzie domów w Gilbertonie. Do 14 października w Minersville zginęły 164 osoby, z czego 41 w ciągu dwóch dni i od razu pojawił się ładunek trumien. Z Obozu Medycznego Armii Amerykańskiej w Allentown przybyło tu ponad 100 lekarzy wojskowych, którzy ruszyli z pomocą lekarzom okręgowym, którzy sami padali ofiarą zarazy.

“Grypowa siedziba główna” została utworzona w biurach Filadelfii i Reading Coal and Iron Company przy ulicach Second i Mahantongo. Piwnica budynku służyła jako kostnica.

Nagle epidemia osłabła. W dniu 25 października liczba ofiar śmiertelnych w powiecie wzrosła do 1599 osób, a mimo to 29 października historia grypy przeszła na wewnętrzne strony gazet. Dwa dni później pojawiła się informacja, że teatry mogą zostać otwarte ponownie najpóźniej do 8 listopada, a szkoły do 11 listopada.

I tak samo nagle, epidemia się skończyła. Wszyscy cieszyli się z wiadomości o zbliżającym się zawieszeniu broni w Europie. Nie było już żadnej wzmianki o grypie.

Ale to był miesiąc horroru i smutku. Od czasu, gdy hrabstwo opublikowało swój pierwszy raport o chorobie 2 października, w Minersville, do końca listopada, w hrabstwie tym zmarły 3273 osoby oraz w części hrabstwa Northumberland objętej Trzecim Okręgiem. W Pottsville, 352 osoby zginęły z powodu śmiertelnej grypy.

To był Czarny Październik – najgorszy okres grozy w hrabstwie Schuylkill.