Opublikowano Dodaj komentarz

Przodkowie Henryka Sienkiewicza w Woźnejwsi

Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz

Józef Sienkiewicz, dziadek pisarza Henryka Sienkiewicza, przez 10 lat mieszkał w Woźnejwsi

Woźnawieś, a szczególnie jej część położona po prawej stronie rzeki Jegrzni, będąca niegdyś osadą leśną, już w XVIII wieku – a być może znacznie wcześniej, od czasu ponownego zasiedlenia po potopie szwedzkim – była miejscem zamieszkania wielu interesujących osób. Większość z nich związana była zawodowo z lasami i gospodarką leśną. Chciałbym przedstawić ich losy. Jako genealog skupię się przede wszystkim na dokumentach, głównie parafialnych, które stanowią podstawę moich badań. Planuję także opracować kilka artykułów poświęconych osobom spokrewnionym z mieszkańcami Woźnejwsi, zwłaszcza potomkom, którzy odnieśli sukcesy na emigracji – jak choćby Leon Cieciuch, śpiewak operowy, przyjaciel Ignacego Paderewskiego i twórca pierwszych audycji radiowych w języku polskim (niestety nadawanych w USA, a nie w Polsce). Jego najstarszy brat przyszedł jeszcze na świat w Polsce, właśnie w Woźnejwsi.

Na początek zajmę się opracowaniem pobytu w Woźnejwsi Józefa Sienkiewicza – dziadka pisarza i noblisty Henryka Sienkiewicza.

Józef Sienkiewicz (syn Michała i Marianny z Ługowskich, ur. w 1773 roku w grodzieńskim, stanu szlacheckiego, zm. w 1852 roku) Już jako osiemnastolatek, 1 sierpnia 1791 roku, wstąpił do wojska polskiego jako artylerzysta i wziął udział w kampanii dowodzonej przez Tadeusza Kościuszkę. Po upadku insurekcji trafił do rosyjskiej niewoli, z której został zwolniony 11 listopada 1794 roku i powrócił do domu rodzinnego. Po śmierci ojca przejął zarząd nad Goździkowem i Smogorzowem, które jednak w 1797 roku oddał, by dołączyć do tworzących się we Włoszech Legionów Polskich pod dowództwem generała Dąbrowskiego.

Po bitwie pod Marengo 14 czerwca 1797 roku, kiedy to legiony zostały rozwiązane, Józef Sienkiewicz wrócił do kraju. 28 kwietnia 1803 roku ożenił się z Anną Oborską, siostrą Leona Oborskiego, właściciela dóbr Grotki. Małżeństwo zamieszkało początkowo w Grotkach. Wkrótce urodziły się ich dzieci: Apolonia (1804), Adolf Erazm Wincenty (1805) oraz Wincenty (1807).

Syn Adolf żeni się w 1827 r. z Antonina Kosicką w miejscowości Bukówno w pobliżu Grotek.
Akt ślubu Adolfa Sienkiewicza z Antoniną Kosicką z 1827 r.

W tym okresie rodzina mieszkała w Udrzynie w powiecie ostrołęckim. Sienkiewicz, po opuszczeniu Woźnejwsi, często zmieniał miejsce zamieszkania, co da się prześledzić na podstawie zapisów w aktach parafialnych.

W 1806 roku, na wieść o organizowaniu się Legionów Polskich pod dowództwem gen. Zajączka, Józef został 2 lutego 1807 roku przywrócony do służby wojskowej w stopniu porucznika. Brał udział w potyczce pod Tczewem (23 lutego 1807 roku) oraz w oblężeniu Gdańska, gdzie został ranny 6 maja. Z tego powodu otrzymał zwolnienie ze służby wojskowej. Awansował na stopień kapitana Legionów Polskich – taki tytuł widnieje w późniejszych aktach parafialnych.

12 października 1807 roku został mianowany leśniczym Leśnictwa Rajgród i osiadł w pobliskiej osadzie leśnej – Woźnawejsi. W tamtym czasie, przed reformą administracyjną, siedziba Nadleśnictwa Rajgród znajdowała się właśnie w tej miejscowości, a nie – jak później – w Rudzie. Czasy były burzliwe: wojny napoleońskie, pokój w Tylży, powstanie Księstwa Warszawskiego. Często byli wojskowi kierowani byli wtedy do pracy w leśnictwie – podobnie stało się z Józefem Sienkiewiczem.

W parafii rajgrodzkiej nie odnalazłem zapisów dotyczących trójki najstarszych dzieci Sienkiewiczów, natomiast w Woźnejwsi urodziły się kolejne: Apolonia Anna (1809), Jan Piotr (1810, późniejszy mąż Joanny Karczewskiej – ślub w 1830 roku - i Ludwiki Bleszyńskiej – ślub w parafii Długosiodło w 1852 r.) oraz Łucja Teofila Antonilla, ochrzczona 13 grudnia 1811 roku w Bargłowie, zmarła 27 lutego 1812 roku.

Akt chrztu z 1809 r. Apolonii Anny Sienkiewicz
Akt chrztu z 1809 r. Apolonii Anny Sienkiewicz
Akt chrztu z 1810 r. Jana Piotra Sienkiewicza
Akt chrztu z 1810 r. Jana Piotra Sienkiewicza
Akt urodzenia Jana Piotra Sienkiewicza z 1810 r. z gminy rajgrodzkiej. W 1900 r. na marginesie naniesiono uzyskaną sądownie poprawkę w imieniu i nazwisku
Akt urodzenia Jana Piotra Sienkiewicza z 1810 r. z gminy rajgrodzkiej. W 1900 r. na marginesie naniesiono uzyskaną sądownie poprawkę w imieniu i nazwisku
Akt chrztu w par. Bargłów z grudnia 1811 r. Łucji Teofili Antonilli Sienkiewicz
Akt chrztu w par. Bargłów z grudnia 1811 r. Łucji Teofili Antonilli Sienkiewicz
Akt zgonu z lutego 1812 r. Łucji Teofili Antonilli Sienkiewicz
Akt zgonu z lutego 1812 r. Łucji Teofili Antonilli Sienkiewicz

22 maja 1812 roku zmarła żona Józefa – Anna z Oborskich, mając 27 lat. W akcie zgonu jako przyczynę śmierci podano: „na kołtun” (sic!).

Akt zgonu z maja 1812 r. Anny Sienkiewicz z d. Oborskiej, żony Józefa
Akt zgonu z maja 1812 r. Anny Sienkiewicz z d. Oborskiej, żony Józefa

Niespełna trzy miesiące później, 12 sierpnia 1812 roku, Józef Sienkiewicz ożenił się ponownie – z 25-letnią Teklą Ładą z domu Niewodowską, rozwiedzioną z Ignacym Ładą (pochodzącym z okolic Goniądza), żołnierzem wojsk Księstwa Warszawskiego, podówczas najprawdopodobniej uczestnikiem rosyjskiej kampanii Bonapartego. Wyrok rozwodowy zapadł 16 stycznia 1812 roku przed Trybunałem Łomżyńskim i został potwierdzony 4 lipca tegoż roku w księgach cywilnych – obowiązujący już wtedy zbiór praw cywilnych zwany Kodeksem Napoleona dopuszczał rozwody.

Tekla z pierwszego małżeństwa miała czwórkę dzieci: Aleksandra Napoleona, Napoleona Aleksandra, Leona (sic!) oraz córkę Izabellę. Dzieci były chrzczone w parafii goniądzkiej. Dorosłości dożyła jedynie córka, która wyszła za mąż za Stanisława Zawistowskiego w parafii Poręba-Kocęby.

Akt rozwodu w USC Łomża z lipca 1812 r. Tekli z Niewodowskich i Ignacego Łady
Akt rozwodu w USC Łomża z lipca 1812 r. Tekli z Niewodowskich i Ignacego Łady

Z drugiego małżeństwa – Józefa i Tekli – 30 czerwca 1813 roku w Woźnejwsi urodził się syn: Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, późniejszy ojciec Henryka Sienkiewicza, pisarza i noblisty.

Akt chrztu z czerwca 1813 r. w par. Rajgród Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza
Akt chrztu z czerwca 1813 r. w par. Rajgród Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza

Józef Paweł Ksawery jako siedemnastolatek wziął udział w powstaniu listopadowym (1830-1831), a następnie osiadł w Laskowej Woli. 9 czerwca 1843 roku w parafii Okrzeja poślubił Stefanię Cieciszowską (ur. 1820), córkę Adama i Felicjany z Rostworowskich, właścicieli dóbr Okrzeja i Wola Okrzejska na Podlasiu. Okrzeja – niegdyś miasteczko – położona jest nad rzeką Okrzejką, w dawnej ziemi stężyckiej. Przylega do niej wieś Wola Okrzejska – miejsce narodzin Henryka Sienkiewicza.

Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz zmarł w 1896 roku.

Akt ślubu w par. Okrzeja z 1843 r. Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza i Stefanii Cieciszowskiej
Akt ślubu w par. Okrzeja z 1843 r. Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza i Stefanii Cieciszowskiej
Alegata do aktu małżeństwa rodziców Henryk Sienkiewicza.Miejsce i data sporządzenia: Bukówno 3 maja 1843 r. na bazie dokumentu z 1829 r. wystawionego w par. Rajgród przez księdza Józefa Kochańskiego, wikariusza kościoła rajgrodzkiego. Dotyczy aktu urodzenia Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza
Alegata do aktu małżeństwa rodziców Henryka Sienkiewicza. Miejsce i data sporządzenia: Bukówno 3 maja 1843 r. na bazie dokumentu z 1829 r. wystawionego w par. Rajgród przez księdza Józefa Kochańskiego, wikariusza kościoła rajgrodzkiego. Dotyczy aktu urodzenia Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza
Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz i Stefania Sienkiewicz z d. Cieciszowska. Źródło – Narodowe Archiwum Cyfrowe
Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz i Stefania Sienkiewicz z d. Cieciszowska. Źródło – Narodowe Archiwum Cyfrowe

Z drugiego małżeństwa z Teklą Sienkiewicz miał jeszcze cztery córki. Dwie z nich – Teresa Leokadia (ur. 1814) oraz Rozalia Tekla Józefa (ur. 1816) – przyszły na świat w Woźnejwsi, lecz obie zmarły w niemowlęctwie: Teresa w roku 1815, Rozalia – w 1816.

Pozostałe dwie córki urodziły się już po objęciu przez Józefa Sienkiewicza nowych stanowisk nadleśnego – najpierw Leśnictwa Łomża, a następnie Leśnictwa Brańszczyk. W Łomży urodziła się Elżbieta Cecylia (ochrzczona w 1818 roku), która w 1834 roku wyszła za mąż za Józefa Muszalskiego w parafii Bukówno – już po tym, jak rodzina Sienkiewiczów przeniosła się do Grotków. Ostatnia z córek, Julianna Józefa, urodziła się w Udrzynie (ochrzczona w 1819 roku w parafii Poręba-Kocęby).

Akt chrztu z 1814 r. w par. Rajgród Teresy Leokadii Sienkiewicz
Akt chrztu z 1814 r. w par. Rajgród Teresy Leokadii Sienkiewicz
Akt zgonu z 1815 r. Teresy Leokadii Sienkiewicz
Akt zgonu z 1815 r. Teresy Leokadii Sienkiewicz
Akt chrztu z 1816 r. w par. Rajgród Rozalii Tekli Józefy Sienkiewicz
Akt chrztu z 1816 r. w par. Rajgród Rozalii Tekli Józefy Sienkiewicz
Akt zgonu z 1816 r. Rozalii Tekli Józefy Sienkiewicz
Akt zgonu z 1816 r. Rozalii Tekli Józefy Sienkiewicz
Akt chrztu z 1818 r. w par. Łomża Elżbiety Cecylii Sienkiewicz
Akt chrztu z 1818 r. w par. Łomża Elżbiety Cecylii Sienkiewicz
Akt chrztu z 1819 r. w par. Poręby Kocęby Julianny Józefy Sienkiewicz
Akt chrztu z 1819 r. w par. Poręba-Kocęby Julianny Józefy Sienkiewicz

Około lat 1827–1828 Józef Sienkiewicz, myśląc już o emeryturze, przystąpił do porządkowania spraw majątkowych po swojej pierwszej żonie, Annie z Oborskich, w Grotkach. Tam też osiadł po zakończeniu służby w lasach narodowych. Zaczął kompletować dokumenty rodzinne – odszukał akta, uzupełnił zaginione, a niektóre odtworzył z braku oryginałów. Przykładem może być ponowiony w 1827 roku w parafii Poręba-Kocęby akt chrztu córki Elżbiety Cecylii. Z kolei w 1828 roku w parafii Rajgród zrekonstruował akt zgonu córki Anny, która zmarła jeszcze w 1814 roku w Woźnejwsi. Do końca nie wiadomo, której z córek dotyczył – tej urodzonej w 1804, czy w 1809 roku.

Ponowny zapis aktu chrztu z 1827 r. w par Poręby Kocęby Elżbiety Cecylii Sienkiewicz ur. w 1818 r. w Łomży
Ponowny zapis aktu chrztu z 1827 r. w par PorębaKocęby Elżbiety Cecylii Sienkiewicz ur. w 1818 r. w Łomży

Pozwolę sobie na osobistą dygresję: wspomniany akt zgonu jest dla mnie interesujący z genealogicznego punktu widzenia. Jednym ze świadków był bowiem Józef Kapla, strażnik lasów rządowych, zamieszkały w gajówce w Lisich Jamach – mój krewny. Sama gajówka w Lisich Jamach to również miejsce godne uwagi. Obecnie określane jest jako „Kaplowy Dołek” i to właśnie tam, przed poborem do wojska rosyjskiego, ukrywał się Wincenty Noruk – założyciel woźnawiejskiej linii rodu Noruków, pochodzący z Jasionowa. Korzystał z pomocy rodziny, m.in. Kaplów, którzy byli spowinowaceni z Norukami poprzez ród Mitrosów.

Drugim świadkiem wspomnianego aktu był Aleksander Grajewski – postać również zasługująca na uwagę. Jego potomkowie mieszkali w Woźnejwsi jeszcze do niedawna. Był leśnikiem, pełniącym służbę zarówno przed Józefem Sienkiewiczem, jak i po nim. W spisie parafian z 1838 roku figuruje jako mieszkaniec tej samej leśniczówki. W akcie zgonu ksiądz określił go jako „Imć Pan Aleksander Grajewski – nadsołtys” (nadsołtys - odpowiednik wójta gminy – mający pod sobą kilka sołectw).

Ponowny zapis aktu zgonu z 1828 r. Anny Sienkiewicz (zmarła w roku 1814)
Ponowny zapis aktu zgonu z 1828 r. Anny Sienkiewicz (zmarła w roku 1814)

Ciekawostką jest również to, że Józef Sienkiewicz figuruje w spisie z 1820 roku członków łomżyńskiej loży wolnomularskiej „Wschodzące Słońce”. Informacja ta pochodzi z książki Stanisława Załęskiego "O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich" (wyd. II, Kraków 1908, tom II, s. 187). Na przełomie XVIII i XIX wieku przynależność do tajnych stowarzyszeń była modna – lista członków tej loży stanowi interesujące źródło do badań genealogicznych, obejmując wiele nazwisk notabli z Łomży i okolic.

Fragment książki Stanisława Załęskiego „O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich”
Fragment książki Stanisława Załęskiego „O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich”

Leśniczówka, w której mieszkał Józef Sienkiewicz, znajdowała się na końcu osady leśnej, w kierunku Kuligów, nad rzeką Jegrznią. Miejsce to, do dziś znane wśród mieszkańców jako „Posada” (czyli dawna „posada” urzędowa), nosi ślady po dawnych budynkach, określane jako „pieczysko” – pozostałości po spaleniu zabudowań.

„Pieczysko” na Posadzie w Woźnejwsi. Miejsce gdzie była leśniczówka, w której mieszkał nadleśny Józef Sienkiewicz
„Pieczysko” na Posadzie w Woźnejwsi. Miejsce gdzie była leśniczówka, w której mieszkał nadleśny Józef Sienkiewicz

24 marca 1830 roku, mając 57 lat i będąc w podeszłym wieku oraz złym stanie zdrowia, Józef Sienkiewicz przeszedł na emeryturę i osiedlił się w Grotkach. Umarł 23 sierpnia 1852 roku, dożywszy 80 lat. Jego druga żona, Tekla z Niewodowskich, zmarła trzy lata później, w 1855 roku.

Akt zgonu z 1852 r. Józefa Sienkiewicza (Grotki par. Bukówno). W akcie zgonu podano, że: „z emerytury żyjący zostawił wdowę i pięcioro dorosłych dzieci”
Akt zgonu z 1852 r. Józefa Sienkiewicza (Grotki par. Bukówno). W akcie zgonu podano, że: „z emerytury żyjący zostawił wdowę i pięcioro dorosłych dzieci”
Akt zgonu z 1855 r. Tekli Sienkiewicz z domu Niewodowskej (par. Św. Krzyża w Warszawie). Babcia pisarza Henryka Sienkiewicza pochodziła z Niewodowa (okolice Drozdowa) w Ziemi Wiskiej na Mazowszu
Akt zgonu z 1855 r. Tekli Sienkiewicz z domu Niewodowskej (par. Św. Krzyża w Warszawie). Babcia pisarza Henryka Sienkiewicza pochodziła z Niewodowa (okolice Drozdowa) w Ziemi Wiskiej na Mazowszu
Portret Józefa Sienkiewicza (Muzeum Narodowe w Kielcach) https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2018/pokaz/256,portret_jozefa_sienkiewicza,4
Portret Józefa Sienkiewicza (Muzeum Narodowe w Kielcach) https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2018/pokaz/256,portret_jozefa_sienkiewicza,4

Opis portretu na stronie Muzeum Narodowego w Kielcach opracował Łukasz Wojtczak:
„Portret przedstawia mężczyznę ujętego en face, prawie do pasa, z głową zwróconą lekko w prawo, ubranego w mundur podpułkownika artylerii Wojsk Polskich z czasów Wielkiego Księcia Konstantego – ciemnozielony, z czerwonymi lamówkami i dwoma rzędami złotych guzików z orzełkiem. Na ramionach munduru widoczne są złote epolety, zaś lewą pierś zdobi order Virtuti Militari. Mężczyzna ma siwe włosy i wąsy, na jego głowie wyraźnie zaznaczona jest łysina. Lekko uśmiechniętą twarz pokrywają zmarszczki.
Tło obrazu – neutralne, brązowe. Portret wisiał w warszawskim mieszkaniu pisarza i w 1900 roku – jak donosił Tygodnik Illustrowany – był on „doskonale zachowany”. W roku 1902 znalazł się w Oblęgorku, gdzie na jednym ze zdjęć uwiecznił go znany warszawski fotograf Czesław Kulewski. Według Zuzanny Sienkiewiczowej, synowej pisarza i pierwszego kustosza oblęgoreckiego muzeum, portret pochodzi z połowy XIX wieku. Niestety, nazwisko autora nie jest znane.”

Moja uwaga odnośnie do portretu: portret Józefa Sienkiewicza zawiera wiele nieścisłości, à propos munduru i stopnia wojskowego: Sienkiewicz w powyższych aktach zapisany jest jako kapitan (tylko w akcie zgonu żony jako major wojsk polskich, a jako pułkownik występuje tylko w akcie ślubu z 1843 roku syna Józefa Pawła Ksawerego oraz w alegacie do tego aktu), a mundur na portrecie jest z czasów późniejszych tj. Królestwa Polskiego (nie służył już wtedy w wojsku).

* * *

Z widniejących w powyższych aktach parafialnych osób do dzisiaj mieszkają w Woźnejwsi i okolicy potomkowie Aleksandra Grajewskiego (Sienkiewicz był też ojcem chrzestnym jego syna Kazimierza Aleksandra urodzonego w 1811 roku), Józefa Kapli i wójta Szymona Mońko.

Bibliografia:

- https://web.archive.org/web/
- http://dossier.lac.lublin.pl/sienkiewicz-henryk/
- Stanisław Załęski „O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich”
- Narodowe Archiwum Cyfrowe
- Muzeum Narodowe w Kielcach https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2018/pokaz/256,portret_jozefa_sienkiewicza,4
- https://geneteka.genealodzy.pl/index.php
- https://jzi.org.pl/wyszukiwarka/

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Oda Do Polskiego Lasu

Prezentujemy poniżej jeden z wielu wierszy Stanisława Nyki - leśniczego z Łubianki, które napisał przebywając na emigracji.

O lesie polski, zabytku piękności,
Korynckich kolumn Boży ty Kościele –
Obraz twój widzę przez mórz odległości;
Kolumny strojne w koron kapitele.

O gaje leśne pełne czaru wiosną;
W waszych pachnących ulistnionych
splotach –
Wirtuoz słowik grał pieśni radosne,
Których słuchała gwiazd ulewa złota.

O lesie wonny, twoje aromaty
Strudzonym ludziom siły przywracały,
Ty nas gościłeś owocem i kwiatem,
I gędźbą, którą twe drzewa szumiały.

Wielki nasz Adam dawno już napisał:
„Najpiękniej tylko w Polsce żaby grają” –
A czy ktokolwiek w innych lasach słyszał –
Taki śpiew ptaków, jak w Polsce śpiewają?

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Dom Orłowskich

Stajnia przy domu Orłowskich, lata 20. (zdjęcie kolorowane)

Historia domu Orłowskich w Woźnejwsi

Dom Orłowskich w Woźnejwsi ma bogatą historię, ściśle związaną z dziejami leśnictwa oraz gospodarki regionu. Jego przeszłość jest dobrze udokumentowana dzięki archiwalnym spisom, mapom oraz wspomnieniom lokalnych mieszkańców.

Pierwotnie budynek pełnił funkcję leśniczówki i stanowił jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów w Woźnejwsi. W 1893 roku został zakupiony przez Edwarda Orłowskiego, mojego dziadka, a przyległe tereny zostały przekształcone w gospodarstwo rolno-hodowlane. Orłowski wrócił do Polski z USA, ale jego najbliższa rodzina pozostała w Stanach Zjednoczonych, osiedlając się w Bayonne w stanie New Jersey.

Możliwe, że decyzja Edwarda o pozostaniu w Polsce była podyktowana jego ślubem z Katarzyną Wilgat oraz tym że jego siostra (jedyna która nie wyjechała) Paulina Orłowska po mężu Noruk juz wcześniej wyszła za mąż do Woźnejwsi za Wiktora Noruka, co mogło wpłynąć na wybór miejsca osiedlenia. Katarzyna zmarła po czterech latach małżeństwa, a wkrótce potem Edward poślubił Emilię Zawistowską, z którą miał jedenaścioro dzieci. Poświęcił się hodowli koni, w tym przeznaczonych dla wojska. Dzięki majątkowi pozostawionemu przez krewnych, którzy wyemigrowali do USA, oraz wianu wniesionemu przez jego żony, zgromadził znaczny areał ziemi, co pozwoliło mu prowadzić dochodowe gospodarstwo. Możliwe, że jego sytuacja materialna w Polsce była korzystniejsza niż perspektywy, jakie miałby jako emigrant w Stanach Zjednoczonych.

Dawna leśniczówka była strategicznie usytuowana przy głównej drodze wjazdowej do Woźnejwsi od strony Tamy. W XIX wieku stanowiła ona najważniejszą trasę prowadzącą do wsi, podczas gdy współcześnie główna droga biegnie wzdłuż jeziora Dreństwo i rzeki Jegrzni. Według spisu parafian parafii Rajgród z 1838 roku budynek znajdował się pod numerem 8.

Mapa z rozkładem zabudowań i naniesionymi nazwiskami mieszkańców wg spisu parafian z 1838 r
Mapa z rozkładem zabudowań i naniesionymi nazwiskami mieszkańców wg spisu parafian z 1838 r

Co istotne, dom Orłowskich był jedynym murowanym budynkiem w Woźnejwsi aż do 1938 roku, kiedy to rodzina Nowickich wzniosła nowy dom. Zachowane zdjęcia z okolic 1900 roku sugerują, że budynek już wówczas wyglądał na dość stary i zniszczony, co wskazuje, że jego budowa mogła mieć miejsce jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku.

Leśniczówka w Woźnejwsi i jej mieszkańcy

Leśniczówka w Woźnejwsi, pierwotnie służyła jako siedziba administracyjna i mieszkalna dla lokalnych leśników oraz urzędników Leśnictwa Rajgród. W momencie przejęcia przez Orłowskich miała już kilkudziesięcioletnią historię i była domem dla kolejnych podleśnych oraz ich rodzin. Jej znaczenie jako ośrodka zarządzania terenami leśnymi jest widoczne już w spisie parafian z 1838 roku, w którym budynek figuruje pod numerem 8 i należał wówczas do szlachetnie urodzonego Kazimierza Jabłońskiego z Ciszewa, podleśnego Podleśnictwa Woźnawieś, należącego do Leśnictwa Rajgród.

Fotokopia spisu parafian kościoła rajgrodzkiego z 1838 roku
Fotokopia spisu parafian kościoła rajgrodzkiego z 1838 roku

Dom ten był miejscem zamieszkania kolejnych urzędników leśnych, co potwierdza spis pracowników lasów Królestwa Polskiego z 1839 roku. W tym okresie w Leśnictwie Rajgród pracował m.in. wspomniany Kazimierz Jabłoński, który po zakończeniu służby powrócił do swojej rodzinnej miejscowości. Potwierdzają to zapisy metrykalne, według których w maju 1841 roku w Ciszewie urodziło mu się dziecko. W Leśnictwie Rajgród urzędowali również Ignacy Kordaszewski, nadleśny w latach 1835–1839, oraz Józef Brzozowski, który wcześniej pełnił funkcję podleśnego i był uczestnikiem powstania listopadowego.

Wyciąg ze spisu pracowników lasów Królestwa Polskiego z 1839 roku
Wyciąg ze spisu pracowników lasów Królestwa Polskiego z 1839 roku

Dokumenty sugerują, że budowniczym leśniczówki mógł być Jan Stefan Ballogh, nadleśny w latach 1818–1824, który wcześniej uczestniczył w szarży pod Somosierrą w 1808 roku. Jako były oficer wojsk napoleońskich miał możliwość zgromadzenia środków oraz wpływów pozwalających na wzniesienie nowoczesnej siedziby podleśnictwa. Innym możliwym organizatorem budowy mógł być nadmieniony Józef Brzozowski, który po upadku powstania listopadowego stracił swoją posadę, a budynek został przekazany jego następcy, Kazimierzowi Jabłońskiemu.

Leśniczówka przez dekady stanowiła centrum zarządzania lokalnym leśnictwem, a jej mieszkańcy – urzędnicy leśni – odgrywali kluczową rolę w organizacji gospodarki leśnej regionu. Poza funkcją administracyjną budynek pełnił również rolę schronienia. O tym więcej w dalszej części artykułu.

Przejęcie leśniczówki przez Edwarda Orłowskiego w 1893 roku oznaczało koniec jej funkcji administracyjnej i przekształcenie w dom rodzinny. Historia tego budynku jest ściśle związana z losami rodziny Orłowskich oraz z dziejami Leśnictwa Rajgród, co czyni go ważnym świadkiem przeszłości tego regionu.

Historia administracyjna Leśnictwa Rajgród

Leśnictwo Rajgród, w ramach którego funkcjonowała leśniczówka w Woźnejwsi, odegrało kluczową rolę w zarządzaniu lasami w północno-wschodniej części Królestwa Polskiego. Leśnicy i podleśni, zamieszkujący budynek, przez dekady odpowiadali za gospodarowanie okolicznymi terenami leśnymi. Kolejne reformy administracyjne w XIX wieku miały istotny wpływ na funkcjonowanie leśnictwa oraz życie jego mieszkańców.

W wyniku reform leśnych Leśnictwo Rajgród zostało włączone w szersze struktury zarządzania lasami rządowymi, co skutkowało m.in. przeniesieniem nadleśnictwa z Woźnejwsi do Rudy. Mimo tych zmian podleśnictwo Woźnawieś pozostało na miejscu, nadal odgrywając istotną rolę w administrowaniu pobliskimi terenami leśnymi.

Od początku XIX wieku nadzór nad leśnictwem sprawowali kolejni nadleśni, których decyzje wpływały na funkcjonowanie podleśnictwa w Woźnejwsi oraz na samą leśniczówkę. W latach 1807–1817 funkcję nadleśnego Leśnictwa Rajgród pełnił Józef Sienkiewicz, dziadek Henryka Sienkiewicza. Był on byłym oficerem wojska polskiego, uczestnikiem insurekcji kościuszkowskiej i kampanii napoleońskich. Zamieszkiwał w Woźnejwsi, gdzie urodził się jego syn Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, ojciec przyszłego noblisty. Po reformie leśnictwa w 1817 roku Sienkiewicz został przeniesiony do Śniadowa.

W latach 1818–1824 stanowisko nadleśnego objął Jan Stefan Ballogh, były oficer wojsk napoleońskich i uczestnik szarży pod Somosierrą. Po reformie leśnictwa w 1818 roku przejął zarząd nad Leśnictwem Rajgród, a przypuszczalnie nadzorował budowę leśniczówki w Woźnejwsi, która miała służyć podleśnym zarządzającym okolicznymi lasami. W 1824 roku został przeniesiony do nowo utworzonego Leśnictwa Augustów.
W okresie 1824–1834 nadleśnym był Adam Formuz, który zamieszkał w leśniczówce w Rudzie, a jego funkcję w Woźnejwsi przejął podleśny Józef Brzozowski. Formuz zmarł w 1844 roku w wieku ponad 80 lat, co wskazuje, że już w trakcie sprawowania urzędu był starszym człowiekiem.

Kolejnym nadleśnym, w latach 1835–1839, był Ignacy Kordaszewski. W czasie jego urzędowania podleśnym Woźnejwsi został Krzysztof Jabłoński. Kordaszewski nie figuruje jednak w spisie parafialnym z 1838 roku, co może sugerować, że sprawował urząd nadleśnego, lecz nie mieszkał na stałe w Woźnejwsi.

W kolejnych latach funkcję nadleśnego sprawowali Jan Szopski (1840–1847), a następnie Jan Letki (1849–1855) oraz Antoni Letterman (1856–1863). W tym czasie administracja lasów rządowych znalazła się pod ścisłą kontrolą władz rosyjskich, co znacząco ograniczyło samodzielność nadleśnych.

Podleśnictwo Woźnawieś zarządzało częścią Puszczy Rajgrodzkiej, będąc jednostką podrzędną w stosunku do Nadleśnictwa Rajgród z siedzibą w Rudzie. W jego skład wchodziło osiem obrębów leśnych, takich jak Pikły, Orzechówka, Skuzyn, Czerwone Bagno i Grzędy. Leśniczówka pełniła nie tylko funkcję mieszkalną, ale również urzędową – prowadzono w niej dokumentację dotyczącą wyrębu drzew, gospodarki łowieckiej oraz zarządzania siłą roboczą.

Po upadku powstania listopadowego w 1831 roku władze rosyjskie przejęły ścisłą kontrolę nad lasami rządowymi. Wprowadzono nowe regulacje dotyczące gospodarki leśnej, znacznie ograniczające swobodę miejscowych nadleśnych. Leśnicy często byli poddawani represjom wobec dawnych powstańców. W miarę upływu lat władze rosyjskie systematycznie ograniczały liczbę Polaków na wysokich stanowiskach w administracji leśnej, co wpłynęło na dalszą rusyfikację struktur zarządzania lasami. Wprowadzenie rosyjskiej administracji w lasach rządowych zmieniło funkcjonowanie Woźnejwsi, a sama leśniczówka straciła swoje znaczenie jako centrum zarządzania lasami.

Józef Sienkiewicz – dziadek noblisty i udział leśników w powstaniu listopadowym

Historia Józefa Sienkiewicza, nadleśnego Leśnictwa Rajgród, jest kluczowym elementem układanki, która łączy administrację leśną, leśniczówkę w Woźnejwsi oraz wydarzenia powstania listopadowego. Jego działalność miała wpływ nie tylko na organizację gospodarki leśnej, ale również na losy Woźnejwsi, leśniczówki i jej mieszkańców.

Po reformach administracyjnych leśnictwa w XIX wieku struktury zarządzania lasami w Królestwie Polskim uległy znacznym zmianom.

Józef Sienkiewicz (1773–1852) był nadleśnym Leśnictwa Rajgród w latach 1807–1817. Wcześniej brał udział w insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku, a następnie walczył w wojnach napoleońskich. W 1807 roku otrzymał nominację na nadleśnego Leśnictwa Rajgród, co wiązało się z przeprowadzką do Woźnejwsi. To właśnie w czasie jego urzędowania urodził się jego syn – Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, ojciec przyszłego noblisty Henryka Sienkiewicza. Po reformie leśnictwa w 1817 roku Józef Sienkiewicz został przeniesiony do Śniadowa, a jego miejsce zajęli kolejni nadleśni. Jego postać pokazuje, że lasy rządowe i ich administracja były ściśle powiązane z historią wojska oraz udziałem leśników w walkach o niepodległość Polski.

Leśnicy i urzędnicy związani z administracją leśną odegrali istotną rolę w powstaniu listopadowym (1830–1831). Znajomość terenu czyniła ich świetnymi przewodnikami i organizatorami partyzanckich oddziałów powstańczych. Lasy stanowiły naturalną osłonę dla walczących i były miejscem ukrywania się powstańców po klęsce powstania. W Leśnictwie Rajgród, a szczególnie w jego części zarządzanej przez Podleśnictwo Woźnawieś, działało wielu ludzi, którzy później wzięli udział w walkach.
Jednym z najbardziej znanych leśników związanych z Woźnąwsią był Józef Brzozowski. Przed wybuchem powstania jako podleśny w Woźnejwsi, prawdopodobnie mieszkał w leśniczówce, późniejszym domu Edwarda Orłowskiego. W czasie powstania awansował na kapitana 7. Pułku i brał udział w wielu bitwach. Po klęsce powstania przeszedł wraz z generałem Rybińskim do Prus, skąd później powrócił do Woźnejwsi. Nie odzyskał jednak swojego stanowiska, gdyż władze carskie nie pozwoliły mu na powrót do administracji leśnej. Przypadek Brzozowskiego pokazuje, jak represje po powstaniu wpłynęły na życie mieszkańców Woźnejwsi. Leśniczówka, która wcześniej była siedzibą urzędników leśnych, stała się miejscem, które mogło skrywać powstańców lub ich rodziny.

Podczas powstania listopadowego leśniczówka w Woźnejwsi odegrała istotną rolę jako punkt schronienia dla powstańców oraz miejsce, w którym mogli znaleźć pomoc. Ignacy Domeyko, uczestnik powstania, w swoich pamiętnikach wspomina, że trafiwszy do Kopytkowa i Dębowa szukał przewodnika przez bagna biebrzańskie. Następnie dotarł do gajówki w okolicy Grzęd zasiedlonej przez strzelca Aleksandrowicza, gdzie ukrywała się żona Józefa Brzozowskiego. Nikt jednak nie odważył się przeprowadzić Domeykę przez bagna w kierunku Warszawy i ten został zmuszony do powrotu na Litwę. Leśnictwo Rajgród w tym okresie dzieliło się na 24 obręby, które zarządzane były przez strzelców. 8 obrębów należało do podleśnictwa Woźnawieś. Były to: Pikły, Liściany, Woźnawieś, Orzechówka, Skuzyn, Czerwone Bagno, Choszczewo i Grzędy. Z opisu wynika, że Domeyko po przebyciu drogi z Kopytkowa i Dębowa, dość szybko dotarł do siedliska Aleksandrowicza. W południowej części tego podleśnictwa znajdowały się osady strzeleckie: Czerwone Bagno, Choszczewo i Grzędy. Odwiedził zatem jedną z tych gajówek. Najbardziej prawdopodobne że była to gajówka na Czerwonym Bagnie położona najbliżej Dębowa.

Po klęsce powstania listopadowego w 1831 roku wprowadzono nowe, restrykcyjne przepisy dotyczące gospodarki leśnej, co oznaczało większą kontrolę Rosjan nad lasami Królestwa Polskiego. Leśnicy podejrzewani o udział w powstaniu tracili swoje stanowiska, jak miało to miejsce w przypadku Józefa Brzozowskiego. Ich rodziny musiały zmieniać styl życia. Władze carskie rozpoczęły również systematyczną rusyfikację administracji leśnej, obsadzając wyższe stanowiska Rosjanami lub Polakami lojalnymi wobec caratu. Leśnictwo Rajgród, w tym Podleśnictwo Woźnawieś, stało się elementem większej polityki represji i kontroli. Mimo to lokalni mieszkańcy, w tym rodziny leśników i powstańców, starali się podtrzymać polskie tradycje i przetrwać trudne czasy.

Leśniczówka w Woźnejwsi stała się symbolem oporu. Budynek, który później kupił Edward Orłowski, był świadkiem kluczowych wydarzeń powstańczych. Mieszkali w nim urzędnicy, którzy brali udział w powstaniu lub udzielali wsparcia powstańcom. Po represjach carskich leśniczówka przestała pełnić swoją pierwotną funkcję, gdyż administracja leśna została mocniej podporządkowana władzom rosyjskim. W 1893 roku budynek przeszedł w ręce rodziny Orłowskich, co oznaczało koniec jego funkcji urzędowej i przekształcenie w prywatny dom mieszkalny.

Chociaż od końca XIX wieku leśniczówka utraciła funkcję administracyjną, pod rękami rodziny Orłowskich nadal odgrywała ważną rolę w regionie. Budynek, choć w 1900 roku był już wiekowy i zużyty, pozostawał solidną konstrukcją. Dawniej zamieszkiwany przez urzędników leśnych, w czasach Orłowskiego stał się miejscem życia licznej rodziny. Możliwe, że pewne elementy gospodarki leśnej, takie jak hodowla koni czy zarządzanie terenami leśnymi, były nadal kontynuowane.

Dom Orłowskich – ok. 1900 roku

Historia Józefa Sienkiewicza oraz leśników związanych z Woźnąwsią pokazuje, jak lasy rządowe i administracja leśna były nierozerwalnie związane z walką o niepodległość Polski. Leśniczówka w Woźnejwsi była nie tylko centrum administracyjnym, ale również miejscem oporu i schronienia dla uczestników powstania listopadowego. Represje po powstaniu zmieniły strukturę administracyjną lasów i doprowadziły do rusyfikacji zarządu. Historia domu Orłowskich, który był dawną leśniczówką, łączy się bezpośrednio z tymi wydarzeniami, co czyni go niezwykle ważnym miejscem historycznym.

* * *

Historia domu została opracowana na podstawie archiwalnych dokumentów, w tym spisu parafian parafii Rajgród z 1838 roku oraz mapy Imperium Rosyjskiego z 1872 roku, a także rozmów z potomkami dawnych mieszkańców Woźnejwsi, wśród których znaleźli się przedstawiciele rodzin Noruków, Chylińskich, Budzińskich, Mucha i Karpińskich. Pomocne były publikacje Jarosława Marczaka i Janusza Sobolewskiego.

Bibliografia:

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Cmentarz staroobrzędowców w Wodziłkach

Wycieczka zorganizowana przez JZI po Suwalszczyźnie, która miała miejsce ponad tydzień temu, była tak owocna, że wciąż analizuję dane zebrane podczas odwiedzin różnych fascynujących miejsc. Jednym z nich były Wodziłki, siedziba jednej z czterech parafii Wschodniego Kościoła Staroobrzędowego. Gorąco zachęcam do wyszukania informacji na temat tego odłamu prawosławia, ponieważ jego historia jest niezwykle interesująca. Pokazuje, jak przywiązanie do nawet najmniejszych symboli religijnych może wpłynąć na losy setek tysięcy ludzi.

Moje zainteresowanie staroobrzędowcami rozpoczęło się kilka lat temu, kiedy spotkałem panią Raisę Jefimow, nieżyjącą już sąsiadkę mojej teściowej. Pani Raisa pochodziła ze wsi staroobrzędowców w Gabowych Grądach koło Augustowa. Niestety, zawierucha II wojny światowej zmusiła ją jako kilkuletnią dziewczynkę do opuszczenia rodzinnej wsi wraz z matką. Resztę życia spędziła poza Gabowymi Grądami, głównie w Augustowie.

Nasze spotkanie zainspirowało mnie do stworzenia książki - wspomnień Raisy Jefimow. Dzięki współpracy ze Stowarzyszeniem JZI udało się wydać tę książkę pod tytułem „Pamiętnik z szuflady”. Publikacja ta stanowi cenne źródło informacji i refleksji na temat losów staroobrzędowców w Polsce, a także osobistych doświadczeń jednej z przedstawicielek tej społeczności.

Wracając do Wodziłek, warto wspomnieć, że jako parafia posiadają one cmentarz parafialny, znajdujący się w pobliżu molenny. Jest to niewielki cmentarz, ponieważ obecnie miejscowa molenna służy zaledwie dziesięciu rodzinom staroobrzędowców. Fotografowanie wszystkich opisanych nagrobków okazało się stosunkowo łatwe, choć ich odczytanie sprawiło już większe trudności. Większość inskrypcji (poza jedną) została wykonana w języku staro-cerkiewno-słowiańskim i wczesną cyrylicą.

Na szczęście, moja podstawowa znajomość języka rosyjskiego oraz prostota zapisów na nagrobkach pozwoliły mi na odczytanie wszystkich widocznych tekstów. W jednym przypadku musiałem jednak zwrócić się o pomoc do społeczności. Na kilku bardzo starych kamiennych nagrobkach tekst był tak zatarty, że światło słoneczne padające bezpośrednio na powierzchnię uniemożliwiało odczytanie czegokolwiek ze zdjęć. Dodatkowo, w kilku przypadkach liście zarośli lub kwiaty dekorujące pomniki zasłaniały fragmenty dat.

Planuję ponownie odwiedzić Wodziłki, nie tylko po to, aby uzupełnić braki w dokumentacji nagrobków, ale także by podziwiać zabytkową molennę, stare wiejskie zabudowania oraz piękno Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Każda wizyta w tym miejscu to wyjątkowa okazja do zgłębiania historii staroobrzędowców oraz doświadczania uroków tego malowniczego regionu.

Ostatecznie udało mi się opisać 60 grobów, w których pochowano 94 osoby. Najstarszy zapisany pochówek pochodzi z 1919 roku, a najwcześniej urodzonymi osobami są Paweł i Tatiana Nowikowowie, którzy oboje przyszli na świat w 1855 roku. Imiona na nagrobkach pozostawiłem w oryginalnej formie, mimo że wiele z nich ma polskie odpowiedniki. Wszystkie dane dostępne są (lub za chwilę będą) w wyszukiwarce Geneo.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Cmentarz mariawicki w Filipowie

W ostatnią sobotę, 11 maja po raz pierwszy zawitałem do Filipowa, a konkretnie na cmentarz mariawicki położony po lewej stronie drogi wiodącej do Filipowa od Bakałarzewa, na przeciwko cmentarza katolickiego. Cmentarzyk maleńki, jako że mała była społeczność mariawitów żyjących w okolicach Filipowa. Ostatecznie naliczyłem 32 oznakowane groby i kilkanaście nieoznakowanych lub gdzie napisy są już zupełnie nieczytelne. Mimo, że cmentarz jest mały, to ku mojemu zdziwieniu doczekał się swojej strony w wikipedii. Można tam poczytać o cmentarzu, powstaniu społeczności mariawickiej w Filipowie i mariawitach w ogóle.

W każdym razie po przekroczeniu linii rozpadającego się murowanego ogrodzeniu od razu zakiełkowała we mnie myśl, by sfotografować wszystkie oznakowane nagrobki, a następnie w domowym zaciszu spisać istotne dla genealogów informacje na nich zawarte. Tak też uczyniłem i z tych 32 nagrobków spisałem 52 pochowane tam osoby. Dane są już dostępne w wyszukiwarce Geneo. Niby niewiele, ale niewielkim wysiłkiem udało się opisać wszystkich pochowanych na tym cmentarzyku, a więc zamknąć ten projekcik w kilka dni po jego otwarciu. Cmentarz powstał około 1909 roku, ale najstarszy (zidentyfikowany) pochówek jest dopiero z roku 1917. Jednak najwcześniej urodzoną osobą pochowaną na cmentarzu mariawickim jest Leon Grabowski ur. około 1851 roku. Numeracja grobów jest arbitralna. Zapraszam też do oglądnięcia zdjęć z tego cmentarza.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Do Dworku Brzostowskiego

Podczas ostatniego spotkania członków JZI miałem okazję odwiedzić tereny, na których położony jest dworek Karola hr. Brzostowskiego. Postać niezwykle zasłużona dla Ziemi Sztabińskiej, właściciel huty wyrobów żeliwnych i wielu innych fabryk, inicjator reformy rolnej na tym terenie.

Dworek położony jest w odległości niecałych 3 km od Kryłatki, gdzie się spotykaliśmy, a więc na tyle blisko, by dotrzeć doń piechotą. Był to całkiem przyjemny marsz - poranek był rześki, ale słoneczny i bezwietrzny. Na początku ubiegłego roku JZI, rękami głównie Zbyszka Mierzejewskiego, rozpętał całkiem solidną burzę wokół zniszczeń i dewastacji jakim dworek od lat ulega. Zbyszek zainicjował m.in. akcję zbierania podpisów pod petycją, w której apelował jako Stowarzyszenie JZI przynajmniej o należyte zabezpieczenie budowli, aby dewastacja nie postępowała dalej. Ten apel można przeczytać tutaj. Natomiast stan dworku w tamtym czasie został utrwalony przez Tomka Chilickiego w tej galerii. W kolejnych miesiącach Wojewódzki Konserwator Zabytków w Białymstoku zarzekał się, że rozmowy z obecnym właścicielem dworku zostały podjęte i obiecano szybkie zabezpieczenie budynku. Idąc więc w kierunku zabytku chciałem sprawdzić, czy rzeczywiście coś się zadziało.

Na końcu asfaltowego odcinka głównej drogi dojazdowej od strony Podcisówka znalazł się sporych rozmiarów wał ziemny uniemożliwiający dalszy dojazd pojazdom czterokołowym. Pomyślałem: "Dobrze, że jestem pieszo!". Po sforsowaniu tej przeszkody wzrok przyciąga oficyna, już teraz zupełnie opuszczona. Jest ona jeszcze w dość przyzwoitym stanie, ale kto wie jak długo w takim pozostanie. Już szyby w oknach są powybijane, a dach pokryty jest grubą warstwą mchu.

Niestety, wchodząc dalej w zarośla wrażenia były coraz gorsze. Od tyłu, czyli od strony Podcisówka dworek wygląda gorzej niż rok temu. Folia zabezpieczająca na dachu jest mocniej rozerwana i woda opadowa swobodnie penetruje dziurawy dach.

Od wschodnie strony sytuacja jest analogiczna. Na zacienionej elewacji rozgościł się grzyb, mech i porosty. Za chwilę zacznie odpadać odsłaniając wrażliwą cegłę. Miejscami już się to dzieje.

Najgorzej sytuacja przedstawia się od północnej strony, gdzie słońce zagląda najrzadziej. Tu brzózka na dachu urosła o kolejne centymetry, odpadły kolejne połacie tynku. Wszystko pootwierane, szyby powybijane. Wokół walają się sterty śmieci...

Jeszcze przez kilkanaście minut podczas powrotu myślałem o właścicielu, który zasłaniając się skomplikowaną sytuacją majątkową nie zrobił nic, aby ratować ten piękny zabytek. O urzędnikach, którzy zaczęli działać dopiero, pod presją akcji zbierania podpisów i medialnego szumu wokół tematu. No i oczywiście o tym, że wystosowawszy odpowiednie pisma uznali, że wykonali kawał dobrej roboty. Jak tak dalej pójdzie dworek Brzostowskiego podzieli los jego huty żeliwa, huty szklanej czy fabryki maszyn rolniczych. I tylko żeliwne krzyże wykute 150-200 lat temu będą przypominać osobowość, która tak wiele zrobiła dla Ziemi Sztabińskiej, ale i te systematycznie są wymieniane na sztampowe, granitowe nagrobki. Dlaczego nie potrafimy ocalić materialnych świadectw historii? Może po prostu nie chcemy? Ech...

 

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Krasnopol – urodzenia z lat 1878-1886

Indeksowałam kolejną Księgę Urodzeń: 1878-1886 z parafii Krasnopol. Spotykam się z pytaniem, po co grzebać w starych księgach, zwłaszcza pisanych po rosyjsku. Dla mnie jest istotne przywrócenie pamięci nie tylko o ludziach, który żyli ponad 150 lat temu, ale i o miejscach, po których zostały już tylko nazwy i puste pola.

Doskonale pamiętam z dzieciństwa miejsce w lesie nad rzeką Marychą zwane Ostoja Bobrów, czyli Rutka Pachuckich. Pochodzi z niej 20 aktów chrztów z księgi, którą indeksowałam oraz ponad 40 różnych mieszkańców – gospodarzy. Powtarzają się wśród nich nazwiska: Pachucki, Konefko, Jatkowski, Sakowicz, Paszkiewicz, Łaniewski, Zalewski, Jagłowski i Miszkiel. Była to wówczas wieś tętniąca życiem, pięknie usytuowana nad rzeką. Dziś pozostały zaledwie dwa domostwa i puste pole w środku lasu. Chciałabym, aby pamięć o jej mieszkańcach pozostała, chociażby w bazie danych naszej wyszukiwarki.

Jesienią zeszłego roku, na szlaku wędrówki “Wilczym tropem” z Głębokiego Brodu natrafiłam na miejsce, gdzie kiedyś istniały Adamowe Łączki, malowniczo położone nad Czarną Hańczą. Ta miejscowość występuje w metrykach krasnopolskich, jednak nie miałam wcześniej o niej pojęcia, ponieważ praktycznie przestała istnieć. To przepiękne miejsce, choć pamięć o jej mieszkańcach zachowała się tylko w metrykach. Mieszkali tu:

  • gospodarz Michał Zubowicz z żoną Teklą ze Stabińskich i synem Michałem,
  • robotnik Antoni Zubowicz z żoną Ewą z Malinowskich i dziećmi Aleksandrą i Marianną,
  • gospodarz Franciszek Węgrowski z żoną Ludwiką ze Stroniewskich i córką Apolonią,
  • strzelec lasów Cyprian Gozdziewski z żoną Marianna ze Stankiewiczów z córką Bronisławą,
  • robotnik Franciszek Kulbacki z żoną Ludwiką z Węgrzynowiczów i córką Heleną.

Wymienieni tu mieszkańcy stanowili jedynie niewielką część społeczności tej wsi, jednak ta liczba wystarczyłaby dla założenia wiejskiego klubu przedszkolaka dla ich dzieci.

Podczas indeksowania tej księgi napotkałam problem z odnalezieniem kilku miejscowości, które już przestały istnieć i trudno jest je zlokalizować na mapach. Wzięłam sobie do serca apel o dokładne weryfikowanie nazw miejscowości, ale mimo przeszukiwań w naszej bazie danych, niektóre z nich pozostały niezidentyfikowane. Na przykład miejscowość Podlipinki występuje w naszej wyszukiwarce tylko raz, w parafii rajgrodzkiej, i dotyczy ślubu Bolesława Trockiego i Marianny Kuczyńskiej. Okazało się, że pan młody Bolesław Trocki – ochrzczony w parafii krasnopolskiej w 1884 r. pod nr aktu 23, urodził się właśnie w Podlipince. W księdze, którą indeksowałam miejscowość Podlipinki pojawia się trzykrotnie w zwiazku z aktami dotyczącymi synów Józefa Trockiego, strzelca lasów rządowych, a świadkowie chrztów pochodzą z Pogorzelca, sugerując, że to raczej pobliska miejscowość. Miałam także problem z miejscowością Zagorce, jednak fakt, że świadkowie urodzenia dziecka pochodzą z Żubranajcia, sugeruje, że mogła to być miejscowość sąsiednia. Podmurowany Most prawdopodobnie znajdował się w okolicach Murowanego Mostu, mimo że świadkowie pochodzą z Krasnopola. Starałam się jak najlepiej zweryfikować nazwy miejscowości.

Większość parafian krasnopolskich w indeksowanych latach to gospodarze i robotnicy, jednak niektórzy z nich potrafili czytać i pisać. Gospodarzami, którzy podpisali się po polsku byli: Franciszek Abramowicz z Krasnopola, Dominik Sosnowski z Krasnopola, Józef Wołengiewicz ze Żłobina, Adam Morgiewicz ze Żłobina. Osoby zajmujące jakiekolwiek funkcje publiczne podpisywały się zazwyczaj po rosyjsku i byli wśród nich:  Stanisław Nowicki, nauczyciel szkoły w Krasnopolu, Ignacy Biernacki, urzędnik miasta Sejny, Paweł Kuczyński, który w 1879 r. figurował jako pisarz gminny oraz strażnicy ziemscy Ignacy Kondrat i Wincenty Janulewicz. Dzięki wpisom w księgach metrykalnych wiemy, że młodym stolarzem w Krasnopolu był Stanisław Pachucki, zaś organistą nadal pozostawał Michał Piotrowski. W niektórych metrykach przeplatają się dane rodziców, świadków i rodziców chrzestnych: Wincenty Kulesza, pisarz gminny z Krasnopola, Maciej Fiłonowicz, właściciel majątku Bursynowizna i Wincenty Kulwieć, dzierżawca folwarku Jegliniszki, co świadczy o bliskich kontaktach towarzyskich między rodzinami.

Proboszczem w Krasnopolu był ksiądz Piotr Wnorowski, który pełnił tę funkcję przez prawie 19 lat. Wspomagali go dwaj księża: ks. Maciej Brzozowski i ks. Maciej Pietrajtys, prawdopodobnie wikariusze. W 1885 r. obowiązki proboszcza przejął ks. Józef Steponaitys (prawdopodobnie z powodu choroby lub innych niedomagań proboszcza) i prowadził zindeksowaną przez mnie księgę do końca, czyli do początku 1886 r. Ksiądz Piotr Wnorowski zmarł 26 listopada 1885 r. i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Jego grób jest starannie utrzymany; zachował się na nim piękny, kuty krzyż ze szczegółowymi informacjami o zmarłym. Jest to dowód na szacunek, jakim darzono ks. Piotra Wnorowskiego.

Na cmentarzu parafialnym zachowały się nieliczne nagrobki mieszkańców, których urodzenia zapisano w indeksowanej księdze urodzeń z lat 1878-1886, jednakże pamięć o nich niech pozostanie jako efekt żmudnej i pasjonującej mojej pracy.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Smutny Dzień Ziemi

Nie było zimy, nie ma wiosny, na całym świecie szaleje pandemia. Do tego potworna susza na podlaskiej ziemi. Wydawało się, że nic gorszego nie może nas spotkać. Żyliśmy nadzieją na otwarcie dostępu do lasów i parków, żeby nieco bardziej odetchnąć.

Dla mnie ważny był Dzień Ziemi – wiadomo, przewodnik terenowy po Biebrzańskim Parku Narodowym. Człowiek, który całe życie mieszka w okolicy „raju na ziemi”, jak to miłośnicy przyrody nazywają nasz skrawek Polski. Wydawało się, że będzie lepiej, że będzie normalnie.

Wydawało się.

Niedziela, 19 kwietnia 2020, nieco po godzinie 20. Nagle przeraźliwy dźwięk strażackiej syreny. Gdzieś nieszczęście – wypadek? Pożar? Szybko założyłem buty na nogi i wybiegłem na zewnątrz. Rozejrzałem się wokół, lecz nic złego nie dało się zauważyć. Słychać było jednak sygnał innej jednostki.

Oj, niedobrze.

Obserwuję błyskające, niebieskie światła wozów strażackich – kierują się na most przez Biebrzę w Dolistowie. Rozejrzałem się dokładniej i zauważyłem coraz większa łunę. Jadą następne jednostki. Zrozumiałem. Palą się łąki, na moje oko gdzieś w okolicy Polkowa, Kopytkowa. Był to początek ogromnego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jak dużego, jeszcze nie wadomo.

W chwili pisania tego tekstu nierówna walka z żywiołem trwa czwarty dzień. Strażacy z kilku powiatów – ochotnicy i zawodowi – i okoliczni mieszkańcy dzień i noc toczą bój z żywiołem. Działania na ziemi wspomagają z nieba cztery samoloty Lasów Państwowych. Na pomoc jadą strażacy z Krakowa, Poznania i Nowego Miasta Lubawskiego. Płyną pieniądze na sprzęt i paliwo – datki można wpłacać na specjalne konto, które znaleźć można na stronie Biebrzańskiego PN.

W poniedziałek ogień dotarł na wysokość Dolistowa. Byłem – można powiedzieć – w samym epicentrum żywiołu. Widziałem w życiu wiele pożarów, w tym pożary łąk, ale ogrom tego mnie przeraził. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, ogień i spalona ziemia, kłęby dymu widoczne podobno z wielu kilometrów. Zmęczeni i umorusani strażacy, często nie mający czasu na łyk wody czy zjedzenie kanapki.

Trzeba wiedzieć, w jakim niebezpiecznym i trudnym terenie pracują ci ludzie. W Dolistowie 15 wozów straży, samoloty, 3 traktory wyciągają zapadające się w torfie samochody.

I ta ludzka bezsilność.

Wiele kilometrów i to w różnych miejscach, ściany ognia. W jednym miejscu udało się opanować ogień. Strażacy wzięli głęboki oddech i przemieszczają się w inne miejsce, aż tu nagle podmuch wiatru i na nowo rozgorzało – trzeba wracać i znowu gasić to samo miejsce, a trawa pali się „z wiatrem i pod wiatr”. Kolejne dni i pożar dociera na wysokość Wrocenia, Dawidowizny, Goniądza – jeszcze pali się koło Kopytkowa. Goreją trawy, drzewa, zwierzęta. PRZYRODA.

Całe szczęście, że jest to teren słabo zamieszkały – do tego czasu nie ma strat w ludziach i budynkach, ale 4 000 hektarów poszło z dymem.

A ile jeszcze?

BOŻE! Ześlij nam deszcz, błagamy.

We wtorek, 21 kwietnia po południu, wybrałem się na pogorzelisko w okolicy Dolistowa. Pięć godzin, trochę pieszo, trochę traktorem po spalonych bezdrożach. Wokół czarna ziemia, wystające, spalone kikuty wszechobecnej turzycy, brzozy osmalone do wysokości 4 – 5 metrów, przypalone wierzby. Tu i tam lekki dymek unosi się z resztek korzeni brzozy czy innego drzewa, które uschło jakiś czas temu.

W całym tym nieszczęściu jest jeszcze jedna ważna sprawa – pali się trawa i wszystko, co jest na powierzchni ziemi. Niestety, gdyby ogień przedostał się głębiej, do torfu, to pożar może trwać miesiącami. W czasie swojej eskapady znalazłem dwa spalone łosie i kilkanaście resztek po gniazdach.

Coś strasznego.

Kiedy adrenalina i złość trochę opadły, zacząłem baczniej rozglądać się za życiem. Trochę znalazłem: 1 sarenka, 3 bażanty, para kaczek krzyżówek. Usłyszałem też, a potem i zobaczyłem kszyka, a także troszkę ptasiej „drobnicy”. Im się udało, ale gniazda, jaja i pewnie część lęgów mamy stracone.

Przerażająca jest opowieść strażaków, którzy widzieli, jak koło Wrocenia samica bielika starała się obronić gniazdo. Smutne i straszne, po prostu brak słów. I jeszcze coś – zajechałem na swoją łąkę. Mamy tam kilkanaście brzózek. Wszystko opalone. Szkoda, ale wśród tej spalenizny stało nienaruszone jedno źdźbło turzycy.

W pewnym momencie usiadł na nim mały ptaszek (za daleko, żeby rozpoznać) i przez moment zaśpiewał i odleciał, a ja poczułem, że mam mokre oczy. Kiedy trochę doszedłem do siebie, pomyślałem: chłopie, a może chciał ci powiedzieć, ten ptaszek „nie martw się, jeszcze będzie dobrze”. No tak, przecież nadzieja umiera ostatnia.

Ale przez wiele lat, a może i nigdy więcej, ta ziemia biebrzańska nie będzie taka sama. Gdzie te kaczeńce, rycyki, kszyki, cudowne w tym czasie bataliony i inne ptactwo, zwierzęta, unikalna roślinność.

A wszystkiemu niestety winny jest człowiek. Nie mnie prowadzić dochodzenie, co było zarzewiem ognia. Czy była to jakaś szklana butelka, czy niedopałek papierosa, czy… aż strach pomyśleć. Ale mogło być i tak.

Gorycz, smutek, żal i bezsilność z jednej strony, a z drugiej ewangeliczna wiara, nadzieja i miłość. Miłujmy tę przyrodę z nadzieją i wiarą, a będzie lepiej.

 

Artykuł ukazał się w numerze 5/2020 miesięcznika “Nasz Sztabiński Dom”
 
Opublikowano Dodaj komentarz

Urzędy fikcyjne

Podczas weryfikacji akt chrztów z parafii Bakałarzewo z księgi obejmującej lata 1760-1783 natrafiłem na niejakiego Piotra Dobrowolskiego i jego żonę Annę, oboje szlachetnych. Nic w tym niezwykłego oczywiście, gdyby nie tytuł, który mnie zafrapował: skarbnik derpski i skarbniczyni derpska. Pewnie każdy historyk zajmujący się historią I Rzeczypospolitej od razu by wiedział o co chodzi, ale ja z historią stykam się głównie przy okazji genealogii.

W tej metryce chrztu z parafii Bakałarzewo z 7 listopada 1770 r. chrzestnym jest szlachetny Piotr Dobrowolski, skarbnik derpski
W tej metryce chrztu z parafii Bakałarzewo z 7 listopada 1770 r. chrzestnym jest szlachetny Piotr Dobrowolski, skarbnik derpski

Otóż w 1598 r. za rządów króla Zygmunta II Wazy utworzono na Inflantach województwo dorpackie zwane również derpskim. Jego stolicą było miasto Dorpat (obecnie Tartu w Estonii). W XVII wieku toczyły się walki polsko-szwedzkie o Inflanty, w wyniku których znaczna, północno-zachodnia część tego obszaru przypadła Szwecji (1621), co zostało potwierdzone rozejmem altmarskim (1629) i następne pokojem oliwskim (1660). Dotyczyło to także województwa dorpackiego (derpskiego), które przestało istnieć.

Województwo dorpackie, jak każde inne województwo Rzeczypospolitej miało swoje urzędy: wojewody, kasztelana, starostów, skarbników itd. Cóż więc dziwnego, że w księgach metrykalnych wzmiankuje się skarbnika derpskiego? Nic, poza faktem, że w okresie tworzenia wspomnianej na początku księgi bakałarzewskiej województwo dorpackie nie istnieje od ok. 150 lat!

Próbując zgłębić tę zagadkę dokopałem się do informacji, że mimo likwidacji województwa dorpackiego (również wendeńskiego, parnańskiego, smoleńskiego i czernichowskiego) administracja tych województw nie przestała istnieć i utrzymała się do końca Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a więc do roku 1795 (a nawet nieco dłużej, o czym za chwilę). Wydawano przywileje i nominacje obejmujące całą hierarchię urzędów ziemskich wymienionych województw.

Istnienie tych fikcyjnych urzędów wynikało ze szczególnej roli urzędu w opinii szlachty, dla której urzędy, w większości i tak honorowe, niezwiązane z wynagrodzeniem ani rzeczywistymi obowiązkami, zastępowały brak arystokratycznych tytułów w czasach, gdy teoretycznie panowała równość szlachecka. Urzędy często w rzeczywistości pełniły funkcję analogiczną do tytułów szlacheckich w innych krajach – określały pozycję danej osoby zgodnie z istniejącą hierarchią urzędów. Jednocześnie posiadanie urzędu podkreślało znaczenie i rolę danego szlachcica jako świadomego obywatela i współtwórcy Pospolitej Rzeczy.

Wyrazem tęsknoty za urzędami, których przy dużej ilości szlachty zawsze brakowało, mimo rozbudowanej hierarchii urzędów, był niespotykany gdzie indziej zwyczaj przechodzenia tytułu urzędowego z ojca na syna (w przypadku braku własnego) lub nawet na wnuka. Syn starosty w takim wypadku tytułował się starościcem, córka starościanką, wnuk, jeśli i on nie doczekał się jakiegoś urzędu, zwał się starościcowiczem, a wnuczka starościcówną. Nie tylko młodzieńcy, ale i dożywający swych lat starcy, nie doczekawszy się urzędu, tytułowali siebie stolnikiewiczami czy rejentowiczami.

Wobec powyższego nie dziwi więc, że w granicach parafii Bakałarzewo (być może we dworze Suchorzec) zamieszkiwali państwo Piotr i Anna Dobrowolscy noszący tyuł skrbnika i skarbniczyni derpskiej. Choć żadnych obowiązków urzędniczych nie wykonywali, przywileje związane z tym stanowiskiem posiadali.

Z kolei w metrykach z parafii Rajgród w latach 1798-1820 pojawiają się Józef i Marianna Dobrowolscy, także skarbnik i skarbniczyna derpska. Józef swój tytuł musiał uzyskać (odziedziczyć – czyżby po Piotrze Dobrowolskim z parafii Bakałarzewskiej?) jeszcze przed rokiem 1795. Posługiwał się nim zapewne do końca życia, choć po roku 1795 żadne przywileje nie były z nim już związane wobec nieistnienia państwa polskiego.

Akt chrztu z parafii Rajgród z 14 kwietnia 1801 r., w którym odnotowano chrzestnego Józefa Dobrowolskiego, skarbnika derpskiego
Akt chrztu z parafii Rajgród z 14 kwietnia 1801 r., w którym odnotowano chrzestnego Józefa Dobrowolskiego, skarbnika derpskiego

Ciekawym pozostawiam poszukanie w Geneo urzędników innych zlikwidowanych województw, a są tacy!

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Z notatnika przewodnika

Biebrzański Park Narodowy – największy park narodowy w Polsce i jeden z większych w Europie. Bezkresne przestrzenie terenów ciekawych przyrodniczo i historycznie. Również ludzie odcisnęli swe piętno na tej biebrzańskiej ziemi. Powstanie styczniowe, partyzantka AK w czasie II wojny światowej, bitwa w ramach operacji Burza 08.09.1944 r. na Piekielnych Wrotach i wiele innych.

Podczas spaceru na Grzędach Szlakiem Polskiego Sybiru” możemy zadumać się nad piękną i nieraz tragiczną historią tego terenu. Tu wspomnimy ludzi, którzy nad Biebrzą się urodzili, tu żyli, pracowali dla dobra i rozkwitu tej pięknej krainy. Wspomnieć trzeba tutaj na przykład Piotra z Goniądza, hr. Karola Brzostowskiego, ojca Andrzeja Czesława Klimuszko, błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszko i wielu innych cichych bohaterów, którzy w znoju i pocie czoła pracowali i pracują, aby biebrzańska kraina rozkwitała, aby tę perełkę pokazywać ludziom z całego świata.

A ludzie są tutaj nie tylko pracowici, ale i wyjątkowo gościnni, otwarci i szczerzy. Tutaj turysta znajdzie nie tylko informacje, ale też i dach nad głową, naje się miejscowych smakołyków i przenocuje wśród świergotu ptaków i zapachów wsi. Wszystko to nad Biebrzą. Starsi mieszkańcy wspominają, że pra­wobrzeżna Biebrza to „mazurska”, a lewobrzeżna to „ruska”, ale o tych podziałach, o Jaćwingach, Mazurach, Rusinach i innych narodowościach w innych wspomnieniach.

Rzeka dzieli, a drogi i mosty łączą. Najbardziej „kultowy” to most kabłąkowy w Dolistowie. To z tego mostu otwiera się panorama największych torfowisk w Europie środkowo-wschodniej. Prawdziwa brama na bagna znajduje się właśnie tutaj. Obojętnie, w którą stronę się skierujemy będziemy w sercu tej dzikiej krainy. Teraz takich mostów już się nie buduje. Kon­strukcja ta w starych przewod­nikach jest określana jako most donikąd i wtedy słusznie, „bo dzisiejsza” droga do Jasionowa zbudowana była trzydzieści lat temu. Wcześniej była przejezdna tylko w czasie suszy, bądź zimą.

Dlaczego ten most nazywam „kultowym”? Dla mnie jest bliski z wielu powodów. Po pierwsze, jest moim rówieśnikiem. Po drugie, w czasie swoich młodzieńczych, wspaniałych lat spędzałem na tym moście wakacyjne wieczory. To stąd wyruszało się z kolegami w truskawki, na jabłka, gruszki, w strąki… Kto dziś delektowałby się zielonym grochem?

Na tym moście niejedna miłość się zaczęła i pewnie niejedna się zakończyła, ech… Po latach wracałem z sentymentem na ten most. Przesiadywałem na poręczy i obserwowałem, obserwowałem, obserwowałem.

Poutworzeniu BPN w 1993 r. coraz częściej pojawiały się samochody z rejestracjami niemieckimi, holenderskimi, a z polskimi z różnych, nawet naj­odleglejszych. zakątków naszego kraju. Ludzie wyposażeni w wodery, lunety, wysokiej klasy lornetki i aparaty fotograficzne z „lufami”. Czego oni tu szukają, zastanawiali się miejscowi. Nie ukrywam – ja też.

Dla nas nadbiebrzańskie tereny kojarzyły się z ciężką pracą. Trzeba było trawę skosić kosą, siano zgrabić grabiami, złożyć w kopę, na nosidłach ponosić do odziomka, zbudować stóg, a zimą powozić do gospo­darstwa. Latem w słonecznym skwarze. przy bzyczeniu komarów, ostrych cięciach ślepaków, bąków i innych „atrakcjach”. Zimą przy mrozie do -30 stopni Celsjusza trzeba było zwieźć siano, jechać do lasu po drzewo.

Ależ to było „sielsko, anielsko” i życie płynęło. Dzisiaj opowiadamy o tym naszym turystom, pokazujemy wiele narzędzi i przedmiotów gospodarstwa domowego oraz wyposażenia wnętrz. Niewyobrażalną skarbnicą pomocną do takich opowieści jest zbiór etnograficzny w Izbie Regionalnej Ziemi Sztabińskiej im. Romana Gębicza w Sztabinie. Moim marzeniem jest utworzenie w naszym gospodarstwie ciągów tzw. tematycznych, na przykład dotyczących przetwarzania wełny i lnu (zaczynalibyśmy od nożyc do strzyżenia owiec, garści wełny i lnu i kończylibyśmy na warsztacie tkackim) lub związanych z obrób­ką drewna tradycyjnymi narzędziami.

Trzeba marzyć, a jest szansa, że marzenia się spełnią.

Artykuł ukazał się w numerze 5/2016 miesięcznika “Nasz Sztabiński Dom”

 

Nadbiebrzańskie krajobrazy w obiektywie Tomka Chilickiego