Opublikowano Dodaj komentarz

Nasi w Turkiestanie

Zapisując akty ślubów urzędnicy stanu cywilnego często podawali miejsce pochodzenia młodych. Do czasu I Wojny Światowej migracje ludności nie były zbyt powszechne, dlatego większość nowozaślubionych pochodziło bądź z parafii, z której pochodziła księga ślubów, bądź z parafii ościennych. Sporadycznie pojawiały się osoby z dalszych stron, a jeszcze rzadziej osoby pochodzące z głębokich obszarów carskiej Rosji. Ruchy ludności odbywały się jednak w dwie strony – mieszkańcy z obszarów naszych zainteresowań z własnej woli bądź przymusowo znajdowali się na terenach Dalekiego Wschodu.

Poniżej znajduje się galeria metryk ślubów osób odnalezionych w parafii w Turkiestanie (obszar dzisiejszego Kazachstanu). Oto lista:

  • 1901/3 Rozalia Radkiewicz (c. Macieja i Marii) z guberni suwalskiej (ślub we Włodzimierzu)
  • 1901/4 Weronika Marchel (c. Wincetego i Rozalii z d. Lutyńskiej) z Suwałk (ślub w Niżnym Nowogrodzie)
  • 1905/18 Anna Witkowska (c. Dominika i Franciszki) z parafii Szczebra (ślub w Aszchabadzie)
  • 1906/14 Magdalena Blaszko (c. Jana i Anny z d. Pieńkowskiej) z parafii Rydzewo (ślub w Taszkencie)
  • 1906/32 Natalia Rogowska (c. Jakuba i Petroneli z d. Górskiej) z parafii Bargłów
  • 1908/44 Wiktoria Lis (c. Piotra i Elżbiety z d. Biełous) z parafii Sylwanowce (ślub w Taszkencie)
  • 1910/4 Marianna Osowska (c. Franciszka i Katarzyny z d. Gil) z powiatu augustowskiego (ślub w Jekaterynburgu)
  • 1913/37 Roman Marcinkiewicz (s. Józefa i Marii z d. Dobrowolskiej) z parafii Bargłów (ślub w Taszkencie)
  • 1914/5 Franciszek Siedlecki (s. Jakuba i Katarzyny z d. Jacewicz) z guberni suwalskiej (ślub we Władywostoku)
  • 1915/35 Zuzanna Skwarko (c. Stefana i Józefy z d. Sosnowskiej) z Goniądza (ślub w Irkucku)
  • 1915/36 Bolesława Maliszewska (c. Kajetana i Dominiki z d. Trockiej) z Augustowa (ślub w Irkucku)
  • 1916/9 Maria Smykowska (c. Wincentego i Julii z d. Burakiewicz) z parafii Krasnybór (ślub w Taszkencie)

oraz metryka zgonu

1903/22 Kazimierz Maciukiewicz z Suwałk (zgon w Turkiestanie)

Nie jest to lista zamknięta i na pewno warto szczegółowo przeszukać zasoby metrykalne kościoła rzymsko-katolickiego w Rosji dostępne w  archiwum w Sankt-Petersburgu. Znajdziemy tam ludzi z całego obszaru dawnej Rzeczpospolitej, ale szczególnie jesteśmy zainteresowani osobami z “naszego” regionu.

Tego niesamowitego odkrycia dokonała Magda Wróbel. Dziękujemy za nadesłane materiały!

 
Opublikowano Jeden komentarz

Trudne wspomnienia

Edward Orbik (trzyma sztandar).

Dzieciństwo to chyba najbardziej beztroski i szczęśliwy okres w życiu każdego człowieka. Patrząc na moją młodszą siostrę, mogę to stwierdzić z całą stanowczością. Lubię oglądać fotografie z dzieciństwa. Ostatnio, przeglądając rodzinne zdjęcia, natknęłam się na fotografię mojego dziadka. Zdjęcie zrobiono pod naszą szkołą w Netcie 11 lutego 2008 roku. To była kolejna rocznica upamiętniająca wywózkę mieszkańców wsi Netta Folwark na Syberię. Dziadek stał dumnie w środku i w ręku trzymał sztandar Koła Związku Sybiraków w Augustowie. Wiem, że mój dziadek był Sybirakiem i zawsze brał czynny udział we wszystkich uroczystościach upamiętniających tych, którzy zostali na tej nieludzkiej ziemi. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o moim dziadku i jego dzieciństwie spędzonym na dalekiej Syberii. Niestety, dziadek zmarł 6 czerwca 2014 r., gdy miałam dziewięć lat. Najbardziej wiarygodnym źródłem informacji były więc moja babcia Jadwiga – żona dziadka i moja mama.

Mój dziadek – Edward Orbik urodził się 30 maja 1935 r. w Bargłowie. Był najmłodszym dzieckiem Józefa i Józefy Orbików. Jego mama – Józefa zmarła w 1938 r. Wychowaniem dzieci zajmował się ojciec – Józef, który musiał godzić wszystkie obowiązki z uprawą roli. Żyli bardzo skromnie, ale spokojnie. Dziadek miał starsze rodzeństwo – siostrę Helenę, która wyszła za mąż i mieszkała w sąsiedztwie, braci Stanisława, Czesława i Mieczysława oraz siostrę Jadwigę, dwa lata starszą od dziadka.

Wybuch wojny spowodował wielki zamęt i biedę, a wkroczenie Armii Radzieckiej wcale nie poprawiło bytu biednych i licznych rodzin miejscowej ludności. Męża Heleny na początku wojny Niemcy zabrali na roboty do Prus Wschodnich, a ona wróciła wraz z synem Jasiem do rodzinnego domu, żeby pomóc ojcu opiekować się rodzeństwem.

Zaczęły tworzyć się pierwsze organizacje partyzanckie, które chciały stawić czoło okupantom. Dwaj starsi bracia dziadka – Stanisław i Czesław należeli do miejscowej partyzantki. Obaj byli młodzi i chcieli bronić swojej ojczyzny. Stanisław zakochał się w dziewczynie z sąsiedztwa, Irenie, która była bardzo ładna i odwzajemniła jego uczucia. Irena podobała się również innemu chłopakowi, który nie mógł znieść tego, że wybrała Stanisława. Chcąc zemścić się na konkurencie, doniósł do NKWD, że Stanisław i Czesław są w konspiracji. W maju 1941 r. NKWD aresztowało ukrywających się w stodole braci dziadka – Stanisława (21 lat) i Czesława (20 lat)1. Pradziadek Józef próbował ich wykupić z rąk NKWD, ale było za późno. Przetransportowano ich do Mińska i tam słuch o nich zaginął. Dziadek Edward po 1989 r. próbował ich odszukać, pisząc liczne pisma do Polskiego Czerwonego Krzyża i Archiwum NKWD w Moskwie, niestety bezskutecznie. Przysłana odpowiedź brzmiała: zaginęli na terytorium ZSRR.

W czerwcu 1941 r. w nocy do drzwi zapukało NKWD i kazało się pakować wszystkim bez wyjątku. Pradziadek Józef spakował co najważniejsze: prowiant, ubrania i różaniec. Wraz z dziećmi: Edwardem, Jadwigą, Mieczysławem, Heleną i jej siedmioletnim synem Jasiem przetransportowano ich na stację w Augustowie. Tak właśnie zaczęła się gehenna dziadka i jego rodziny. Być może gdyby nie płomienne uczucie Stanisława, dziadek nigdy nie zostałby deportowany do ZSRR, ale tego nie możemy być pewni. Faktem jest, że konsekwencje za działalność konspiracyjną poniosła cała rodzina.

Kompletowanie całego transportu zajęło kilka dni. Umieszczano ludzi w bydlęcych wagonach, praktycznie bez okien, a drzwi szczelnie zaryglowano. W wagonie przebywało kilkadziesiąt osób stłoczonych bez wody, żywności i dopływu świeżego powietrza. Trudno mi wyobrazić wśród tego wszystkiego sześcioletnie dziecko, które, zamiast bawić się z rówieśnikami, siedzi wciśnięte w kąt wagonu, nie mogąc się ruszyć. Po południu zesłańcy dojechali do Grodna, gdzie doczepiono kolejne wagony. Nadleciały niemieckie samoloty i zaczęło się bombardowanie Grodna i okolic. Wszędzie było słychać wystrzały i krzyki ludzi. Po przejechaniu Niemna most został zniszczony i to zakończyło wywózkę zesłańców. Wagony były ostrzeliwane z samolotów, wśród skazańców było wielu rannych i zabitych. To wszystko było straszne, dziadek jako małe dziecko niewiele rozumiał z tego, co się działo, ale pamiętał ciągłe modlitwy, pobożne śpiewy, brak jedzenia i wody do picia. Wiadro wody dostawali w miarę systematycznie, ale jedzenie bardzo rzadko.

Pierwsze góry, które zobaczył dziadek w swoim życiu, to nie były polskie Tatry tylko Ural. Po latach wspominał, jak siedział na pryczy i przez małe zakratowane okno oglądał ośnieżone szczyty Uralu. W końcu po prawie trzech tygodniach uciążliwej podróży dojechali na miejsce. To był ich nowy dom – Krasnojarski Kraj Okręg Chakaski, tysiące kilometrów od domu i Polski. Zakwaterowano ich w jakimś baraku, gdzie mogli chociaż rozprostować nogi i usiąść wygodnie na ziemi. Potem przyjechały ciężarówki i zaczęła się dalsza podróż. Rodzina dziadka trafiła do kołchozu. Zakwaterowano ich u rodziny Chakasów w niewielkiej lepiance. Gospodarze nie byli zachwyceni nowymi lokatorami. Już na drugi dzień wszyscy, którzy mogli pracować, ruszyli do pracy. Ojciec dziadka – Józef kosił trawę, starszy brat Mietek też próbował sił z kosą. Dziadek Edek i jego o dwa lata starsza siostra Jadwiga i siostrzeniec Jan pozostawali pod opieką siostry Heleny. Każdy, kto pracował, otrzymywał przydział chleba 300-400 g, ci, co nie pracowali – 150 g dziennie. To były głodowe porcje, za dużo żeby umrzeć, za mało żeby żyć. Latem jakoś dało się coś uzbierać, a to grzyby, jakieś owoce leśne, czy inną roślinność, którą można było ugotować. Bardzo pomocna okazała się gospodyni ziemianki, która trochę nauczyła ich żyć w tych trudnych warunkach. Siostra dziadka – Helena chodziła z nią i zbierała różne rośliny, które nie raz uratowały życie zesłańcom. Najpopularniejsza była pokrzywa. Gotowano z niej zupy i suszono. W czasie żniw wszyscy bez wyjątku wyruszyli do pracy. Dziadek Edek w ramach zabawy zbierał kłosy zbóż i chował je skrzętnie w spodniach. Przynosił do domu i tu w prymitywnych żarnach ścierano to na mąkę i pieczono placki na żeliwnym piecyku. A latem wodę trzeba było przynosić ze strumyka, a zimą zgarniało się śnieg, który topniał i wody było pod dostatkiem. Najgorsze były owady, które latem gryzły niemiłosiernie, a w lepiankach dokuczały wszy i pluskwy przez cały rok. Jesienią były wykopki ziemniaków. Wszyscy bez wyjątku pracowali, żeby zebrać ich jak najwięcej, bo można było trochę dostać ziemniaków do domu. Część ziemniaków chowano pod ziemią w takich małych kopczykach i pod osłoną nocy zabierano je z pola, żeby mieć zapas na zimę. To była kradzież, ale żeby przeżyć, trzeba było to robić. Lato na Syberii było upalne i trwało tak ze trzy miesiące, a potem od razu spadał śnieg, który utrzymywał się do wiosny. Zimą temperatury spadały do -50 °C albo jeszcze niżej. Kiedyś była taka burza śnieżna, która zasypała całkowicie drzwi ziemianki i nie można było wyjść na zewnątrz. Trzeba było najpierw odgarnąć górę śniegu, żeby wydostać się z lepianki. Dziadek Edek nie miał butów, więc zimą nie wychodził na zewnątrz, ale jak już mu się znudziło ciągłe siedzenie w lepiance, to wyskakiwał na zewnątrz i boso biegał po śniegu. Tak mijały dni i tygodnie w głodzie i chłodzie. W roku cała rodzina przeniosła się do sąsiedniego kołchozu Biei. Tu zamieszkali w ziemiance po rodzinie, która przeniosła się do Abakanu. To był prawdziwy luksus, byli na ,,swoim’’. Ojciec dziadka Józef dostał pracę w młynie, brat Mieczysław miał trzynaście lat i też został pomocnikiem młynarza. To było prawdziwe szczęście, praca była ciężka, ale można było zawsze coś przynieść do domu. Brat dziadka Mieczysław w kieszeniach spodni przemycał trochę mąki lub kaszy, a to już było coś. Dziadek Edek starał się też być bardzo pomocny. Latem gromadził z siostrą Jadwigą opał na zimę. Zbierali krowie placki tzw. kiziaki i suszyli na słońcu, żeby zimą można było palić w piecyku. W lesie zbierali chrust. To było ich zajęcie. Ale szczęście nie trwało długo. Zachorował syn Heleny – Jaś, który miał osiem lat. Choroba okazała się śmiertelna. Potem zachorował ojciec dziadka – Józef. Nie mógł już chodzić do pracy i cały obowiązek utrzymania rodziny spadł na Mieczysława. Siostra Helena po śmierci syna nie mogła się otrząsnąć, dopiero choroba ojca sprawiła, że wzięła się w garść i dostała pracę przy dojeniu krów. Ta praca okazało się zbawienna, bo mogła przynieść do domu niewielki kubek mleka. Ojciec Józef powoli wracał do zdrowia. Już wydawało się, że wszystko będzie dobrze, ale stan Józefa nagle się pogorszył i mężczyzna zmarł na początku roku. Zima wtedy była tak strasznie mroźna, że nie udało się go pochować, zrobiono to dopiero pod koniec maja, jak zaczęły się roztopy. W ten sposób dziadek został sierotą.

Mijały tygodnie i miesiące, a Orbikowie tkwili w tej ponurej rzeczywistości, bez widoków na przyszłość. Żyli nadzieją powrotu do domu. Dziadek Edward chodził do pracy razem z bratem Mieczysławem. Dostał po nim stare walonki, więc miał już buty i mógł w zimę wychodzić z domu. Praca dziadka to było sprzątanie i zamiatanie młyna. Przy tym zajęciu można było coś dodatkowo zarobić i przynieść trochę zmiotek kaszy i mąki. Po śmierci ojca przewodniczący kołchozu chciał dziadka i jego siostrę Jadwigę zabrać do domu dziecka, ale siostra Helena nie zgodziła się. Wystąpiła o ich adopcję, dając im swoje nazwisko – Jasińscy. To ich uratowało, nadal byli Polakami. Załatwianie formalności trochę trwało, ale to był już rok, gdzie Polacy mogli się swobodnie przemieszczać. Siostra Helena na piechotę przeszła kilkadziesiąt kilometrów, żeby załatwić wszystkie dokumenty. To okazało się bardzo pomocne przy powrocie do Polski.

Dziadek pamiętał koniec wojny. Wtedy było wielkie święto w kołchozie, zesłańcy mieli dzień wolny od pracy. Wszyscy się ściskali i płakali. Polacy liczyli na rychły powrót do domu – Polski. Akcja repatriacyjna trwała długo, bo trzeba było zgromadzić wszystkie potrzebne dokumenty. Dziadek przyjechał na Syberię na nazwisko Orbik, a wyjeżdżał jako Jasiński i to nie bardzo podobało się ówczesnym władzom. Siostra Helena biegała po urzędach, żeby wszystko załatwić i jakoś się udało. Dziadek był jej wdzięczny do końca życia za to, że nie zostawiła ich na tej nieludzkiej ziemi. W maju 1946 roku wsiedli do pociągu, którym wracali do ojczyzny. Dziadek mówił, że to był najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Po pięciu latach niewoli i udręki wracali do domu. Dziadek wyjechał jako sześcioletni chłopiec, a wracał tak doświadczony, że niejeden dorosły nie udźwignąłby ciężaru tego, co on doświadczył.

Dziadek chciał kiedyś spisać to wszystko, co przeżył, ale wspomnienia były zbyt bolesne. Przeżycia sprawiły, że miał swoje ,,pozostałości’’ po Syberii: nigdy nie jadł zupy szczawiowej, mówiąc, że tej zieleniny najadł się na całe życie, zawsze miał zapas opału i mąki na zimę, a chleb czcił jak największą świętość.

Dzieciństwo dziadka było tragiczne. Cieszę się, że mogłam poznać jego ciekawe losy. Jednego jestem pewna, że my, współczesne dzieci, wychuchane i wypielęgnowane, nie dalibyśmy rady tego wszystkiego przeżyć. Jestem dumna, że miałam takiego dziadka. Dla mnie jest i będzie bohaterem. Zostanie na zawsze w mej pamięci i sercu.

Praca uzyskała wyróżnienie 2. stopnia w konkursie “Historia jednej fotografii” zorganizowanym przez Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku. Rozstrzygnięcie konkursu odbyło się 8 lutego 2018 r.

Tłumaczenie i przypisy: Jay M. Orbik

 
  1. Na terenie gminy Bargłów powstała organizacja podziemna „Samoobrona”, która wydała nakaz tworzenia „piątek”. Każdy zaufany członek ruchu miał dobrać sobie jeszcze czterech i ich zaprzysiąc. W tym czasie enkawudziści wyłapywali głównie nauczycieli, oficerów i podoficerów, chłopów podejrzanych o kontakty z partyzantami. W odpowiedzi na aresztowania młodzi Polacy, z zemsty, zaczęli podpalać zabudowania tych, którzy zgodzili się wstąpić do kołchozu. „Co niedziela paliły się zabudowania u kolejnego zaprzańca, a po zbiorach ogień trawił i sterty kołchozowe ze zbożem. Sowieci raz jeszcze skorzystali z donosicieli i aresztowali między innymi dwóch braci Orbików … Młodych chcieli też zastraszyć poborem do wojska. Brali tych, co ukończyli 20 lat, a nie przekroczyli 50 roku życia”. „Stanęliśmy i my z Kowalczykiem na komisję w Augustowie. Jeden z lekarzy okazał się znajomym, wystarczyło więc ciche porozumienie i zostaliśmy uznani 75 za niezdolnych do wojska”.

    J. Poziemski: Bohaterowie i zdrajcy, Kurier Podlaski. Nr 177 (1841), 12 IX 1990. Także w: Adam Sudoł, Stalin wobec kresów wschodnich II Rzeczypospolitej (jesień 1939) ZESZYTY NAUKOWE WYŻSZEJ SZKOŁY PEDAGOGICZNEJ W BYDGOSZCZY, Studia Historyczne z. 6. p. 68. []

Opublikowano Dodaj komentarz

Spod Sejn do Ameryki

Od dość dawna wiedziałem, że siostra mojego pradziadka Adama Szczudło, Wiktoria wyszła za Kazimierza Zielepuchę (1835- 1905). Potem jeszcze kilkukrotnie spotykałem to nazwisko w rejestrach i metrykach parafii Sejny, przeważnie wypisywanych dla mieszkańców wsi Zagówiec, która od lat 40. dziewiętnastego wieku była też wsią moich przodków Szczudłów.

Osobiście żadnego Zielepuchy nie znałem. Z czasem Witek Zielepucha z Sejn trafił do moich fejsbukowych znajomych, ale nie bardzo był zainteresowany. Wątek genealogii tej rodziny bardziej mnie zaciekawił kiedy zorientowałem się, że Zielepuchowie byli też skojarzeni z Kasperowiczami, na których drzewie genealogicznym i Szczudłowie mieli swój „udział”. Antonina Szczudło, córka Pawła i Marianny Gorczyńskiej w 1863 roku wyszła za Kazimierza Kasperowicza urodzonego w roku 1840 we wsi Tomasze. Jednak żadnych metryk dzieci tej pary nie odnalazłem. Antonina Kasperowicz już będąc mężatką, w roku 1870 występuje w metryce chrztu Anastazji Polens, córki Teodora i Konstancji Szczudło, swojej siostry. Umiera w 1905 roku we wsi Wiłkokuk, prawdopodobnie bezdzietnie.

W połowie czerwca tego roku, nazwisko Zielepucha, w wersji nieco zmienionej – Zielepuka, niespodziewanie pojawia się na fejsbukowym anglojęzycznym forum genealogów. Tym razem pisze nieznana mi wcześniej kobieta z Ameryki, Yelyzaveta Van Duker. Kiedy piszę, że jest to nazwisko z mojego rodowodu, ona wspomina, że jej mąż ma je na swoim drzewie genealogicznym. Kluczową osobą jest Bronisława Zielepucha, która ze swoją starszą siostrą Franciszką emigrowała do USA. Jej emigracyjny dokument wskazuje Zagówiec (oczywiście zapisany błędnie) jako miejsce urodzenia, natomiast akt zgonu Franciszki wymienia rodziców; Kazimierza Zielepuchę i Wiktorię Szczudło (również z błędami). Zachęcony odkryciem kolejnych kuzynów w Ameryce, wertuję zasoby metrykalne parafii Sejny i Berżniki. Udaje się znaleźć całkiem sporo metryk, a wśród nich namierzyć najstarszego w regionie, Benedykta, który urodził się w nieznanym dotąd miejscu około 1790 roku. Zmarł w Bierżałowcach w roku 1846. Prawdopodobnie miał dwie żony; Annę Byczkowską i Mariannę Mackiewicz. Z pierwszą spłodził Benedykt troje dzieci; Mariannę – ur 1827, Kazimierza – 1835 i Marcellę – 1839. Podobnie jak ojciec, Kazimierz też jest dwukrotnie żonaty. Pierwszą jego wybranką zostaje Rozalia Jachimowicz z Budziewizny, która rodzi mu czworo dzieci; Antoninę – 1862, Franciszka Leopolda – 1865, Józefa – 1867 i Wincentego. Dwoje pierwszych umiera po kilku dniach, Wincenty w wieku 18 lat, o Józefie brak informacji w dostępnych mi metrykach. Pierwsza żona Kazimierza Zielepuchy umiera w latach 1872-73 i wtedy owdowiały mężczyzna z dwójką małoletnich dzieci decyduje się na nowy związek. Jego wybranką zostaje Wiktoria Szczudło, młodsza o 10 lat córka Pawła Szczudło (1812- 1895) i Marianny Gorczyńskiej (1801- 1885). Drugie małżeństwo Kazimierza jest jeszcze bardziej owocne niż pierwsze i przynosi mu pięcioro dzieci; Kazimierę – 1874, Władysława – 1878, Rozalię – 1880, Franciszkę – 1881 i Bronisławę – 1886 r. Los Kazimiery nie jest szerzej znany, wiadomo jedynie, że w 1893 roku urodziła panieńskie dziecko – Franciszka, który żył tylko kilka tygodni. Nie wiadomo jaką przyszłość miał Władysław. W zasobach parafii Sejny są dwie metryki Rozalii, z których wiadomo, że żyła tylko dwa dni.

Ostatnich dwoje dzieci Kazimierza i Wiktorii Zielepuchów, Franciszka i Bronisława, emigruje do Ameryki. Franciszka opuszcza ojczyste strony już w 1901 roku, Bronisława dopiero w 1913 r., w 8 lat po śmierci ojca. Bronisława emigrowała statkiem NECKAR do Filadelfii.

Po doświadczeniach życiowych Benedykta i Kazimierza podwójne związki małżeńskie w rodzinie Zielepuchów nie powinny już dziwić. Podobnie i Bronisława dwukrotnie wychodzi za mąż, dwa razy za Litwinów pochodzących z okolic bliskich jej stronom ojczystym. Jej pierwszym wybrankiem jest Frank Gaidziunas (1877- 1925), z którym ma Bronisława troje dzieci; Franka, Jeanne i Pauline.

Drugi mąż Bronisławy to Peter Zukaitas (1897- 1956), urodzony w mieście Simnas na Litwie, z którym niedawna wdowa w wieku 42 lat doczekała jeszcze dziecka. Dano mu imię po matce, Bronisława, co w wersji amerykańskiej brzmiało nieco inaczej – Bertha. Bertha Zukaitas (1928- 2014) była już w pierwszym pokoleniu „born American” i wyrastała w rodzinie wielojęzycznej, gdzie ojciec mówił po litewsku, matka po polsku, a ona po angielsku i wszyscy się rozumieli.

Partnerem życiowym Berthy został Tadeusz Miklas, żyjący w latach 1919- 2006, z pewnością mający także korzenie polskie. Małżeństwo to sprowadziło na świat dwoje dzieci; Lorraine i Toma. Lorraine wyszła za Bradforda Van Dukera. Ich dorobek rodzinny to troje dzieci: Scot, Laura i Mark.

Scot Van Duker na kilka miesięcy trafił do pracy w Kijowie, gdzie był zatrudniony w Konsulacie USA. Któregoś razu w konsulacie kijowskim prezentację o trybie pracy Ambasady USA w Warszawie pokazywała młoda anglistka, Yelyzaveta Avetysian. Oczarowany prezentacją a chyba bardziej urokiem młodej Ukrainki, Scot okazał wyrazy uznania, po których był ciąg dalszy. Zabrał „prezenterkę” ze sobą do Ameryki, gdzie została jego żoną. Dziś tworzą szczęśliwe małżeństwo z dwójką dzieci.

Wśród emigrantów do Ameryki mam sporo kuzynów, którzy tworzą barwne pary międzynarodowe, ale ta jest szczególnie międzynarodowa. Linia genealogiczna Scota to Polacy, Litwini, potem Belgowie, Holendrzy i Francuzi, ale również Anglicy, Szkoci i Irlandczycy. Na jej końcu jest żona Liza, po ojcu Ormianka, po matce Ukrainka. Brat Scota, Mark Van Duker ożenił się z dziewczyną z Chin. Jak widać, Ameryka wciąż jest dobrym miejscem do życia i pracy dla wszystkich nacji.

 
Opublikowano Jeden komentarz

Z Solistowskiej Góry do Ameryki

Grzędy Topograficeskaja Karta Carstva Polskago

Nieznany epizod z historii wsi Grzędy

Wieś Grzędy… miejsce niezwykłe i szczególne na historycznej mapie powiatu grajewskiego. Wprawdzie osada nie istnieje już od ponad 75 lat – jednak historia i życie jej mieszkańców ciągle wzbudzają żywe zainteresowanie turystów, miłośników regionu i historyków. Wieś składała się z ponad 20 gospodarstw rozrzuconych na kilku piaszczystych wydmach. I tak na Nowym Świecie mieszkali Łubowie, Kosakowscy, Rowki, Sienkiewicze, Biercie, Milewscy, Grabowi, na Dębowej Górze posadowione były gospodarstwa Zyskowskich, Kuklińskich, Czajków, Kołakowskich, Olendrów, Zawistowskich. Na Pojedynku mieszkali Kaplowie, i dwie rodziny Grabowych. Na Longwi żyli m.in. Kumkowscy i Mońkowie. Na Solistowskiej Górze mieszkali Czajki i nieco dalej Kuklińscy.

Kilka lat temu wpadł mi w ręce list z 1886 roku pisany z Ameryki przez Kazimierza Czajko z Grzęd do Aleksandra Nawrockiego z Rajgrodu. To ciekawe znalezisko dało mi asumpt do poszukiwań historycznych o wsi Grzędy i jej mieszkańcach.

Aby prześledzić proces osadniczy rodziny Czajków na Solistowskiej Górze, warto na początku przybliżyć losy członków tej rodziny. Otóż protoplastami naszych osadników byli pochodzący z Tajenka Jan i Jadwiga z Kuberskich, którzy w 1829 roku w kościele w Bargłowie zawarli związek małżeński. Młodzi mieszkali w Woźnejwsi, gdzie na świat przychodziły kolejne dzieci:Kazimierz (*1837), Wincenty(*1840, urodzony w Ciszewie),Jan (*1843), Józef (*1846),Teofila (*1847), Antoni (*1850).

Pierwszym z tej familii, który osiadł na Solistowskiej Górze był Kazimierz Czajko. W 1856 roku zawarł on związek małżeński z 18 letnia Wiktorią Dobrydnio z Orzechówki. Małżonkowie zamieszkali w Woźnejwsi, gdzie w 1858 roku na świat przychodzi córka Rozalia, w 1862 roku Józef. W 1870 roku umiera żona Kazimierza, który – co wcale nie było rzadkością, jeszcze w tym samym roku ponownie zawiera związek małżeński z 25 letnią Anną Klimont z Tajna. W akcie zaślubin jest zapisany jako Kazimierz Czajkowski. W 1872 roku w Dreństwie przychodzi na świat córka Anna, rok później Feliks, Kazimierz (*1876), Piotr (*1878), Antoni (*1880). Poza Anną, wszystkie dzieci urodziły się już w Grzędach. Można zatem przyjąć, że Kazimierz wraz żoną i liczną rodziną zamieszkał w Grzędach – Solistowska Góra w 1872 lub 1873 roku. Nie znamy niestety statusu majątkowego Czajków. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że sytuacja rodzinna, niejako wymusiła przenosiny na Solistowską. Nowa żona, a także powiększająca się rodzina, powodowały bez wątpienia liczne konflikty w przeludnionej chacie. Ciekawe, że kilka lat później w ślady Kazimierza poszedł jego młodszy brat Jan, który z poślubioną w 1873 roku Franciszką ze Skowrońskich oraz z dwójką dzieci, Franciszką (*1874) oraz Karolem (*1875) również zamieszkał na Solistowskiej. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy pomiędzy braćmi była jakaś umowa, i w związku z tym rodzina Jana zamieszkała w chacie Kazimierza, czy też w nowej -wybudowanej przez siebie. Tego nie wiemy. Faktem jest, że w następnych latach w Grzędach na świat przychodzą kolejne jego dzieci. Aniela (*1880), Konstancja (*1882) Jan (*1884), Józef (*1893), Julianna (*1886), Franciszek (*1887), Wiktoria (*1887) i Józef (*1893).

Około 1885 roku nastąpiło ważne wydarzenie w rodzinie Czajków. Kazimierz, jego syn Józef oraz nie mieszkający w Grzędach brat pierwszego Wincenty, postanowili wyjechać do Ameryki. Byli zatem najprawdopodobniej pierwszymi emigrantami z zagubionej wśród bagien wsi Grzędy. Co było przyczyną tak ryzykownego działanie jak wyjazd do dalekiej Ameryki? Bez wątpienia bieda, przeludnienie wsi, brak ziemi i jak to dzisiaj powiedzielibyśmy brak perspektyw.

Według Anny Adasiewicz, która przeglądała ewidencje pochowanych na cmentarzach w Stambaugh, Iron, emigracja z miejscowości nadbiebrzańskich za ocean rozpoczęła się jeszcze na początku lat 80 XIX wieku. Duża część emigrantów pochodziło z Białaszewa, Osowca, Tajna, Rajgrodu. Pani Anna przytacza historię rodziny Konstantego i Rozalii Zyskowskich z Stambaugh, miasta znanego z kopalni złota. Konstanty urodził się w 1837 r i zmarł 15 maja 1920r w Iron River, Michigan. Rozalia Gardecka i Konstanty wzięli ślub w Rajgrodzie w 1864r. Wyemigrowali w 1884r z 4 dzieci (najprawdopodobniej z Rajgrodu). Ich syn Zygmunt, już chyba urodzony w USA, później odziedziczyli parcelę 40 arowe, na której odkryto później złoża żelaza i miedzi. W wyniku konfliktu o złoża cennego kruszcu został zamordowany w 1924r i sprawa morderstwa i praw do ziemi ciągnęła się przez wiele lat w sadach. Praprawnuczek Konstantego, Raymond Bisque napisał na ten temat książkę.

Czytaj dalej Z Solistowskiej Góry do Ameryki

 
Opublikowano Jeden komentarz

Krzyżyk nieznanego żołnierza

Znalezisko

Niemal dokładnie 13 lat temu, w marcu 2007 będąc leśniczym w Napiwodzie znalazłem w lesie k. Moczyska ludzkie szczątki z wojskowym oporządzeniem. Wśród przedmiotów znalazłem też srebrny krzyżyk, jaki noszą na szyi ludzie wierzący. Krzyżyk obrządku wschodniego. Teren znaleziska to obszar, gdzie ostatniej doby bitwy pod Tannenbergiem, 30 sierpnia 1914 r. przez lasy pomiędzy Nidzicą i Zimną Wodą wycofywały się do Rosji resztki 3 korpusów, w bezładzie i w większości na własna rękę.

Jeśli spojrzeć na mapy Prus Wschodnich sprzed Pierwszej Wojny Światowej, to niedaleko na południe od Nidzicy była granica pomiędzy carską Rosją i cesarskimi Niemcami. Królestwo Polskie – jeśli jest tam zapisane to tylko małymi literami. Do wolności, do życia – do granicy Rosji – Królestwa Polskiego – pozostało temu żołnierzowi tylko kilka kilometrów, godzina marszu!

Mały prawosławny krzyż matka żołnierza, gdzieś daleko stąd, zawiesiła synowi idącemu na wojnę, z błogosławieństwem i nadzieją, że przyprowadzi syna do domu. Stało się inaczej. Krzyż przeleżał tutaj na dawnych Prusach Wschodnich, na obcej ziemi, ponad 90 lat.

Znaczenie

Opis znaczenia symboliki zawartej na tym Krzyżu otrzymany z Muzeum Ikony w Supraślu, filii Muzeum Podlaskiego w Białymstoku:

Jest to krzyżyk prawosławny, z ramionami zakończonymi trójliściem. Prawdopodobnie był ozdobiony emalią. Wewnątrz znajduje się mniejszy charakterystyczny dla Prawosławia krzyż o ośmiu końcach. Dolna, ukośna poprzeczka odwołuje się do sceny Ukrzyżowania z Ewangelii według św. Łukasza, gdzie obok Jezusa zostało ukrzyżowanych dwóch łotrów. Jeden jej koniec jest podniesiony, wskazuje niebo, czyli miejsce, gdzie trafi Dobry Łotr. Drugi koniec wskazuje piekło, czyli miejsce, gdzie trafi pełen pychy, drugi łotr.

Litery pisane cyrylicą, które znajdują się na ramionach w polskim alfabecie oznaczają: IS (Jezus), XS (Chrystus), litery u góry CS (Król Chwały).

Litery, które znajdują się u dołu to GA (Grób Adama lub Golgota). Według źródeł apokryficznych w tym miejscu został pochowany pierwszy człowiek Adam i w tym miejscu został ukrzyżowany Jezus, aby odkupić Jego i nasze grzechy. Motyw znajdujący się pod krzyżem to czaszka Adama.

Niestety dolny fragment krzyża jest bardzo niewyraźny i trudno powiedzieć co jeszcze tam się znajduje. Punce, które znajdują się na odwrocie krzyżyka mogą powiedzieć, z którego miasta w Rosji on pochodził. Niestety, które to miejsce w Rosji trudno powiedzieć.

podpisał Maciej Ćwiklewski.

Informacje o pochodzeniu krzyżyka otrzymane od Bogusława Perzyka odczytana na podstawie sygnatur na odwrocie:

  1. Obiekt został wykonany w pracowni Wasilija Nikołajewicza Czułkowa (WNCz)
  2. Wytwórca był zarejestrowany w Urzędzie Probierczym guberni Kostromskiej.
  3. Obiekt wykonano ze srebra próby „84”

Upamiętnienie

Niedaleko mojego znaleziska jest wieś Zimna Woda. Na skraju tej wsi znajduje się jeden z wielu cmentarzy pobitewnych tej wojny, gdzie pogrzebano poległych 37 żołnierzy rosyjskich. Bliżej wsi, przy kamiennym pomniku jest mogiła 7 żołnierzy niemieckich. Wszyscy oni polegli 30 sierpnia 1914 r.

Kościół w Zimnej Wodzie, zbudowany wśród lasów, jest dobrym miejscem dla tego krzyża – pamiątki po młodych ludziach sprzed 100 lat – żołnierzach, dla których domem w ich ostatnich dniach życia były dzisiaj nasze lasy. Krzyżyk został uroczyście zawieszony w tym kościele na tle wyrzeźbionej, powiększonej jego kopii.

 
Opublikowano Jeden komentarz

Marcin Bernatowicz i jego najbliżsi

Najstarszym przodkiem, którego tożsamość udało nam się ustalić jest Marcin Bernatowicz. Urodził się około roku 1734 prawdopodobnie we wsi Kunicha (kiedyś Kunica). Oprócz Marcina w Kunisze mieszkała również Zofia Bernatowicz urodzona około 1727 roku. Poszukiwania najstarszych mieszkańców tych rejonów są niezwykle trudne. W parafii Krasnybór najstarsze zachowane zapisy metrykalne pochodzą z 1760 roku. Był to okres kształtowania się tożsamości parafialnej mieszkańców tych okolic. W 1755 roku w pobliskich Jaminach pobudowano drewniany kościół. Z Kunichy do Jamin jest znacznie bliżej niż do Krasnegoboru, więc jesteśmy przekonani, że najstarsi Bernatowicze uczęszczali czasem do bliższego kościoła, o czym mogą świadczyć niektóre metryki spisane właśnie w Jaminach, choć Kunicha przynależała do parafii Krasnybór. Najstarsze metryki z parafii Jaminy pochodzą z 1759 roku i są to rejestry chrztów. Nie jest wykluczone, że w tym samym czasie lub wcześniej mieszkańcy tych okolic uczęszczali również do kościoła w Dolistowie, który był siedzibą najstarszej parafii w tej okolicy. Do ksiąg z parafii Dolistowo z XVIII wieku dostępu jednak nie udało nam się uzyskać.

Próżno więc szukać metryki urodzenia czy ślubu wspomnianej Zofii Bernatowicz. Pierwsze ślady tej osoby pojawiają się w 1761 roku, gdy 22 stycznia w krasnoborskim kościele ochrzczono bliźnięta o imionach Piotr i Paweł urodzone w nieodległej od Kunichy wsi Janówek. Ojcem był Mateusz Zagórski, a matką Zofia Bernatowicz. Ślub musiał być więc odpowiednio wcześniej. Nic więc dziwnego, że nie można odnaleźć wzmianki o nim. Brak jest też jakiejkolwiek informacji o losach bliźniąt. Prawdopodobnie zmarli we wczesnym niemowlęctwie. W księgach metryklanych Zofia Zagórska pojawia się ponownie dopiero w 1807, kiedy to zostaje spisany jej akt zgonu. 5 lat później umiera Mateusz Zagórski, wdowiec po Zofii. Co ciekawe zgłaszjącymi są jego synowie Maciej i Michał.

Nie będziemy tu dalej snuć opowieści o Zagórskich. W tym samym okresie żyło ich znacznie więcej niż Bernatowiczów i ustalenie relacji pomiędzy nimi na bazie skąpego materiału dokumentalnego jest znacznie trudniejsze.

Wróćmy więc do Marcina Barnatowicza. Był on chłopem pańszczyźnianym na ziemiach należących do Chreptowiczów. W tym czasie majątek należał do Antoniego Chreptowicza i jego braci, którzy byli znani ze swoje awanturniczego trybu życia. Był to okres największego upadku i zadłużenia tych ziem, z którego podniósł go trochę dopiero Joachim Chreptowicz w 1764.

Marcin ożenił się z Dorotą Zagórską, dwudziestopięcioletnią dziewczyną, w 1763 roku. Ślub odbył się Krasnymborze. Świadkami byli Józef Zagórski, Andrzej Zagórski i Andrzej Puciłowski, ale nie wiadomo, kim byli oni dla młodej pary. Zwykle była to najbliższa rodzina: rodzeństwo młodych, kuzyni lub zaufani sąsiedzi i przyjaciele.

Akt ślubu Marcina Bernatowicza i Doroty Zagórskiej z 5 lutego 1763 roku
Akt ślubu Marcina Bernatowicza i Doroty Zagórskiej z 5 lutego 1763 roku

Para zamieszkała w Kunisze w domu pod numerem 1 należącym do Bernatowiczów. Pierwszym (udokumentowanym) ich dzieckiem była Krystyna urodzona w 1770 roku. Wyszła za Mateusza Mroza i zamieszkali w Sztabinie. Tam też rodziły się ich wszystkie dzieci. Dopiero dziewięć lat po ślubie Bernatowiczom urodził się syn, który dostał imię po ojcu. Dwa lata później, w 1774 doczekali się córki Marianny, która wyszła za Gotliba Mroza, brata Mateusza. To małżeństwo również zamieszkało w Sztabinie i również w w Sztabinie rodziły się ich wszystkie dzieci.

Kolejnym dzieckiem urodzonym w 1784 roku był Maciej Bernatowicz.

Marcin Barnatowicz i Dorota Zagórska mieli najprawdopodobniej jeszcze córkę Jadwigę. Najprawdopodobniej, gdyż brak jest aktu urodzenia Jadwigi, a w akcie jej ślubu nie wymienia się rodziców. Biorąc jednak pod uwagę przybliżony wiek Jadwigi, wnioskowany na podstawie daty zawarcia związku małżeńskiego oraz fakt, że jedynum męskim przedstawicielem rodu Bernatowiczów na tym terenie był Marcin, należy przypuszczać, że Jadwiga była właśnie jego córką. Jadwiga Bernatowicz wyszła za mąż Macieja Chodorowskiego. Początkowo zamieszkali w Jaziewie na terenie parafii Jaminy, gdzie urodziło się ich pierwsze dziecko Franciszek (1797 rok), ale już kolejne Tomasz (1808 rok) chrzczone było w kościele dolistowskim. W 1809 roku syn Kaziemierz ponownie rodzi się w Jaziewie, ale wszystkie nastepne dzieci chrzczone są w Dolistowie i tam najpewniej rodzina ta osiadła na stałe.

W kolejnych rozdziałach prześledzimy bardziej szczegółowo losy Marcina i Macieja, dwóch synów Marcina Bernatowicza – nestora rodu.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Napad na plebanię w Jaminach

Plebania w Jaminach pobudowana w 1880 roku. Zdjęcie z 1938 roku.

W 1882 roku lokalną społecznością wstrząsnął napad grupy rzezimieszków na plebanię w Jaminach i dotkliwe pobicie tutejszego proboszcza ks. Józefa Bacewicza. Ks. Bacewicz urodził się w 1836 roku w miejscowości Pejlany, a administrował jamińską parafią od 1874 roku. Był proboszczem cenionym przez społeczność, o czym świadczy opis jego pracy zamieszczony w gazecie przez jednego z wiernych:

„Był to zacny człowiek i kapłan, który pomimo wątłego z natury zdrowia, pracował jednak, ile mógł, nad umoralnieniem ludu i dopomagał w potrzebie każdemu tak radą, jak i datkiem. Za staraniem to jego, wspólnie z wójtem ówczesnym s. p. Ostapowiczem, ze składek dobrowolnych został odnowiony drewniany nasz kościołek i olejną farbą pomalowany wewnątrz; odnowiono i odzłocono trzy ołtarze: oparkaniono murem kamiennym tak kościelny jak i grzebalny cmentarz, po którym nie włóczy się dziś nierogacizną, jak to było dawniej, pobudowano też nową plebanię, i popoprawiano dachy i wszystkie zabudowania plebańskie”[1]

O napadzie donosiła w 1882 roku jedna z ówczesnych gazet: „We wsi Jaminach, pow. Augustowskim, w nocy z 8 na 9 b. m. kilkunastu złoczyńców napadło na plebanię, proboszcza śpiącego związali i wyrzucili do sieni a sami jęli się rabunku. Gdy atoli najbliższy plebanii gospodarz, zawiadomiony o napadzie przez gospodynię księdza, staruszkę, która wymknąć się zdołała, pośpieszył na pomoc księdza z widłami, na jego widok stojący na straży opryszek ciał kilka strzałów z rewolweru, na których odgłos cała banda wyniosła się z plebanii co żywo i ratowała się ucieczką.”[2]

Napad był pośrednią przyczyną przedwczesnej śmierci ks. Bacewicza. Zmarł w wieku 50 lat, 3 października 1886 roku, a jego grób do dzisiaj znajduje się na jamińskim cmentarzu i jest chyba jednym z ostatnich nagrobków odlanych w podupadającej Hucie Sztabińskiej.

Cały opis procesu złoczyńców został zamieszczony w „Kurierze Porannym” nr 104 z 4 (16) kwietnia 1883 roku w poniższym artykule:

Z Sali Sądowej

Trzech włościan gubernii Suwalskiej Ostrowski, Wolf Szwartz i Tomasz Trzciański obwinieni zostali pierwsi dwaj o napad rozbójniczy na dom księ­dza Bacewicza a ostatni o ukrywanie rzeczy pochodzących z tego przestępstwa. Przestępcy ci w nocy na 28 stycznia r. z. we wsi Jaminach wraz z innemi osobami, w celu zrabowania majątku wyłamawszy wejściowe drzwi domu księdza B. napadli na jego mieszkanie i pobiwszy go oraz związawszy sznurem jawnie zrabowali różne rzeczy i pienią­dze, należące do B. Jeden ze wspól­ników zbrodni w chwili napadu miał rewolwer, z którego danych było dwa strzały do ludzi, przybyłych na pomoc księdzu B. Przestępstwo to odnosi się i do art. 1629 k. k. Sprawa ta w I instancji sądzoną była przez Suwalski sąd okręgowy.

..Żaden z oskarżonych do winy się nie przyznał.

Ksiądz Bacewicz, przesłuchany na posiedzeniu sądowem, zeznał, że w nocy na 28 stycznia r. z. około 12 godziny został nagle obudzony sztukaniem do drzwi wchodowych. Zapaliwszy świecę świadek chciał zbadać przyczynę tego sztuku, lecz w tej chwili sztuk głośniejszy jeszcze dał się słyszeć od wejścia tylnego do kuchni. Pod silnym na­ciskiem z zewnątrz drzwi te otworzyły się i świadek słyszał, jak kilku ludzi wpadłszy do kuchni ze strasznem wy­myślaniem z pośpiechem skierowali się do jego sypialni. Domyślając się, że to rozbójnicy, świadek chciał uciekać przez drzwi frontowe, lecz w sali został na­padnięty przez trzech nieznanych lu­dzi, którzy zaczęli go bić przyniesionemi z sobą drewnianemi pałkami po twarzy, plecach i całem ciele. Świadek zaczął krzyczeć, o Jezu, matko Boska wówczas z wewnętrznych pokoi weszło jeszcze dwóch złoczyńców i wszyscy pięciu wypchnęli go na korytarz, zwią­zali sznurami. i przywiązali do klamki od drzwi tak, że twarzą wisiał do ziemi a ręce, za które był przywiązany, wy­ciągnięte były do góry, w takiem położe­niu pytali go się gdzie są pieniądze i papiery, lecz odpowiedział im, że nic nie ma. Rozbój trwał około kwadransu, przybycie bowiem sąsiadów Joki i Kundy zmusiło złoczyńców do oddale­nia się z te mi rzeczami i pieniędzmi, jakie zdołali zrabować. Rozejrzawszy się świadek spostrzegł u siebie kradzież srebrnego zegarka i tabakierki, różnych papierów i pieniędzy na sumę przeszło rs. 1,000 w liczbie których było 50 rs. pieniędzy kościelnych. Pieniądze i pa­piery znajdowały się w szufladach ko­mody a prócz tego w dwóch kufrach stojących w szafie. Zamki u tych szuflad i kufrów były połamane, jakiemś narzędziem, podobnem do dłuta.

Nie­które papiery walały się na podłodze i na nich były ślady krwi pozostawione przez któregoś ze złoczyńców.  Z liczby złoczyńców tych świadek widział tylko pięciu. Czterech z nich miało brody, mogli mieć po lat 30 do 40 i jak wnosić należy byli żydzi dla tego, że chociaż wymyślali i mówili po rusku lecz w wymawianiu dobitnie słychać było akcent żydowski, szczególniej w wyra­zie „papiry” Ludzie ci świadkowi są zupełnie nieznani i nie może on sobie ich teraz przypomnieć, gdyż był bardzo wystraszony. Piąty był widocznie ka­tolik, gdyż nie miał brody. Na twarzy miał on maskę, która zakrywała połowę twarzy. Ze wzrostu, składu głowy i ogólnego wrażenia, owego piątego mocno przypomina oskarżony Ostrowski, lecz czy to był on świadek stanowczo powie­dzieć nie może, gdyż nie znał osobiście Ostrowskiego. Złoczyńcy zostawili mię­dzy innemi rękawiczkę, którą świadek poznaje w liczbie dowodów rzeczowych.

W miesiąc po tem przestępstwie świadek odebrał od naczelnika powiatu Szczuczyńskiego papiery, które leżały u świadka w szufladzie komody i pra­wdopodobnie wraz z innemi papierami i pieniędzmi skradzione zostały w cza­sie rozboju. Zresztą świadek nie wi­dział ich przedtem u siebie przez wiele lat, gdyż ich nie potrzebował.

Służąca Sobolewska i Fedrowska po­znały Ostrowskiego i Szwartza a O. był w masce, lecz widać, było oczy, czoło i dolną część twarzy. Szwartza zaś za­uważyły dobrze dlatego że on trzymał Sobolewską, kiedy inni podbiegli za Bacewiczem. Sobolewska słyszała w ‘domu księdza strzały. Świadek Kunda i Soha zeznali, że kiedy dążyli do domu księdza, na kilkadziesiąt kroków od domu spostrzegli jakiegoś człowieka, który strzelał do nich dwa razy, ale bez rezultatu.  Kiedy Sobolewska i Fedrowska mówiły, że poznały w liczbie innych złoczyńców Ostrowskiego ze wsi Czarnego Lasu, zaraz posłano do owego sołtysa, lecz nie zastał on go w domu.

Wójt Ostapowicz, otrzymawszy wiadomość o rozboju, przybył do księdza o 3 w nocy, którego znalazł w łóżku chorego i zbitego, następnie dowiedziawszy się od sług, że w liczbie złoczyńców poznały Ostrowskiego, pojechał zaraz do niego i zastał go w domu jeszcze nie śpiącego. Na łóżku jego leżała szara świtka z metalowemi guzikami stalowego koloru (w takiej świtce właśnie widziała go Sobolewska w chwili rozboju), a na butach miał ślady nie stopniałego jeszcze śniegu. Ostrowski tłómaczył się, te wraca właśnie z karczmy Wozgał, gdzie chodził kupować wełnę, kiedy zaś go świadek przywiózł do wsi Jaminy, to zapytał on się, czy nie zaaresztowano go czasem ze sprawy o rozbój u księdza. Świadek znalazł na śniegu przy kuchni księdza ślady kilku ludzi, a przy płocie dwie pałki. W kilka dni później świadek znów robił rewizję w domu O. i znalazł dwa żelazne gwoździe, które później sędzia śledczy przymierzał do dziur porobionych przy wyłamywaniu szuflad i znalazł, że zupełnie pasują. Ostrowski nie zajmował się niczem więcej jak kradzieżą i niejednokrotnie siedział on w więzieniu.

Świadek Nowicki zeznał, że na dzień przed rozbojem w Jaminach, zajechał do niego żyd z miasta Suchowoli, imieniem Wolfko, którego świadek poznają w oskarżonym Szwartza.

Ów Wolfko wszedł do niego, mówił, że chciał kupić siana, a dawniej nigdy po to do Czarniewa nie przyjeżdżał. Nie kupiwszy pojechał po toż samo do Czarnego Lasu, a w dwie godziny powracał ztamtąd do domu. Świadek Kunda także widział jakiegoś żyda z małym chłopcem, był u jej ojca po kupno siana na dzień przed rozbojem. Żydowi temu nie przyjrzał się świadek, ale kiedy żyd ów prosił o wiadro dla napojenia konia swego, wyszedł za nim z wiadrem na drogę i przy studni coś z sobą rozmawiali.

Wróciwszy do izby O. wołał prędko o kolację, a potem oświadczył, że musi pójść za kupnem wołów i może wróci dopiero za 3 lub 4 dni. Późno w nocy O. wrócił i wszedłszy do izby zawołał: „ach żeby ich cholera zabiła”, a gdy córka Anna zapytała go co się stało, powiedział: „już księdza w Jaminach okradli, mało tego, zbili go, mało nie zabili”. Zapytany jeszcze po cichu, czy nie był poznany, powiedział, że nie mógł być poznany, bo miał maskę na twarzy. Zaraz potem zajechał wójt i aresztował Ostrowskiego.

Przeciwko Trzciańskiemu walczy poszlaka, że ukrywał rzeczy ks. B, jednak nie dowiedzione to zostało na śledztwie sądowem. Okoliczność, że o półtory wiorsty od jego mieszkania znaleziono papiery bez wartości, należące do ks. B. nie jest dowodem przeciw niemu, gdy nie ma dowodu, żeby on je pod mostem położył; tem więcej, że miejscowość ta jest bardzo ruchliwa, i mogło chodzić komuś o zmylenie policji właściwych śladów zbrodni.

Sąd Okręgowy po wysłuchaniu całego śledztwa, uznał winę Ostrowskiego i Szwartza i skazał ich na pozbawienie wszystkich praw i zesłanie do ciężkich robót w twierdzach na lat 10 każdego, a po upływie tego terminu, na osiedlenie w Syberji. Trzciańskiego zaś sąd zupełnie uwolnił od kary.

Od wyroku tego Ostrowski i Szwartz założyli appellację do warszawskie] izby sądowej która rozpoznawała tę sprawę w dniu wczorajszym. Izba sądowa po wysłuchaniu przebiegu sprawy w I instancji, następnie wniosków prokuratora Kowalewskiego, oraz o broń. za Ostrowskim, pom. adw. przys. Wagnera i za Szwartzem, adw. przys. Gluksberga, uznała, iż wyrok sądu okręgowego łomżyńskiego jest zupełnie właściwie wydany i takowy zatwierdziła, oddalając tem samem appelację oskarżonych. Obrońca Szwartza adw. przys. Gluksberg ma zamiar podać co do swego klienta skargę kassacyjną do senatu, z powodu niewłaściwie przeprowadzonego śledztwa w tej sprawie przez sędziego śledczego.

(Zachowano oryginalną pisownię)

Tekst ukazał się również w numerze 3/2020 miesięcznika “Nasz Sztabiński Dom”

[1] „Gazeta Świąteczna”, 1887 r. nr 229-330, str. 6.

[2] „Wiek, Gazeta polityczna, literacka i społeczna”, Warszawa 1882 r., nr 38, str. 3

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Budowle drewniane a moi przodkowie

Suszarnia tytoniu w Krasnoborkach. Rok 2005.

W moim komputerze nazbierało się trochę zdjęć dotyczących budownictwa drewnianego w Sztabinie i okolicach, które zrobiłem kiedyś, aby nie zapomnieć rodzinnych stron. Mój dziadek Antoni był cieślą i stolarzem, trochę tartacznikiem. Budował domy, więźby dachowe m.in. budował, jak mówił ks. bp Tadeusz Zawistowski, więźbę dachową na kościołach w Kobylinie i Sokołach, a po I Wojnie Światowej remontował dach w kościele w Sztabinie. Specjalizował się ponoć w budowie suszarni do tytoniu. W obejściu Sobotków stała taka suszarnia, która obecnie chyba nieco przebudowana do mniejszych rozmiarów, stoi na posesji Siebiedzińskich na ul. Rybackiej. Nie jest wykluczone, że wielka suszarnia z Krasnoborek jest dziełem mojego dziadka. Dwaj bracia dziadka Antoniego którzy pozostali w USA również byli cieślami i stolarzami.

Antoni był samoukiem, ale w 1907 roku był na kursie kreślarskim w Warszawie.

Więcej informacji o Antonim i całej rodzinie Sobotków znajduje się w książce mojego autorstwa pt. „My ze Sztabina”. Zachęcam do przeczytania.

Jako uzupełnienie dzielę się zdjęciami drewnianego budownictwa z naszych stron. Na pierwszym zdjęciu nieistniejący już drewniany krzyż z Krasnoborek, autor nieznany.

Kolejne zdjęcie przedstawia węzeł ciesielski na poddaszu domu Sobotków w Sztabinie, pochodzący mniej więcej z 1915 r.

Na następnych dwóch zdjęciach widać wspomnianą suszarnię tytoniu w Krasnoborkach. Zdjęcia pochodzą sprzed 15 lat i nie wiem, czy suszarnia stoi tam, gdzie stała po dziś dzień.

Na starym zdjęciu uwieczniono wspomniany już dom Sobotków z roku ok. 1915. Wszystkie zabudowania były drewniane, płot i brama również. Całość zapewne budował dziadek Antoni. Obecnie dom jest ocieplony i obłożony sajdingiem.

Kolejne zdjęcie to dawny dom Zdanowiczów, rodziny mojej babci Stefanii. Domyślam się, że ten dom może pochodzić mniej więcej z połowy XIX w. Wygląda na budowlę szkieletową, wypełnioną listwami drewnianymi i gliną, może zmieszaną z wapnem. Ten dom stoi nadal obok domu Sobotków. Był wiele razy remontowany, oszalowany itp. Ten dom kupiła rodzina Michała Łazarskiego, posła na sej II RP. Ta posesja graniczy bezpośrednio z zagroda Sobotków.

Ostatnie zdjęcia zostały wykonane we wsi Ewy: dom mojego dziadka Szyca, drewniany krzyż z 1914 roku i piwniczka.

W naszej okolicy można jeszcze znaleźć wiele przykładów obiektów starego budownictwa drewnianego. Zachęcam do wędrówek i fotografowania tych często już bardzo rzadkich budowli.


 
Opublikowano Dodaj komentarz

Nazwisko Bernatowicz

Nazwisko Bernatowicz może mieć dwie różne genezy. Pierwsza z nich sięga średniowiecza i wynika z procesu ewolucji polskich nazwisk. Pierwotnie końcówki –icz lub –owicz w nazwiskach brzmiały –ic, –owic i określały pochodzenie od ojca. Czyli średniowieczne nazwisko Bernatowic oznaczało syn Bernata. Zmiana fonetyczna w wygłosie tych przyrostów nastąpiła pod wpływem języka ukraińskiego. Przynajmniej trzy szlacheckie rodziny Bernatowiczów są odnotowywane już od 1500 roku. W średniowiecznych dokumentach można znaleźć: Biernatowicz w 1376 roku, Biernartowic w 1189 i Biernat w 1365. Jakie wobec tego jest pochodzenie imienia Bernat? W średniowieczu wiele imion przyjęliśmy pod wpływem języka czeskiego: m.in. Jerzy, Katarzyna czy imiona apostołów. Imię Bernat to najprawdopodobniej twardo wymawiany Biernat czyli Bernard – imię pochodzenia germańskiego. Bern oznacza niedźwiedzia, natomiast hard to mocny.

Kolejna możliwa teoria pochodzenia nazwiska zakłada, że niektóre rody Bernatowiczów mogą pochodzić od osadników ormiańskich, którzy osiedlali się od wczesnego średniowiecza w miastach wschodniej Rzeczpospolitej. Ormianie ulegając polonizacji spolszczali swoje nazwiska dodając polskie przyrostki nazwiskotwórcze, zwłaszcza -owicz. Dlatego w XVII wiecznym Lwowie spotykamy kupców ormiańskich o nazwisku Bernatowicz.

Jeżeli będziemy chcieli prześledzić historię nazwiska, z większości źródeł dowiemy się, że jest to herb szlachecki z nobilitacji, co oznacza, że był nadawany przez władcę osobom nie posiadającym wcześniej tytułu szlacheckiego. Zazwyczaj za zasługi.

Jednak przedstawiciele rodu Bernatowiczów, których poznamy w tej książce nie należą do stanu szlacheckiego. Są oni podlaskimi chłopami. Dlaczego więc noszą oni szlacheckie nazwisko? Najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, że ich przodkowie to zubożała szlachta przybyła z terenów Litwy i Rusi, która straciła swoje przywileje i nobilitacje.

Rozmieszczenia nazwiska Bernatowicz na terenie Polski
Rozmieszczenia nazwiska Bernatowicz na terenie Polski
Białystok60Piotrków Trybunalski11Słupsk7Płock5Ostróda4
Warszawa60Starachowice11Świebodzin7Rybaki5Piła4
Augustów46Sumowo11Dzierwany6Skwierzyna5Płońsk4
Olsztyn36Cybinka10Jagoczany6Wałbrzych5Przemyśl4
Suwałki34Sopot10Jezierzyce6Wawrów5Sejny4
Gdańsk27Drozdowo9Łomy6Włocławek5Siedlce4
Zawady-Tworki27Dryga9Łódź6Wólka5Sosnowiec4
Sztabin23Ełk9Malbork6Ząbki5Strzelce Opolskie4
Kunicha19Gołdap9Malesowizna6Żywki5Szklarska Poręba4
Wrocław19Grajewo9Marcinowiczki6Bartoszyce4Tarnowiec4
Jelenia Góra17Łomża9Raduń6Bielsk Podlaski4Zamość4
Ostrołęka17Międzyrzec Podlaski9Somianka6Choszczno4Izabelin C3
Gorzów Wielkopolski16Tychy9Stożne6Dobre Miasto4Klewianka2
Gdynia15Wyszków9Straduny6Głęboczyzna4Białe Jeziorki1
Krapkowice15Chorzów8Brzeg5Godziszowa4Borzewisko1
Szczecin15Giżycko8Czarny Las5Jelcz-Laskowice4Dąbrowa Białostocka1
Poznań14Sanok8Ewy5Juchnajcie4Dubeninki1
Świdnica14Tarnów8Horodnianka5Kamień4Gródków1
Sulechów13Władysławowo8Ignalin5Knurów4Linowo1
Lublin12Blenda7Jugów5Korsze4Marlinowo1
Polanica-Zdrój12Jabłońskie7Karlino5Krosno Odrzańskie4Stróża1
Banie Mazurskie11Katowice7Kazuń-Bielany5Lądek-Zdrój4Włościbórz1
Dębnica Kaszubska11Koszalin7Kowale Oleckie5Łapy4Zawiszyn1
Kołobrzeg11Kraków7Piaseczno5Mrągowo4
Krasnoborki11Podczerwone7Pisz5Nowa Ruda4
 
Opublikowano Dodaj komentarz

Peowiacy z gminy Sztabin

11 Listopada 1918 roku Rada Regencyjna Królestwa Polskiego przekazała zwierzchnią władzę wojskową oraz naczelne dowództwo nad wojskiem polskim w ręce Józefa Piłsudskiego. Chociaż powstała w wrześniu 1917 roku Rada Regencyjna, ogłosiła niepodległość Polski 7 października 1918 roku, to dzień 11 listopada uważany jest umownie za początek suwerenności Polski. Niestety, tereny Augustowszczyzny i Suwalszczyzny, na niepodległość musiały czekać jeszcze ponad 8 miesięcy, do dnia 26 lipca 1919 roku. Wtedy to do Augustowa wkroczyło witane uroczyście Wojsko Polskie. Nie było by niepodległości naszych terenów bez przelanej krwi bojowników POW-u.

Oto lista i krótkie notki biograficzne peowiaków z terenu Sztabina, Jamin i okolic:

  • Michał Łazarski, ur. 29 września 1896 roku, syn Józefa i Teofili z Górskich, szkołę powszechną ukończył w 1910 roku w Sztabinie. Wstąpił do POW, brał udział w działalności wywiadowczej, dywersyjnej i walkach partyzanckich z Niemcami, następnie zaciągnął się do 41. Suwalskiego Pułku Piechoty. Za zasługi i czyny męstwa wojennego odznaczony Orderem Virtuti Militari, Krzyżem Niepodległości, Krzyżem Walecznych, Orderem Odrodzenia Polski. W okresie międzywojennym organizator Związku Strzeleckiego, Związku Rezerwistów, kółek rolniczych i spółdzielni mleczarskich. Założył w Sztabinie Straż Ogniową, członek Rady Gminy, Wydziału Powiatowego w Augustowie i Rady Wojewódzkiej w Białymstoku, członek zarządu i radca Izby Rolniczej w Białymstoku, prezes Okręgowego Towarzystwa Rolniczego i Straży Pożarnej. W latach 1928–1938 był posłem na sejm II, III i IV kadencji z listy Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem i senatorem V kadencji z listy Obozu Zjednoczenia Narodowego. Wiceprzewodniczący Okręgu Białostockiego OZN. W czasie II wojny światowej pod nazwiskiem Czesław Tkaczyk w konspiracji w Warszawie, w Armii Krajowej pod pseudonimem „Burza”, w stopniu porucznika był dowódcą plutonu w obwodzie Praga, brał udział w przygotowaniach do powstania na Pradze, zginął 1 sierpnia 1944 roku w czasie ataku na „Monopol”. 22 sierpnia 1944 roku odznaczony Orderem Virtuti Militari, pochowany na Cmentarzu Bródnowskim.
  • Jakub Rółkowski ur. 30 lipca 1864 roku w Jeziorkach, syn Marcina i Józefy z Dębskich. Po ukończeniu gimnazjum w Suwałkach wstąpił do Seminarium Duchownego w Sejnach, został wyświęcony 10 czerwca 1888 roku. Był wikariuszem w Nowogrodzie, Kuczynie, a od 1901 roku proboszczem w Sztabinie. Za przekonania niepodległościowe internowany przez Niemców. Zginął 22 czerwca 1941 roku w Sztabinie w trakcie bombardowania lotniczego.
  • Józef Kryszyn ur. 23 listopada 1895 roku we wsi Pogorzałe, syn Jana i Franciszki z Radziwonowiczów, nauczyciel w Kolnicy, członek POW. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości
  • Józef Szyc, ur. 19 kwietnia 1895 roku w Sztabinie, członek POW, żołnierz Wojska Polskiego, odznaczony Krzyżem Walecznych i 9 listopada 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości Kazimierz Lotkowski, ur. 15 grudnia 1897 roku w Sztabinie, syn Jana i Marcjanny z Sobolewskich. Odznaczony Krzyżem Walecznych i 24 maja 1932 roku Medalem Niepodległości.
  • Aleksander Wierzbicki, ur. 26 lutego 1896 roku w Jaminach, syn Antoniego i Anny z Mrozowskich, ukończył szkołę powszechną, zatrudnił się jako robotnik leśny. Od marca 1917 roku w POW pod pseudonimem „Podbipięta”, aresztowany przez Niemców, bity w trakcie przesłuchań, zbiegł. Wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, ciężko ranny w brzuch. Po demobilizacji zamieszkał w Augustowie, robotnik. 16 marca 1937 roku odznaczony Medalem Niepodległości
  • Antoni Murawski, ur. 13 października 1895 roku w Sztabinie, syn Stanisława i Marianny Rusiewicz. Członek POW od lutego 1917 roku, żołnierz 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, walczył pod Kijowem, Lidą, Grodnem, Sejnami i Borkowem, wyróżnił się 22 czerwca 1920 roku w ataku na Skorodno, w lutym 1921 roku zwolniony do rezerwy w stopniu sierżanta. Był odznaczony Orderem Virtuti Militari, Medalem Niepodległości (24 maja 1932 roku), a także Krzyżem Niepodległości z Mieczami. Prowadził sklep tytoniowy w Sztabinie. Po 17 września 1939 roku poszukiwany przez NKWD. W 1943 roku aresztowany przez gestapo i rozstrzelany.
  • Bolesław Zagórski, ur. w 1887 roku w Janówku, rolnik. Członek POW wykonujący zadania łącznikowe i wywiadowcze, przechowywał broń, przerzucał ochotników. Odznaczony Medalem Niepodległości. Wprowadzał nowe metody uprawy roli, sołtys w Janówku, członek Rady Powiatowej w Augustowie. Zmarł w 1938 roku.
  • Feliks Zagórski, ur. 18 lipca 1898 roku w Janówku, syn Karola i Michaliny z Karpów. Od listopada 1918 roku w POW, potem w Wojsku Polskim, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości. Aleksander Ostapowicz, ur. 20 października 1894 roku w Janówku, syn Jana i Marianny z Wisinskich. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Michał Błażyński, ur. 22 listopada 1895 roku w Sztabinie, syn Antoniego i Konstancji z Marciszewskich, ukończył szkołę powszechną. Członek POW, od grudnia 1918 roku w 1. Suwalskim Pułku Strzelców (41. pp), ranny, zdemobilizowany 26 maja 1922 roku w stopniu kaprala, inwalida. W 1936 roku na emigracji we Francji. 29 grudnia 1933 roku odznaczony Krzyżem Niepodległości.
  • Stanisław Błażyński, ur. 8 stycznia 1900 roku, ukończył cztery oddziały szkoły powszechnej. Od 1917 roku w POW, w 1918 roku aresztowany, po ucieczce i mobilizacji w 36. pułku piechoty, następnie w 41. Suwalskim Pułku Piechoty. 23 grudnia 1933 roku odznaczony Medalem Niepodległości, sierżant zawodowy 41. Suwalskiego Pułku Piechoty.
  • Ludwik Orłowski, z Fiedorowizny (urodzony w Hucie), ukończył szkołę powszechną. Członek POW, od listopada 1918 roku w Wojsku Polskim. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Antoni Andraka, ur. 30 września 1896 roku w Czarniewie, syn Jana i Anny z Usnarskich. Członek POW, żołnierz 10. kompanii 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, uczestniczył w operacji kijowskiej i bitwie warszawskiej, otrzymał Krzyż Walecznych. Był plutonowym zawodowym, służył przez 13 lat w Straży Granicznej na pograniczu z Prusami, po demobilizacji w latach 1935–1938 przebywał we Francji. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Wacław Lewoc, ur. 30 marca 1898 roku w Jaminach, syn Ignacego i Ludwiki z Haraburdów, rolnik. Członek POW, żołnierz 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, zdemobilizowany w stopniu kaprala. Był odznaczony Krzyżem Niepodległości oraz Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości (w 1928 roku). Aresztowany przez NKWD 19 lutego 1941 roku, więziony w Grodnie, skazany na 8 lat łagrów. Po agresji Niemiec powrócił do rodzinnej wsi, aresztowany ponownie 18 listopada 1944 roku i wywieziony do ZSRR, do obozów w Ostaszkowie i Riazaniu. Zwolniony 7 października 1947 roku, powrócił do Polski.
  • Kazimierz Szmygiel, ur. 24 października 1899 roku w Czarniewie, syn Józefa i Franciszki z domu Joka. Członek POW, od 1919 roku w 41. Suwalskim Pułku Piechoty. Za czyny w bitwie warszawskiej otrzymał Krzyż Walecznych. Po 17 września 1939 roku ukrywał się, w 1940 roku wraz z rodziną deportowany na Syberię, aresztowany za odmowę przyjęcia obywatelstwa ZSRR. Zginął w więzieniu w sierpniu 1943 roku, pochowany w zbiorowej mogile w Kurganie.
  • Kazimierz Ćmielewski, syn Ludwika, ur. w 1896 roku w Czarniewie. Członek POW, żołnierz 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, walczył w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku, odznaczony Medalem Niepodległości i Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości. W 1939 roku wstąpił do Polskiej Armii Wyzwoleńczej, konserwował karabiny maszynowe ukryte na Pobojnej Górze. 7 sierpnia 1940 roku aresztowany przez NKWD, 31 stycznia 1941 roku skazany na rozstrzelanie, wyrok wykonano 17 lutego 1941 roku.
  • Władysław Chodorowski, ur. 17 lutego 1898 roku w Czarniewie, syn Wincentego i Anny z Aplukowskich, 3 czerwca 1933 roku odznaczony Medalem Niepodległości. Piotr Siebiedziński, ur. 25 maja 1895 roku w Sztabinie, syn Antoniego i Anny z Marczyszewskich, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Stefan Staranowicz, ur. 26 października 1896 roku syn Aleksandra i Ludwiki z Drążków. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości, urzędnik Sądu Grodzkiego w Bielsku Podlaskim.
  • Robert Sadowski, ur. 18 października 1890 roku w Sztabinie, syn Piotra i Teofili z Błażyńskich. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości, nauczyciel w Rygałówce.
  • Leon Sadowski, członek POW, żołnierz wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, odznaczony Krzyżem Walecznych, 17 marca 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Mieczysław Szwerkowski, ur. 10 maja 1896 roku w Hucie, członek POW, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Antoni Borowski, ur. 19 marca 1893 roku w Podcisówku, członek POW, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Józef Haraburda, ur. 5 maja 1895 roku w Kamieniu, syn Wincentego i Weroniki z Bujnowskich, ukończył trzy oddziały szkoły powszechnej. Członek POW, brał udział w walkach pod Sztabinem, Czarniewem, Sosnowem, Tajnem, Barszczami, prowadził działalność wywiadowczą, następnie w Wojsku Polskim w stopniu plutonowego. Odznaczony Krzyżem Walecznych i Medalem Niepodległości (17 września 1932 roku).
  • Mieczysław Bernatowicz, ur. w 1895 roku w Krasnoborkach, ukończył cztery oddziały szkoły powszechnej. Od 1918 roku w POW, następnie w Wojsku Polskim. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Franciszek Dzieniszewski, ur. 16 lipca 1896 roku we wsi Żmojdak. Członek POW od 12 czerwca 1918 roku, następnie do 9 maja 1921 roku w 41. Suwalskim Pułku Piechoty, w 1919 roku ranny nad Wigrami.
  • Kazimierz Nejfeld, ur. 3 marca 1895 roku, rolnik z Lebiedzina, członek POW, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Józef Andruszkiewicz, ur. 23 marca 1898 roku, syn Józefa Pawła i Franciszki z Krysztopów, szkołę powszechną ukończył w 1911 roku, pracował przy rodzicach na gospodarstwie. Komendant komendy lokalnej w Jaminach. W listopadzie 1918 roku rozbrajał Niemców, następnie żołnierz 33. pułku piechoty do 16 stycznia 1919 roku. Od 2 lutego do 31 lipca 1922 roku służył w Policji Państwowej w Augustowie, od 13 listopada 1922 roku do 20 lutego 1925 roku służył w komisariacie Straży Celnej w Lipówce, od 21 lutego 1925 roku w Korpusie Ochrony Pogranicza w 26. baonie KOP w Żytyniu, od 17 stycznia 1929 roku w batalionie KOP „Sejny” w stopniu starszego sierżanta. 16 marca 1937 roku otrzymał Medal Niepodległości. Był odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi, Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości.
  • Leonard Suchwałko, ur. 25 lutego 1898 roku w Mogilnicach, syn Wincentego i Aleksandry z Andraków. W POW od 1 października 1918 roku do 1 czerwca 1919 roku. Wiosną 1919 roku rozbrajał Niemców w Sosnowie, Czarniewie, Tajnie i Jaziewie. Od 10 czerwca 1919 roku w 10. kompanii 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, ranny w brzuch pod Owruczem. W grudniu 1920 roku dostał się do niewoli litewskiej, 19 stycznia 1923 roku zdemobilizowany. 27 czerwca 1938 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Albin Andraka, ur. 15 sierpnia 1898 roku w Mogilnicach, syn Franciszka i Anny z Talkowskich, członek POW, 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Teofil Chilicki, ur. 16 sierpnia 1896 roku w Jaminach, ukończył trzy oddziały szkoły powszechnej. Od 1917 roku w POW, sekcyjny pierwszej sekcji, rozbrajał Niemców w Solistówce, Pomianach, Netcie i Bargłowie w listopadzie 1918 roku, żołnierz 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, odznaczony Medalem Niepodległości.
  • Ignacy Andracki, ur. 15 stycznia 1896 roku w Jaziewie, rolnik. Członek POW, rozbrajał Niemców w listopadzie 1918 roku, następnie w Wojsku Polskim, ukończył szkołę podoficerską w stopniu plutonowego. Działacz PSL “Wyzwolenie” i SL. W 1941 roku organizator Batalionów Chłopskich, zastępca komendanta obwodu. Zginął 12 września 1943 roku koło Kamienia.
  • Antoni Andracki, ur. w 1895 roku w Jaziewie, ukończył dwa oddziały szkoły powszechnej. Od 1916 roku w POW, potem w Wojsku Polskim. 17 września 1932 roku odznaczony Medalem Niepodległości. Zygmunt Szumski, ur. w 1898 roku w Mogilnicach. Członek POW, od 1919 roku w Wojsku Polskim, żołnierz 41. suwalskiego Pułku Piechoty, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, odznaczony Orderem Virtuti Militari. Prowadził wraz z ojcem gospodarstwo rolne. W czasie okupacji członek Armii Krajowej, aresztowany 13 lipca 1945 roku przez NKWD w obławie augustowskiej, zaginął bez wieści.
  • Zygmunt Stożyński, ur. w 1902 roku w Jaminach, członek POW, żołnierz 41. Suwalskiego Pułku Piechoty, zginął pod Lidą w 1920 roku.
  • Kazimiera Murawska, ur. 16 marca 1895 roku. Od 15 października 1917 roku w POW, łączniczka, ps. „Sikorka”, 16 marca 1937 roku odznaczona Medalem Niepodległości. Pelagia Wierzbicka, ur. 3 sierpnia 1900 roku w Jaminach, łączniczka POW.
  • Ignacy Suchwałko, ur. 31 stycznia 1852 w Mogilnicach, wspólpracował z POW, gromadził broń.
  • Wacław Putyński, ur. 19 stycznia 1895 roku w Jaziewie, ps. „Sztylet”
  • Kazimierz Haraburda, ur. 14 listopada 1895 roku w Mogilnicach.
  • Klemens Panasewicz, ur. 21 listopada 1900 roku w Jaminach.