Kontynuujemy serię artykułów na temat Antoniego Patli. Tym razem na łamach "Gazety współczesnej" (nr 162 z 1976 r.) swoją relację ze spotkania z tym niezwykłym człowiekiem spisał znany dziennikarz i publicysta Jacek Grün.
Życiorys w przyrodę wpisany
Jacek Grün
Augustów. Jak na złość pada deszcz i na powrót Antoniego Patli z miasta muszę czekać dosyć długo. Profesora znają wszyscy (pierwsza napotkana w Domu Kultury osoba podaje mi natychmiast adres), w oddziale PTT-K przede wszystkim, w Urzędzie Miejskim, nawet w małej kawiarence, w której skracam oczekiwanie przy wyśmienitej kawie.
I oto za chwilę siedzimy z Antonim Patlą w niewielkim pokoiku, obok stołu założonego książkami, czasopismami, mapami, przewodnikami turystycznymi, szeregiem kartek zapisanych drobnymi, równymi rzędami pisma. Wielki znawca przyrody, człowiek oddany tej ziemi całym sercem, autor wielu artykułów w „Miesięczniku literackim”, „Przyrodzie Polskiej”, „Gościńcu”, w „Poznaj swój kraj”; autor wydanej przed czterema laty książki pt. „Piękno ziemi suwalskiej”.
Z okna piętrowego domu widać ogród: 250 odmian róż, 40 odmian irysów, 25 piwonii. Pasja, która niejednemu człowiekowi na emeryturze ustala rytm życia, dla Antoniego Patli stanowi zaledwie cząstkę tego, co daje swoim istnieniem miastu, regionowi, ludziom z Augustowa i z całej Polski. O przewodnika I klasy dopominają się wszystkie wycieczki, o profesora Patlę dopominają się imiennie. Przynajmniej dwa razy w roku rusza wycieczkowym autokarem w Bieszczady, siedemset, osiemset kilometrów od Augustowa, a potem jeszcze drugie tyle po krętych szosach obwodnicy.
Po dwudziestu minutach rozmowy wiem jedno: będzie to pasjonujący życiorys, pasjonująca opowieść człowieka, którego życie gnało z miasta do miasta, dając w zamian mnóstwo zainteresowań realizowanych z całą zawziętością, bez ustępstw i kompromisów, jeśli kompromisem nie nazwać wyjazdu w obawie przed zemstą opisywanych w „Kurierze Nadniemeńskim" władz sanacyjnych.
Pierwszy mój kontakt z tymi terenami — mówi Antoni Patia, emerytowany nauczyciel, były dziennikarz, żołnierz, ogrodnik, sadownik, znawca przyrody i jej wielbiciel — zaczął się w 1921 r., kiedy jako młody oficer Pułku Legionów przyjechałem do Suwałk. Zajmowałem się wówczas organizowaniem życia kulturalno- oświatowego. Moją prawą ręką była podchorąży Jadwiga Sienkiewicz – tak, tak! – córka wielkiego pisarza. Cóż za ludzie służyli wówczas z nami: Władysław Broniewski, Andrzej Strug, Karol Bunsch, generał Józef Kostroń – absolwent czterech wydziałów uniwersyteckich, który zginął w 1939 r. w jednej z bitew prowadzonych z wojskami hitlerowskimi.
To trwało ponad rok. A później wróciły młodzieńcze tęsknoty, natura upomniała się o pana Patlę, jak o swojego. Więź zaszczepiona w rodzinnych okolicach Krosna nad Wisłokiem, okolicach otoczonych przez Krasiczyn, Wzgórze Suchodolskie, Odrzykoń, Prządki, Iwonicz, Rymanów, dopominać się zaczęła gwałtownie kontynuacji.
— Rozpocząłem romantykę osadnika, pioniera ogrodnictwa i sadownictwa. — Rozjaśnia się twarz, jakby na wspomnienie owych dziesięciu lat spędzonych na 22 hektarach ziemi w okolicach Grodna ubywało wieku a przybywało sił.
— Czegoż ja tam nie miałem, 7 hektarów sadu, drzewa, krzewy, kwiaty, szkółki drzewek owocowych. I co z tego, rozchorowałem się na najgorszą chyba dla człowieka tak związanego z naturą chorobę – dostałem światłowstrętu. Koniec dni spędzanych na dworze, bolesne rozstanie z przyrodą.
W 1929 r. szczęśliwym zbiegiem okoliczności autor wielu już artykułów fachowych otrzymuje propozycję objęcia redakcji „Kuriera Nadniemeńskiego".
Dzięki tej pracy poznaje Juliusza Osterwę, Kazimierza Opalińskiego (młodego wówczas aktora), rozmawia z prezesem Towarzystwa Literackiego — Zofią Nałkowską. Kolejna, blisko dziesięcioletnia przygoda redaktora naczelnego regionalnego dodatku warszawskiego dziennika, kończy się kilkunastoma procesami sądowymi wytoczonymi przez władze sanacyjne. Konfiskaty pisma, w którym Antoni Patia gromi sanację za błędy i nieprawości, stają się zwyczajem dnia codziennego. Trzeba wyjechać możliwie jak najdalej. Daleko, a więc z powrotem do Krosna. Rodzinne strony... ale wybucha wojna światowa.
Krwawe dni. Jak zajmować się zawodowym powołaniem, gdy trzeba walczyć. Podziemna walka od pierwszych miesięcy wojny. Jeden karabinem, inny piórem. Niespokojny duch, duża odwaga, w pamięci świadomość wolnej Polski stawiają znowu Antoniego Patlę w sytuacji nieprzeciętnej. Łukasz Grzywacz-Świtalski w książce „Z walk na Podkarpaciu" pisze:
„Niepokaźne i nieregularne wychodzące biuletyny informacyjne przekształcają się w obszerne tygodniki, ukazujące się raczej regularnie, zróżnicowane w treści i drukujące nawet poezję. Prasą podziemną kierował Antoni Patia („Kuna") zawodowy dziennikarz o dużym doświadczeniu. Jego zastępcą był Maksymilian Majak („Marek"), który zajmował się jednocześnie kolportażem. Nakłady pism nie przekraczały 200-300 egzemplarzy, ale kolportaż pracował niesłychanie dynamicznie i każdy egzemplarz, krążąc z rąk do rąk, obsługiwał wielu czytelników".
Krosno, Jasło, Sanok, Strzyżów, Lesko — „Reduta”, „Kret", „Przegląd Tygodniowy". Potem koniec wojny i znowu wyjazd, tym razem na Pomorze. Państwowy Dom Dziecka, najmłodsze ofiary wojny, kilku wychowawców i po pewnym czasie miano placówki wzorcowej. Przy tym wszystkim nieustanna praca w terenie. Wycieczki, lektura, artykuły, zwiedzanie zabytków, studia nad przyrodą, kontynuacja przerwanej przez wojnę pracy i kolejny powrót.
W 1946 r. Suwałki ogłaszają w prasie zapotrzebowanie na nauczyciela do technikum ogrodniczego. Jest kilku kandydatów, przyjmują najlepszego. W senne Życie prowincjonalnego miasteczka w odległym zakątku Polski wkracza człowiek „z charakterem", rwący się do czynu.
„...więc muzeum, bo co innego? Wie pan, każdą wolną chwilę spędzałem za miastem, zbierałem materiały po całym regionie. Grodziska, stare cmentarzyska, materiały geologiczne, to były pierwsze poszlaki, na których, później oparto naukowe badania. Pierwszą wystawę zrobiłem w swoim domu; przychodzili, kiwali głowami („no jak to tak, w domu?") no i dali mi lokal, powołali na stanowisko dyrektora. To jest ten sam budynek, w którym dzisiaj mieści się muzeum w Suwałkach".
Kolejne oblicze pasji, historia tej ziemi, po której stąpa człowiek; prelekcje, odczyty, prezesura oddziału powiatowego PTT-K, znowu artykuły, niestrudzone życie badacza, pasjonata. W 1953 r. Antoni Patia przechodzi na emeryturę i... znowu przeprowadzka. Tym razem na stałe, do Augustowa. Domek przy ul. Słowackiego, ogród, kwiaty, ale bez odpoczynku.
W Augustowie profesora Patlę znają wszyscy. Toż ponad 20 lat życia włożył w to miasto, w ten region. Jak zawsze aktywny, zakochany w przyrodzie do granic możliwości. Zawsze na pierwszym miejscu, gdy trzeba walczyć o to, co ukochał – o przyrodę. Ochrona środowiska naturalnego zwłaszcza tutaj, w pięknym Augustowie, otoczonym setkami jezior i pięknymi jeszcze lasami, ma swoje podwójne znaczenie. Zakątek Polski, do którego wiodą szosy uczęszczane przez miliony turystów z kraju i zagranicy, otóż ten zakątek musi pozostać w swoim naturalnym, nieskażonym cywilizacją kształcie. Po to m.in. Augustów ma u siebie Antoniego Patlę, jednego z pięćdziesięciu tutejszych przewodników, członka Zarządu Oddziału PTT-K, człowieka, o którego bezustannie pytają wycieczkowicze.
— Pan nie napisze, kto mówił — słyszę w biurze PTT-K — ale mamy z tym trochę kłopotu. Przyjeżdża grupa i pyta, czy mogą jechać z panem Patlą, bo w ubiegłym tygodniu byli ich koledzy i teraz oni chcą tego samego, świetnego przewodnika. A skąd ja im znajdę profesora, skoro on dzisiaj poza Augustowem. To oni mają pretensje i chcą składać zażalenie.
Dobiega końca moja rozmowa z Antonim Patlą, człowiekiem, który poświęcił życie przyrodzie. Nie chce się wychodzić z tego pokoju owianego dyskretnym zapachem papieru: map, książek, czasopism. Żeby napisać prawdziwy reportaż o tym człowieku nie wolno stąd wychodzić przez tydzień. Rozmowy pełne dygresji, ciekawe wydarzenia, wspomnienia przerywane lekturą artykułów. W tych artykułach serce włożone w temat. Teraz powstają dwa foldery. Ukażą się wkrótce.
— Nad czym pan jeszcze pracuje? — pytam.
— Chwilowo przerwa. Jestem trochę zniechęcony — mówi — wysłałem książkę o ziemi krośnieńskiej na konkurs „Miesięcznika Literackiego". Miałem tylko jeden egzemplarz, prawie rok pracy. Pisałem tam wielokrotnie. Odpowiedzieli, że „redakcja nie zwraca rękopisów".
- Wyróżnienie dla Józefy Drozdowskiej - 13 November 2024
- Zaproszenie na spotkanie autorskie z Józefem Matyskiełą - 30 October 2024
- Skąd się wzięło nasze logo - 14 February 2024