Miasto Ludwinów. – Rzeka Dewinia czyli Bozka. – Sprawa Radoszewskiego z Boufałłem. – Szaniec Pliny. – Wsie: Dauksze i Skiersobole. – Miasto Preny. – Ignacy Szukszta. – Ślady dawnego mostu na Niemnie. – Wsie: Chlebiszki i Pokieuliszki. – Łąka Żylnitines pod opieką duchów zostająca. – Jezioro Prenłonkin. – Poszławanty. – Aleksota. – Zamki dawne nadniemeńskie. – Miasto Poniemoń i wieś Pożajście.
Chcąc poznać dokładnie jaką część kraju, prowincję, a tém bardziéj cały kraj, trzeba szczególnie temu się poświęcić; podróżując kolejami żelaznemi, a nawet w dyliżansach pocztowych, nie uda się tego dopiąć, bo na cobyśmy chcieli zwrócić naszą uwagę, przemknie to przed oczyma bez poznania i mniéj od marzeń sennych wrażenia zrobi. To téż i my rzadko w naszych opisach trzymamy się głównego traktu warszawsko-kowieńskiego, prowincję naszą wzdłuż przerzynającego i wolimy zbaczać w strony, gdyż tam więcéj znaleźć można treści do opowiedzenia.
Od Wigier i Urdomina, także od stacji pocztowéj Szypliszek ku północy, minąwszy Kalwarję, w większéj połowie drogi do Marjampola, jest na prawo zwrot do Ludwinowa. Początkowa osada tego miasta, w puszczy puńskiéj założona, zwaną była obrębem Traby i należała do starostwa puńskiego, położonego w powiecie kowieńskim. Gdy przez napływ ludności rozprzestrzeniła się do postaci wsi, a nawet miasteczka, staraniem Ludwika Pocieja wojewody wileńskiego, hetmana w. księztwa lit. starosty puńskiego, do rzędu miast wyniesioną została, i od jego imienia Ludwinowém nazwana, w dniu 14 stycznia 1719 r. otrzymała od króla Augusta drugiego prawo magdeburskie.
Miasto to w początkach swego wzrostu więcéj było ożywioném niż dzisiaj, leżąc bowiem na głównym ówczesnym trakcie litewskim, było świadkiem ważnych dziejów krajowych, a zarazem miało większy popęd do handlu wywierającego wpływ na wzrost swój i zamożność. Lecz że handel u nas prawie wszędzie i zawsze zostawał w ręku żydów z przyczyny, że trudnienie się sprzedażą na łokcie i kwarty przodkowie nasi uważali za ubliżające klejnotowi szlacheckiemu, to téż i Ludwinów był dla ludu izraelskiego jedną z ziem obiecanych.
Pierwszym wójtem Ludwinowa i sędzią mieszczan od dnia 3 grudnia 1722 r. był Szymon Stancewicz, stolnik trocki, za którego rządów miasto zgorzało; drugim od dnia 8 września 1744 r. był Protazy Leszel, oboźny trocki, po którego śmierci otrzymał ten urząd dnia 18 maja 1757 r. Leon Radoszewski koniuszy i rotmistrz województwa trockiego. Musiał być wielce ponętnym ten urząd, skoro go bardzo zazdrościł Radoszewskiemu Józef Boufałł, mierniczy litewski, pisarz grodzki powiatu grodzieńskiego i dzierżawca (tenutor) starostwa puńskiego, który podstępnie usiłował dostać to wójtostwo. W tym właśnie celu oskarżył w sądzie trybunalskim Radoszewskiego, że uciemięża mieszczan i do popierania téj skargi namówił Jana Komierowskiego, administratora karklińskiego i gubernatora starostwa puńskiego; lecz Radoszewski potrafił odeprzeć ten zarzut i udowodnić swą należytą nad mieszczanami opiekę, przywodząc, że w czasie przechodu wojska rossyjskiego przez Ludwinów do Prus pod wodzą feldmarszałka Apraksina w latach 1757 i 1758, dokładał starania o uwolnienie mieszczan od dawania podwód. Gdy ten krok nie udał się Boufałłowi, użył protekcji Sapiehów i przy ich pomocy starał się w kancelarji wielkiéj w. ks. lit. przywileju na wójtostwo, lecz ta wydawszy raz Radoszewskiemu, powtórnie takowego Boufałłowi wydać odmówiła. Znowu tedy ubiegający się o posadę, oskarżył zaocznie swego przeciwnika przed sądem trybunalskim głównym w. ks. lit. w Wilnie, że źle się obchodzi z mieszczanami i bije ich, i uzyskawszy wyrok przychylny, podburzył do dalszego processu przeciwko Radoszewskiemu, jako reprezentantów m. Ludwinowa, nietylko pomienionego Komierowskiego, ale Felixa Szumkowskiego wojskiego podlaskiego, tudzież Florjannę z Hoffmanów Cińską b. landwójtowę ludwinowską, niejakiego Ignacego Wieliczko, Dąbrowskiego służącego starosty puńskiego i wielu żydów, zwłaszcza rzeźników; wszyscy ci mieli rozmaite pretensje do wójta właściwego: Cińska poszukiwała dochodów z dzierżawy z wsi wójtowskiéj Stabuliszki i z dwóch placów w Ludwinowie, innym szło jużto o grunta, już o inne dochody i użytki; żydzi zaś oskarżali wójta o ścieśnienie wolności handlu i wzbranianie im osiedlania się w mieście. Nadto Michał Ksawery Sapieha krajczy w. ks. lit., starosta puński, uwiedziony mylnemi przedstawieniami Boufałła, chciał odebrać od wójta wszystkie dochody z m. Ludwinowa. O to wszystko sprawa wniesiona była przed sąd królewski zadworny assessorski w. ks. lit., do popierania któréj czyli raczéj swéj obrony, Radoszewski udał się do Wilna. Korzystając z jego nieobecności w Ludwinowie, i przybywszy do Luliszek, wsi dzierżawnéj, o trzy mile od Ludwinowa położonej 1, posłał ludzi do miasta z rozkazem, aby burmistrz Bielecki Bartłomiéj i rajcowie, koniecznie przed nim w Luliszkach stawili się. Trudno było opierać się gwałtownemu przymusowi i gdy przybyli do Luliszek wezwani, Boufałł kazał im podpisać się do ułożonego niejakiego skryptu, nakazującego posłuszeństwo jemu, nie zaś jurysdykcji miasta. Lecz mieszczanie szanując i kochając Radoszewskiego, nie chcieli podpisać się; za co uniesiony popędliwością Boufałł policzkował burmistrza i chciał go kijmi obić. Tak zainstallowawszy się na wójta, korzystał nietylko z władzy ale i z dochodów do tego urzędu przywiązanych, których najwięcéj dostarczały wioski wójtowskie: Botejki i Stabuliszki. Aby zaś takowe rychło powiększyć, Boufałł na gruntach wójtowskich samowolnie osiedlił bojarów, jako to: Macieja Broniszewskiego, Kazimierza Bronkę, Józefa Szelmestra, Jerzego Litwina, Andrzeja Daszkiewicza, Józefa Brawkę, Piotra Bendamina, Krzysztofa Wielewicza, Józefa Wizuruszka, Kazimierza Bendaryna, Antoniego Pobejkę i Krzysztofa Zamejta, z których utworzył dwie nowe wsie: Pożarele nad rz. Dewinią i Ostrale nad Szeszupą 2 i nazwał ich morgownikami, dlatego że czynsz od morga płacili. Rozpościerając daléj swą władzę, nowy wójt najeżdżał na miasto i skrzynię z przywilejami zabrawszy, odwiózł ją do dworu Żuwinty, gdzie w czasie pożaru zgorzała.
Tymczasem sprawa Radoszewskiego w sądzie zadwornym assesorskim szła przepisanym trybem i oskarżyciele przez wzajemną reakcję pozwanego stawszy się oskarżonymi, gdy wezwani byli do sądu, stawić się nie chcieli, zapewne dlatego, że uważali swe pretensje za bezzasadne. Bezprawiom Boufałła nie byłoby końca, gdyby nie zapadł w d. 14 grudnia 1762 r. dekret króla Augusta III, który dawne prawa Ludwinowa potwierdził, a starostę puńskiego od rządów miejskich i sądów wójtowskich usunął, oskarżonych zaś skazał: Boufałła i Szumkowskiego na banicję doczesną i wieczną infamię; Cińskę, Komierowskiego, Wieliczko, Dąbrowskiego i żydów rzeźników na infamię; strat zaś przez Radoszewskiego poniesionych sąd kazał poszukiwać na majątkach tychże winnych 3.
W lat cztery po tym wypadku, tojest w r. 1766 Radoszewski został podczaszym, a po śmierci Sapiehy był starostą puńskim Michał Brzostowski podskarbi litewski.
Dziś Ludwinów przedstawia ciche, niehandlowe, biedne miasteczko, więcéj do wsi rolnéj niż do miasta podobne; leży na brzegach dwóch rzeczek: Sudoń i Szeszupa, z których ostatnia stanowi jedną z najważniejszych rzek tutejszéj Litwy i jest korzystną ozdobą nietylko wielu wsi i Ludwinowa, lecz i innych miast, jako to: Kalwarji, Marjampola, Pilwiszek i Władysławowa; pod tém ostatniém zlewa się z Szyrwintą.
Kościół pierwiastkowy w Ludwinowie erygowany był r. 1715 przez Ludwika Konst. Pocieja starostę puńskiego: lecz ten w czasie wzmiankowanego wyżéj pożaru miasta zgorzał. Jednocześnie w témże starostwie Pociej fundował dwa inne probostwa we wsiach Dauksze and Kieturwłoki, na uposażenie których nadał grunta z poddanymi. Lecz gdy Brzostowski został starostą, zajął te grunta i poddanych na skarb, proboszczom zaś wszystkich trzech pomienionych parafij pozostawił ogrody i przeznaczył pensji rocznéj po 800 złp. ze skarbu.
Wszystkie trzy kościoły w tych parafjach dotąd istniejące, wystawione zostały z drzewa przez parafjan, zwłaszcza obywateli ówczesnego powiatu kowieńskiego, którzy stosowną w tym przedmiocie deklarację w d. 16 listopada 1790 r. spisali i dwunastu podpisami stwierdzili 4. Skromność a nawet ubóstwo cechuje te świątynie, do których obrazy po większéj części z Wilna sprowadzone były.
Od Ludwinowa do m. Pren trakt idzie przez pomienioną wieś kościelną Dauksze, o mil 2 od pierwszego miasta odległą, a niedojeżdżając do niéj, gdy się minie wieś Warnupiany, widzimy po lewéj stronie drogi, ogromny obszar bagna karłowatą sosną porosłego, Pale zwany, przeszło 800 morgów zawierający i tuż przy wstępie do niego, blisko wsi Pliny, przedstawia się szaniec takiego kształtu, jaki jest pod wsią Urdomin. Szaniec ten, jak podanie niesie, za wojny szwedzkiéj r. 1701 usypany został; jednakże lochy podziemne i podanie ludu o siedliskach tu pogan litewskich, każą się domyślać, że pierwiastkowo było tu grodzisko litewskie, pile zwane. Podczas uprawy roli znajdują tu szczątki broni i inne żelaztwa, lecz do któréj epoki odnieść je należy, czy do wojen krzyżackich czyli téż do szwedzkich, nikt tego nie badał. A kędy Litwini czynili swe skryte wycieczki na plądrująych po kraju Krzyżaków, tam dziś chytre lisy obrały spokojne dla siebie legowisko. Takto teraźniejszość urągając się z przeszłości, samowolnie korzysta z cudzéj krwawej pracy!
Od wsi Dauksze, któréj miano składa się z dwóch wyrazów litewskich: daug—wiele i sze—tutaj, jadąc daléj ku Prenom, za folwarkiem Hutta, już w powiecie marjampolskim leżącym, widzimy po lewéj stronie drogi wieś nad jeziorkiem położoną, Skirsa-bale po litewsku 5, Skiersobole zaś po polsku zwaną. Temu jeziorku szczególną własność proroczą lud przypisuje, albowiem przed ważnemi wypadkami politycznemi woda z tego jeziora tak ustępuje, że całą jego przestrzeń suchą nogą przejść wówczas można. Zjawisko to nietylko w wiekach zeszłych, lecz i w bieżącym, a mianowicie w latach 1830, 1831 i 8544 widziane było.
Ztąd ku północo-wschodowi przeszło milę traktem ujechawszy, ujrzymy w rozkosznéj dolinie nad Niemnem Preny. Chcesz zabawić wzrok uroczém położeniem téj osady i jéj pięknych okolic, stań w Ignacowie, estetycznie pięknéj osadzie rządowéj Nadleśniczego, lub na górze nad miastem, od zachodu wznoszącéj się i ujrzysz w dolinie gromadę domów drewnianych rozmaitego kształtu, pomiędzy któremi kilka kamienic, dwa kościoły i niezbędna synagoga usadowiwszy się, każą domyślać się, że to jest miasto, raczéj szczątki dawnego, niegdyś większego i ozdobnego grodu, przyozdobionego szeroką taśmą żywéj wody wspaniałego Niemna. Miasto to już kilka wieków swą bytnością pamięta, a wiadomość o początku swoim niepamięci przekazało. Było ono już stolicą starostwa znacznego i powiatu preńskiego; w niém odbywały się sądy i sejmy, a te właśnie świadczą o większéj niż dziś ludności jego i świetniejszéj epoce. Starostwo preńskie r. 1502 nadane było przez króla Alexandra księciu Glińskiemu Michałowi, lecz po zdradzie jego, za panowania Zygmunta I powróciło do władania królewskiego. Za Zygmunta III starostą Pren był Kasper Horwat, który d. 5 sierpnia 1609 r. fundował tu kościół katolicki i na uposażenie proboszcza nadal folwark Bograny o pół mili od miasta odległy 6: nadanie to potwierdził Zygmunt III. Syn tego króla, Władysław IV nadał to starostwo Gotardowi Butler rządcy wszystkich dóbr i najulubieńszemu domownikowi królewicza Jana Kazimierza; w posiadaniu téj familji Preny aż do r. 1780 zostawały. Za dzisiejszym młynem na górze, w bliskości Niemna, stał zamek Butlera, frontem do rzeki obrócony, podobny do zamku francuzkiego Cisteron, w którym król Jan Kazimierz przez 2 lata razem z Butlerem był więziony, którego fundamenta z piwnicami po dziśdzień pozostały. Bliżéj nieco Niemna był skarbiec, a obszerny i wspaniały ogród fruktowy cudną zielenią omajał wszystkie zabudowania starosty. Z zamku szedł za Niemen gościniec do Wilna.
Dziś wszystko się tu odmieniło i zaledwie pamięć o czasach świetnych dla Pren starosty Butlera przetrwała; nawet Niemen, jakby litując się nad upadkiem tego miasta, zmieniwszy swe dawne koryto przytulił się do szczątków dawnego grodu i tym sposobem odebrał skromnym mieszkańcom zbytkowny park i aleę spacerową, oddając je mieszkańcom zaniemeńskim na wycięcie.
Dyplomatem locationis miastu Preny przez Stanisława Augusta d. 20 listopada 1791 r. udzielonym, dozwolono było obierać z osiadłych tu obywateli urzędników sądowych i administracyjnych, jako to: prezydenta, radnych, wójta, ławników, pisarza, syndyka gminnych i kassjera. Tenże król nadał miastu herb wyobrażający ś. Jerzego.
Oto dyplom z akt magistratu m. Pren wyjęty: „W Imie Pańskie Amen. Na wieczną rzeczy pamiątkę. My Stanisław August, z Bożéj łaski i woli narodu król polski, wielki książe litewski, ruski, pruski, mazowiedzki, żmudzki, kijowski, wołynski, podolski, podlaski, inflantski, smoleński, sewierski y czernichowski. Oznajmujemy tym naszym locationis dyplomatem, wszem w obec każdemu z osobna, komu o tém wiedzieć należy, tak teraźniejszego, jako y potomnego wieku ludziom. Iż gdy na sejmie teraźniejszym pod związkiem konfederacji trwającym przez prawo na dniu 18 miesiąca kwietnia b. r. MDCCXCI pod tytułem: miasta Nasze królewskie wolne w państwach rzeczypospolitéj za jednomyślną zkonfederowanych rzeczypospolitéj Stanów zgodną zapadłe, wszystkie miasta nasze królewskie wolne w państwach rzeczypospolitéj będące, za wolne uznaliśmy, obywatelów takowych miast, jako ludzi wolnych, ziemię w miastach przez nich osiadłą, ich Territoria, Domy, gdzie jakie do których, teraz prawie należą własnością ich dziedziczną być przyznaliśmy, y wolności wszelkie, tak w sprawowaniu sądów, jako y obieraniu urzędników miejskich nadane potwierdzić y nowe nadać oświadczyliśmy. Którym zaś miastom przywileja lokacyjne zaginęły, za dowiedzeniem ich bytności, Dyploma Renovationis, a tym miastom Naszym królewskim, które na sejmiki ziemiańskie są oznaczone, w przypadku nie znajdowania się dawniejszych, nowe Dyploma Locationis lub gdyby w jakim miejscu położenia na gruntach naszych królewskich osada ludzi wolnych, siedlisku swemu dała przystojną postać miasta, Dyploma Erectionis My Król wydać przyrzekliśmy. Gdy oraz na mocy takowego prawa, przez Panów Rady urzędników przy boku naszym rezydujących obywateli i lud cały miasta naszego wolnego Pren, w nowo utworzonym powiecie preńskim położonego suplikowano Nas Króla, abyśmy w skutku tegoż prawa, jako miastu konstytucyą Sejmu niniejszego za miejsce sejmikom ziemiańskim tegoż powiatu oznaczonemu, Diploma Locationis z ustanowieniem magistratu y juryzdykcji sądowéj na wzór innych miast uprzywilejowanych, z nadaniem oraz gruntów, łąk i lasów, jakie wedle dawniejszych inwentarzów y ograniczeń do niego należały y teraz w possessji zostają, niemniéj fundusze i dochody ogólne na rzecz tegoż miasta przeznaczyć i bezpieczne onych użycie zapewnić, od władzy i juryzdykcyjnéj jako téż trybunalskiéj, ziemskiéj, wojewodzińskiéj, starościńskiéj, zamkowéj y wszelkiego obcego wpływu y od ciężarów arbitralnie narzuconych uwolnić, juryzdykcje wszelkie obce, duchowne i świeckie uchylić i one pod władzą y jurysdykcją magistratu preńskiego poddać do wolności innym miastom równe podatki rzeczypospolitéj, opłacającym przystosować, wolnéj elekcji magistratu y urzędników miejskich, na mocy praw sejmu teraźniejszego dozwolić raczyli. Przeto My Król do takowéj prośby, ile na prawie gruntującéj się łaskawie się skłoniwszy a do wyż wzmienionych konstytucji na sejmie traźniejszym zapadłych stosownie się mając przerzeczone miasto Preny i jego obywatelów w wolnościach i zaszczytach miejskich zapewnić, one wolnym ludem, handle y rzemiosła sprawiącym pomnożyć, dobrego bytu i porządku przyprowadzić a pomnażające się z czasem dochody skarbu rzeczypospolitéj powiększyć, też miasto Preny za wolne uznajemy, wszystkich obywatelów w tym mieście osiadłych i osiadać mających a poddaństwu niepodległych, i do prawa miejskiego się wcielających za ludzi wolnych, ziemię w obrębie tegoż miasta położone wespół z wygodami dawnemi inwentarzami y ograniczeniami zajętą, na rzecz onego nadaną, ich domy, place i ogrody własnością dziedziczną całego miasta y mieszczan w nich osiadłych być uznajemy, a wszystkich obywatelów przerzeczonego miasta Pren, bądź szlacheckiego bądź miejskiego urodzenia ludzi prowadzących handle lub rękodzieła y rzemiosła, albo szynkiem y rolnictwem bawiących się z jakiegokolwiek oraz przemysłu żyjących y w tymże mieście tak teraz possesji mających jako i na potym nabyć mogących, jakowegokolwiek byli dostojeństwa, urodzenia, professji lub kunsztu, juryzdykcji miejskiéj y magistratowi miejscowemu tegoż miasta, oraz równym podatkom podległemi mieć chcemy równie wszystkich prerogatyw, swobód wolności y zaszczytów jakowe prawami krajowemi świeżo zapadłemi miastom wolnym dozwolone są y jakie im z prawa magdeburskiego służą, tego wszystkiego miasto Preny y Jego obywatelom uczestnikami mieć chcemy, y wymienione miasto wraz z jego obywatelami od wszelkich juryzdykcji trybunalskich, ziemiańskch, wojewodzkich, starościńskich zamkowych tudzież od juryzdykcji y władzy, tak teraźniejszego urodzenia książęcia starosty preńskiego, jako y następnych po nim starostw, dzierżawców i ich namiestników na mocy prawa świeżo zapadłego wyjmujemy, y że żaden z obywatelów tego miasta, w żadnéj sprawie czy to z posessji miejskiéj czyli z osobistości w miejscu wynikłéj, przed żadnym innym obcym sądem, ani zamkowym starościńskiém odpowiadać nie będzie, ale tylko przed prezydentem i Radami, bąć wójtem y ławnikami, przez osiadłych obywatelów tego miasta obranemi, wedle gatunku sprawy ich prawo pod tytułem urządzenie wewnętrzne miast wolnych rzeczypospolitéj w Koronie y Wielkim Xięstwie Litewskim przepisało. W sprawach zaś kryminalnych, lub w innych apelacji od sądu miejscowego podległych przed sądem wydziałowem pośredniczym wyższym prawa miejskiego w mieście Kownie prawem sejmu toczącego się dla miast powiatu preńskiego postanowionych odpowiadać y sądzić się ma. Dopiero w sprawach stosownie do prawa apelacyą nie mogących, do Nas y sądów naszych zadwornych assesorskich, Wielkiego X. Lit. apelować będzie mocen, magistrat zaś y sąd miejski tegoż miasta z urzędów swych jako téż całe miasto Preny nie gdzieindziéj jak tylko przed Nami y sądem naszym zadworném assessorskim W. X. Lit. w sprawach tymże prawem przepisanych odpowiadać będzie powinno. W egzekucji zaś tego prawa y niniejszego lokacyjnego dyplomatu temuż miastu Prenom przez osiadłych w tym to mieście i przyjmujących miejskie obywatelstwo, stosownie do tylekroć nadmienionego prawa magistrat sąd miejscowy y dalszych urzędników tojest: prezydenta, radnych, wójta, ławników, pisarza, syndyka gminnych i kassyera z ludzi osiadłych obierać pozwalamy, który magistrat wraz z porządkami, sądy i rządy, w tym mieście bez najmniejszego od nikogo przeszkody wiecznie sprawować będzie mocen. Aby zaś to miasto grunta swe terrytoryalnie w obrębie swym znajdujące się, a dawnemi inwentarzami y ograniczeniami opisane y objęte prawem sejmu teraźniejszego za dziedziczne miejskie uznane y niniejszym dyplomatem nadające się a przez starostów i różnych obywateli, mimo téż prawo nadawcze posiadane odzyskać mogło, onemu wolne czynienia w sądach naszych zadwornych assessorskich Wgo Xięstwa Lit. zostawujemy tudzież, aby to miasto w rynku publicznym ratusz dla obrady i sądów miejskich także w miejscach przyzwoitych kramnice i jatki na pożytek miejski, jakotéż publiczną cegielnię miejską wystawiło onemu dozwalamy, żeby zaś przerzeczone miasto Preny zaszczycone było oddzielnem herbem któregoby do wszelkich dzieł urzędowych używać mogło, Nadajemy onemu za herb wyobrażenie Świętego Jerzego (miejsce herbu), jak tu widzieć się daje wyrażone w około z napisem: Pieczęć miast Jego Królewskiéj Mości Rzeczypospolitéj wolnego Pren. Ale wszystkie wolności, swobody, prerogatywy y zaszczyty temu miastu Naszemu wolnemu Prenom z mocy prawa udzielone, aby wiecznemi były i od nikogo żadnéj przeszkody niedoznawały mieć chcemy. Na co dla lepszéj wiary, niniejsze Locationis Diploma Ręką Naszą podpisane, pieczęcią W. X. Lit. stwierdzić rozkazaliśmy. Dan w Warszawie dnia IX miesiąca listopada roku Pańskiego MDCCXCI panowania Naszego XXVII roku. (podpisano) Stanisław August, król. Dyploma Locationis miasta wolnego sejmikowego Naszego i Rzeczypospolitéj Pren w powiecie preńskim położonego. (Podpisano) Wincenty Białopiotrowicz, łowczy ptu lidzkiego JKMci pieczęci W. X. Lit. sekretarz.”
Do r. 1807 dobra Preny zostawały w dzierżawie emfiteutycznéj księcia Kazimierza Sapiehy jenerała art. lit., a następnie na lat 50 wydzierżawiono je Alexandrowi Spieże szambelanowi cesarza Napoleona I; termin téj dzierżawy kończy się w maju 1857, i odtąd przechodzą te dobra na skarb.
Kościół tutejszy z drzewa przebudowany został w r. 1750 pod wezwaniem ŚŚ. Trzech Królów. Po lewéj stronie téj świątyni na cmentarzu, jest murowana kaplica mieszcząca w sobie grób familijny szlachty litewskiéj Szuksztów, z których jeden już w naszym wieku słynął z prowadzonego wzorowo gospodarstwa wiejskiego i wielkiéj biegłości w myśliwstwie. W czasie ostatniego jubileuszu kościelnego r. 1826 lud obaczywszy w kościele starca szronem białym na głowie okrytego, mocno się zdziwił z takiéj starości, i sądząc, że na jéj uczczenie ustanowiony został ten odpust, nazwał starego Ignacego Szuksztę jubileuszem, a następnie sam obchód jubileuszowy mianował starcem.
Parafja tutejsza jest dość obszerna i liczna; oprócz bowiem miasta, należy do niej 110 wsi, czyli dusz razem 10,613.
Z powodu dość znacznéj liczby osiadłych w mieście i okolicach niemców, Preny żartobliwie przyjmują miano niemczyzny czyli okolicy niemieckiéj i właśnie dla wygody tego narodu oraz chwały Boga, p. Schultz dziedzic dóbr gracjalnych Jakimiszki zbudował w Prenach z drzewa kościołek ewangelicki, do którego co drugą niedzielę i w uroczyste święta dla sprawowania obrządków kościelnych przyjeżdża pastor z Godlewa, gdzie jest kościół parafjalny tegoż wyznania.
Rolnicze Preny nie miałyby właściwéj cechy naszych miast, gdyby w swym obrębie nie mieściły dość znacznéj liczby pokolenia izraelskiego. W 190 domach, pomiędzy któremi jest ośm murowanych, liczy się mieszkańców przeszło 3600, w tej liczbie żydów 1665. Ta niedojrzała cywilizacja, która w większych naszych miastach już się zaszczepiła, do tego oddalonego i błogosławionego zakątka kraju jeszcze nie dościgła; tu jeszcze widzieć można wzorki tradycyjnych zwyczajów, ubiorów i w całéj dziwacznéj okazałości obrzędów religijnych żydowskich; tu handel zbożem, lnem, konopiami i inemi produktami wiejskiemi, tudzież skórami i kramarszczyzną, odbywa się z całą drobiazgowością oszukaństwa, jakie już w rozmaitych pismach i dziełach szczegółowo jest opisane. Największe pole do okazania sprytu żydowskiego otwiera się w czasie jarmarków, których tu do roku bywa sześć.
Jakkolwiek Preny w porównaniu z okresem rządów Butlerów upadły zbyt nisko w swojém znaczeniu, zamożności i świetności, jednakże swém błogiém położeniem wśród pięknych i żyznych gór litewskich, przy zetknięciu się z poetycznym i handlowym Niemnem, nie straciły wdzięku bawiącego oko i serce, tém więcéj, gdy cała przeszłość miasta i rzeki pod nim płynącéj w pamięci przedstawi się.
Jadąc od Pren w dół ponad Niemnem, tuż pod folwarkiem Bograny, dają się widzieć dwie góry sypane: jedna stanowi pile czyli grodzisko litewskie, druga w kształcie odwrotnéj pryzmy jest szańcem szwedzkim. Szereg takich szańców wskazuje drogę pochodu wojsk szwedzkich od Urdomina przez Skraudzie i Bograny ku wsi Elksnokiemie 7, o milę niżéj od folwarku Rudupie 8 nad Niemnem położonéj, gdzie dotąd są ślady dawnego mostu na Niemnie, który prowadził do byłego w starożytności zamku birsztańskiego 9 i jak podanie niesie, przez Szwedów był zbudowany.
Chociaż żal opuścić niewyczerpany w pamiątkach historycznych Niemen i urocze jego okolice, jednakże musimy z nim nateraz rozstać się, obiecując niejednokrotnie jeszcze go zwiedzić i obrócim się na zachód ku folwarkowi Chlebiszki, przy trakcie z Pren do stacji pocztowéj Wejwery leżącemu. Przed zbudowaniem drogi bitéj warszawsko-kowieńskiéj, trakt ten był głównym litewskim przez puszczę preńską wytkniętym, bo prowadził do grodu Kowna. Tym traktem niejednokrotnie wojska cudzoziemskie przechodziły przez tutejszą Litwę. Ogromne dęby i olsze obok nader przyjemnego widoku, nadając uroczą powagę tym okolicom, u przedchrześcijańskich Litwinów odbierały cześć bóstwom właściwą, a miejsce pomiędzy Chlebiszkami i wsią Pokieuliszki, uświetnione było grodem i świątynią ówczesną. Pod wsią Pokieuliszki, która swe nazwisko wzięła od przepływającéj tu głębokim wąwozem rzeczki Kieuliszki 10 jest grodzisko litewskie pile lub pilekalnis (góra sypana) dotąd nazywane; lecz właściwego jego nazwiska, podanie pisane ani ustne nam nie przekazało. Wysokość téj góry od gościńca wynosi stóp 56; od dna zaś wąwozu do którego jedną ścianą przypiera stóp 133, w podstawie ma obwodu stóp 500. Jako gród litewski przez stosowną załogę zamieszkiwany, który odpierał najścia Krzyżaków na tę ziemię błogosławioną, musi mieć swoją historję, acz nam dotąd jeszcze nieznaną i posiadał w swym obrębie niemało bogactwa, o których podanie dotąd mówi. Właśnie w czasie przedostatniego jubileuszu kościelnego, tj. r. 1751, jakiś ksiądz z Wilna do Pren na nabożeństwo przybyły, dowiedział się o skarbach w tém grodzisku ukrytych i jako miłośnik archeologji, postanowił w łono téj pile zajrzeć. Strach był pomyśleć o takiém śmiałém przedsięwzięciu, a jakże ono do skutku doprowadzić? Sam tylko kapłan mógł zakląć wszystkie duchy tych skarbów strzegące i odjąć im moc szkodzącą, a tym sposobem skłonić kilku śmiałków z włościan do pomocy w wykonaniu swego zamiaru. Jakoż w południowéj stronie góry blisko jéj wierzchołka rozpoczął kopanie; lecz trzykroć we śnie przestrzeżony, aby swego zamiaru zaniechał, z wielkim żalem i bez skutku zaprzestać musiał dalszego kopania, tém bardziéj że trafił na loch podziemny niezgłębiony i bezdenny, za bramę piekielną uważany, w który puszczane śmiałą ręką najdłuższe żerdzie ginęły w przepaści, nie podając nawet głosu z uderzenia o dno. Tym sposobem ocalały skarby zaklęte i lud okoliczny niejednokrotnie nocną porą widział wybuchające z szybu przez księdza wykopanego wielkie płomienie, około których przesuwały się i migały cienie strażnicze olbrzymich ludzi, zapewne Litwinów i Krzyżaków, oraz zwierząt rozmaitych, a pomiędzy temi wszystkiemi snuły się postacie bóstw dawnych Perkunasa i Atrympa, podobne do szatanów, oraz ich sług i stróżów znicza, wajdelotów i wajdelotek.
Nietylko to grodzisko, ale nawet leżąca nieopodal łąka Żylnitines zwana, ku wsi Jodorajście 11 na południe ciągnąca się, zostaje pod opieką istot fantastycznych. Kmiotkom bowiem w nocy z Pren powracającym, zwłaszcza po jarmarku lub odpuście zastępują tu drogę rozmaite niewidziane teraz w tych okolicach zwierzęta, jakoto: niedźwiedzie, dziki, woły ogromne (zapewne żubry), psy i kozy, które harcując przed końmi i z boków ich, tak przeprowadzają podróżnego aż za granicę tego uroczyska i nareszcie nikną, oznaczając swe pożegnanie wielkim szumem wiatru, wyciem albo kwiczeniem lub tèż rykiem.
Nawet wąwóz chlebiski, ponad którym poprowadzono drogę do Kowna, ulega opiece tych duchów, jak to dowodzi wypadek z pewną panią przed laty zdarzony, która w jesieni przejeżdżała tędy karetą czworokonną i przeczuwając swoje nieszczęście kazała stangretowi zatrzymać się, a wysiadłszy z karety, szła pieszo. Skoro tylko konie znowu ruszyły, ciężka karoca po śliskiéj drodze zsunęła się do przepaści, pociągając za sobą konie i ludzi, skutkiem czego powóz się potrzaskał, a konie i ludzie pokaleczyli się. Po tym wypadku, dla pominięcia tego wąwozu, przeprowadzono inną około zabudowań folwarcznych drogę, lud jednak dawnym zwyczajem rozstać się nie może z fatalnym wąwozem i chociaż czuje trwogę, lubi jednak narażać się na niebezpieczeństwo życia, jedynie dlatego, że dziad i pradziad od wieków po téj drodze jeździli bez niebezpieczeństwa za życia, a po śmierci duchy ich czuwają tu nad życiem swych potomków nieodrodnych.
Z historją Chlebiszek i Pokieuliszek ma związek jezioro Prenłonkin. W tém miejscu, gdzie dziś stoją budowle folwarku, przed stu laty, a może i nieco wcześniéj, była wieś Powernonia zwana, któréj osadnicy posiadali przywiléj niezależności od nikogo, oprócz króla, i tylko niewielki podatek za swe prawa i grunta do szkatuły królewskiéj opłacali. Lecz gdy dopuścili się jakiegoś przewinienia, rząd zniósłszy tę wieś, przesiedlił mieszkańców nad rzekę Kieuliszkę, i ztąd utworzyła się wieś Po-kieuliszki; w miejscu zaś gdzie była wieś Powiernonia, zbudowany został folwark Chlebiszki. Pomiędzy wsią Powernonia a dziś istniejącą wsią Prenowłoki, rozciągała się niegdyś obszerna dolina, piękną murawą pokryta, którą przerzynały dwie rzeczki zlewające się z sobą: Wersznia i Warnupia 12. Łąka ta, obok dostarczania dobrego siana dla inwentarzy mieszkańców wsi Powernonia, po zbiorze onego, służyła za pastwisko. Raz, gdy przypędziwszy tu konie na nocleg, chłopcy po wesołéj gawędce usnęli, przyśniło się im wszystkim ostrzeżenie głośne w tych wyrazach: „Uciekajcie, bo straszny gość nadchodzi.” Ocknąwszy się i obejrzawszy naokoło i widząc spokojnie pasące się konie, znowu usnęli; ale toż samo ostrzeżenie powtórzyło się jeszcze dwakroć. Wtedy wszyscy wstali i przekonawszy się z opowiadania, że jednakowe otrzymali we śnie trzykrotne ostrzeżenie, uznali to za przestrogę Bożą, i słysząc wielki szmer wody rzeki Warnupi, pośpieszyli z końmi do wsi. Nazajutrz opowiedzieli swój sen gospodarzom, ci zaś chcąc sprawdzić przepowiednię, udali się na łąkę i z wielkiém zdziwieniem ujrzeli całą dolinę wodą zalaną, z czego utworzyło się jezioro. Prenłonkin szanowane jest od ludu nietylko jako dziwne zjawisko, lecz że w tém jeziorze nigdy dotąd nie zdarzył się wypadek śmiertelny ani z ludźmi, ani téż z ich dobytkiem 13.
Jeszcze jedna osobliwość odznacza to jezioro, a. mianowicie, że rybacy kiedyś z Kowna tu przybywszy do łowienia ryb, złowili nadawyczajnéj wielkości szczupaka, a chcąc mu, jako królowi ryb tego jeziora, cześć właściwą oddać, uwieńczyli go przyczepionym do dolnéj szczęki na drucie dzwonkiem, z napisem daty złowienia i puścili go napowrót do jeziora. W lat kilka potém, z wielkiém zadziwieniem rybaków, powtórnie złowić miano tego szczupaka w Jeznie za Niemnem, w jeziorze o mil 4 od Prenłokina odległém 14.
Od Prenowłok ku zachodowi, a od Chlebiszek na południe, leży wieś Iłgo-wangi, tojest Długie-Wangi, która potwierdza rozpowszechnienie w téj części Litwy nazwiska Wangi, przez niemieckich kronikarzy podanego za Wejgi.
Z folwarku Chlebiszek jadąc opisanym wyżéj traktem ku południu, za wsią Żarstwa, nie dojeżdżając folwarku Skrynupi, o milę od Chlebiszek, leży wieś Poszławanty, za którą tuż pod lasem znajduje się sypanina do chlebiskiéj podobna, pile powszechnie zwana. Musiala tu być jedna z ważniejszych warowni litewskich, gdyż na niéj, jak podanie miejscowe niesie, podobnie jak w Surpilach, miał kiedyś istnieć kościołek katolicki, który w czasie wojny przez cudzoziemskie wojska sprofanowany, zrządzeniem Boskiém zapadł w ziemię. Wieści takie od dawna chodziły, że w łonie téj góry znajdują się wielkie skarby, lecz nikt nie poważył się ich dobywać. Dowiedziawszy się o nich ksiądz Kozakiewicz, proboszcz parafji Płotyszek, dziś już nieżyjący, postanowił zajrzyć w łono téj nasyconéj złotem góry, lecz po dlugiém kopaniu, ani pieniędzy, ani téż szczątków zapadłéj świątyni wynaleźć nie mógł; całym zaś dobytkiem jego była ogromna piszczel olbrzyma, oraz połowa nożyczek zardzewiałych, które wraz z butelką mieszczącą w sobie datę tego daremnego trudu, zakopał w ziemi. Lud jednak zupełnie wierzy w bytność kościoła w łonie téj góry i w pewne dni roku słyszy wychodzące z jéj wnętrza śpiewy ludzkie i głos organu.
Ztąd wrócim się tąż drogą ku północy i nie lękając się duchów, strzegących zamków powernońskicgo czyli chlebiskiego, podążym prosto ku pięknéj Alexocie, zkąd znowu obaczym nasz Niemen i groźną niegdyś twierdzę Kunosa.
Alexota nie jest wsią, ani téż miastem, lecz osadą; posiada jedną długą krętą ulicę i dwa, a nawet trzy małe zaułki; pomiędzy domkami drewnianemi, widzieć tu można kilka kamienic o piętrach i jeden dom drewniany izraelity z ozdobnym frontem. Wszystko razem uważane, z dwiema cukierniami, kilku mniéj ważnemi fabrykami i szyldami rzemieślników, miałoby postać miasteczka, gdyby w niém nie brakło kościoła, i słusznie mogłoby zwać się przedmieściem Kowna, jeśliby Niemen nie stanowił tu granicy pomiędzy gubernjami augustowską a kowieńską.
Nie na téj tylko zabudowanéj osadzie kończy się Alexota; jéj nazwisko od wieków, jako bogini piękna i miłości, jest znane; świątynią zaś jéj była cała góra od południa i południo-zachodu do téj osady przylegająca, świętemi niegdyś lipami zarosła, których młode, acz nie tak liczne jak dawniéj pokolenia, jeszcze po dziś dzień mają tę uroczą wyniosłość; dla niéj na dolinie w łańcuchu góry pięknie usadowionéj, brzmiały tkliwe śpiewy, jaśniały kwiaty, rozchodziła się won palonego bursztynu, a płynący u stóp téj świątyni Niemen, pokrywał się na cześć tego bóstwa mnóstwem pływających ofiarnych wonnych wieńców; lipy zaś, jako przedstawicielki orszaku téj bogini, otoczone przepysznemi sploty, przyjmowały hołdy serc w imieniu bóstwa, któremu niewystawiono żadnego posągu, zostawując wyobraźni utworzenie obrazu pięknéj bogini. I dlatego właśnie każdy sławił piękność Alexoty, że nikt jéj nie wyobraził ani w malowidle, ani téż w rzeźbie; dziecię widziało odblask jéj oblicza w pięknym kwiatku, młodzieniec w oku swej lubéj, mąż we wdziękach rodzinnéj okolicy, starzec zaś w odradzającém się potomstwie. Urzeczywistnieniem wszakże Alexoty była piękna Milda, córka księcia Erdziwiłła, któréj wdzięki raziły zazdrością Gertrudę, brankę polską a następnie trzecią żonę tegoż księcia, tém bardziéj, że Dangeruthas, czuły i powabny burtynikas 15, więcéj śpiewał dla Mildy, ku któréj z uczuć téjże saméj narodowości i miłości, więcéj miał pociągu niż dla cudzoziemki. Trudno było Gertrudzie zatłumić pałający w sercu Dangeruthasa niemiły jéj ogień i dlatego postanowiła Mildę pozbawić tego, czego sama otrzymać nie mogła. Gdy Dangeruthas na głos wojny udał się z innymi rodakami na walkę przeciwko chrześcijanom, Gertruda namówiła swych wiernych służalców, aby mu w czasie snu zawiesili na szyji krzyż drewniany; co gdy się udało im dopełnić, oskarżyła go przed ludem o związki z chrześcijanami i zdradę kraju; za co związany winowajca na ofiarę Zniczczowi poświęcony został, dla przebłagania gniewu bogów. Właśnie gdy ta ofiara na górę Praurimie, dziś Wesołe zwanéj, odprowadzona, oddaną była pod straż wajdelotki Mildy, ta poznawszy swego lubego, za porozumieniem się z Oskarem norwegczykiem, mniemanym signotą 16, uwolniła go potajemnie z więzów i oddała w opiekę temuż signocie. Niedługo jednak cieszyła się z swéj przysługi Milda, bo gdy raz podług zwyczaju swego udała się w głąb góry pomiędzy gąszcz lip dla przepędzenia chwil słodkich ze swym kochankiem, Znicz bez dozoru pozostawiony zgasł, a wejdelotka za naruszenie swego kapłaństwa, oraz zaniedbanie obowiązków, skazaną została wraz z wyśledzonym kochankiem, na spalenie.
Na górze Praurimie, w okolicy Znicza, były kurhany narodowe, które kilkakrotnie do roku Litwini zwiedzali i chautury 17 odbywali; dla utrwalenia zaś pamięci miłych sobie osób lub sławnych ludzi, przechodząc zwykli rzucać na kurhan gałązkę drzewa; z nagromadzenia takich gałązek tworzyły się wysokie wzgórza, łomami, po litewsku łauże zwane. Pod jednym z takich łauże, Oskar, udany signota, wykopał sobie pieczarę z tajemnym wchodem i urządził w niéj ołtarz chrześcijański, gdzie nowochrzczeńcy mieli bezpieczną kryjówkę. Dangerothas z Mildą powziąwszy wiadomość o wydanym przez lud wyroku, z namowy Oskara przyrzekli przyjąć potajemnie wiarę Chrystusa, byleby tylko ich od śmierci wybawił. Jakoż ten signota wykonywając wolę ludu, ułożył obie związane ofiary na łauże czyli stos, pod którym pieczara chrześcijańska urządzoną była, a gdy rozniecono ogień, do którego ludowi przybliżać się nie wolno było, ofiary przez łom wpadły bez szwanku do pieczary. Z doliny zaś patrzącemu na palący się stos ludowi, wyobrażało się, że ofiara dobrze od bogów przyjętą została i cień Mildy ubóstwiony został pod imieniem Alexoty 18, któréj święto lud uroczyście obchodził w kwietniu.
Po zgaszeniu Znicza, zwłaszcza, gdy w końcu wieku XIV ogień miłości Boga prawdziwego Litwę ogrzał i oświecił, Alexota z posępnéj świątyni bogów fantastycznych, przemieniła się w najweselsze i najulubieńsze miejsce odpoczynku i zabawy mieszkańców Kowna. Cała ta góra przedstawiała rozkoszny ogród, troskliwie uprawiany i utrzymywany w należytym porządku; przekonywają nas o tém nietylko lipy w owych wiekach tu sadzone i opiece bogini Austeji oddane, z których pszczoły wyrabiały wonny i smakowity miód lipiec, lecz rozmaite rzadkie krzewy, w innych częściach tego kraju w dzikim stanie niewidziane, tudzież obfitość róż polnych, zwłaszcza białych pełnych, i ciągła urodzajność tego gruntu.
Nic przeto dziwnego, że wyniosłości Alexoty, którą zwano niegdyś Praurimie, w późniejszym czasie dostało się nazwisko Wesołego. Na téj górze, już w naszych czasach, dziedzic Fredy wystawił trzy altany, w których weseléj niż dzisiaj, chwile swobody i młodości przepędzał, a własna jego kapela tu z góry roznosiła echo téj wesołości w przedniemeńskie i zaniemeńskie okolice. Dziś te altany podstarzały i w ciszy czekają upadku swego, boć i wesoła młodość ich fundatora przeminęła, ustępując miejsca rześkiéj wprawdzie starości i tylko jedną z nich, najtrwalszą, wydzierżawia na lato cukiernik z Alexoty na buffet, w któréj niekiedy gronko przyjaznych sobie osób przy gawędce i szklaneczce lub kieliszku, słodzi gorycze życia doczesnego. A chociażby i tego buffetu na Wesołem nie było, to ono i tak byłoby wesołém, bo piękna przyroda wystarczy tu za smakowite napoje, i gdzie tylko ztąd zwrócisz oczy, wszędzie ujrzysz przecudny krajobraz: od północy wieszczy Niemen z pływającemi po nim berlinkami i wicinami, za nim panorama Kowna; od zachodu piękne pobrzeże Niemna i w dali miasto Sapieżyszki na zwaliskach jednéj z ważniejszych świątyń pogańskich litewskich wzniesione; od wschodu Freda 19 niegdyś siedziba Niemców i prawdopodobnie zameczek Krzyżaków; dziś dziedzictwo i rezydencja pana części kraju, zawierającéj dziesięć mil kwadratowych; od południa najżyzniejsze grunta i siedziby ludu wesołego, bo zamożnego i łagodnych obyczajów. Kto więc chce przenieść na płótno lub papier widok Alexoty, ten na kawałku krętéj ulicy przez osadę przeprowadzonéj poprzestać niepowinien, lecz obrać punkt u Niemna ku wschodowi i ztąd zwrócić uwagę na wyniosłość Wesołego, na cały kształt i ozdoby naturalne góry Alexockiéj, na wszystkie budowle na północnéj spadzistości góry piętrzące się jakby gniazda jaskółcze; daléj objąć gaj lipowy i kręte po nim ścieżki, a w końcu niepominąć Niemna; to będzie jasne wyobrażenie całéj Alexoty.
Osada Alexota należy obecnie do p. Godlewskiego, dziedzica dóbr Freda i w części do Geblera. Niedaleko od zabudowań pana Geblera, tojest w jego possessji jest góra, na któréj zbudowany był przez Krzyżaków zameczek, według jednych Marienburg, według innych Gotteswerder zwany. Podług Wiganda Marienburg był twierdzą drewnianą r. 1367 na lewym brzegu Niemna, bardzo blisko Kowna zbudowaną; a że ten zameczek miał być murowany z cegły i kamienia, otoczony dziedzińcami brukowanemi, gdyż przy kopaniu w tém miejscu przed kilką laty studni trafiono na belkę dębową, a przy dalszych poszukiwaniach, w głębokości jednego łokcia pod powierzchnią ziemi, znaleziono bruk i fundamenta, które z trudnością wydobyto z ziemi na inny użytek; przeto jeśli nie Marienburg, to będzie jeden z tych trzech zameczków, które nad Niemnem r. 1391 na część Fryderyka margrabi Miśnji założono i chorągwią jego ozdobiono. Prawdopodobniéj więc ten zameczek zwany był Gotteswerder czyli po polsku Boża wyspa. Nie należy jednakże tego zamku brać za drugi Gotteswerder, który Krzyżacy r. 1370 zbudowali przeciw ujściu Niewiaży na kępie zwanéj Wyrgale, w miejscu zniszczonego zamku litewskiego Nowem Kownem zwanego, miejscowość bowiem jeograficzna jest różna.
Drugi z pomienionych trzech zameczków, był wyżéj nieco nad Niemnem we Fredzie. Alexander w. książe lit. i królewicz, syn Kazimierza Jagiellończyka, przywilejem z r. 1492 nadał dobra Freda ks. Michałowi Glińskiemu, od którego miasto Kowno je nabyło i król Zygmunt I to kupno potwierdził, miasto zaś sprzedało je teraźniejszemu właścicielowi.
Godne są tu widzenia budowle murowane przez teraźniejszego właściciela wystawione i piękny ogród fruktowy; lecz na największą uwagę zasługuje czynność, skrzętność, zamiłowanie do pracy i bardzo wielka oszczędność pana miljonowego, starca już dziewiąty krzyżyk wieku przepędzającego.
Trzeci z téj liczby zameczek miał być w dzisiejszém mieście Poniemoniu Frentzella, w słynnéj w zeszłym wieku rezydencji Szymona Syrucia kasztelana witebskiego 20; lecz dziś miejsca w którém ta warownia istniała, nikt wskazać nie może i ślady jéj nie pozostały. Trzecia już bowiem epoka odrodzenia téj siedziby upływa, i z chwilą przejścia tego miasta od familji Syruciów do innych właścicieli, wszystko się tu odmieniło: i gdzie rady obywateli dobro kraju na celu mające, oraz świetne uczty odbywały się, tam dziś narady żydowskie na szkodę współrodaków chrześcjan oraz szabasowe tylko wieczerze odbywają się; gdzie zaś był blask prawdziwego bogactwa w godnych poszanowania ubiorach, życiu i obyczajach panów oraz ich sług, tam dziś świeci nędza żydowska i brud pokoleń egipskich.
Ostatnim właścicielem Poniemonia z familji Syruciów był po kądzieli Karol Prozor, który dobra te aktem z dnia 22 lipca 1800 r., odstąpił Piotrowi Lebrechtowi Frentzellowi za summę talarów pruskich 39,383 i gr. sr. 8. W skutek działów familijnych to miasto jest dziś w posiadaniu Hassforda małżonka siostry dwóch Frentzellów, z których Jerzy mieszka w folwarku Pojesie, drugi zaś zająwszy Dworaliszki osiadł w Prusach.
Cesarz Napoleon Iszy dla dopilnowania przeprawy swéj wielkiéj armji przez Niemen w czerwcu 1812 r. obrał tu w Poniemoniu główną kwaterę i zajął jedyny w tém mieście dom piętrowy drewniany, sam mieszkał na piętrze, służba zaś i kuchnia mieściła się na dole. Wspaniały przedstawiał się obraz, kiedy ogromne massy wojsk różnych narodów europejskich, podzielone na 15 korpusów dowodzonych przez królów i książąt, przebywały pod Aleksotą Niemen.
W tym samym domu napoleońskim niedawno jeszcze spijali za pieniądze lekko nabyte, pseudoszampańskie wina i bankietowali magnaci izraelscy; lecz dziś ten przybytek osób historycznych i lichwiarzy opustoszały, bez dachu, stał się przytułkiem i schronieniem tylko sów i nietoperzy.
Dla braku mieszkańców i handlu, na żądanie właściciela tych dóbr, miasto Poniemoń z decyzji JO. księcia Namiestnika J. C. Mości w Królestwie Polskiém z d. 20 września 1825 r. zamienione było na osadę wiejską; lecz gdy wydane zostało rozporządzenie, wzbraniające żydom po wsiach nadgranicznych mieszkać, dziedzic Poniemonia nie chcąc pozbawiać się swych jedynych osadników izraelskich, wyjednał w r. 1837 przywrócenie téj wsi dawnych praw miasta, które obecnie mieści w sobie domów 82 i mieszkańców płci obiéj 1318 samych żydów, z małym wyjątkiem; a nacechowane niechlujstwem i nędzą, zajmuje poślednie miejsce w rzędzie miast krajowych.
Pierwotny kościół w Poniemoniu wystawiony był r. 1762 z muru tak zwanego pruskiego, przez kasztelana Syrucia, pod wezwaniem śś. apostołów Szymona i Judy Tadeusza, a gdy r. 1774 zwalił się, nabożeństwo odbywać się zaczęło w kościołku drewnianym, dla unitów przybywających do pana z dóbr ukraińskich zbudowanym. Kasztelan Syruć, aktem z d. 2 sierpnia 1771 r. w obecności Ignacego Zabiełły, kasztelana mścisławskiego i chorążego kowieńskiego, oraz Józefa Prozora starosty sądowego kowieńskiego zdziałanym, nadał temu kościołowi hojny i stosowny fundusz. W tym akcie wymienił powody téj fundacji w tych słowach:
„Ku wygodzie i gwałtownéj potrzebie ludziom w licznych osiadłościach za rz. Niemnem mieszkającym, a podczas świąt Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania, największych bez przypadku i trudności corocznie a częstokroć non sine periculo vitae przeprawić się przez Niemen nie mogącym, tudzież i dla podróżnych gościńcem warszawskim i grodzieńskim przejeżdżających nec non i własnéj swojéj na starość wygodzie i słabości dogadzając, kościół od lat kilku wystawiwszy i ony ab intra debita atque honesta suppellectili ecclesiastica opatrzywszy, tenże kościół sine injuria sukcessorów moich atque invidia cujusvis, dotari in perpetuum umyśliłem.“
Jakoż darował summę złp. 50,000 i tę na dobrach Poniemoń lokował z tém, aby procent 7% corocznie in perpetuum, tojest złp. 3500 w dniu 1 stycznia do rąk proboszcza lub téż przy kancellarji grodzkiéj kowieńskiej in moneta ad praesens et in futurum currenti, razem a nie ratami w gotowiźnie był oddawany. Nadto wszystkie zabudowania dla proboszcza swoim kosztem w Poniemoniu wystawić się obwiązał i na ogród mórg gruntu w tyle kościoła oraz na opał drzewa trzy achtle sprzężajem dworskim dowożonego przeznaczył, a gdyby władze nie przychyliły się do powiększenia téj parafji, w takim razie ordynarję zbożową z krescencji poniemońskiéj i wydzielenie na trzebiskach morgów sześć sianożętnych przyrzekł.
W tymże akcie fundator przepisał porządek podpisywania prezenty i obowiązki proboszcza względem fundatora, tojest: msze, exekwje i t. p., a w końcu oświadczył, że jeśliby proboszcz był zmuszony trzymać wikarjusza, w takim razie dwór obowiązany dawać corocznie beczkę wina francuzkiego na msze św. Domieścił przytém żądanie, aby proboszcze nie kłócili się z mieszkańcami i dworem, chyba w razie potrzeby odzyskania procentu, i żeby nie zakładali szynków z uszczerbkiem intrat dworskich.
Drugim aktem z d. 18 września 1771 r. Syruć dozwolił proboszczowi wolnego mlewa i materyałów do reparacji kościoła.
Pierwszym proboszczem téj parafji ex gratia Illustrissimi loci ordinarii et consensu religionis był ksiądz Bernard Syruć Pijar, który mieszkał we dworze i tamże miał victum et amictum (stół i odzienie).
Bulla papiezka z d. 28 stycznia 1774 r. nadała tutejszemu kościołowi pięć odpustów do roku.
Pierwotny kościół murowany stał naprost dworu Syrucia na wyniosłości, prowadziła doń alea wysadzona lipami dotąd istniejącemi, które także całą świątynię naokoło gaiły; dzisiejszy zaś kościół stoi na wydmie piasczystéj, cechuje go wewnątrz i zewnątrz wielkie ubóstwo, bo nawet ofiary ze starych wstążek, wynoszonych chustek różnokolorowych, paciórek i t. p. na ścianach świątyni porozwieszane, więcéj ją szpecą niż przyozdabiają.
W prawdzie jest niejaka przyczyna takiego opuszczenia świątyni; albowiem następni po Syruciach właściciele Poniemonia wyznania ewangielicko-augsburskiego uznali przeznaczony przez fundatora dla proboszcza procent 7 % za wysoki, i chcieli mu płacić tylko 4%, z czego wyniki proces, który trwał lat 11 (1837 — 1848) i skończył się wygraną dla proboszcza, i ztąd ks. Roch Buczewski teraźniejszy proboszcz wziąwszy spory kapitał, zaraz się wziął do reparacji kościółka i tyle dokonał, że teraz bezpiecznie w nim nabożeństwo odprawiać można. Ale przy dobrych chęciach możnaby jeszcze obrazy na lepsze zamienić, pozytywek wyreparować, i piaski lotne naokoło kościoła uprawić drzewem.
Z kościoła pierwotnego, gdy się zrujnował, marmury, zegar wieżowy i inne przedmioty do użytku posłużyć mogące, zabrali teraźniejsi kollatorowie, samo zaś miejsce przeznaczone zostało na cmentarz wyznania ewangielickiego 21.
Ku zachodowi od Poniemonia, niedaleko ujścia rz. Jesi do Niemna, pośród łańcucha wyniosłości nadniemeńskich, jest góra oddzielna, wynioślejsza od innych i dosyć okrągła; zowią ją górą napoleońską. Napoleon I, udając się w opisanym wyżéj czasie na kwaterę do Poniemonia, upodobał sobie tę górę, a że jest stromą, kazał więc zrobić spiralną drogę, wprowadzić nią siedm armat na wierzchołek i tam przyrządzić śniadanie, które ze swą świtą pożywając, przypatrywał się przeprawie wojsk swoich przez Niemen, a zarazem lubował się czarującemi okolicami téj rzeki. Od owego czasu górę tę, że zajęła piękne miejsce w opisie dziejów Napoleona, zna cały świat uczony; dotąd była przedmiotem ciekawości wielu dostojnych osób. Góra ta jest własnością dziedzica dóbr Freda, z woli którego, Bildring, ówczesny leśniczy tych dóbr, dziś podleśny rządowy, na jéj pochyłości pozasadzał dęby i lipy dziś istniejące. Nie bez znaczenia była ona w daleko wcześniejszéj przeszłości; za czasów bowiem krzyżackich, jak podanie niesie, miał być jakiś zamek, przed zbudowaniem którego kopiec ten ręką ludzką usypany, z trzech stron stromo, a z czwartéj mniéj spadzisto, tak iż wozem wjechać nań można; potwierdza to podanie przestrzeń pomiędzy tym kopcem a ujściem Jesi do Niemna na parę tysięcy kroków splantowana równo z podstawą góry, stanowiąca łąkę, zkąd właśnie wzięta ziemia użytą została do usypania tego kopca. Nazwisko wszakże tego zamku jest niewiadome.
Cofniemy się jeszcze za Poniemoń, wyżéj ponad Niemnem ku rzece Żajsa, któréj nazwisko pierwotne Żansa—pochodzi od wyrazu litewskiego żansis—gęś, gdyż tu w czasach starożytnych wśród puszczy chowały się dzikie gęsi, które częstokroć i teraz widziane bywają. Ztądto folwark nad tą rzeczką zbudowany przybrał nazwisko Pożajście, las zaś do téj rzeczki przylegający zowie się Żajsiekampas. W tym folwarku Michał Pac hetman wielki w. ks. lit. miał pałacyk murowany, w którym mieszkał ze swoją małżonką; a gdy rozpoczął budowę kościoła i klasztoru Kamedułów za Niemnem, przeniósł się wówczas na stałą rezydencję do tamecznego pałacu, z téj strony zaś Niemna pozostawił jakąś ukochaną przez się osobę, którą często odwiedzał. Dziś już śladu tego pałacyku niema, ale pozostało fałszywe podanie o pochodzeniu nazwiska téj osady od nieprawnych miłostek magnata; folwark zaś Pożajście należy teraz do ekonomji rządowéj tegoż nazwiska.
Śledząc brzegi Niemna, oko i serce od nich oderwać się nie chce, i gdzie tylko kroki zwrócą się, wszędzie znajdzie się treść opowiadania o przeszłych czasach, bogatych w dzieje i pamiątki nas wszystkich obchodzące; lecz każda choćby najmilsza czynność potrzebuje krótkiego wytchnienia dla nabrania sił do nowych wrażeń i dalszéj ciągłéj a użytecznéj pracy: to téż i my nateraz przerwiemy nić rozpoczętych opisów tego ulubionego zakątka naszéj ziemi.
- Luliszki obecnie wieś donacyjna, do von der Lannitz należąca, ma wspaniały dwór, do zamków dawnych podobny.[↩]
- Dewnia po litewsku diewinie znaczy boska; gdyż rzeka ta poświęconą była bóstwu Upinie zwanemu. Szeszupa nazwisko z dwóch wyrazów: szeszi—sześć i upis lub upie—rzeka; od sześciu jezior u źródła tę rzekę zasilających tak nazwana.[↩]
- Wiadomości te poczerpnęliśmy z akt magistratu miasta Ludwinowa.[↩]
- Oto są: Adam Kozakowski prezydent ziemstwa pow. kow., Józef Syruć pół. K. C. W. pow. kow., Szymon Wiszniewski porucznik sądu pow. kow., Nikodem Middleton pisarz pow. kow., Karol z Wolda Mejer łowczy i kusz. pow. kow., Wincenty Szeel chorąży Imci koronny C. W. pow. kow., Alexander z Dębna Korewa regent ziem. pow. kow., Józef Berecki porucznik w. i komornik C. W. pow. kow., Tomasz Illewicz oboźny i komissarz w. pow. kow., Józef Tymińskichorąży brygad. ussar. pow. kow., Józef Wądołowski komissarz C. W. pow. kow. i Józef Chrapiński komissarz C. W. W. G. pow. kow.[↩]
- Skirsa bale znaczy poprzek bagna.[↩]
- Obecnie w miejsce tego folwarku na skarb zajętego, proboszcz ma wyznaczoną z kassy powiatu marjampolskiego kompetencję złp. 2740 gr. 15.[↩]
- Elksnokiemie składa się z dwóch wyrazów: elsknis—olsza, i kiemie—wieś.[↩]
- Z mappy r. 1806 przekonywamy się, że wieś ta początkowo zwaną była Rad-upie, które to nazwisko dwa wyrazy rada znaleźli upie lub upis rzeka; to jest znaleźli rzekę Niemen.[↩]
- Birsztany wieś kościelna w powiecie trockim gubernji wileńskiéj, znana dziś z posiadania wód słonych leczebnych.[↩]
- Kieuliszka imię przymiotne, pochodzi od Kieula świnia dzika lub domowa.[↩]
- Jodorajście złożone z jodas czarny i rajstis źródło.[↩]
- Wersznia pochodzi od werszis—cielę; Warnupia od warna—wrona i upie—rzeka.[↩]
- Podobne istnieje podanie o utworzeniu się wspomnianych w rozdziale III jezior na Litwie: Duś and Wisztyniec.[↩]
- O tym szczupaku podanie pomiędzy ludem krąży za Niemnem na Żmudzi, jakoby w tamtecznych jeziorach był złowiony.[↩]
- Burtynikas—bard litewski.[↩]
- Signota lub sygonota oznaczał mnicha czyli kapłana. Signotowie byli szczególnie sługami Atrympa i Gardeoldja, bogów morza i wiatru: dlatego przebywali zwykle w prowincjach nadmorskich, lecz odbywali po kraju wędrówki w celach religijnych. Bezżenność, kuglarstwo religijne, cuda udane, żebranina, były rzemiosłem tych dziwaków.[↩]
- Chautury—dziady po umarłych, stypa pogrzebowa.[↩]
- Na tém podaniu, Józefina Osipowska osnuła swoją powieść w 3ch tomach, p. n. Waidelotka czyli Dolina Axeloty, Warszawa, 1844 r.[↩]
- Freuda dawniéj zwaną była Frejda, od niemieckiego wyrazu Freide—radość, pociecha; dwa są folwarki tegoż nazwiska: Freda dolna i Freda górna.[↩]
- Życiorys kasztelana Syrucia piękném piórem p. Bartoszewicza skreślony, jest w kalendarzu Strąbskiego na rok 1856.[↩]
- Wiadomości te o Poniemoniu poczerpnięte zostały z akt miejscowych tak magistratu jak i kościoła.[↩]