Opublikowano Dodaj komentarz

Sokol Brothers – wycinki z gazet

Poniżej zamieszczamy kilkanaście wycinków prasowych dotyczących trzech braci Sokolskich, pochodzących z Augustowa, którzy wyemigrowali w 1918 r. do USA i założyli w New Britain, Connecticut, dobrze prosperującą fabrykę płaszczy. Pełna historia Fabryki Płaszczy Braci Sokol, będąca ucieleśnieniem spełnionego amerykańskiego snu, dostępna jest w publikacji pt. Ludzie wielkich marzeń autorstwa Naomi Sokol Zeavin i dr. Donalda Z. Sokol.

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Spotkanie “Pamięć o augustowskich Żydach” – 28 stycznia 2023 r.

Pierwotnie spotkanie promujące “Księgę pamięci Żydów augustowskich” oraz pamięć o augustowskiej społeczności Żydów w ogóle miało się odbyć w pobliżu 5 listopada ub. r., czyli w bezpośrednim sąsiedztwie 80. rocznicy likwidacji getta w Augustowie przypadającej na 2 listopada. Jednocześnie zależało mi na obecności obu pań tłumaczek, czyli Magdaleny Sommer i Moniki Polit. Termin był zbyt krótki i nie wszystkim pasował. Padło więc na 28 stycznia. Wprawdzie oddaliliśmy się w ten sposób od rocznicy likwidacji getta, ale za to pojawiło się wystarczająco dużo czasu na ukończenie montażu filmu związanego z pamięcią o augustowskich Żydach. Pomyślałem więc, że premiera filmu będzie znakomitym wstępem do dyskusji na temat pamięci o dawnej społeczności Augustowa, której Żydzi byli nieodłącznym elementem.

Uczestnicy

Z ramienia Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego do prowadzenia spotkania zgłosiła się Ula Zalewska, pasjonatka genealogii, historii i kultury regionu. Wkrótce opracowała scenariusz spotkania, w którym prócz Magdy Sommer i Moniki Polit wzięłaby teraz udział autorka filmu Patrycja Zięcina oraz jedna z najstarszych mieszkanek Augustowa, pani Mira Kamińska – pamiętająca przedwojenne czasy, w tym również żydowską społeczność. Zebranie tylu osób, poza panią Mirą aktywnie zawodowych w jednym, odległym zakątku Polski łatwe nie było, ale się udało.

  • Pani Mira Kamińska – rodowita Augustowianka, świadek historii Żydów w Augustowie; dba o pamięć o przedwojennym mieście, w tym o ludziach tworzących żydowską społeczność Augustowa („Pamiętam co było przed wojną i staram się to przekazać następnym pokoleniom, bo dopóki jeszcze mówi się o nich, jest pamięć, to ci ludzie żyją”);
  • Pani Magdalena Sommer – lektorka, tłumaczka języka hebrajskiego; pracuje w Fundacji im. Prof. Mojżesza Schorra, gdzie uczy współczesnego jęz. hebrajskiego; zajmuje się także tłumaczeniami z języka hebrajskiego – zarówno użytkowymi, jak i literackimi; tłumaczyła książki światowej sławy izraelskich autorów, tj. np.: Ceruja Szalew, Amos Oz, Eszkol Newo czy Dawid Grossman; szczególnie interesuje się okresem odnowy języka hebrajskiego i początkami hebrajskiej kultury współczesnej; przetłumaczyła hebrajskojęzyczną część KPŻA;
  • Dr Monika Polit – literaturoznawczyni, wykładowczyni języka i literatury jidysz, tłumaczka; pracuje na stanowisku adiunkta w Centrum Badania i Nauczania Dziejów i Kultury Żydów w Polsce im. Mordechaja Anielewicza na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego; kierowała tłumaczeniem około 100 stron KPŻA z języka jidysz przez zespół studentów historii i kultury Żydów z Wydziału Historii UW;
  • Pani Patrycja Zięcina – absolwentka Studiów Filologiczno-Kulturoznawczych ze specjalizacją angielską, hiszpańską i włoską na Uniwersytecie Warszawskim oraz Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie na kierunku Reżyseria; przez wiele lat pracowała jako przewodniczka miejska w Warszawie, obecnie zajmuje się tworzeniem treści w redakcji mediów społecznościowych Polskiego Radia. Wyreżyserowała i zrealizowała film dokumentalny „Księga (nie)pamięci” dotyczący projektu KPŻA i pamięci o augustowskich Żydach.

Przygotowania

Spotkanie zostało zaplanowane na sobotę 28 stycznia w sali widowiskowej Augustowskich Placówek Kultury (APK) przy Rynku Zygmunta Augusta w Augustowie. Pani Alicja Bajkowska z APK pod czujnym okiem pani dyrektor Anny Jastrzębskiej koordynowała przygotowania, w ramach których pani Renata Rybsztat opracowała plakat zachęcający do uczestnictwa w spotkaniu. Plakat był rozwieszony w kilku miejscach w Augustowie, a jego cyfrowa kopia już na dwa tygodnie przed spotkaniem podbijała Internet.

Plakat informacyjny autorstwa Renaty Rybsztad
Plakat informacyjny autorstwa Renaty Rybsztat

 

Wszyscy uczestnicy (poza panią Mirą) spotkali się sobotniego poranka w jednej z augustowskich kawiarni, by omówić przebieg spotkania i rozładować stres narastający wraz ze zbliżającą się godziną 17. Tym bardziej, że spotkanie wiązało się z debiutami: Patrycji w roli reżyserki filmu i Uli w roli prowadzącej spotkanie. Na szczęście dzięki kawie i deserom, a przede wszystkim nieskrępowanej rozmowie napięcie zostało rozładowane błyskawicznie!

Przygotowania do spotkania. Fot. Krzysztof Zięcina
Przygotowania do spotkania. Fot. Krzysztof Zięcina

 

Panie tłumaczki błyskotliwie opowiadały o drugim dnie historii opowiedzianych w „Księdze pamięci”, pułapkach i trudnościach tłumaczeń z hebrajskiego i jidysz, o różnicach pomiędzy księgą augustowską, a księgami pamięci z innych miast i miasteczek oraz o kulturze i języku Żydów w ogóle – cyzelowaliśmy scenariusz. Spotkanie, które zaplanowaliśmy na około 1 godzinę przeciągnęło się do 2,5 godziny!

Po spotkaniu do naszej grupki dołączyła Aneta Cich, również członkini JZI i jednocześnie przewodniczka turystyczna, i rozpoczęliśmy szybką wycieczkę po Augustowie. Rozpoczęliśmy ją od zwiedzenia wystawy fotograficznej w Domu Kultury otwartej ledwie dzień wcześniej. To wystawa Wojtka Kaszleja, który zaprezentował bardzo ciekawe zestawienie fotografii. Otóż każde stanowisko składało się z trzech zdjęć: oryginalnego zdjęcia przedwojennego Augustowa i okolic wykonanego przez Judela Rotsztejna (a więc najbardziej znanego nam, gojom, augustowskiego Żyda), tego samego zdjęcia przetworzonego cyfrowo do dużych rozmiarów i pokolorowanego oraz zdjęcia wykonanego współcześnie w miarę możliwości przedstawiającego to samo ujęcie i tą samą perspektywę co na zdjęciu sprzed niemal 100 lat. Jednym słowem można było zwiedzić Augustów, ten współczesny i ten dawny, w ciągu pół godziny.

Fragment wystawy Wojciecha Kaszleja pt. "Teraz Wtedy. Przedwojenna fotografia Augustowa w bliższej odsłonie". Fot. Krzysztof Zięcina
Fragment wystawy Wojciecha Kaszleja pt. “Teraz Wtedy. Przedwojenna fotografia Augustowa w bliższej odsłonie”. Fot. Krzysztof Zięcina

 

Ostatnim etapem przygotowań była wycieczka ul. Mostową, przez cmentarz chrześcijański do pomnika wzniesionego na starym cmentarzu żydowskim. Tam Magda Sommer odczytała z hebrajskiego jedyną czytelną inskrypcję z macewy: Noach Josef syn Moszego (S)erwianski. Nota bene o Serwiańskich sporo w KPŻA!

Przy pomniku upamiętniającym augustowskich Żydów na Zarzeczu. Fot. Krzysztof Zięcina
Przy pomniku upamiętniającym augustowskich Żydów na Zarzeczu. Fot. Krzysztof Zięcina

Spotkanie

Do Domu Kultury przybyłem nieco wcześniej. Sala była już przygotowana, krzesełka na scenie ustawione, nagłośnienie i oświetlenie sprawdzone. Wkrótce nasz kolega z JZI Piotr Godlewski rozstawił swój sprzęt do rejestracji spotkania (dwie kamery) oraz telefon na statywie, dzięki któremu możliwa była transmisja spotkania na żywo na naszym profilu na Facebooku.

W foyer na stoliku powykładaliśmy książki naszego wydawnictwa. Tu chciałbym podkreślić rolę całego zespołu w tej części przygotowań. Książki należało przywieźć, wnieść, rozpakować, porozkładać, a po spotkaniu obsługiwać tych, którzy chcieli książki kupić. Nie wspomnę o informowaniu czy odpowiadaniu na pytania. To wszystko było możliwe dzięki Ryszardowi Korąkiewiczowi, Urszuli Wojewnik, Anecie Cich, Iwonie Truszkowskiej, Ewie Ostapowicz, Justynie Stolarskiej i Józi Drozdowskiej. Od zawsze twierdziłem, że zespół może zdziałać więcej niż każdy z pojedynczych jego członków. To spotkanie było perfekcyjnym tego przykładem.

Zainteresowani nadciągali tłumnie. O godzinie 17:00 w sali widowiskowej nie było już wolnych miejsc siedzących! A jeszcze pojawiali się spóźnialscy, którzy musieli szukać ratunku na dostawkach.

O 17:05 Ula wkroczyła na scenę i oficjalnie otworzyła spotkanie. Opowiedziała w skrócie o Jamińskim Zespole Indeksacyjnym (wydawało mi się, że wszyscy w Augustowie już o nas słyszeli, ale okazuje się, że na sali były osoby, które usłyszały o naszym stowarzyszeniu po raz pierwszy), a następnie zapowiedziała premierową emisję filmu „Księga (nie)pamięci”.

Film

W tej chwili jedynym śladem po augustowskich Żydach jest pomnik na dawnym cmentarzu na Zarzeczu, kilkanaście macew na Barakach oraz dawne żydowskie kamienice, rozproszone przy rynku i głównych ulicach, których pierwotnego przeznaczenia nie pamięta prawie nikt. A przecież kiedyś nikt nie wyobrażał sobie tego miasta bez żydowskich kramów, domów modlitwy, zapachu ryby po żydowsku, wszechobecnego języka jidysz. Film podąża nielicznymi śladami niegdyś prominentnej żydowskiej społeczności starając się przywrócić pamięć o tej ważnej, lecz zapomnianej części historii.

Film został zrealizowany niemal w całości społecznie. Oto lista osób, które włożyły swój wkład w powstanie filmu:

  • Reżyseria – Patrycja Zięcina
  • Zdjęcia – Kacper Głodkowski, Sandra Matyszewska
  • Dźwięk – Wojciech Kaftanowicz
  • Montaż – Michał Kurowski
  • Muzyka – Kuba Kwiatkowski
  • Produkcja – Marta Chabros

Film zostanie zgłoszony do jednego z festiwali filmów dokumentalnych, ale tutaj można zobaczyć jego trailer. Pełna wersja filmu trwa około 20 minut.

Emisji filmu towarzyszyły wielkie emocje. Sceny i przekaz był niezwykle wzruszający. Mimo, że film widziałem na różnych etapach produkcji kilkukrotnie, to podczas sobotniej premiery wyjątkowo mocno go przeżywałem. Nie wiem czy dlatego, że zrealizowała go moja córka, czy dlatego, że widziałem go w ostatecznej wersji z adekwatną muzyką, czy może dlatego, że oglądałem go razem z ponad setką osób podobnie przejętych jak ja.

Kadr z filmu "Księga (nie)pamięci". Reż. Patrycja Zięcina
Kadr z filmu “Księga (nie)pamięci”. Reż. Patrycja Zięcina

Dyskusja

Zakończenie filmu widownia nagrodziła gromkimi brawami. Światło na sali zapaliło się, ekran podniósł się do góry, a na rozświetloną reflektorami scenę weszły uczestniczki panelu dyskusyjnego.

Początkowo dyskusja toczyła się wokół filmu, później rozlała się na tematy związane z żydowską przeszłością Augustowa i upamiętnieniu augustowskich Żydów. Panie tłumaczki chętnie opowiadały o zjawisku ksiąg pamięci, o pewnej wyjątkowości księgi augustowskiej, o wyzwaniach przy tłumaczeniu. Opowieści pani Miry Kamińskiej o przedwojennym Augustowie chwytały za serce.

Po nieco dłuższej niż godzina rozmowie przyszedł czas na zaangażowanie publiczności. Kilka osób wspomniało o kontaktach członków ich rodzin z Żydami, inni z kolei mówili o upamiętnianiu augustowskich Żydów, a właściwie o trudnościach w realizacji tego zadania. Głos zabrali między innym historyk dr Łukasz Faszcza, nauczycielka bibliotekarka pani Monika Rowińska, a także pan Piotr Piłasiewicz, z którego inicjatywy utworzono żydowskie lapidarium na Barakach.

Dyskusja z publicznością. Na scenie od lewej Patrycja Zięcina, Magdalena Sommer, Monika Polit, Mira Kamińska, Urszula Zalewska. Fot. Krzysztof Zięcina
Dyskusja z publicznością. Na scenie od lewej Patrycja Zięcina, Magdalena Sommer, Monika Polit, Mira Kamińska, Urszula Zalewska. Fot. Krzysztof Zięcina

 

Burmistrz pan Mirosław Karolczuk swoją wypowiedzią wyraźnie podkreślił, że nie ma możliwości odtworzenia dawnego Augustowa, czy to w zakresie odbudowy budynku ratusza, czy cmentarza żydowskiego. Naszkicował możliwości w tym zakresie polegające na konstrukcji makiety dawnego miasta lub jego modelu 3D w wirtualnej rzeczywistości. Oba pomysły warte przejścia do etapu realizacji. Poparł również pomysł stworzenia podręcznika lub broszury przypominającej dzieciom i młodzieży dawną historię miasta ze szczególnym uwzględnieniem obecnej w nim społeczności żydowskiej.

Nie chcę pisać, że kto nie był na spotkaniu niech żałuje, bo wiem, że zainteresowanie było również wśród augustowskiej diaspory rozsianej po całej Polsce a nawet za granicą. Dlatego odsyłam do relacji zarejestrowanej z telefonu komórkowego dostępnej na profilu JZI na Facebooku.

Zakończenie

Na pewno spotkanie mogłoby trwać znacznie dłużej. Nikt nie opuścił sali przed jego zakończeniem. Panel dyskusyjny był niezwykle ciekawy, a dyskusja z publicznością inspirująca. Jesteśmy zmotywowani do dalszych działań w zakresie przypominania obecnym mieszkańcom Augustowa o jego dawnych mieszkańcach. Przy gromkich brawach wszystkie uczestniczki otrzymały podziękowania i kwiaty

Ceremonia wręczania kwiatów. Fot. Zofia Piłasiewicz
Ceremonia wręczania kwiatów. Fot. Zofia Piłasiewicz

 

Po zakończeniu spotkania foyer zatłoczyło się. Ustawiła się kolejka do zakupu książek (nie mam pojęcia jak koleżanki z JZI ogarnęły to wszystko!), mnóstwo osób zadawało pytania paniom tłumaczkom Magdzie Sommer i Monice Polit. Patrycja Zięcina już mniej oficjalnie opowiadała o swoim filmie. Niektórzy prosili gości o autografy. Były zdjęcia.

Tłoczno przy stoisku z książkami. Fot. Ryszard Korąkiewicz
Tłoczno przy stoisku z książkami. Fot. Ryszard Korąkiewicz

 

Podsumowując mogę powiedzieć, że było niezwykle ciekawie. Potwierdziły to nieoficjalne opinie zebrane wśród uczestników po spotkaniu. Również formuła spotkania (film + panel dyskusyjny) sprawdziła się doskonale. Liczę na to, że co jakiś czas, na różnych wydarzeniach, będziemy w stanie zgromadzić tak liczną grupę mieszkańców Augustowa w Domu Kultury prowadzonym przez Augustowskie Placówki Kultury, którym również serdecznie dziękujemy!

Chciałbym jednak przede wszystkim podziękować licznie przybyłej publiczności. Dla nas, członków takiego małego stowarzyszenia jest to największa forma uznania, że to co robimy i to w co wkładamy tak wiele naszego wolnego czasu jest ważne dla innych. Właśnie kontakt z Wami, czy to na spotkaniach, czy w mediach społecznościowych, czy poprzez publikacje na stronie www i książki jest naszym paliwem i mobilizuje do dalszej pracy.

Zdjęcie zbiorowe na zakończenie spotkania. Bez tych osób ani księga, ani film nie mogłyby powstać, a spotkanie w APK nie miałoby miejsca. Od lewej stoją: Łukasz Faszcza, Ryszard Korąkiewicz, Krzysztof Zięcina, Urszula Zalewska, Urszula Wojewnik, Patrycja Zięcina, Ewa Ostapowicz, Monika Polit, Magdalena Sommer, Józefa Drozdowska. W pierwszym rzędzie od lewej: Iwona Truszkowska, Aneta Cich, Justyna Stolarska. Fot. Ewa Zięcina
Zdjęcie zbiorowe na zakończenie spotkania. Bez tych osób ani księga, ani film nie mogłyby powstać, a spotkanie w APK nie miałoby miejsca. Od lewej stoją: Łukasz Faszcza, Ryszard Korąkiewicz, Krzysztof Zięcina, Urszula Zalewska, Urszula Wojewnik, Patrycja Zięcina, Ewa Ostapowicz, Monika Polit, Magdalena Sommer, Józefa Drozdowska. W pierwszym rzędzie od lewej: Iwona Truszkowska, Aneta Cich, Justyna Stolarska oraz nieobecny na zdjęciu, a obecny na spotkaniu Piotr Godlewski. Fot. Ewa Zięcina

 


Pamięć historii Żydów przywracamy i chronimy poprzez:

  • publikację i popularyzację żydowskich ksiąg pamięci: https://jzi.org.pl/sklep/, umieszczanie ich na rynku ogólnodostępnej literatury, a także w Internecie i mediach: https://tiny.pl/wtwrn
  • przybliżanie historii z życia gmin żydowskich poprzez m.in. indeksację i publikację akt metrykalnych z regionu (np. https://tiny.pl/wt9sm); baza danych na stronie www i w wyszukiwarce Geneo: https://jzi.org.pl/geneo/
  • publikację artykułów o tematyce żydowskiej (https://tiny.pl/wtc78 )

Podczas przygotowań do wydania „Księgi pamięci Żydów augustowskich” utworzono:

Wydaliśmy następujące publikacje związane z kulturą Żydów:

 

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Księga (nie)pamięci – trailer

Spotkanie 28 stycznia br. w Miejskim Domu Kultury w Augustowie rozpoczniemy od premierowej emisji filmu dokumentalnego pt. “Księga (nie)pamięci”. Na razie przedstawiamy 37-sekundowy trailer.

W tej chwili jedynym śladem po augustowskich Żydach jest pomnik na dawnym cmentarzu na Zarzeczu, kilkanaście macew na Barakach oraz dawne żydowskie kamienice, rozproszone przy rynku i głównych ulicach, których pierwotnego przeznaczenia nie pamięta prawie nikt. A przecież kiedyś nikt nie wyobrażał sobie tego miasta bez żydowskich kramów, domów modlitwy, zapachu ryby po żydowsku, wszechobecnego języka jidysz. Film podąża nielicznymi śladami niegdyś prominentnej żydowskiej społeczności Augustowa starając się przywrócić pamięć o tej ważnej, lecz zapomnianej części historii.

Serdecznie zapraszamy na pokaz w sali widowiskowej APK! Potrwa ok. 20 minut.

Reżyseria
Patrycja Zięcina

Zdjęcia
Kacper Głodkowski
Sandra Matyszewska

Dźwięk
Wojciech Kaftanowicz

Montaż
Michał Kurowski

Muzyka
Kuba Kwiatkowski

Produkcja
Marta Chabros

Link do spotkania na facebooku: https://www.facebook.com/events/3226775710966312/

 
Opublikowano Jeden komentarz

Pamięć o augustowskich Żydach

Serdecznie zapraszamy na spotkanie pt. "Pamięć o augustowskich Żydach", które odbędzie się 28 stycznia 2023 r. o godzinie 17:00 w sali widowiskowej Miejskiego Domu Kultury w Augustowie, Rynek Zygmunta Augusta 9. Augustowskie Placówki Kultury są współorganizatorem tego spotkania.
Zaczniemy je premierową emisją filmu dokumentalnego "Księga (nie)pamięci" w reżyserii Patrycji Zięciny (film potrwa ok. 30 minut). Potem panel dyskusyjny z udziałem m.in. tłumaczek "Księgi pamięci Żydów augustowskich":
  • Magdalena Sommer (język hebrajski)
  • Monika Polit (język jidysz)
  • Patrycja Zięcina (realizacja filmu)
  • Mira Kamińska (żywy świadek historii Żydów w Augustowie)
Spotkanie poprowadzi nasza koleżanka z JZI - Urszula Zalewska.
Przy okazji spotkania można będzie nabyć książki naszego wydawnictwa związane z kulturą Żydów w Augustowie, a więc:
  • Księga pamięci Żydów augustowskich
  • Augustów. Historia w zdjęciach zapisana
  • Ludzie wielkich marzeń

Strona wydarzenia na facebooku: https://www.facebook.com/events/3226775710966312

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Pocztówka z zapomnianej przeszłości

Augustów, ziemia suwalska
ul. Szkolna 4
Dawid Borowicz
Dla Marty

Korycin, 16 kwietnia 1920 roku

Kochana kuzynko Marto!

Otrzymałam Twoją kartkę, dziękuję za to, że do mnie pisałaś i za to, że o mnie nie zapomniałaś. My wszyscy, dzięki Najwyższemu, znajdujemy się w dobrym zdrowiu, bardzo chciałabym porozmawiać z Tobą osobiście… Cieszy mnie bardzo to, że Noach jest żołnierzem w Augustowie i że otrzymaliście pieniądze z Ameryki, ciocia otrzymała w tym tygodniu 6000 marek od swojego syna przez delegata. Nie przekazał on żadnych szczególnie interesujących wieści. Pozostańcie zdrowi i żyjcie dobrze. Wasza niezapomniana kuzynka Bobcia Kruk. Pozdrawiają was wszyscy krewni i znajomi. Pozdrawiam moją ciotkę, wujka i kuzyna życząc dobrego zdrowia. Mój ojciec, brat i siostry także pozdrawiają was wszystkich. Ciotka z Janowa już urodziła syna. Kochana kuzynko proszę do mnie napisać, przepraszam, że ja piszę tak mało i nieładnie. Adieu.

Awers kartki:

Tęsknota

Tęskni kwiat za rosą i promieniami i ptak za lasem.
Tęskni pustynia za źródłami a moje serce za Twoją postacią…


Pocztówka z kolekcji Macieja Pietrzaka
Tłumaczenie z języka jidysz: Kornelia Bałdyka, Katarzyna Kowalczyk, Ola Wydro i Maciej Staniszewski pod kierunkiem Moniki Polit

Rodzina Borowicz

Zwykła, sentymentalna pocztówka. Adresatem jest niejaki Dawid Borowicz mieszkający w Augustowie przy ul. Szkolnej. W tekście wspomniany jest również Noach – augustowski żołnierz. Kim oni byli? Czy przetrwali holocaust? Zajrzyjmy do “Księgi pamięci Żydów augustowskich” i sprawdźmy, czy te osoby są tam wspomniane. Czeka nas prawdziwa niespodzianka na str. 233 nawiązująca bezpośrednio do treści pocztówki! Tą niespodzianką jest całe wspomnienie napisane przez Noacha Borowicza, owego żołnierza, które w całości przytaczamy poniżej.

Minione czasy

Noach Borowic

Pożegnałem się z moim miastem w roku 1920, dwa tygodnie po święcie Pesach. Siedem tygodni wcześniej powołano mnie do polskiej armii. Zanim jednak zdążyłem zostać żołnierzem w pełnym znaczeniu tego słowa, wyjechałem na Litwę, bo nie chciałem by wysłano mnie do Kijowa do walki z bolszewikami. W wojsku radziliśmy sobie dobrze, bo wyróżnialiśmy się w ćwiczeniach. W moim batalionie był jeden mieszkaniec Augustowa, Reuwke Beker (syn szewca), który znał pełno zabawnych historii, umiał też grać na harmonijce i tańczyć polskie tańce. Między innymi zadziwiał wszystkich tańcząc na rękach do melodii wygrywanej na harmonijce. Polacy bardzo go lubili. Dzięki Reuwke, który był niski, lecz mocno zbudowany, krzepki i wesoły, żaden polski żołnierz nie odważył się naruszyć godności żołnierza żydowskiego. Kiedy oficerowie poinformowali nas, że planują wysłać nas do ofensywy na Kijów, dodali, że Żydzi pewnie uciekną z frontu. Od tej chwili antysemityzm zaczął podnosić głowę i nasi towarzysze goje zaczęli oczerniać Żydów. W jednej chwili staliśmy się niechcianymi pasierbami. Jednej nocy więc wydostałem się z terenu koszar przez dziurawe ogrodzenie z drutu i dotarłem do domu. Tam zmieniłem wojskowe ubrania na cywilne i wyjechałem do Suwałk. Następnej nocy przekroczyłem granicę i dotarłem do Mariampola na Litwie.

W tamtym czasie założono organizację „Hechaluc”, której centrala znajdowała się w Kownie. Dołączyłem do niej. Pracowaliśmy w gospodarstwie rolnym. Każdy, kto wyróżniał się w pracy, mógł liczyć na przyspieszony wyjazd do Izraela. Wyjechałem z Kowna w święto Chanuka w 1920 roku. Dotarłem do Tel Awiwu przez Egipt, pociągiem z Cyrenajki, razem z grupą z Litwy, w styczniu 1921 roku. Od tamtej pory nie widziałem Polski.

Po trzech latach pobytu w Izraelu udało mi się zorganizować emigrację mojej siostry Miriam. Po krótkim czasie sprowadziłem też jej narzeczonego z Warszawy. W 1924 roku sprowadziłem do Izraela także moich rodziców bł. p. i dziewczynę z Augustowa. Moja siostra nie dawała sobie rady w Izraelu i wyjechała do Ameryki ze swoją rodziną.

Wrócę jeszcze do czasów mojej młodości w Augustowie. Mieszkaliśmy naprzeciw Wielkiego Bejt Midraszu. Trzy razy dziennie uczęszczaliśmy tam na modlitwę. Byliśmy z całej duszy związani z judaizmem, z jidyszkajt. W swoim czasie zrobiło na mnie niezatarte wrażenie, gdy pewnego wieczoru święta Jom Kipur, w czasie trwania procesu Bejlisa, po modlitwie Kol Nidrej przemawiał rabin Katriel. Było to w wielkiej synagodze, przed przepięknym aron hakodesz, od jakiego nigdy nie widziałem piękniejszego i bardziej godnego. Rabin otworzył aron hakodesz, opłakując nieszczęścia, które spotykają nas z ręki nie-Żydów, a wszyscy licznie zgromadzeni płakali razem z nim i modlili się o uniewinnienie naszego rodaka. Dzięki Bogu nasze modły zostały wysłuchane i Najwyższy zlitował się nad nami.

Każdy w Augustowie znał nazwisko Borowic. Rodzina ta była chlubą miasta. Najstarszym z nich był dziadek, Hanoch Hanec bł. p. Był to człowiek uczciwy i pobożny, który przestrzegał skrupulatnie wszelkich przykazań, zarówno lżejszych jak i najsurowszych. Jego brat, Cwi Borowic, był to człowiek zaradny, znaczny kupiec i pobożny Żyd, wesoły i radosny. Z jego synów tutaj w Izraelu zmarli Szmuel Borowic, Jakow Borowic i Nisen Borowic – wszyscy byli ludźmi o wielkiej energii. Nisen i Jakow w czasie Zagłady znaleźli się aż na Syberii, lecz udało im się dożyć końca swych dni w Izraelu; Szmuelowi udało się dotrzeć do Izraela przed Zagładą i zmarł tutaj w podeszłym wieku, otoczony większością swojej rodziny. Czasy mojej młodości w Augustowie były związane z dwojgiem moich bliskich przyjaciół. Razem uczyliśmy się, spacerowaliśmy i spędzaliśmy wolny czas. Jeden z nich był synem dajana, rabina Jekutiela Azrieli, drugi to Cwi Stolnicki, syn Abrahama Icchaka, nauczyciela w Talmud Tora. Ojciec jego przewodził modłom przez cały rok w Wielkim Bejt Midraszu, był także baal krija. Był to wspaniały człowiek. Jego syn Cwi sprawuje obecnie funkcję rabina w Miami Beach w USA. Bł. p. dajan Azriel Zelig często prowadził lekcje Gemary i Tosafot w Wielkim Bejt Midraszu. W letnie wieczory spacerowaliśmy po lasach augustowskich. Było to niezwykle przyjemne. Nie zapomnę nigdy śpiewu rozmaitych ptaków i miękkiej, wysokiej trawy. We trzech byliśmy dosłownie nierozłączni. Około 1924 roku moi przyjaciele także przyjechali do Izraela. Jekutiel uczył się w jesziwie w Chewronie, a Cwi – w seminarium Hamizrachi w Jerozolimie. Mój przyjaciel Cwi wyemigrował później do Ameryki, by dołączyć do swoich rodziców. Mój ojciec, Dawid Icchak bł. p., był człowiekiem pobożnym i doskonale znającym Pismo Święte, był także baal krija. Postępował zawsze zgodnie z wersetem „Niech ta Księga Prawa będzie zawsze na twych ustach”. Jego brat, Mosze, piekarz, żył zgodnie z przykazaniami i sumiennie przestrzegał zarówno najlżejszych jak i surowych nakazów. Mam wyryte w pamięci jedno wydarzenie z czasów I wojny światowej, gdy miastem rządzili Niemcy. Panowały wówczas wielkie niedobory żywności. Przypadkiem, krótko przed świętem Pesach Niemcy przywieźli Moszemu wielki kosz pełen butelek rumu oraz rozmaite inne artykuły spożywcze. Mosze kupił je od nich, lecz nie zdążył sprzedać ich przed świętem. Poszedł więc do rabina, by zapytać czy będzie wolno użyć tych produktów po świętach. Rabin naturalnie odparł, że nie wolno korzystać z niedozwolonych produktów, które pozostaną po Pesach. Wówczas Mosze w półświęto Pesach wziął wszystkie butelki rumu i rozbił je o wielki kamień, a resztę żywności spalił. Mosze piekarz został zamordowany z całą rodziną w czasie Holokaustu.

Z młodości pamiętam obchody, które organizowali Rosjanie w dniu urodzin króla, królowej lub księcia na dużym placu przed kościołem. Kozacy i rosyjscy żołnierze, muzycy orkiestry wojskowej i oficerowie – wszyscy w przepięknych, galowych mundurach – urządzali wspaniałe pochody z towarzystwem orkiestry i duchownych w odświętnych szatach. Te uroczystości pozostawiały silne wrażenie na dzieciach szkolnych, które były tego dnia zwolnione z nauki. Także Żydzi urządzali uroczystości z tej okazji w Bejt Midraszu. U wejścia wywieszano dwie flagi rosyjskie, a kantor Ratner z chórem śpiewali „Adonaj melech nacor” i „Hanoten teszua lamlachim”, potem fragment z Psalmów, a na koniec – hymn Rosji.


Tłumaczenie: Magdalena Sommer

 
Opublikowano Dodaj komentarz

(Nie)obecność Żydów augustowskich w powieści Szymona Teżewskiego “Eteromanka”

Wydana w 2016 roku powieść Szymona Teżewskiego Eteromanka, nagrodzona w ogólnopolskim konkursie literackim „Tutaj jestem”, doskonale wpisuje się w nurt literatury regionalnej. Urodzony w Suwałkach jedynie wskutek remontu augustowskiego szpitala, Teżewski pisze książkę silnie usytuowaną w krajobrazie miejskim rodzinnego Augustowa. Miasta, które w 1931 roku zamieszkiwało ponad dwa tysiące Żydów, stanowiących dwadzieścia procent ówczesnej populacji miejskiej[1], po których nie zostało dziś nic oprócz zamkniętych cmentarzy. W przeciwieństwie do Tykocina, w którym, jak to określa Antony Polonsky, „Materialnych śladów żydowskiego życia jest mnóstwo – sęk w tym, że nie ma tam praktycznie Żydów”[2], w Augustowie nie tylko nie ma Żydów, ale i ślady ich obecności nie zostały zachowane. Na oficjalnym portalu miasta, w zakładce zatytułowanej „historia” znajdziemy jedną wzmiankę na temat ludności żydowskiej, „Dopiero druga połowa XVIII wieku przyniosła poprawę dla rozwoju miasta. Ponownie osiedlali się tu rzemieślnicy oraz kupcy, do grona mieszkańców dołączali coraz częściej Żydzi”[3].

Nie znajdziemy tam natomiast żadnych informacji na temat wojennych losów jednej piątej mieszkańców Augustowa, którzy zginęli z rąk niemieckiego okupanta w masowych egzekucjach, bądź też, po likwidacji getta w dzielnicy Baraki, przez obóz przejściowy w Boguszach koło Grajewa, trafili do obozu zagłady w Treblince[4]. Przyjmując, iż oficjalna strona miasta prowadzona jest zgodnie z polityką miejsca i polityką pamięci, można by pomyśleć, że Augustów zapomniał o swoich Żydach.

Na tle wspomnianej nieobecności Żydów w oficjalnej narracji, a także przestrzeni miejskiej, Eteromanka jawi się jako lektura głęboko zastanawiająca. Urodzony w 1988 roku, młody pisarz przywraca pamięć Augustowa jako miasta wielokulturowego, osadzając centralną akcję swej powieści w międzywojniu, a dokładniej pomiędzy 1932 a 1936 rokiem. Prowadzi głównego bohatera, Marka Lipińskiego, po szczegółowo nakreślonej mapie ówczesnego miasta, rekonstruując nieistniejące już budynki takie, jak chasydzka bóżnica Jatke Kalniz czy Wielka Synagoga na ulicy Żabiej. Nazwy ulic przewijające się przez powieść pozwalają zaś czytelnikowi nanieść miejsca nieobecne na współczesną mapę miasta, tworząc wizję miasta palimpsestu. Podwójne nazewnictwo ulic, takich jak Mostowa/Stefana Batorego czy Poświętna/Skorupki, które autor wprowadza do powieści, dodatkowo wzmacnia poczucie wielowarstwowego, ale i przechodniego charakteru miejsc. Toponimia ulic jest barometrem przemian społecznych i politycznych, gdyż jest silnie związana z polityką miejsca i pamięci. Augustowska ulica Mostowa, na przykład, kilkakrotnie zmieniała swoją nazwę. W okresie międzywojennym stała się Stefana Batorego, następnie została przemianowana na Armii Czerwonej, by po upadku komunizmu ostatecznie powrócić do swej pierwotnej nazwy.

Wpisanie głównej akcji powieści osadzonej w międzywojniu w szerszą ramę czasową, to znaczy powojenne śledztwo w sprawie Marka Lipińskiego, uwypukla przemiany, jakie zaszły w obrębie przestrzeni miasta nie tylko na skutek wojennych zniszczeń, ale może przede wszystkim ze względu na politykę miejsca obraną przez komunistyczne władze. Wymazanie pamięci o społeczności żydowskiej było na tyle skuteczne, iż wielu współczesnych mieszkańców Augustowa wciąż nie ma świadomości wielokulturowej (i palimpsestowej) przeszłości swego miasta. Miasto palimpsest skrywa pod sobą kolejne warstwy niewidoczne dla współczesnego mieszkańca. Jednakże pisarz-mieszkaniec obdarzony jest inną wrażliwością, struny jego duszy dostrajają się do dźwięków niesłyszalnych dla ucha przeciętnego mieszkańca.

Motywem organizującym powieść jest owładnięta dybukiem maszyna do pisania, która poprzez ręce głównego bohatera snuje wizje nadchodzącej wojny. I choć prawdą jest, że podobnie jak Skrzypek na dachu, Eteromanka „ukazuje świat unieruchomiony w przedwojennych realiach, taki, do którego podchodzimy bez bolesnych emocji”[5] to jednak nie jest osadzona „w bezczasowym, ahistorycznym kokonie”[6]. Międzywojenny Augustów Teżewskiego jest z zasady światem podzielonym na „żydków”[7] i gojów, którzy, mieszkając czasem nawet po sąsiedzku, nie dążą do wzajemnych kontaktów. Jakkolwiek, jest też światem, w którym niektórzy Żydzi są bardziej „nasi”, jak zauważa jeden z bohaterów Eteromanki: „Jakoś się z tym starszym żydkiem dogadał, bo to i nie był taki żydek zupełnie zjudziały, ot, taki nasz, miejscowy i polski już prawie zupełnie”[8]. Elementem, który wydaje się kluczowy w kategoryzacji Żydów na naszych i nie-naszych przez polskich mieszkańców Augustowa jest znajomość języka polskiego. Język, jakim posługują się różne postaci Żydów w Eteromance ma zatem obrazować stopień zasymilowania danej osoby. Najbardziej zniekształconą polszczyzną posługuje się rabin, elegancką zaś wymową odznacza się wykształcony na wileńskim uniwersytecie Eliasz-Emil, pomiędzy nimi natomiast jest grupa lokalnych Żydów, którzy żydłaczą. Choć zrozumiałe dla czytelnika ze względu na ukontekstowienie postaci w okresie międzywojennym, żydłaczenie jako stylizacja językowa nadaje raczej ich wypowiedziom efekt komiczny, niż dodaje historycznej wiarygodności.

Zabiegiem, który pozwala autorowi rozłożyć akcenty na pokojowe, bezkonfliktowe współistnienie świata Żydów i nie-Żydów ma być przyjaźń pomiędzy głównym bohaterem a Eliaszem, wileńskim Żydem, który woli, by nazywano go Emilem. Trudno jednak nie potraktować postaci Eliasza-Emila inaczej niż próbę odczarowania negatywnego obrazu Żyda. By nie popaść w ton zbyt idealistyczny czy też sentymentalny, Teżewski wprowadza postać żydowskiego złodzieja, najprawdopodobniej jako próbę nakreślenia szerszej panoramy społecznej ówczesnej ludności żydowskiej. W efekcie cały obraz wydaje się dość sztuczny i wymuszony. Mimo usytuowania powieści w Augustowie, postaci Żydów mogłyby mieszkać w każdym innym polskim miasteczku. Wbrew temu, co w posłowiu do książki pisze Dominik Sołowiej, jakoby zawierała „krwiste postacie”, wszyscy bohaterowie Eteromanki są jednowymiarowi, zarówno Żydzi, jak i Polacy. Innymi słowy, nie udaje się Teżewskiemu „wyminąć rafy w postaci wystających wszędzie stereotypowych ujęć”[9]. Jednakże to nie postaci są potencjałem tej książki, ale kategoria literackiego miejsca pamięci. Eteromanka to przede wszystkim kontemplacja palimpsestowego miasta, które dało początek tej narracji. Jak pisze Elżbieta Rybicka, „Locus inicjujący gest kreacyjny poety jest konkretnym, realnym miejscem autobiograficznym, materialnym śladem przeszłości, poddanym jednak sprawczej, inwencyjnej mocy wyobraźni. (…) Nie jest zatem kreacją ex nihilo, ale żywi się pamięcią kultury”[10]. Na początku był Augustów ze swoją wielokulturową przeszłością, która, choć została wymazana, odradza się na kartach Eteromanki. W swojej lekturze powieści Teżewskiego za główną kategorię interpretacyjną przyjmuję zatem „tęsknotę za Żydem”.

W konsekwencji kluczowymi pytaniami są po pierwsze „Za jakim Żydem tęskni autor?” oraz po drugie „Skąd ta tęsknota w miejscu, które zapomniało o swoich Żydach?” Obie kwestie mają swoje zakorzenienie w kategorii pamięci miejsca, która zaś jest ściśle związana z pamięcią zbiorową. I nie będzie, moim zdaniem, nadinterpretacją, jeśli uznamy miasto Augustów za głównego bohatera powieści Teżewskiego. Podczas jednej z nocnych wędrówek po mieście główny bohater Marek Lipiński snuje rozważania na temat natury miasta i trudno nie odnieść wrażenia, że to alter ego samego autora kontempluje palimpsestowość współczesnego Augustowa:

Ulice Augustowa wzywają dziś mnie, wzywają, by wyjść w miasto i się powłóczyć. Wiem, że tylko to może mi w tym momencie przynieść konieczne ukojenie. O tej porze miasto śpi tak bardzo, że zdaje mi się, że słyszę jak chrapie. Jego serce bije wolno gdzieś pod brukami, zaczynam się  zastanawiać, gdzie leży jego serce. Czy na obecnym rynku, gdzieś w parku, czy może tam, gdzie planowano niegdyś nowy rynek, a gdzie teraz jest poczta i kort tenisowy Klubu Wioślarskiego? Może serce miasta za nic sobie ma centrum, może bije pod ołtarzem pięknego kościoła, może gdzieś nad rzeką albo na cmentarzu? I kto w ogóle powiedział, że serce ma być pod ziemią? Może wisi na haku w rzeźni, wielokrotnie zabijane przez wprawne ręce rzeźników, a może nanizane jest na cienkim włosku rozpiętym między wieżami kościoła i jest tak maleńkie jak bursztyn, że dostrzec je może tylko wprawne oko?[11]

Poszukiwanie serca miasta jest pytaniem o jego prawdziwy charakter, o jego prawdziwą tożsamość, o sekrety, które skrywa. W mieście, które się nieustannie przeobraża i przebudowuje czy ważniejsze jest to, co przypomina o przeszłości, czy to, co kieruje swój wektor ku nowoczesności, wymazując czas miniony? Czy serce miasta to centrum, ośrodek lokalnej władzy, czy też peryferia zaludnione przez jego mieszkańców? „Zabijane przez wprawne ręce rzeźników” serce miasta podlega wielokrotnej śmierci, za każdym razem, gdy jego pamięć jest zniekształcana w imię oficjalnej narracji władzy. Jest zabijane, gdy usuwa się z jego mapy społeczność żydowską, jak również, wtedy gdy przemilcza się obławę augustowską. Jednakże miejsce ma swoją własną pamięć, której nie da się wymazać. Jak zauważa Elżbieta Rybicka, „wyparte, jak wiadomo, wraca w postaci niesamowitego”[12]. Stąd pojawia się dybuk, który działa na dwóch płaszczyznach czasowych. Wewnątrz powieści opanowuje maszynę do pisania, tak by ci, którzy przy niej zasiądą, ujrzeli widmo nadchodzącej wojny i zagłady. W warstwie metatekstualnej dybuk-maszyna pisze przez samego autora, który staje się narzędziem w jej rękach. W swoim eseju Nieskończenie wielkie pogranicze Olga Tokarczuk dzieli się następującą refleksją na temat mechanizmu opisywania miejsc: „żeby opisać miejsce, trzeba być także otwartym na nazwanie tego, czego się w gruncie rzeczy nie wie; poddać się opowiadaniu, pozwolić mu się prowadzić, dawać się zaskakiwać. Być może to jedyny sposób, by miejsce opowiedziało się samo”[13].

Pamięć rodzinnego miasta pisarza domaga się przywrócenia pamięci o społeczności żydowskiej. Podobnie jak główny bohater swojej powieści, Teżewski poddaje się dybukowi, który pragnie ocalić pamięć, o tych którzy kiedyś stanowili żywą tkankę miasta Augustów. W klipie reklamowym Eteromanki Szymon Teżewski ubrany w marynarkę i kaszkiet z epoki międzywojnia siedzi przy starej maszynie do pisania i wystukuje tytułową stronę powieści[14]. W symboliczny sposób sam autor dokonuje identyfikacji ze swoim bohaterem. Następujące wyznanie Lipińskiego traktuję zatem jako deklarację samego autora: „Odczytuję więc wizję Małgorzaty i zapisuję jak skryba, popijając arakiem. Słowa jednak przelewają się przeze mnie zupełnie, jestem tylko skrybą, średniowiecznym mnichem, który przepisuje księgi w językach, których nie zna wcale”15. Pamięć o społeczności augustowskich Żydów wyłania się z kart powieści, by swoją obecnością unaocznić dzisiejszą nieobecność.

Powróćmy jednakże do pytania, za jakim Żydem tęskni Szymon Teżewski. W scenie otwarcia powieści trzydziestoletni Marek Lipiński spotyka na targu Żyda z Kowna, który usiłuje mu sprzedać maszynę do pisania. „Nauczony nieprzyjemnym doświadczeniem”[15] główny bohater pyta sprzedawcę czy aby na pewno nie jest kradziona, na co ten się obrusza i mówi:

– Pane, to je maszyna pryma sort. Ja ję z pożaru uratował, temi ręcami ję z popiołu wygrzebał! – Jął wymachiwać przede mną „temi ręcami”, a ja spostrzegłem wtedy, że nie ma on małego palca u prawej dłoni. – Potem spędziłem trzy miesięcy z lupamy, ze śrubokrętyma. Mnie Josie Kałb z Treuburga szpecjalnę instrukcję przywiózł[16].

W końcu obaj dochodzą do porozumienia i Lipiński postanawia, że pójdzie do domu po pieniądze i wróci, by dokonać zakupu maszyny. Niestety po powrocie na targ nie znajduje kowieńskiego Żyda i popada w lekką paranoję, jakoby ten uknuł intrygę przeciw niemu:

[J]akimś cudem wydumałem sobie wtedy, że mnie ten żydek śledzi od rana, bo wie, że mu pieniądze na maszynę do pisania niosę. Że mnie zaraz jaki rudy lisek sprężynowcem nadzieje i tak skończę w bramie przy rynku. Po kieszeni się klepię, bo może mnie już jakiś mosiek doliniarz obrobił.[17]

Zatem pierwsza w kolejności występowania postać żydowskiego pochodzenia jest stereotypem Żyda cwaniaka, Żyda szachraja, który dodatkowo „żydził tak, że ledwo go szło zrozumieć”[18]. Druga w kolejności pojawienia się w powieści postać Żyda, chasyda „w chałacie i czapie”[19] jest całkowitym przeciwieństwem kowieńskiego handlarza. Choć początkowo Lipiński podejrzewa napotkanego Żyda o bycie w zmowie ze sprzedawcą maszyny, po chwili uderza go aura świętości, jaką tenże chasyd roztacza wokół siebie: „[t]ak temu żydkowi dobrze z oczu patrzy, że szukam zaprzeczeń. Szukam i znajduję – że ten jest prawie jak cadyk, a tamten to był taki żydek zwyczajny, nieświęty”[20]. To właśnie postać owego chasyda, którego Lipiński bierze za zmarłego ojca w pijackim zwidzie, wydaje się centralną postacią Żyda w Eteromance, ucieleśniając to za czym możliwe, że tęskni sam autor, Żyda mędrca, Żyda filozofa. Przy każdym kolejnym spotkaniu czy wspomnieniu o owym chasydzkim rabinie, Marek Lipiński będzie określał go metaforycznym mianem swojego ojca.

Z kart powieści dowiadujemy się, że Lipiński odszedł z domu na studia w atmosferze gniewu i niezgody, że był, jak sam określa, „synem wyrodnym, ziemi nieszanującym, kochankiem plugawym, szczęśliwym młodzianem i niespełnionym artystą”[21]. Wiemy, że nie udało mu się pojednać z ojcem przed jego śmiercią i fakt ten ciąży mu sromotnie. Tak opisuje zachowanie Lipińskiego jego gospodarz: „Jak czasem nad ranem wracał, po schodach się przewalał jak lipcowa nawałnica, to gadał coś do siebie, gadał, jak to pijani ludzie gadają, z serca i z głębi trzewi. Za ojcem wołał, przepraszał go, własnego ojca o wybaczenie prosił”[22]. Alkohol podobnie jak eter, który zażywa Lipiński wraz z Małgorzatą, pozwalają wypłynąć na powierzchnię treściom wypartym, uchylając wieko skrzyni szczelnie zamkniętej za dnia. W przypadku głównego bohatera jest to wspomnienie ojca, z którym się nie zdążył pogodzić za życia, a w przypadku mieszkańca Augustowa może nim być wyparta pamięć o społeczności żydowskiej. Nie bez znaczenia jest to, iż do ostatecznego pojednania pomiędzy Markiem Lipińskim a jego zmarłym ojcem dochodzi przez dybuka, który opanowuje ciało Małgorzaty, by przekazać synowi następujące słowa: „Jedno ci tylko chciałem powiedzieć. Nie mam żalu i ty też go nie miej. … Zamów za mnie mszę gregoriańską w Studzienicach”[23]. Usłyszawszy o wizji Lipińskiego, jego sąsiad Abramowicz wykrzykuje: „Kadisz zmówić!”[24]. Zarówno msza gregoriańska, jak i kadysz symbolizują akt żałoby, która często nie tylko nie została przepracowana, ale wręcz zaniechana. Odwołując się do wspomnianej konfiguracji chasyda jako ojca, można odczytać powyższe widzenie jako akt pojednania żydowskiej i polskiej społeczności, którego warunkiem koniecznym jest odbycie rytuałów żałobnych, rytuałów, które wyrażają żal po stracie, żal, który często nie został wyrażony. Mówi o tym Piotr Paziński: „Po stronie żydowskiej – katastrofa świata; po polskiej – świadomość, że świat żydowski przestał istnieć, ale tak bolesny dla Żydów częsty brak poczucia straty, jakiegoś ubytku”[25].

Przemilczenie wojennych losów augustowskich Żydów znajduje poniekąd swoje odbicie w pierwszej wizji, jaką dybuk rękami Lipińskiego wystukuje na maszynie. Ukazuje ona augustowski rynek, a na nim linoskoczka balansującego po linie rozpiętej „pomiędzy zachodnią wieżą kościoła a wieżą magistratu”[26]. Wtem zrywa się potężna burza, symbolizująca wojenną zawieruchę, „piorun uderza w wieżę ratusza, która zapada się w sobie. Linoskoczek schodzi na drugi plan. I tak nie może przeżyć”[27]. W obliczu wojny i własnych cierpień polska społeczność nie dostrzega tragedii narodu żydowskiego. Po opłakaniu swoich zmarłych nie ma już miejsca dla Żydów.

Trzecia znacząca postać Żyda w Eteromance to wspomniany już wcześniej Eliasz-Emil, wileński przyjaciel Lipińskego z czasu studiów, przyjaciel, do którego główny bohater czuje ogromny sentyment. Wprowadzenie postaci Eliasza-Emila pozwala Teżewskiemu odczarować mity, jakie od dawna towarzyszyły społeczności żydowskiej, wśród których najsłynniejszym naturalnie jest ten o krwi chrześcijańskich dzieci dodawanej do macy.

[T]o właśnie Eliasz wyjaśnił mi niezwykle prosto, dlaczego te opowieści o plackach z krwi to bujda.

– Przecież ludzina jest niekoszerna – mówił, robiąc przy tym minę zupełnie poważną. A potem dodawał: – Poza tym niesmaczna. I właśnie za to go lubiłem[28].

Zastanawiając się nad przyczyną swojego uwielbienia dla żydowskiego przyjaciela, Lipiński dochodzi do wniosku, że to Eliaszowe opowieści o diabłach, duchach czy mokrych od łez ścianach synagogi czyniły jego postać tak fascynującą. Nie Eliaszowe dywagacje na temat świętych ksiąg żydowskich czy reguł kabały, ale żydowski folklor wzbudzał zachwyt głównego bohatera. Nad utratą dostępu do tego magicznego świata żydowskiej wyobraźni ludowej ubolewa chyba sam Teżewski, gdyż wraz z Żydami odeszły ich fantastyczne opowieści o „zasłonach, rozmowach z umarłymi, o nawiedzonych przez zmory ludziach, o rabinach wypędzających duchy”[29] czy „o cadykach, którzy ożywiali przedmioty”[30]. Sama forma powieści, wykorzystując postać dybuka, nawiązuje do tejże tradycji, jest formą hołdu złożonego żydowskiemu folklorowi. Warto nadmienić, iż w roku 1935 teatr żydowski odwiedził Augustów ośmiokrotnie, wystawiając głównie dramat Szymona An-skiego Dybuk, czyli Na pograniczu dwóch światów[31]. W przypadku Eteromanki wspomniane dwa światy to nie tylko świat materialny i duchowy, ale też świat przed- i powojenny. W powieści okres wojny jest nieobecny, jest jak przepaść, która na zawsze rozdzieliła wielokulturowy przedwojenny Augustów od jego powojennej zunifikowanej tożsamości.

Na koniec chciałabym wspomnieć o krajobrazie dźwiękowym (soundscape) powieści. Zasadą główną tegoż pejzażu jest cisza, którą naturalnie można odczytać jako absencję. Jak zauważa Elżbieta Rybicka: „W literackim ujęciu milczenie przestrzeni jest często semantyzowane za pomocą chwytu ewokacji dźwięków przeszłości, »głosu« historii i pamięci wydarzeń, które niegdyś miały w niej miejsce. … aktualna cisza jest pustką po dawnym życiu, śladem nieobecności”[32]. Ciszę w powieści przerywają jedynie nocne odgłosy stukającej maszyny, bijące serce miasta czy też pieśń żydowska. Nuci rabin ojciec, śpiewają Żydzi w synagodze, a Lipińskiemu się zdaje, że słyszy śpiew własnej babki. Zawodzenie po hebrajsku Żydów modlących się nad opętaną przez dybuka maszyną ewokuje u głównego bohatera wspomnienie babki nucącej kołysanki.

Mam gorączkę, rodzice pojechali gdzieś na tłokę, a babcia pilnuje mnie i próbuje mnie utulić do snu, aby organizm wypoczął. I śpiewa tak, jak potem już w życiu nie słyszałem. … Śpiewa tak, że kołysanka nie brzmi wcale wesoło ani nie brzmi smutno. Brzmi jednocześnie najweselej i najsmutniej na całym świecie.

Potem to nie ja umieram, a umiera babka i przez trzy noce w domu jest pełno ludzi, którzy nocami śpiewają jej, z nią żegnają się słowami: Dobranoc, sąsiadko[33].

Ludowe pieśni babki, która „śpiewa tak, jak każe jej serce i pozwala pamięć do melodii”[34] nakładają się na tradycyjne pieśni żydowskie, które w istocie brzmią „jednocześnie najweselej i najsmutniej na całym świecie”[35]. Ceremonia żałobna po zmarłej odprawiona przez bliskich i sąsiadów uwypukla nieodbytą żałobę po żydowskich sąsiadach. Stąd cisza jako dominujący krajobraz dźwiękowy, symbolizująca wyciszenie, stłumienie, nieobecność. Stukot klawiatury przywraca jednak nadzieję, że ta cisza zostanie, a może została już, przerwana. Snując swoją narrację o międzywojennym Augustowie, autor zwraca uwagę na jego charakter jako „miasta wielokrotnego zapisu”, miasta, w którym, podobnie jak w Białymstoku czy Warszawie, „dramatyczne wydarzenia historii sprawiły, iż zaburzona została ciągłość trwania tradycji miejsc i pamięci”[36]. Zniszczona tkanka miast wielokrotnego zapisu została wypełniona nową treścią, zgodną z polityką władzy, a nowa tożsamość miejsca niekoniecznie pozostała „w prostej relacji kontinuum przeszłości”[37]. Tkwi zatem w Eteromance potencjał przerzucenia mostu pomiędzy przedwojennym Augustowem a obecnym jego wcieleniem, a jako że jest to miasto rzadko tematyzowane w polskiej literaturze, tym większą siłę oddziaływania może powieść Teżewskiego mieć[38].

Są miejsca w Polsce słabo opowiedziane, miejsca niewyrażone, miejsca o zerwanej ciągłości narracyjnej, nieobecne na mentalnej mapie, miejsca peryferyjne … W takich miejscach nie można pisać ot, tak sobie. Każda niewinna opowiastka, każda skromna historyjka zostanie natychmiast przechwycona i jak szczepka rzadkiej rośliny – włożona do wody, żeby wypuścić korzenie. Są to rzadkie miejsca, gdzie mieszkańcy-czytelnicy traktują literaturę śmiertelnie poważnie. … W takich miejscach literatura wciąż pełni funkcję, o której Centrala już zapomniała: łączy ludzi w uzgadnianiu jakiejś rzeczywistości[39].

Reasumując, mimo iż Eteromance Szymona Teżewskiego nie udaje się wyjść poza schematyczne portrety postaci żydowskich, jest ona pozycją godną uwagi jako przykład literatury silnie usytuowanej w krajobrazie regionalnym, jak również czerpiącej z żydowskiego folkloru w duchu Gustava Meyrinka. Jest ważnym głosem młodego pokolenia pisarzy, którzy podejmują tematy przez lata zaniechane, wręcz przemilczane. Jest Eteromanka intrygującą próbą przywrócenia pamięci miejsca czy też dowodem na to, iż usunięcie śladów obecności Żydów z augustowskiego palimpsestu, nie oznacza ich niebytu. Miejsce pamięta, a zmarli dopominają się o pamięć, choćby i przez maszynę do pisania owładniętą przez dybuka. Czas pokaże czy uda się Eteromance osiągnąć status literackiej wizytówki Augustowa.

Bibliografia

  • Dolistowska M., Miasta wielokrotnego zapisu – Ikonosfera nowych przestrzeni tożsamości. „Czasopismo Techniczne”, Architektura/ Politechnika Krakowska, R. 107, z. 15, cz. 2 (2010).
  • Duben A., Co pozostaje? O kształtowaniu się żydowskiej przyszłości w Tykocinie, w: Żydzi wschodniej Polski, Seria V: W kręgu judaizmu, red. J. Ławski,  I.E. Rusek, Białystok 2017.
  • Paziński P., Role polskich Żydów, w: G. Jankowicz, Życie na poczytaniu, Wrocław 2016.
  • Rybicka E., Geopoetyka. Przestrzeń i miejsce we współczesnych teoriach i praktykach literackich, Kraków 2014.
  • Szlaszyński J., Augustów. Monografia historyczna, red. J. Szlaszyński, A. Makowski, Augustów 2007.
  • Teżewski S., Eteromanka, Białystok 2016.
  • Tokarczuk O., Pstrąg w migdałach, [w:] tejże, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012.

Ewelina Feldman-Kołodziejuk, Uniwerystet w Białymstoku

[1] J. Szlaszyński, Augustów. Monografia historyczna, red. J. Szlaszyński, A. Makowski, Augustów 2007, s. 374.

[2] A. Duben, Co pozostaje? O kształtowaniu się żydowskiej przyszłości w Tykocinie, w: Żydzi wschodniej Polski, Seria V: W kręgu judaizmu, red. J. Ławski, I.E. Rusek, Białystok 2017, s. 63.

[3] Źródło: Oficjalny Portal Urzędu Miasta Augustów http://www.augustow.pl/pl/historia [10.09.2017.]

[4] J. Szlaszyński, dz. cyt., s. 582.

[5] A. Duben, dz. cyt., s. 76.

[6] Tamże, s. 70.

[7] Termin używany przez bohaterów powieści w odniesieniu do społeczności żydowskiej.

[8] S. Teżewski, Eteromanka, Białystok 2016, s. 71.

[9] P. Paziński, Role polskich Żydów, w: G. Jankowicz, Życie na poczytaniu, Wrocław 2016, s. 173.

[10] E. Rybicka, Geopoetyka. Przestrzeń i miejsce we współczesnych teoriach i praktykach literackich, Kraków 2014, s. 172.

[11] S. Teżewski, dz. cyt., s. 97.

[12] E. Rybicka, Pamięć i miasto. Palimpsest vs. pole walki, „Teksty Drugie” 2011, nr 5, s. 206.

[13] O. Tokarczuk, Nieskończenie wielkie pogranicze, w: tejże, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012, s. 134.

[14] Video dostępne na stronie autora na portalu Facebook. https://www.facebook.com/szymon.tezewski/videos/1967165896837912/ [dostęp: 30.09.2017.] 15 S. Teżewski, dz. cyt., s. 129.

[15] Tamże, s. 4.

[16] Tamże, s. 4.

[17] Tamże, s. 8.

[18] Tamże, s. 4.

[19] Tamże, s. 11.

[20] Tamże, s. 11.

[21] Tamże, s. 155.

[22] Tamże, s. 53.

[23] Tamże, s. 155.

[24] Tamże, s. 156.

[25] P. Paziński, dz. cyt. s. 163.

[26] S. Teżewski, dz. cyt., s. 46.

[27] Tamże, s. 46.

[28] Tamże, s. 99.

[29] Tamże, s. 100.

[30] Tamże, s. 100.

[31] J. Szlaszyński, dz. cyt., s. 507.

[32] E. Rybicka, Geopoetyka, s. 251.

[33] S. Teżewski, dz. cyt., s. 153.

[34] Tamże, s. 153.

[35] Doskonałą ilustracją powszechnego wyobrażenia o śpiewie żydowskim jest musical Skrzypek na dachu, do którego muzykę skomponował Jerrold Lewis „Jerry” Bock. Obecnie poniekąd sam film tworzy stereotyp żydowskiego śpiewu, zwłaszcza w społecznościach nieżydowskich.

[36] M. Dolistowska, Miasta wielokrotnego zapisu – Ikonosfera nowych przestrzeni tożsamości. „Czasopismo Techniczne”, Architektura/ Politechnika Krakowska, R. 107, z. 15, cz. 2 (2010), s. 58.

[37] Tamże, s. 58.

[38] O sile oddziaływania powieści Teżewskiego na miasto i jego działania może świadczyć gra terenowa „Eterotrasa” śladami Eteromanki, która odbyła się 21 maja 2017 roku.

[39] O. Tokarczuk, Pstrąg w migdałach, [w:] tejże, Moment niedźwiedzia, Warszawa 2012, s. 131.

The (Non)Appearance of Jews From Augustów In Szymon Teżewski’s Novel “Eteromanka” (The Etheromaniac)

Summary

In his debut novel Eteromanka (The Etheromaniac), Szymon Teżewski evokes the interwar period of his hometown Augustów, which, in the 1930s, had a large Jewish community. Augustów, however, seems to have forgotten about its Jews, who lost their lives in mass executions or were killed in a concentration camp in Treblinka during World War II, as they are absent from the official narrative of the city’s past. Therefore, Eteromanka emerges as a very intriguing attempt at restoring the suppressed historical Jewish presence and writing it back into the city’s history and space. Employing the motif of a typewriter possessed by a dybbuk, Teżewski pays a tribute to the Jewish folklore and tradition. The article aims to analyze the discussed novel in terms of collective memory, memory of the place as well as explores the notion of the city as a palimpsest.

Artykuł pochodzi z repozytorium Uniwersytetu w Białymstoku: https://repozytorium.uwb.edu.pl/jspui/bitstream/11320/10018/1/E_Feldman_Kolodziejuk_%28Nie%29obecnosc_Zydow_augustowskich.pdf

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Jak powstał film “Podróż do Augustowa”

Na naszym kanale YouTube znajduje się film Naomi Sokol Zeavin pt. “Podróż do Augustowa”. Materiały do tego filmu kręcone były w 1981 roku i właśnie Augustów z tamtego czasu został na filmie uchwycony. Film dotyczy historii augustowskich żydów i ich upamiętnienia poprzez budowę pomnika na starym cmentarzu żydowskim, a poniższy, niezwykle ciekawy tekst z kolei w szczegółach opowiada jak powstał ten film. Jeśli interesuje Cię kultura i historia Żydów Suwalszczyzny, wesprzyj tłumaczenie “Księgi pamięci Żydów augustowskich”: https://jzi.org.pl/kategoria-produktu/kpza/


Podczas pełnej przygód podróży do krajów za ówczesną żelazną kurtyną w pewnym momencie znalazłam się wraz z moim byłym mężem w komunistycznej Warszawie. Był rok 1979. Siedząc w hotelowym lobby zapytałam Zaszę, naszą przewodniczkę, czy moglibyśmy opuścić grupę i wyruszyć w czterogodzinną podróż do Augustowa, gdzie urodził się mój ojciec. Chciałam zobaczyć, gdzie mieszkało wiele pokoleń rodziny Sokolskich. Przewodniczka poprosiła zaprzyjaźnionego mężczyznę, aby nas tam zawiózł; mówił po polsku i niemiecku, ale nie potrafił mówić po angielsku.

Przez całą podróż wąskimi, krętymi drogami moje serce łomotało. W końcu dotarliśmy do ładnego rynku w miasteczku położonym na obszarze przepięknego Pojezierza Augustowskiego. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił nasz kierowca, było odpytanie młodej blondynki w kiosku informacyjnym, czy wie, gdzie kiedyś był żydowski cmentarz. Miała na imię Anna. Powiedziała, że nie wie, ale zabrała nas do swojego domu w pobliżu, do swojej matki – Reginy Buksińskiej, która była jedyną nauczycielką angielskiego w tamtejszym liceum. Z domu wyszła drobna kobieta, poniżej półtora metra wzrostu, tuż po czterdziestce, z tak wielkim uśmiechem jak ona sama.

Regina od razu zabrała nas do domu Józefa Babkowskiego. Był mocno zbudowanym, krzepkim mężczyzną, miał siedemdziesiąt dziewięć lat. Głębokie zmarszczki na jego twarzy wyrażały jego ciężkie i pracowite życie. Pan Babkowski był uważany za historyka miasta. Przez całą wojnę ukrywał małą żydowską dziewczynkę, ryzykując bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Pamiętał rodzinę Sokolskich i powiedział, że robił zakupy w dwóch sklepach, których byli właścicielami. Podniósł rękę i wyciągnął ją, niezbyt wysoko, i powiedział: „Och, to byli porządni, niewysocy ludzie”. Prawdę mówiąc, mój ojciec był najwyższy z sześciu braci i dwóch sióstr, a miał tylko 168 cm wzrostu.

Regina Buksińska i Józef Babkowski. Kadr z filmu"Podróż do Augustowa"
Regina Buksińska i Józef Babkowski. Kadr z filmu”Podróż do Augustowa”

Oprowadził nas po rynku i pokazał, gdzie mieszkała moja rodzina. Powiedziałam, że chcę iść na cmentarz, aby złożyć wyrazy szacunku. Regina powiedziała “Cmentarza nie ma”, a pan Babkowski powiedział “O tak, jest” i poprowadził nas na długi spacer przez miasto do gęstego lasu. Odpychając gałęzie od twarzy, zdałam sobie sprawę, że cmentarz już nie istnieje. Pan Babkowski mówił dalej po polsku, a Regina tłumaczyła, że Niemcy zabrali wszystkie macewy i wykorzystali je do budowy dróg i chodników, resztę ułożyli w żydowskim getcie. Zapytałam: „Czy ciała nadal tu są?” Jego odpowiedź brzmiała: „Tak”. Stanie na grobach moich krewnych sprawiało, że czułam się dziwnie. W lesie stał piękny drewniany dom, w którym niegdyś przygotowywano ciała do żydowskiego pochówku, teraz mieszkała w nim polska rodzina. Tuż obok cmentarza żydowskiego stał duży cmentarz katolicki. Był całkowicie nienaruszony, wszystkie groby były na swoich miejscach.

Pan Babkowski powiedział wtedy: „Przejdźmy na drugą stronę miasta, gdzie było getto”. Dotarliśmy do niedużej dzielnicy małych domów. W rogu dużej działki znajdowało się wiele pogruchotanych nagrobków, pogrążonych w wysokiej trawie. Opowiedział nam wtedy, jak w 1941 roku, kiedy Niemcy weszli do miasta, zabrali wszystkich Żydów w wieku 15-65 lat i rozstrzelali ich w lasach pod Szczebrą, w sumie tysiąc pięćdziesięciu mężczyzn. Powiedział, że mimo odległości ludzie w mieście słyszeli wystrzały i strasznie się bali.

Macewy na terenie dawnego getta żydowskiego na Barakach. Widok z roku 1980 (po lewej) i współczesny (po prawej)
Macewy na terenie dawnego getta żydowskiego na Barakach. Widok z roku 1980 (po lewej) i współczesny (po prawej)

Wszyscy wpakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do lasu, niedaleko miasta, by zobaczyć, gdzie miało miejsce to przerażające wydarzenie. Wysokie sosny wznosiły się ku niebu. Ojciec opowiadał mi o pięknych polskich lasach. W tym momencie drzewa nie wydawały mi się już tak piękne i nie mogłam się doczekać powrotu do Warszawy. Ulżyło mi, że moi dziadkowie zmarli śmiercią naturalną na początku lat trzydziestych.

Byłam naprawdę przygnębiona w drodze powrotnej do hotelu. Milczałam, co jest u mnie rzadkością. Postanowiłam wtedy, że muszę coś zrobić, aby upamiętnić bliskich i wszystkich tych, którzy zginęli w Holokauście. Trudno było w to uwierzyć, ale teraz ani jeden mieszkaniec Augustowa nie był Żydem.

Po kilku tygodniach poważnych przemyśleń zadzwoniłam do Ambasady Polskiej w Waszyngtonie i umówiłam się na spotkanie z I sekretarzem, panem Bronisławem Stawińskim. Pojechałam się z nim zobaczyć, bo było to tylko czterdzieści pięć minut jazdy od mojego domu w Wirginii. Kiedy wszedł do pokoju, od razu pomyślałam, że wygląda jak mój zmarły ojciec. Rzeczywiście, powiedział mi, że jego babcia była Żydówką, a rodzina ukrywała się w czasie wojny w lesie. Powiedziałam mu, że chciałabym odrestaurować cmentarz żydowski i wybudować pomnik na cześć ludzi narodowości żydowskiej, którzy zginęli w Holokauście.

Sekretarz Stawiński był bardzo życzliwy i powiedział, że skontaktuje się z burmistrzem Augustowa((W tamtych czasach na czele władz miasta stał nie burmistrz lecz naczelnik)) w celu uzyskania pozwolenia na budowę pomnika. Burmistrz odrzucił naszą pierwszą prośbę, ale nalegaliśmy i za drugim razem dostaliśmy pozwolenie. Sekretarz Stawiński skontaktował mnie wtedy z organizacją żydowską zrzeszającą wszystkich Żydów w Polsce; ich siedziba mieściła się w Warszawie. Grupa nosiła nazwę Związek Religijny Wyznania Mojżeszowego, a prezesem był Moses Finkelstein. Pan Finkelstein zrobił dla nas wszystko. Sporządził plany, które wysłałam, i załatwił wszystkie potrzebne na tym etapie pieniądze. Jego partnerem w organizacji był nieżydowski szef biura Jerzy Komack. Razem odbyli kilka podróży z Warszawy do Augustowa na spotkanie z burmistrzem i ustalenie, gdzie będzie pomnik i jak duży może być ogrodzony teren.

Po powrocie do domu w Wirginii postanowiłam odwiedzić chrześcijańskie cmentarze z dużymi, wysokimi nagrobkami, aby znaleźć pomnik, który mi się podobał. Znalazłam ten idealny na cmentarzu w Aleksandrii w Wirginii i zrobiłam mu zdjęcie. Następnie udałam się do polskiego kamieniarza w Arlington w stanie Wirginia, który był na tyle uprzejmy, że bez wynagrodzenia narysował mi szkic pomnika i zwymiarował go. Napisał też instrukcje, jak ciąć kamień i jakiego materiału użyć. Wysłałam szczegóły i zdjęcia do Polski i już na miejscu zatrudniono rzeźbiarza Tobiasza Jana Trzcińskiego.

Przede mną były teraz dwa duże projekty; jeden, aby znaleźć inne osoby pochodzące z Augustowa, a drugi, aby zebrać pieniądze na budowę pomnika. Pan Stawiński podał mi nazwę i numer telefonu organizacji w Nowym Jorku „Independent Suwalk and Vicinity Benevolent Association” (Niezależne Stowarzyszenie Dobroczynne Suwałk i Okolic), która została powołana w 1905 roku. Mój ojciec przez lata chodził tam na zebrania. Pewnego lata moi rodzice zaopiekowali się Stanleyem, synem jednego z członków, który akurat przechodził przez niełatwy proces rozwodowy. Tak bliscy byli ludzie lata temu.

Pewnego dnia pojechałam z córką Jill pociągiem do Nowego Jorku na spotkanie z pochodzącym z Augustowa członkiem „Independent Suwalk and Vicinity Benevolent Association”. Był to wielkoduszny i elegancki człowiek, Sam Grodowski. Opowiedział mi o dwóch kobietach, które również przybyły z tej okolicy, Lubie Lewinson i Racheli Nunburg. Rachela mieszkała niedaleko mnie, w Maryland.

Pojechałam porozmawiać z Rachelą w kolejnym tygodniu. Kiedy weszłam do koszernego sklepu spożywczego, siedziała za ladą i nie chciała wstać. Była raczej zdystansowana i nieufna wobec mnie. Zrozumiałam, kiedy powiedziała mi, że była w obozie koncentracyjnym. Po chwili ożywiła się i obiecała przekazać darowiznę. Powiedziałam jej, że skontaktuję się z nią, kiedy zbiorę wszystkie pieniądze.

Przeprowadziłam kampanię zbierania funduszy, wysyłając listy i dzwoniąc do ludzi. Wykorzystałam adresy i telefony rodziny i znajomych, moje członkostwa w klubach, gazety i radio. Najwięcej pieniędzy otrzymaliśmy od rodziny i bliskich. Byłam bardzo aktywna politycznie, więc miałam dużą bazę adresową. Darowizny przyszły od gubernatora Wirginii Johna Daltona, naszego kongresmana Joela Broyhilla i członka Rady Nadzorczej1 Toma Davisa.

Była podobna ilość osób pochodzenia żydowskiego i nieżydowskiego, które przekazywały datki. Udało się zebrać wszystkie potrzebne fundusze! I ponieważ byłam członkiem Gildii Aktorów Filmowych i Amerykańskiej Federacji Telewizji i Radia, pomyślałam, dlaczego nie sfilmować ceremonii. Jeden z hojnych pacjentów mojego byłego męża, pan Don McNary, wsparł realizację filmu.

Lekcje polskiego brałam u przyjaciółki sekretarza Stawińskiego, młodej kobiety o imieniu Mira Creech((https://pl.wikipedia.org/wiki/Mira_Modelska-Creech [przyp. red.])). Została moją nauczycielką i przyjaciółką. Naprawdę potrzebowaliśmy więcej pieniędzy, a jej mama w Warszawie pomogła nam wymieniać pieniądze na czarnym rynku. Jej siostra Anna została moją tłumaczką, a także zatrudniła dla mnie polską ekipę filmową Interpress. Kazano mi przywieźć własny film Kodaka, ponieważ w Polsce brakowało filmu.

W 1981 roku, zaledwie rok po tym, jak napisałam do organizacji żydowskiej w Polsce, polecieliśmy do Polski na poświęcenie pomnika. Był sierpień, pogoda była naprawdę ciepła i nie zanosiło się na deszcz. Zatrzymaliśmy się w hotelu Victoria w centrum Warszawy, ale większość czasu spędziliśmy w domu Modelskich – Miry i jej mamy. Był to okres braków żywnościowych, a mimo to byli bardzo gościnni. Solidarność zyskiwała wpływy i wyglądało na to, że Rosjanie mogą wkroczyć siłą i przejąć miasto.

Hotel Victoria Intercontinental przy ul. Królewskiej w Warszawie. Początek lat 80-tych
Hotel Victoria Intercontinental przy ul. Królewskiej w Warszawie. Początek lat 80-tych

Sytuacja była bardzo napięta i trudno było zdobyć jedzenie. Trzeba było czekać w długich kolejkach po chleb, a potem przejść do innej kolejki po trochę mięsa. Zdobycie kanapki zajęłoby cały dzień. Moja przyjaciółka Mira i jej siostra Anna zabrały nawet trochę papieru toaletowego z naszej hotelowej łazienki. Policja pilnowała hotelu, więc tylko goście hotelu mogli wejść. Ludzie mieli pieniądze, ale nic nie było w sklepach. Pewnego dnia staliśmy w długiej kolejce po faszerowaną bułkę, nie z hot dogiem, ale z grzybami.

To był trudny czas na wykonanie tego, co planowaliśmy, ponieważ w Polsce panował stan wojenny((Tu autorka się myli, gdyż stan wojenny został wprowadzony dopiero 13 grudnia 1981 roku [przyp. red.])). Już następnego dnia, kiedy byliśmy w Augustowie, filmowaliśmy uroczystość, to nasz hotel w Warszawie, hotel Victoria został otoczony przez polskich żołnierzy powstrzymujących z bronią w ręku protestujących członków Solidarności. Moja ekipa filmowa bardzo martwiła się o moje bezpieczeństwo, a ja martwiłam się o ich rodziny.

Przyjechaliśmy do Polski z kartonami jedzenia, cukru, mąki, z papierosami i prezentami dla wszystkich, którzy nam pomogli. Kiedy kręciliśmy scenę ze mną siedzącą na ławce na rynku, kobieta krzyczała przez okno po polsku: “Daj nam jedzenie! Nie rób nam zdjęć!”

Dzień przed ceremonią biegaliśmy i kręciliśmy różne sceny, m.in. tę w lesie z panem Babkowskim i wywiady w hotelu. Następnego dnia na ceremonii byłam szalenie podekscytowana, bo polskie flagi zasłaniały las przed pomnikiem na cmentarzu. Wokół ogrodzonego terenu posadzono rośliny podarowane przez miasto. Dwadzieścia osiem organizacji podarowało kwiaty i postawiło je na pomniku. Harcerze i harcerki stanęli na straży honorowej i także wręczali kwiaty. Sekretarz partii komunistycznej mówił najpierw o „tej historycznej okazji”, a następnie przemówił burmistrz witając nas wszystkich oraz wspomniał o obywatelach Polski, którzy zginęli i zostali pochowani na tej świętej ziemi. Ksiądz Zdatowski również przemówił i powiedział, że ma wielki szacunek dla Żydów, gdyż on również przebywał w obozie koncentracyjnym w Moghaven((Prawdopodobnie chodzi tu o obóz koncentracyjny Mauthausen)). Podziwiał ich wolę przetrwania, bez względu na to, jak ciężko im było; byli chłostą zmuszani do ciągnięcia wozów, upadali, a potem wstawali i ciągnęli je dalej. Mówił o pamięci o Żydach i poszanowaniu ich wspomnień.

Pan Finkelstein przemawiał mówiąc: „W czasie, gdy do Augustowa weszli Niemcy, jedna trzecia z 4000 jego mieszkańców było Żydami. Prowadzili aktywne życie ramię w ramię z nieżydowskimi mieszkańcami tej społeczności. Byli kupcami, wykwalifikowanymi rzemieślnikami i fachowcami. Niektórzy z nich mieli młyny i liczne sklepy. To była dobrze prosperująca społeczność żydowska. Mieli bibliotekę i pomagali biednym. Mieli wiele synagog, w których mogli się modlić, tak jak wy macie kościoły. Wyszkolili też wielu gojow i nauczyli ich handlu. Byli prawdziwymi sąsiadami i przyjaciółmi”. Rabin Hertz, przyjezdny rabin skandował piękne słowa za zmarłych: „Al moleh rak hamim”. W tym czasie w Polsce nie było stałych rabinów. Rabin Hertz pochodził z Brooklynu w USA.

Mówiłam przez kilka minut. Przemowa, którą przygotowywałam po polsku przez pół roku, uleciała mi z pamięci, gdy zobaczyłam te wszystkie twarze patrzące na mnie. Położyłam kamień na pomniku i powiedziałam, że zgodnie z tradycją żydowską zostawiamy kamienie na grobie, który odwiedziliśmy, aby pokazać, że tam jesteśmy i że nam zależy. Anna przetłumaczyła wszystko, co powiedziałam, zakończyłam słowami „jen-koo-yea” po polsku (dziękuję) i to sprawiło, że wszyscy się uśmiechnęli i klaskali. Następnie wykopałam mały dołek w polskiej ziemi i zakopałam puszkę ze wszystkimi nazwiskami tych, którzy przekazali pieniądze na urzeczywistnienie tego marzenia.

Na uroczystość przyszły trzy osoby, z którymi kontaktowałam się w Ameryce. Pan Sam Grodowski opuścił Augustów w latach 30-tych jako młody chłopak. Rachael Nunburg, ocalała z getta w mieście, spędziła trzy lata w Auschwitz i której ojciec był jednym z mężczyzn rozstrzelanych w lesie. Uczestniczyła również Luba Feldman, słodka kobieta z New Jersey. Tuż po uroczystości pan Grodowski zaaranżował płatne przeniesienie nagrobków z żydowskiego getta i umieszczenie ich za pomnikiem.

Uroczystość odsłonięcia pomnika na starym cmentarzu żydowskim w Augustowie. Kadry z filmu “Podróż do Augustowa”

Cała nasza czwórka przekazała datki, dlatego po jednej stronie pomnika umieściliśmy cztery nazwiska: Sokolsky, Grodowski, Lewinson i Słowatychi. Po nich następują słowa: „Miejsce poświęcone – na tym cmentarzu spoczywają tysiące Żydów mieszkańców Augustowa i Ziemi Augustowskiej”.

Zaraz po ceremonii podeszła do mnie jedna kobieta i powiedziała po polsku, jak bardzo się cieszy, że stoi tam pomnik. Miała sąsiada Żyda, który był jej dobrym przyjacielem i byli bardzo blisko ze sobą.

Po ceremonii wszyscy byliśmy radośni, ale to szybko zmieniło się dla mnie we łzy. Kamerzysta podszedł do mnie zdenerwowany i powiedział, że ktoś ukradł niebieską plastikową torbę, którą zostawił na ziemi z filmem, który nakręciliśmy dzień wcześniej. Wygląda na to, że myśleli, że to jedzenie. Policja próbowała go znaleźć i wielu mieszkańców miasteczka zajrzało do koszy na śmieci, a nawet ogłoszono to przez głośniki z samochodu przejeżdżającego przez miasto. Bezskutecznie, beznadziejnie.

Macewy na dawnym cmentarzu żydowskim w Augustowie - stan pierwotny. Fot. Naomi Zeavin
Macewy na dawnym cmentarzu żydowskim w Augustowie – stan pierwotny. Fot. Naomi Zeavin

Nakręciliśmy tylko dzień ceremonii. Powiedziałam, że to koniec, nieważne. Po prostu nie mogłam wymyślić, co zrobić. Ale Anna i ekipa byli wspaniali i nalegali, abyśmy zrobili zdjęcia następnego dnia przed powrotem do domu. Kamerzysta wstał o świcie, i aby mnie zaskoczyć podwinął spodnie, a następnie poszedł z aparatem brodzić w rzece Netcie, żeby zrobić wspaniałe ujęcie szerokiej rzeki, przez którą mój ojciec kiedyś przepłynął stając się bohaterem miasta. Film „Podróż do Augustowa” jest dziś na płytach CD oraz w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i w Yod Visham w Izraelu.((Kopię z polską ścieżką dźwiękową przekazaliśmy również do Augustowskich Placówek Kultury [przyp. red.]))

Słyszałam, że wiele osób oglądało film w Waszyngtonie w sali badawczej Muzeum Holokaustu. Kilkoro z nich pojechało do Polski, aby zwiedzić cmentarz i pomnik. Jedna rodzina, Fishbine, wynajęła autobus dla członków rodziny, aby zwiedzić Augustów. Dodali duży własny kamień na cmentarzu. Inny mężczyzna, Hank Hchonzeit, pojechał z córką do Augustowa. Urocza Regina była przewodnikiem obu rodzin.

Regina, mój anioł, czuwał nad cmentarzem ponad trzydzieści lat. Urzędnicy w mieście są odpowiedzialni za utrzymanie cmentarza, ale kiedy coś się zepsuje, ja muszę zająć się naprawą. Regina i jej rodzina udają się i upewniają się, że okolica jest czysta i usuwają liście. Przynoszą też kwiaty i świece. Miasteczko jest w stu procentach chrześcijańskie, a jednak zawsze znajduje tam kwiaty lub świece, spoczywające na podstawie pomnika. W ostatnich latach pojawiły się graffiti i zniszczenia. Choć w mieście nie ma ani jednego Żyda, nie pojmuję, dlaczego swastyki i zniszczenia pojawiają się co roku. Burmistrz miasta karze tych, którzy wyrządzają szkody, ale wielu uchodzi to na sucho.

“List do Boga” pozostawiony na pomniku w 2007 roku. Fot. Aneta Chilmon

Od dnia ceremonii wracałam do Augustowa trzy razy, ostatnio ponad trzydzieści lat temu. W Ambasadzie Polskiej w Waszyngtonie zyskałam wielu przyjaciół.

Drzwi zostały dla mnie otwarte, a niektóre ekscytujące doświadczenia sprawiły, że dzięki powołaniu do odnowienia cmentarza, moje życie stało się pełniejsze i bardziej niezapomniane. Pierwsze wydarzenie miało miejsce, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi i dwóch młodych przystojnych mężczyzn, ubranych w ciemne garnitury, stanęło pod moimi drzwiami. Pokazali mi swoje odznaki FBI i chcieli ze mną porozmawiać. Zaprosiłam ich i pomyślałam: co zrobiłam? Wygląda na to, że przez lata nagrywali mnie, obserwowali, podsłuchiwali moje rozmowy telefoniczne i wiedzieli o moich wizytach w polskiej ambasadzie. W naszym domu również gościliśmy wielu dostojników z ambasady.

Był to czas komunizmu lat 80-tych, a w grudniu 1981 r. polski ambasador w Ameryce F. Romuald Spasowski poprosił o azyl polityczny. Agenci zapytali mnie, czy mogłabym skłonić sekretarza Stawińskiego do ucieczki. Rozmawiałam o tym z Bronisławem, ale on miał rodzinę w Polsce, więc powiedział, że chciałby, ale nie może; bałby się o ich bezpieczeństwo. Kilka lat później FBI przyszło ponownie i poprosiło mnie o szpiegowanie nowego pierwszego sekretarza, z którym się zaprzyjaźniłam, Krzysztofa Nowakowskiego. Dałam z siebie wszystko, ale nie dostałam dla nich żadnych ciekawych informacji. Chris do dziś jest moim dobrym przyjacielem. Kilka lat później, kiedy odwiedzałam Polskę, on, jego żona i syn opiekowali się mną, kiedy pojechałam ponownie odwiedzić Augustów.

Niedługo po moich wizytach w FBI dostałam nominację od prezydenta Ronalda Reagana. Wpisałam te dwie wizyty w Polsce oraz nazwiska i daty w moim kwestionariuszu. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że to nie miało znaczenia i dostałam nominację w 1985 roku.((Autorka otrzymała nominację na Członka Komitetu Doradczego ds. Sztuki 14 maja 1985 r. z rąk Prezydenta Ronalda Reagana [przyp. red.]))

Kolejne ekscytujące wydarzenie miało miejsce z udziałem Ambasady Polskiej w 1991 roku. Zaprzyjaźniłam się z nowym I sekretarzem Andrzejem Jareckim z niekomunistycznej już Ambasady Polski. Był bardzo wysokim, szczupłym i wytwornym słynnym dramatopisarzem i reżyserem filmowym w Polsce. Otrzymał wiele nagród, w tym odpowiednik naszego Oscara((Tu autorka chyba trochę przesadziła. Film “Marysia i Napoleon” na podstawie dramatu Andrzeja Jareckiego otrzymał w 1967 roku wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Filmu Barwnego w Barcelonie)). Ze względu na wzrost antysemityzmu na świecie chciałam wyprodukować nową wersję filmu z polską i angielską ścieżką dźwiękową. Pomógł mi w tym sekretarz Jarecki, podkładając jeden z głosów po polsku i pomagając w tłumaczeniu.

Wiele antysemickich incydentów miało miejsce we Francji. To skłoniło mnie do skontaktowania się z Ambasadą Francji w Waszyngtonie. Rozpoczęłam współpracę z sekretarzem prasowym Pierre Gunardem, który otworzył mi wszystkie drzwi. Przejrzałam wszystkie ich papiery i akta i dodałam zdjęcia z Francji w nowej wersji “Podróży do Augustowa”.

Nowa wersja okazała się sukcesem i zaproszono mnie do pokazania filmu na Festiwalu Żydowskim w San Francisco. Bliskim przyjacielem sekretarza Andrzeja Jareckiego był noblista z 1980 roku, poeta Czesław Miłosz, który wówczas wykładał na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Jarecki chciał, żeby obejrzał film. Wraz z jego listem polecającym i telefonem od niego do pana Miłosza zostałam zaproszona do jego domu. Zadziwiło mnie, że poświęca mi tyle czasu mimo jego zapracowania w ważnych instytucjach. „Jak tobie, takiej drobnej, młodej kobiecie, w pojedynkę i w tak krótkim czasie, udało się wznieść pomnik poświęcony Żydom za żelazną kurtyną?”

Moja odpowiedź była taka, że tysiące rąk pomagało i wiele serc spełniło marzenie. Żydzi wierzą, że jeśli kogoś się wspomina, ten ktoś odżywa, a mając pomnik ludzie są niejako zmuszeni do myślenia o Żydach, którzy tam kiedyś mieszkali. Oni odżywają.

Naprawdę wierzę, że to Bóg prowadził mnie przez całą drogę w tej podróży, bo bez Niego nie udałoby mi się. Jestem tylko jednym z jego narzędzi.




 
  1. Fairfax County Board of Supervisors []
Opublikowano Dodaj komentarz

Tajemnice niemieckiej okupacji w Augustowie

czyli sprawa uratowanej dziewczynki i historia upamiętnienia Żydów augustowskich

W 1980 roku (lub wiosną 1981) mój teść Józef Babkowski poprosił mnie o podwiezienie jego i jego znajomych do Urzędu. Okazało się, że tymi znajomymi są Żydzi z USA – 3 albo 4 osoby po 70-tce, dobrze mówiące po polsku, elegancko ubrane. Mój teść miał wtedy ok. 77 lat i chorował na serce, więc moja pomoc była mu jak najbardziej potrzebna. Woziłem go i jego gości do Urzędu Miasta i do Naczelnika Powiatu. Być może jeszcze gdzieś, bo służyłem, jako kierowca ze trzy, cztery razy. Potem jadłem z nimi obiad w domu u Babkowskich. Przybysze zachowywali się swobodnie w mojej obecności, ale nie przypominam sobie, żeby w rozmowie poruszano temat budowy pomnika ku czci augustowskich Żydów.

Nie byłem wówczas świadomy, w jakim celu goście z USA odwiedzają urzędy i co załatwiają. Pamiętam, że była wśród nich kobieta około 80-tki, o wesołym i dość głośnym sposobie bycia, sprawiająca wrażenie osoby wiodącej rej w tym towarzystwie. Z ich wypowiedzi wynikało, że są to byli mieszkańcy Augustowa.

Ich wizyta w Augustowie nie potrwała długo, bodajże parę dni. Cały ten czas towarzyszył im Józef Babkowski. Dopiero później dowiedziałem się, że załatwiali sprawę budowy i odsłonięcia pomnika nad jeziorem Necko, poświęconego Żydom augustowskim. W uroczystości odsłonięcia nie wziąłem udziału, bo nie zostałem o tym wydarzeniu powiadomiony. Jestem przekonany, że gdyby nie pomoc mojego teścia, pomnik ten nigdy by nie powstał. A już w latach 70-tych Józef Babkowski zabiegał o utworzenie cmentarzyka żydowskiego na terenie dzielnicy Limanowskiego (dawne Baraki), gdzie w czasie wojny było getto. To jego inicjatywa przełożyła się na powstanie tego miejsca pamięci.

Jako chłopiec chodziłem z moim tatą do jego rodziny, gdzie przy grze w karty wspominano wojnę. Pamiętam, jak opowiadano, że Niemcy wyznaczali gospodarzy, którzy mieli konie, żeby w określone dni podstawiali furmanki do lokalnego transportu. Najczęściej było to drewno do tartaku na Lipowcu, ale jednego dnia wożono nagrobki z cmentarza żydowskiego i ładowano je do wagonów. Dokąd je wywieziono – nikt nie wiedział. Prawdopodobnie miały posłużyć, jako materiał budowlany. Pamiętam jak mówiono, że Niemcy zabraniali karmić konie owsem, bo ten był zarezerwowany tylko dla niemieckich koni wojskowych.

Mój teść był osobą mocno doświadczoną przez życie, zapewne przez to pozostał bardzo skryty i trzymał swoje tajemnice tylko dla siebie. Urodził się w 1902 roku w Strękowiźnie koło Augustowa i tam mieszkał mniej więcej do połowy II wojny światowej, prowadząc gospodarstwo rolne. W czasie wojny zabudowania zostały spalone, prawdopodobnie przez Niemców, bo leżały z dala od wsi i mogły dawać schronienie partyzantom. Razem z żoną i dziećmi tułał się potem po wsiach powiatu augustowskiego, zatrzymywał u rodziny i znajomych. W sumie, do końca wojny przebywał w 11 różnych miejscach. Po wyzwoleniu wybudował dom w Augustowie przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej 1 (dziś Mostowa 1A) na gruzach domu należącego przed wojną do jakiegoś Żyda. Doczekał się 10 dzieci, zmarł w 1982 roku w Augustowie.

Przed wojną teść miał oprócz gospodarstwa rolnego także firmę budowlaną (do dziś stoją drewniane budynki Domu Opieki Caritas w Studzienicznej pod Augustowem, postawione przez jego zakład), nieraz więc prowadził interesy z augustowskimi Żydami i utrzymywał z nimi bardzo dobre stosunki. Być może te znajomości spowodowały, że w czasie wojny razem z żoną przechowywali żydowską dziewczynkę, prawdopodobnie była to Krystyna Rechtman (córka Leona czy Maxa – nie wiadomo. Leon i Max Rechtmanowie pochodzili z Augustowa). Po wojnie pisała listy po polsku do Babkowskiego, przychodziły z RPA, ale teść nigdy i nikomu ich nie ujawnił. W latach 1937 i 1938 Janinie i Józefowi Babkowskim urodziły się dwie córki, które niestety zmarły w wieku niemowlęcym. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że uratowana dziewczynka miała papiery którejś ze zmarłych. Nie wiem tego na pewno, ale wydawałoby się to logiczne. Możliwe, że Babkowscy pomagali też doktorowi Szorowi (pisownia fonetyczna). Niestety teść o pewnych sprawach nie rozmawiał ani ze mną, ani nawet ze swoimi dziećmi. Dawał do zrozumienia, że lepiej go nie pytać, bo nie wiadomo, kto jeszcze będzie w Polsce rządził. O historii przechowywania przez Babkowskich żydowskiej dziewczynki nie słyszałem więc od nich samych, natomiast wielokrotnie opowiadali mi o tym starsi mieszkańcy Augustowa. Jedno jest pewne – Józefa Babkowskiego i Leona Rechtmana łączyły bardzo dobre stosunki oparte na olbrzymim zaufaniu.

Po wojnie teść utrzymywał kontakty z Leonem i Maxem Rechtmanami. Leon mieszkał w Austrii w Salzburgu do końca życia, zmarł w połowie lat 80-tych. Mieszkała tam również Gienia (?) Rechtman, prawdopodobnie jego córka. Max osiadł chyba w USA. Nie znam okoliczności, w jakich rodzina Rechtmanów przetrwała wojnę. Syn Leona, Owadio Rechtman wyjechał w 1936 roku na tereny ówczesnej Palestyny, w czasie wojny nie był w Polsce. Około 1966 roku Józef Babkowski pojechał do Salzburga na zaproszenie Leona i gościł tam, co najmniej kilkanaście dni. Rechtmanowie byli przed wojną bardzo majętni. Należały do nich kamienice przy Rynku Zygmunta Augusta 9 i 40, kamienica przy ul. 3-go Maja (tzw. Dom Turka), posiadali też szereg działek w okolicy obecnej szkoły nr 5 przy ul. Nowomiejskiej oraz przy ul. Kwaśnej i budynek magazynowy przy ul. Młyńskiej. Prawdopodobnie mieli również kilka jezior, a także część dzierżawili. Podobno Rechtmanowie podarowali te działki przy Nowomiejskiej pod budowę szkoły „tysiąclatki”. Możliwe, że było to w ramach jakiegoś układu, umożliwiającego Leonowi przyjazd do Polski w pierwszej połowie lat 60-tych. Moja żona pamięta, że Leon Rechtman był w Augustowie co najmniej dwa razy i kupił rodzinie Babkowskich telewizor. Po roku 1968 już więcej do Polski nie przyjechał. Co ciekawe, dzięki staraniom i zabiegom Józefa Babkowskiego, z pomocą mecenasa Stanisława Sipowicza i notariusza Kulowskiego, nieruchomości Rechtmanów (oprócz Domu Turka) nie przeszły na Skarb Państwa, a ich administratorem został nie kto inny, jak właśnie Józef Babkowski. Opiekował się tymi majątkami aż do śmierci, po nim przejął ten obowiązek jego syn Franciszek. W 1991 roku do Augustowa przyjechał z Izraela syn Leona Rechtmana, Owadio. Razem z Franciszkiem Babkowskim, z pomocą adwokata Tadeusza Nettera, odzyskali Dom Turka i do roku 2005 sprzedali wszystkie pozostałe nieruchomości. Owadio Rechtman bywał w Augustowie kilkakrotnie, a ok. 1995 roku przyjechał ze swoją córką.

Na zakończenie zabawna anegdota. Krótko po wyjeździe tej „delegacji” z USA zadzwoniono do mnie z Powiatowego Biura PZPR. Zdziwiłem się, bo do partii nigdy nie należałem. Przyjął mnie niejaki towarzysz Święcicki, który zagadnął: – A co Wy tak, towarzyszu, wozicie tego Babkowskiego? Ja na to krótko: – Bo to mój teść. Wyraźnie zaskoczony towarzysz Święcicki złapał powietrze i po dłuższej chwili wydukał: – Aha, aha, aha… Tego nie przewidział, a ówczesne przepisy nie zabraniały wozić teścia!

Sprawa żydowskiej dziewczynki pozostaje do dziś niewyjaśniona do końca. Parę lat temu pisałem do ambasady Izraela i Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, ale odpowiedziano mi, że w ich rejestrach nie figuruje żaden Józef Babkowski. Może ktoś ma jakąkolwiek wiedzę na ten temat i mógłby tę opowieść uzupełnić? A ja mam nadzieję, że moje wspominki komuś się przydadzą.

Opowieść spisała i opracowała Małgorzata Zachorowska

Artykuł ilustrują kadry z filmu “Journey to Augustów” autorstwa Naomi Sokol Zeavin.


Na początku lat 80-tych, niemal czterdzieści lat po likwidacji augustowskiego getta, nad jeziorem Necko odsłonięto pomnik, który upamiętnił mieszkańców Augustowa żydowskiego pochodzenia. Po kolejnych czterdziestu latach ciszy nadszedł czas, aby ponownie zacząć głośno rozmawiać o tamtych ludziach. Większość z nich zginęła w Holocauście. Nieliczni, jakby przeczuwając złe czasy, opuścili Augustów przed wybuchem II Wojny Światowej. I Ci właśnie, którzy ocaleli opowiedzieli nam swoją historię i historię Augustowa widzianą swoimi oczami w “Księdze pamięci Żydów augustowskich“. Planujemy wydać ją na początku 2022 roku. Zespół tłumaczy z języka hebrajskiego i jidysz już pracuje nad tekstem, którego fragmenty co jakiś czas publikujemy na naszej stronie. Zbiórka na sfinansowanie tego najbardziej kosztownego etapu trwa. Teraz, gdy ponad 90% kwoty zostało już zebrane, prowadzimy ją poprzez naszą własną stronę, utrzymując regulamin z nagrodami za wsparcie. Wpłacając nie tylko masz gwarancję uzyskania nagrody, ale też udzielasz głosu ludziom, którzy przez tak wiele lat milczeli. Zapraszamy: https://jzi.org.pl/kategoria-produktu/kpza/

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Augustowskie getto i jego likwidacja

Niemcy przesiedlili rodziny żydowskie z miasta Augustowa, Rajgrodu, Lipska i Sztabina do utworzonego getta na Barakach pomiędzy ulicą Waryńskiego i kanałem Augustowskim. Tu zgromadzono kilka tysięcy ludzi. Mieszkańców tej dzielnicy przesiedlono do mieszkań żydowskich w mieście.

Główna brama była w tym miejscu, gdzie dziś bierze początek ulica Limanowskiego i Spacerowa. Przy bramie był kantor dla żandarmów niemieckich i polskich policjantów ubranych w niemieckie mundury. W kantorku tym wydawano przepustki do wyjścia z getta. Obok był, jak drwina z praworządności, szpital, z którego nikt żywy nie wychodził. Początkowo nieboszczyków chowano przy szpitalu na prowizorycznym cmentarzu, ale szybko cmentarz przeniesiono do lasu pomiędzy dzisiejszą ulicą Kozi Rynek, Jaćwieską, a ulicą Bystrą. Tam też zrobiono dodatkową bramę do wynoszenia zmarłych. Przy głównej bramie był też niby sklepik, jeden na kilka tysięcy ludzi. Słyszałem, że można tam było kupić płacąc dolarami lub złotem.

W getcie nie byłem, ale rozmawiałem z Żydówkami, które przyganiał na Lipowiec polski policjant do niepotrzebnej nikomu pracy – kazano im grabić las. Po zagrabieniu rozsypywano zgrabki na miejsce pograbione i grabiono ponownie, przy okazji bijąc je kijem za powolną pracę. Opowiadały mi, że w getcie, w każdej izbie gnieździło się po kilka rodzin, we wszystkich komórkach, szopkach i piwnicach gnieździli się ludzie. Przed każdą studnią w dzień i w nocy ustawiały się długie kolejki. Często wracając z pracy na Lipowcu zachodziłem na ulicę w pobliżu głównej bramy i stojąc godzinami przyglądałem się scenom, jakie się tam działy. Nie mogłem zrozumieć wtedy niektórych rzeczy. Zadawałem sobie pytanie, jak taki cywilizowany kraj, jakim są Niemcy, może dokonywać takich morderstw. Nie mogłem zrozumieć, co zawinili Żydzi Niemcom, że ci w taki okropny sposób mszczą się nad nimi. Po przeczytaniu “Quo Vadis” H. Sienkiewicza porównywałem Niemców do barbarzyńskich działań Rzymian nad chrześcijanami.

Po tamtej stronie bramy stale gromadziła się duża grupa Żydów, czekających na możliwość wyjścia na roboty w mieście. Porządku pilnowali Żydzi z żółtymi opaskami na rękach. Najczęściej mieli w rękach kije i okładali tych, którzy poza kolejnością przepychali się do kantoru po zlecenie. Wszyscy wychodzący musieli być zapisani, a grupowy otrzymywał przepustkę.

Wychodzący musieli mieć naszyte na plecach i z przodu gwiazdy Dawida. Szli nie po to, aby coś zarobić, bo nikt im za pracę nie płacił. Chodziło im o to, aby cokolwiek wymienić na jedzenie.

Dantejskie sceny odbywały się przy powrocie z pracy. Wszyscy byli rewidowani. Przeszukiwali żandarmi oraz polscy policjanci w niemieckich mundurach, zabierając wszystko co cenniejsze. Niektórzy Żydzi, aby przenieść kawałek mięsa, obtaczali go krowim łajnem lub smarowali błotem. Rozwścieczeni żandarmi i policjanci bili za to “przestępców” najchętniej po głowach. Byłem świadkiem, jak żandarm wysypał kobiecie woreczek kartofli na ulicę. Natychmiast na kartofle rzucili się stojący obok Żydzi i chowali do kieszeni, nie zważając na rozkazy jakie otrzymywali.

W niedzielę 2 listopada 1942 roku słychać było na terenie Baraków wystrzały karabinowe. W całym mieście oczekiwano, że coś nastąpi. Od rana widać było dużą ilość wojska. Byli to młodzi żołnierze z Wermachtu z karabinami.

Wszystkim mieszkańcom nakazano wszystkie drzwi wychodzące na ulicę Krakowską zamknąć na klucz. Przez całą noc getto było otoczone przez wojsko.

Poszedłem na rynek, żeby zobaczyć co się dzieje. Usłyszałem, że będą wyprowadzać Żydów. Na rynku i ulicy Wojska Polskiego widać było żołnierzy i urzędników z ratusza, którzy sprawdzali, czy wszystkie drzwi do domów są zamknięte. Furtki na podwórza zakręcano drutami. Jednocześnie ogłoszono, że jeśli ktoś będzie na ulicy, zostanie włączony do idących Żydów. Nie mogąc znaleźć dobrego miejsca do obserwacji, doszedłem do rogatek z szosą grodzieńską, tam przeskoczyłem płot i schowałem się w krzakach malin.

Zbliżał się pochód, na którego czele szedł młody, przystojny mężczyzna, niosący na rękach niemowlę. Obok szła również wysoka młoda kobieta, prowadząca około 5-letnie dziecko. Po przyjściu do domu dowiedziałem się, że mężczyzna był chirurgiem, a kobieta lekarką dziecięcą, u której moja matka leczyła siostrę Marysię i brata Michała. Za nimi szli czwórkami kobiety i mężczyźni. Wszyscy coś nieśli – jedni węzełki, inni małe dzieci.

Po obu stronach kolumny maszerowali żołnierze, którzy przekleństwami, okropnym krzykiem, popychaniem lufami starali się, aby idący szli czwórkami środkiem ulicy. W dłoniach trzymali karabiny gotowe do strzału. Pochód szedł w ciszy. Gdzieniegdzie słychać było płacz dziecka. Płacz i zawodzenie narastało na rogatkach. Prawie wszyscy odwracali się i spoglądali na miasto. Widać było, że żegnali się z miejscem gdzie się urodzili i mieszkali. Wiedzieli, że już tu nie wrócą, że są skazani na śmierć. Pochód ten posuwał się w stronę Rajgrodu przez 2-3 godziny. Przeszło kilka tysięcy ludzi. Za pochodem jechały podwody, na które kładziono ludzi, którzy pomimo bicia, nie mieli siły iść.

Powyższy opis pochodzi ze wspomnień Jana Dusyna udostępnionych dzięki Muzeum Ziemi Augustowskiej.

 

Księga pamięci Żydów augustowskich

Liczymy, że przynajmniej niektóre z wymienionych przez Jana Dusyna osób uda się zidentyfikować i odkryć ich wcześniejsze losy. Losy późniejsze wszystkich mieszkańców Augustowa i okolic żydowskiego pochodzenia są dobrze znane – ich życie zakończyło się w obozach koncentracyjnych lub podczas drogi do nich. Historie postaci Żydów augustowskich ujrzą światło dzienne dzięki tłumaczeniu “Księgi pamięci Żydów augustowskich”. Projekt wsparcia tej społecznej inicjatywy trwa: https://jzi.org.pl/kategoria-produktu/kpza/

 
Opublikowano Dodaj komentarz

Produkcja i dystrybucja alkoholu w powiecie augustowskim w XIX wieku

Moje zainteresowanie tym obszarem zaczęło się, gdy odkryłem, że dwóch moich przodków, Stanisław Szociński, mieszkający w Rogowie i Jan Słomka z Dziekanowic, obaj w województwie poznańskim, wymieniono jako karczmarzy, w języku łacińskim tabernator. Pomyślałem, że to fascynujące, ponieważ sam całkiem dobrze znam życie barowe – obrazy i dźwięki, aspekty towarzyskie i społeczne oraz, oczywiście, napoje wyskokowe. To wszystko od dłuższego czasu jest częścią mojego życia. Dowiadując się, że mam w tej branży kilku przodków, życie zatoczyło koło.

Na początku lat 90-tych badałem gałąź mojej rodziny Orbik w parafii Bargłów Kościelny, której zajęciem była funkcja strzelca lasów. Zaowocowało to ciekawym artykułem o zawodach leśnych1. Przygotowując ten artykuł, zauważyłem sporo zawodów pozarolniczych w tej przecież rolniczej społeczności2. Przede wszystkim badałem zapisy chrztów w latach 1855–1867, aby sprawdzić, jakie inne zawody istniały i czy niektóre zawody rolnicze, takie jak gospodarz, pokątnik czy luźniak, uległy zmianom po emancypacji polskiego chłopstwa w 1862 r. W tamtym czasie baza danych Geneteki zawierała sporadyczne infomacje o zawodzie, i to tylko ojca, przeczytałem każdy zapis chrztu ze wspomnianego okresu. To był bardzo czasochłonny proces.

Spośród wielu różnych zawodów pozarolniczych fascynowało mnie poznanie sieci produkcji i dystrybucji alkoholu w różnych posiadłościach i wioskach. Byli gorzelni/gorzelnicy, piwowarowie, karczmarze, szynkarze, winnicy i propinatorzy. Było też mnóstwo zawodów pomocniczych, takich jak młynarze, bednarze i kotlarze. Manufaktury związane z produkcją alkoholu znajdowały się w pobliżu największych dworów, a gospody i tawerny rozsiane były po wsiach.

Typowa polska karczma.
Typowa polska karczma3.

Zaskoczyło mnie, że wszyscy zaangażowani w produkcję alkoholu w tych latach byli chrześcijanami. Przez lata, zaspokajając ciekawość o ojczyźnie moich przodków, przeczytałem wiele książek historycznych o Polsce, a także te z dzieł literatury pięknej, które mogłem znaleźć w języku angielskim. W tych książkach karczmarzami zawsze byli Żydzi. Ale dlaczego inaczej było w parafii skąd pochodzą moi przodkowie? W 2012 r. skontaktowałem się z koordynatorem indeksacji zasobów metrykalnych parafii Bargłów Kościelny dla Geneteki, Bartoszem Choroszewskim, i zapytałem go, czy podzieli się arkuszem kalkulacyjnym zawierającym wszystkie osoby związane z produkcją i dystrybucją alkoholu, co uprzejmie zrobił. Dane pokazały, że od 1807 do 1812 r. to Żydzi byli dzierżawcami karczm i tawern. Po tym czasie termin dzierżawca zniknął, podobnie arendarz karczmy, a pojawiły się określenia karczmarz i szynkarz. Czytałem kiedyś, że rząd zakazał Żydom prowadzenia takich placówek, głównie z powodu antysemickiej polemiki, że żydowscy karczmarze rujnują polskiego chłopa, namawiając go do nadużywania alkoholu, a następnie rujnując finansowo poprzez oszustwo i podstęp4. Usatysfakcjonowany tym wyjaśnieniem, zagadnienie odłożyłem na bok, mając nadzieję, że kiedyś głębiej wejdę w ten temat.

W międzyczasie przeczytałem kilka książek o Żydach w polskiej literaturze: Stranger in Our Midst: Images of the Jew in Polish Literature, autorstwa Harolda B. Segela5 i The Jewish Tavern Keeper and His Tavern in Nineteenth-century Polish Literature, autorstwa Magdaleny Opalskiej6. Wydawało się, że potwierdzają wspomniane uprzedzenia, za wyjątkiem Jankiela, dzierżawcy karczm w Panu Tadeuszu Mickiewicza, który został opisany jako dobry, uczciwy i patriotyczny Żyd7. W zeszłym roku nabyłem książkę Yankel’s Tavern: Jewish Liquor & Life in the Kingdom of Poland napisana przez Glenna Dynnera. To był dla mnie przełomowy moment i pomogło mi głębiej zrozumieć zagadnienie. Zamiast polegać wyłącznie na polskiej literaturze nieżydowskiej, Dynner badał indywidualne wnioski o koncesje na alkohol w dokumentach skarbowych z polskich archiwów, a także prośby o porady dotyczące spraw alkoholowych z archiwów rabinicznych8. W ten sposób rysuje się zupełnie inny obraz tego, co naprawdę działo się w dziedzinie produkcji i dystrybucji alkoholu, względem źródeł w literaturze czy oficjalnych statystyk i ustawodawstwa ówczesnego rosyjskiego rządu.

Czytaj dalej Produkcja i dystrybucja alkoholu w powiecie augustowskim w XIX wieku

 
  1. Orbik, Jay M. Forest Guards in Podlasia and Mazuria, East European Genealogist, Journal of the Eastern European Genealogical Society, Inc., Winter, 2010, 6-23. []
  2. Orbik, Jay M. Non-Farming Occupations in a Farming Community, Pathways and Passages, Journal of the Polish Genealogy Society of Connecticut and the Northeast, Summer 2010-Winter 2011, 26-32. []
  3. Chełmoński, Józef. “Przed karczmą – Pejzaż jesienny”, 1882, olej na płótnie, 70,8 x 130,6 cm, Muzeum Okręgowe, Bydgoszcz []
  4. Słomka, Jan and William F. Hoffman From Serfdom to Self-government: Memoirs of a Peasant from Serfdom to the Present Day. Chicago: Polish Genealogical Society of America., 2019, 124-125, 275, 382. []
  5. Segel, Harold B. Stranger in Our Midst: Images of the Jew in Polish Literature. Ithaca: Cornell University Press, 1996. []
  6. Opalski, Magdalena. The Jewish Tavern Keeper and His Tavern in Nineteenth-century Polish Literature. Jerusalem: The Zalman Shazar Center; The Center for Research on the History and Culture of Polish Jews, 1986. []
  7. Mickiewicz, Adam, and Kenneth R. Mackenzie. Pan Tadeusz. 1st American ed. New York: Hippocrene Books, 1992, 164-166. []
  8. Dynner, Glenn. Yankel’s Tavern: Jews, Liquor, and Life in the Kingdom of Poland. Oxford: Oxford University Press, 2014, 9-13. []