Działo się to w Chicago w czasach prohibicji, rządów mafii i powszechnego dostępu do broni. W tym czasie dorastało już pierwsze pokolenie potomków emigrantów z polskich ziem, w tym również z obszaru, którym się zajmujemy. Co najmniej kilkadziesiąt osób z wielkiej rodziny Bernatowiczów mająca swoje korzenie we wsi Kunicha koło Sztabina wyjechało za chlebem do USA i osiedli głównie w Chicago i okolicach. Ci bogobojni ludzie trafili do innego świata, w którym rządził pieniądz i żądza zysku. Niektórzy pogubili się w tych realiach do tego stopnia, że ich historie trafiały na pierwsze strony gazet.
Zemściła się na rzekomej rywalce – Dziennik Chicagoski – 9 lipca 1923 roku
Przeszło rok temu Marjanna Bernatowicz oświadczyła swemu mężowi, że „zabije tę kobietę w najszczęśliwszej dla niej chwili”, kiedy Józef Bernatowicz nie chciał zerwać przyjacielskich stosunków z Anną Andracką. Bernatowiczowi dotrzymała swego przyrzeczenia i w sobotę rano zabiła rzekomą rywalkę, gdy ta wsiadała do tramwaju na rogu 28 i Halsted Street.
Przed pociągnięciem cyngla zabójczej broni, Bernatowiczowa zakrzykła: „Złodziejko, męża mi ukradłaś a ja…”
Nastąpił strzał i Andracka, śmiertelnie raniona, osunęła się na ziemię nieprzytomna.
Świadkowie zabójstwa przywołali ambulans, a zabójczyni odezwała się do policji, że cieszy się z tego co zrobiła. Gdyż przez to zakończyła swe cierpienia.
W kilka godzin po tem przysięgli przy koronerze przekazali ją ławie przysięgłych, oskarżając Bernatowiczową o morderstwo, a ta nawet już w więzieniu będąc cieszyła się, że „cierpienia jej skończyły się”.
Natychmiast po strzelaninie Bernatowiczowi zabrana została na stację policyjną przy Deering Street, gdzie opowiedziała porucznikowi Dubachowi o powodach, które ją popchnęły do morderstwa.
Z zeznań jej wykazuje się, że Józef Bernatowicz zapoznał się z Andracką dwa lata temu w domu swej siostry Ewy Matczak zamieszkałej przy narożniku 31 i Morgan Street, a od tego czasu miał z nią urządzać schadzki i kupować Andrackiej najrozmaitsze podarki.
Syn chciał odebrać jej broń
W sobotę rano Bernatowiczowa wyszła ze swym dziewiętnastoletnim synem Janem z domu i czekała przy 28 i Halsted Street na ukazanie się Andrackiej, która o tym czasie zwykle zdążała do pracy.
Jan, podejrzewając, że coś złego ma się dziać, chciał odebrać matce rewolwer, ale ta odepchnęła syna i skierowała broń do rzekomej rywalki, kiedy ta wchodziła na stopień tramwajowy, strzelając do Andrackiej. Ta śmiertelnie ranna osunęła się na ziemię. Przywołano natychmiast ambulans, którym zabrano Andracką do szpitala „Peoples”, ale ta w drodze zmarła.
Bernatowicz, lat 40, organizator unji pod nazwą „Brotherhod of Railway Carmen of America” został aresztowany w swoim domu pod numerem 9902 S. Park avenue. Zeznał on, że winną wszystkiemu jest jego teściowa, gdyż stosunki jego z Andracką były tylko przyjacielskie. Miała ona rzekomo pracować jako służąca w domu Bernatowiczów w Polsce około 25 lat temu i wtedy ją też Bernatowicz poznał.
Syn miał mu grozić
Bernatowicz zeznał, iż kilkakrotnie przedtem, syn jego Jan miał mu grozić śmiercią.
Andracki zeznał podczas badań, że Bernatowiczowi kilkukrotnie telefonowała mu, iż żona jego zabawia się z Bernatowiczem, lecz temu Andracka zawsze przeczyła.
Z dalszych jego zeznań okazało się, że Bernatowiczowa miała mu powiedzieć, iż sama zajmie się tą sprawą jeśli Andracki nie zechce. Wtedy ten miał jej powiedzieć, aby „robiła co jej się podoba”, gdyż sam nie może nic poradzić.
Andracka zamieszkiwała przy 2807 S. Union Avenue, i jak sąsiedzi zeznali cieszyła się dobrą opinją, jako wzorowa i oszczędna żona.
Bernatowiczowa, która jest matką czworga dzieci, skarżyła się w zeznaniu wczoraj, iż nie myślała o zabójstwie, lecz uczyniła to, gdyż mąż nie dawał jej na utrzymanie, tak że dzieci i sama przymierały głodem, a przytem miał on maltretować wszystkich w domu.
- O emigracji Emila Leona Posta i jego ojca - 15 listopad 2024
- Cmentarz staroobrzędowców w Wodziłkach - 20 maj 2024
- Cmentarz mariawicki w Filipowie - 15 maj 2024