Czesław Orłowski urodził się 19 lipca 1904 roku w Woźnejwsi jako syn Edwarda i Emilii z domu Zawistowskiej. Szkołę elementarną rozpoczął w rodzinnej miejscowości, pod opieką nauczycielki Aleksandry Nowickiej, a następnie ukończył sześć klas w Rajgrodzie.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, w 1919 zdał egzaminy wstępne do drugiej klasy gimnazjum w Grajewie. Było to pierwsze gimnazjum w powiecie szczuczyńskim, początkowo prywatne, prowadzone przez Antoniego i Marię Gajdzińskich, a od 1920 roku funkcjonujące jako szkoła państwowa.
W 1921 roku przeniósł się do Gimnazjum im. Karola Brzostowskiego w Suwałkach, gdzie złożył egzamin maturalny. W 1925 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel w Szkole Powszechnej w Romanówce, w powiecie sokólskim. Dwa lata później, w 1927 roku, eksternistycznie zdał egzamin dyplomowy nauczycielski w Seminarium Nauczycielskim im. św. Jadwigi w Wilnie.
W swojej karierze pedagogicznej pracował w wielu miejscowościach, m.in. w Sidrze, Kundzinie, Popławcach, Malewiczach, Sokółce, a także pełnił funkcję naczelnika wydziału w Dyrekcji Okręgowej Szkół Zawodowych w Białymstoku.
Podczas pracy w Sidrze poznał Walerię Misterko, nauczycielkę pochodzącą z Tarnowa. Pobrali się 5 listopada 1928 roku w miejscowym kościele. W 1930 roku urodziła się ich córka, Czesława Anna.
W 1938 roku Czesław Orłowski rozpoczął studia pedagogiczne w Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie. Niestety, plany naukowe przerwała wojna. Wziął udział w kampanii obronnej we wrześniu 1939 roku. Po powrocie do domu, w kwietniu 1940 roku, został aresztowany przez NKWD i zesłany na Syberię.
Wojenne losy Czesława Orłowskiego, na podstawie badań w archiwach wojskowych, opracował pasjonat historii wojskowości, mjr Konrad Winiarski. Artykuł ten ukazuje, jak dokładnie można odtworzyć szlak bojowy na podstawie materiałów z Centralnego Archiwum Wojskowego.
Czesław Orłowski w 1954 roku przeniósł się z rodziną do Małopolski, w rodzinne strony żony. Zamieszkali najpierw w Czatkowicach, a później w Krzeszowicach pod Krakowem. Zmarł 17 lipca 1966 roku w Krzeszowicach. Został pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Akt chrztu Czesława Orłowskiego; parafia Rajgród, 1904 r., chrzcił ks. Józef Złotkowski
Świadectwo ukończenia przez Czesława Orłowskiego 2 klasy Gimnazjum w Grajewie; 1920 r.
Akt małżeństwa Czesława Orłowskiego i Walerii Misterko, parafia Sidra, 1928 r.Budynek szkoły w Kundzinie, 1937 r.Medal za długoletnią służbę w zawodzie nauczyciela, 1938 r.Czesław i Waleria Orłowscy, 1929 r.Czesław i Waleria Orłowscy, 1957 r.
Służba wojskowa 1927-1945
Czesław Orłowski
30 maja 1925 r. Czesław Orłowski stawił się przed komisją poborową w Suwałkach i otrzymał odroczenie obowiązku służby wojskowej. Zgodnie z Ustawą z dnia 23 maja 1924 roku o powszechnym obowiązku służby wojskowej (art. 45), osobom pobierającym naukę w ogólnokształcącej państwowej szkole średniej przysługiwało prawo do odroczenia służby oraz skrócenia jej wymiaru z dwóch lat do półtora roku.
Dla uprawnionych, 18-miesięczna służba wojskowa była realizowana w dwóch turach: najpierw 15-miesięcznej, a następnie 3-miesięcznej (zgodnie z art. 46 powyższej ustawy).
25 maja 1927 r. Czesław Orłowski został wcielony do 2 Pułku Ułanów Grochowskich im. gen. Dwernickiego, stacjonującego w Suwałkach. Otrzymał przydział do 1. szwadronu jako poborowy.
Źródło: Rozkaz dzienny 2 Pułku Ułanów nr 119 z dnia 25 maja 1927 r.
grudzień 1927 – sierpień 1928 r. Czesław Orłowski został przeniesiony do 41 Suwalskiego Pułku Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, stacjonującego w Suwałkach. Z tego okresu pochodzi poniższe zdjęcie, opatrzone własnoręcznym podpisem żołnierza.
1929 r. Czesław Orłowski odbył trzymiesięczną służbę wojskową w kompaniach nauczycielskich, pełniąc ją w dwóch jednostkach: przez osiem tygodni w 5 Pułku Piechoty Legionów w Wilnie oraz kolejne osiem tygodni w 81 Pułku Strzelców Grodzieńskich w Grodnie.
Źródło: Wniosek awansowy na stopień sierżanta z 1945 r.
sierpień 1939 r. W ramach powszechnej mobilizacji Czesław Orłowski został powołany do jednej z jednostek podporządkowanych 29 Dywizji Piechoty – prawdopodobnie był to 41 Pułk Piechoty lub 81 Pułk Strzelców Grodzieńskich.
1 września 1939 r. W pierwszym dniu wojny, podczas niemieckiego nalotu bombowego w rejonie Skierniewic, gdzie 29 Dywizja Piechoty kończyła wyładowywanie z transportów kolejowych, Czesław Orłowski został ranny w nogę.
W kolejnych dniach września 1939 roku 29 Dywizja Piechoty kontynuowała odwrót w kierunku przeprawy przez Wisłę. Wieczorem 7 września, podobnie jak oddziały 13. i 19. Dywizji Piechoty, została rozproszona. Pod Dobrą Wolą, nad rzeką Drzewiczką, sztab dywizji został rozbity przez oddziały niemieckiej 13. Dywizji Zmotoryzowanej. Przez Wisłę, w rejonie Dęblina, w dniach 11–13 września przeprawiły się jedynie nieliczne grupy żołnierzy, głównie z 76. Pułku Piechoty, pozbawione ciężkiego uzbrojenia.
Pozostałości 29 Dywizji Piechoty zostały przeorganizowane w rejonie Rejowca. Dowództwo objął płk Jan Bratro. Na mocy rozkazu generała Stefana Dęba-Biernackiego, do czasu uzupełnienia artylerii, formacja przyjęła nazwę 29 Brygady Piechoty. 17 września 1939 roku brygada liczyła siedem batalionów piechoty, baterię artylerii i kompanię saperów. Została włączona w skład improwizowanej dywizji generała Jerzego Wołkowickiego. 29 Brygada wzięła udział w drugiej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim i skapitulowała 27 września 1939 roku.
wrzesień 1939 r. Szlak odwrotu Czesława Orłowskiego w czasie kampanii wrześniowej wiódł przez Skierniewice, Chełm, Kowel i Włodawę. Po kapitulacji został internowany. Po złożeniu broni trafił do obozu jenieckiego, z którego został zwolniony w październiku 1939 roku. Wrócił wówczas w rodzinne strony.
kwiecień 1940 r. Czesław Orłowski został aresztowany przez Sowietów i wywieziony z Sokółki na Syberię. Przedwojenny adres jego zamieszkania to ul. Grodzieńska 12 w Sokółce. Początkowo trafił do obozu NKWD w Buchcie Nachodka, w rejonie Władywostoku – jednym z punktów zbornych dla transportów kierowanych na Kołymę. Następnie przewieziono go do miasta Bijsk w Kraju Ałtajskim, gdzie przebywał przez dłuższy czas.
Dzięki znajomości języka rosyjskiego, którego uczył się jeszcze przed I wojną światową w szkole elementarnej, miał możliwość korespondowania z rodziną. Zachowało się kilka jego listów do żony, które publikowane są poniżej jako świadectwo tamtych wydarzeń.
Po podpisaniu układu Sikorski–Majski latem 1941 roku, jesienią tego samego roku został zwolniony z zesłania. Podjął próbę dotarcia do formujących się jednostek Armii Andersa, jednak ostatecznie nie został wcielony – w wyniku ograniczeń wprowadzonych przez stronę sowiecką nie zdążył dołączyć do sił zbrojnych. Pozostał w Bijsku, gdzie funkcjonował Oddział Głównej Delegatury Polskiej (organizującej wsparcie dla formowania Armii Andersa), a później także przedstawicielstwo Związku Patriotów Polskich, odpowiedzialne za rekrutację do Armii Berlinga.
Wśród deportowanych do Bijska znajdowała się również rodzina Wojciecha Jaruzelskiego. Na tamtejszym cmentarzu, pod koniec lat 80., jego syn – już jako generał i polityk – ufundował symboliczny nagrobek swojemu ojcu, Władysławowi Jaruzelskiemu (1889–1942).
Lista aresztowanych przez NKWD (w tym Czesław Orłowski), 1940 r. (źródło: Ośrodek Karta)
Listy z Syberii z obozu Buchta Nachodka wysyłane do żony mieszkającej w Sokółce
29 września 1943 r. Po ogłoszeniu przez Związek Patriotów Polskich rozpoczęcia formowania Ludowego Wojska Polskiego, w tym 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, Czesław Orłowski opuścił Bijsk i dotarł do obozu szkoleniowego w Sielcach nad Oką – głównego ośrodka tworzenia nowych oddziałów.
Tego dnia stawił się przed komisją lekarską, która uznała go za zdolnego do służby wojskowej. Został wcielony do 1 Zapasowego Pułku Piechoty, gdzie rozpoczął przygotowanie do dalszej służby w szeregach Wojska Polskiego na froncie wschodnim.
Karta ewidencyjna Czesława Orłowskiego z Armii Berlinga
1 października 1943 r. Czesław Orłowski otrzymał oficjalny przydział do 1 Zapasowego Pułku Piechoty 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Była to jednostka zapasowa Ludowego Wojska Polskiego, sformowana w Sielcach na mocy rozkazu dowództwa 1 Dywizji Piechoty nr 43 z 17 lipca 1943 roku, początkowo pod nazwą Zapasowy Pułk Piechoty 1 DP. Od 26 września 1943 r. funkcjonowała już jako 1 Zapasowy Pułk Piechoty w strukturach 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR.
W styczniu i lutym 1944 roku pułk został przesunięty na Ukrainę, do miasta Sumy. Dnia 1 kwietnia 1944 roku wszedł w skład nowo utworzonej 1 Armii Polskiej w ZSRR. Po zakończeniu działań wojennych, rozkazem Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego nr 0242/org. z 10 września 1945 roku, jednostkę rozformowano.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 79 z dnia 1 października 1943 r.
5 listopada 1943 r.
Przydział do kompanii saperów 1 Zapasowego Pułku Piechoty.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 114 z dnia 05 listopada 1943 r.
9 listopad 1943 r.
Awans na kaprala
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 118 z dnia 9 listopada 1943 r.
9 grudnia 1943 r.
Wyznaczenie pisarzem.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 148 z dnia 9 grudnia 1943 r.
8 sierpnia 1944 r.
Awans na plutonowego.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 217 z dnia 8 sierpnia 1944 r.
20 października 1944 r.
Lubartów, 1944 r.Pamiątka pobytu kompanii saperów 1 Zapasowego Pułku Piechoty w okolicach Lubartowa (plutonowy Czesław Orłowski siedzi pierwszy z lewej)
5 kwietnia 1945 r.
Przydzielenie 8-dniowego urlopu nagrodowego z prawem wyjazdu do Sokółki.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 87 z dnia 05 kwietnia 1945 r.
30 kwietnia 1945 r.
Awans na sierżanta.
Źródło: Rozkaz 1 Zapasowego Pułku Piechoty nr 112 z dnia 30 kwietnia 1945 r.
13 lipca 1945 r.
Pamiątka stacjonowania w zrujnowanej Warszawie (sierżant Czesław Orłowski drugi z lewej)
Sierżant Czesław Orłowski z lewej
16 sierpnia 1945 r.
Odznaczenie Brązowym Krzyżem Zasługi przez Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego. Nr zaświadczenia: 31126 z dnia 19 lipca 1945 r.
Srebrny Krzyż zasługi otrzymany w 1957 r.
6 listopada 1945 r.
Zdemobilizowanie i powrót do domu.
Źródła:
- Centralne Archiwum Wojskowe, Wojskowe Biuro Historyczne, Warszawa
- Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Departament Współpracy ze Stowarzyszeniami i Ewidencji, Warszawa
- Ośrodek Karta https://karta.org.pl/kontakt
- Archiwum domowe Doroty Pieniążek, wnuczki Czesława Orłowskiego
Moim hobby jest genealogia. Przez lata budowałam drzewo rodzinne w oparciu o dokumenty i inne źródła... aż wreszcie badania weszły na wyższy poziom. Mam na myśli genealogiczne testy genetyczne.
Mam swoich ulubionych przodków – są to antenaci mojej babci, pochodzący głównie z parafii Rajgród, Bargłów i Białaszewo. Na początku XX wieku wielu mieszkańców tych okolic, w tym również krewni, wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych. Niektórzy z ich potomków zakupili testy genetyczne, a ja – jak rasowy detektyw – badam, grzebię i próbuję ustalić, w jaki sposób jesteśmy spokrewnieni. Często Amerykanie nie wiedzą wiele o swoich przodkach, a nazwiska bywają przekręcone, co tylko komplikuje sprawę. Wówczas muszę odtworzyć ich drzewo, zidentyfikować poprawną pisownię nazwiska i – co najtrudniejsze – ustalić miejsce pochodzenia rodziny w Polsce oraz rodzaj pokrewieństwa. Nie zawsze się to udaje. Ale im więcej dzielonego DNA (mierzonego w centymorganach – cM), tym większa szansa.
W tej historii chciałabym opowiedzieć o moim odkryciu powstańca listopadowego pochodzącego z parafii Rajgród, którego udało się zidentyfikować dzięki testom DNA.
Pewnego dnia usiadłam jak zwykle przed komputerem i zaczęłam przeglądać listę wyników na Ancestry.com. Moje oko zatrzymało się na Cherie Rosemond – osoba ta dzieli z moją babcią aż 73 cM[1]. Skandal, by tak bliski krewny wciąż pozostawał niezidentyfikowany! Czas to zmienić.
Sprawa stała się nieco zagadkowa, gdy spojrzałam na szacunkowe pochodzenie etniczne Cherie. Miała jedynie śladową domieszkę Europy Wschodniej i Bałtów – co jest nietypowe dla osób z polskimi korzeniami. To sugerowało, że jej polski przodek żył dawno temu i że nie było dalszego dopływu polskiej krwi. Skąd więc Polak – i to krewny – w jej rodzinie? Przecież nasi, ci z terenów byłego zaboru rosyjskiego, emigrowali dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Trochę wcześniej wyjeżdżali mieszkańcy zaboru pruskiego, ale to mnie nie dotyczy. Straciłam nadzieję... ale przecież to 73 cM! Warto spróbować.
Cherie nie miała nawet zbudowanego drzewa genealogicznego. Znalazłam inną osobę o nazwisku Rosemond – zapewne krewniaka – który również miał niewiele domieszki wschodnioeuropejskiej. Dzięki kilku podanym nazwiskom przodków z linii jego ojca mogłam zacząć budować drzewo. Postanowiłam pójść po najprostszej linii – nazwisku Rosemond.
Jakież było moje zdumienie, gdy cofając się pokolenie po pokoleniu, natrafiłam na Johna Rosemonda, urodzonego w Polsce! Co za niespodzianka! Ale kim był i jak znalazł się w Ameryce? To już dłuższa historia...
Nagrobek Johna Rosemonda. Findagrave.com
Na jego nagrobku widnieje napis:
Born in Poland in 1810. He took part in the great struggle for liberty of his country in 1830. Banished from his homeland he came to America in 1833 and died here in 1906.
Urodzony w Polsce w 1810 r. Brał udział w wielkiej walce o wolność swego kraju w 1830 r. Wygnany z ojczyzny przybył do Ameryki w 1833 r. i tu zmarł w 1906 r.
To jeszcze bardziej rozpaliło moją ciekawość. Daleki, lecz jednak krewny – i powstaniec listopadowy? Podczas gdy moi przodkowie to, z tego co wiem, głównie chłopi i mieszczanie. A on pochodził stąd – genetyka nie kłamie. Musi być spokrewniony. Pytanie tylko: jak?
North Carolina naturalization index, 1792-1862Wake County Alien, Naturalization and Citizenship Records Naturalization Records
Na portalu Ancestry znalazłam jego akt naturalizacji, w którym zapisano:
John Kwiatkowski born in Beresteczko in Russia – in the year 1812 – migrated to the U. States in the year 1833. April sailed from Trieste in Italy to New York and came to Wilmington, N.C. in March 1835.
Jan Kwiatkowski, urodzony w Beresteczku, w Rosji, w roku 1812 – wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w roku 1833. W kwietniu wypłynął z Triestu we Włoszech do Nowego Jorku, a w marcu 1835 roku przybył do Wilmington, Karolina Północna.
Papiery naturalizacyjne Jana KwiatkowskiegoUnited States Passport Applications, 1795-1925
John Kwiatkowski. A więc to jego pierwotne nazwisko. Ale Beresteczko (dziś na Ukrainie) nie pasuje do moich stron. I to „Wołyń” w miejscu pochodzenia – też niezbyt pomocne.
Czy Jan Kwiatkowski mógł być spokrewniony z moją rodziną? Zajrzyjmy do ksiąg parafialnych z okolic moich przodków. I oto… jest! Jan Kwiatkowski urodzony w 1810 r. w Kroszewie, parafii Rajgród.
Matką tego Jana była Ewa Borkowska, a ja mam przodków o tym nazwisku z Dreństwa, sąsiedniej wsi. Ślub Ewy z Jakubem Kwiatkowskim odnotowano w księgach parafii i gminy Rajgród – nota bene świadkiem był mój przodek, Józef Klepacki. Jakub Kwiatkowski, ojciec Jana, urodził się w parafii Janówka — to zaledwie jedna parafia dalej od Rajgrodu. Był synem Michała Kwiatkowskiego i Ewy z Czyżewskich.
Wpis „cywilny” wg Kodeksu Napoleona. Akt nr 52. Księga ślubów par. Rajgród 1809. Archiwum parafialne
A co z Ewą Borkowską? W akcie kościelnym nie podano imion rodziców. Co gorsza, w akcie cywilnym tam, gdzie powinny znajdować się imiona jej rodziców, pozostawiono puste rubryki! Czy mogła być spokrewniona z moją rodziną? Istnieje na to realna szansa...
Mój przodek Antoni Borkowski zmarł w 1812 r. Jego druga żona – Katarzyna Radziwił – nie mogła być matką Ewy. Ale z pierwszego małżeństwa z Marianną Augustyn mógł mieć córkę Ewę. Luki w metrykach XVIII wieku to rzecz powszednia.
Dzieci Antoniego Borkowskiego (zm. 1812) i jego pierwszej żony, Marianny Augustynowicz
W tym miejscu natrafiłam na ścianę. Wydaje się, że Ewa nie była spokrewniona z moją rodziną w dalszych liniach, ponieważ z każdym kolejnym pokoleniem ilość wspólnego DNA się zmniejsza. W tej sytuacji są dwie możliwości. Albo Ewa Borkowska była córką Antoniego i Marianny Augustyn (pierwszej żony), albo była córką brata tegoż Antoniego… Antoni to praprapradziadek (3× pradziadkiem) mojej babci. W przypadku tzw. „połówkowego” pokrewieństwa (czyli gdy dzielimy jednego wspólnego przodka, a nie parę), ilość wspólnego DNA przypomina tę, jaką dzieli się z 4× pradziadkami – czyli o jedno pokolenie dalej. Dlatego są dwie możliwości – albo połowiczne pokrewieństwo jedno pokolenie bliżej, lub pełne pokrewieństwo jedno pokolenie dalej. Wychodzi na to samo. Moja babcia raczej nie dzieliłaby aż 73 cM z potomkinią Johna, gdyby to była jeszcze dalsza relacja niż te dwie powyższe.
Dodatkowo, szczegółowo przeanalizowałam obie rodziny – Kwiatkowskich i Borkowskich. Mieszkały blisko siebie, a w kolejnych pokoleniach ich potomkowie znów się ze sobą łączyli. W aktach metrykalnych członkowie tych rodzin pojawiają się nawzajem jako świadkowie – co również wskazuje na silne powiązania.
No dobrze – ale co z tego wynika? Tu brakuje pewnego ogniwa łączącego Ewę Borkowską z moją rodziną, tam z kolei pojawia się enigmatyczne Beresteczko… Skąd więc mogę mieć pewność, że ten zagadkowy powstaniec był synem właśnie Ewy i że urodził się w Kroszewie?
Ale brakujące połączenie zostało uzupełnione dzięki... prasie.
Otóż John Rosemond był drukarzem. Odnalazłam artykuł, w którym przetłumaczył i opublikował list od swojego ojca – Jakuba – wysłany z Rajgrodu! Czarno na białym: „Raygorod”. To nie może być przypadek.
The Biblical Recorder, sobota, 25 sierpnia 1849 r.
Jan – wygnaniec z Polski – tęsknił za rodziną i zbierał fundusze na podróż. Napisał broszurę ze wspomnieniami, by z jej sprzedaży opłacić podróż do ojca. Czy udało im się spotkać? Tego nie wiemy.
Wiadomo jednak, że Jan był pierworodnym synem Jakuba z pierwszego małżeństwa i jedynym dzieckiem, które dożyło dorosłości. Matka, Ewa, zmarła w 1819 r. Jakub ożenił się później ponownie. Dla ojca odnalezienie zaginionego syna musiało być ogromną radością. Nie natrafiłam akt zgonu Jakuba. Na podstawie innych źródeł szacuję, że zmarł pomiędzy 1849 a 1860 rokiem. A może to on wyruszył w podróż do Ameryki, by odwiedzić syna? Kto wie…
Potomkowie Jakuba Kwiatkowskiego wraz z małżonkami
Broszura, w której John Rosemond opisał historię swojego życia to z pewnością niezwykle interesujący materiał! Niestety, nie udało mi się zdobyć oryginalnego egzemplarza. Znalazł się jednak odnaleźć przepisany fragment zawierający najbardziej interesujące nas historie.
Karta tytułowa reedycji wspomnień Johna Kwiatkowskiego-Rosemonda
Przygody Żołnierza w Młodości Jego
Szkic z Wczesnych Lat i Przygód Jana Kwiatkowskiego vel Rosemonda
Szczególnie w Polsce, Ojczyźnie Jego
W miesiącu grudniu roku 1813, gdy zabawiałem się patrząc na spadający śnieg, matka moja weszła do izby. Zbliżyła się do miejsca gdzie siedziałem i zaprowadziła mnie do przedniego pomieszczenia, gdzie oczekiwali mnie chłopi z wioski. Wśród nich spostrzegłem sędziwego starca trzymającego modlitewnik w dłoni. Wszyscy staliśmy w milczeniu, aż starzec dał znak, by uklęknąć. Pamiętam końcowe słowa modlitwy. Starzec podniósł ręce i rzekł: „O Boże, przywróć naszego przyjaciela i pana powtórnie do jego domu!”
Modlitwa się skończyła i wszyscy zasiedliśmy przy stole, gdy matka moja wydobyła z piersi list, który tego poranka otrzymała od mego ojca. Czytała go aż doszła do słowa „ranny”. Wówczas złożyła list i rzekła: „Drodzy moi, zaprosiłam was dziś tutaj, aby oznajmić wam treść tego listu, który dziś rano otrzymałam. On jest ranny i teraz leży w lazarecie, w mieście Warszawie. List ten pisał przed trzema miesiącami, lecz z powodu wielkiego zamętu i niepokojów w kraju oraz marszów wojsk, poczta była wstrzymana i dopiero dziś dotarła do mnie. Gdy tylko powróci do sił, wróci do domu. A na pamiątkę dnia jego urodzin, dnia urodzin mego syna, oraz dnia jego odejścia — co było przed trzema laty — pomyślałam, by zaprosić was wraz z żonami i dziećmi do wspólnej pokornej prośby do Ojca Niebieskiego o zachowanie życia mego męża na polu bitwy.”
„Pamiętam ten dzień dobrze,” rzekł starzec, wstając z miejsca. „Ten sam dzień, kiedy dwaj moi synowie poszli z nim — na tym samym podwórzu rozstałem się z nimi. W czasach Kościuszki, gdy starzy i młodzi, uzbrojeni w kosy i dzidy, zmuszeni byli opuścić dom i śpieszyć bronić ojczyzny. Wówczas byłem ojcem trójki dzieci. Gdy się żegnałem, moi dwaj synowie ujęli mnie za rękę i rzekli: "Ojcze nasz, kto nam chleba da, gdy ty zginiesz?" A żona moja, gdy przyciskałem niemowlę do piersi, pytała: "Kiedy powrócisz?’"W końcu wyrwałem się z ramion mej rodziny i zostawiłem ich w rękach Boga. Po trzynastu miesiącach nieobecności, powróciłem raz jeszcze do domu mego. Ale moi dwaj synowie — wpadli w ręce nieprzyjaciela. Tyran umył swe ręce w ich krwi. Odkąd moja pamięć sięga, nie zaznaliśmy pokoju — Rosja, Prusy i Austria sprzysięgły się przeciw naszemu krajowi. Miasta nasze, miasteczka i wioski płoną, a kto stanie w obronie naszej Ojczyzny? Jej dzieci coraz mniej, a wzgórza nasze broczą krwią poległych. Matki szlochają nad grobami synów swych, a tysiące żon z niemowlętami przy piersi szukają wśród zabitych i rannych, pytając: „Gdzież, ach gdzież jest mój małżonek i ojciec dzieci moich?” A jednakże krwiożerczy tyran nie dość się jeszcze nasycił. Rzeź urządził wśród cichych mieszkańców Pragi. Nie oszczędził ni płci, ni wieku, ni stanu. Wydzierał niemowlęta z kołysek na piki i roztrzaskiwał ich główki o mury. Lecz moi dwaj chłopcy!...” Starzec znów zaczął mówić o swych synach, lecz łzy zalały mu oczy, iż mówić więcej nie zdołał, i zajął na powrót swe miejsce.
Łaskawy czytelniku, trudno byłoby mi dokładnie zapamiętać wszystkie słowa starca, bom miał wówczas zaledwie cztery lata, lecz w późniejszych czasach matka moja opowiadała wszystko ojcu mojemu, łącznie z przemową owego starca.
Po zakończonej przemowie mieszkańcy wsi rozeszli się do domostw swoich, a ja wróciłem do codziennych swych zabaw — maszerowałem i ćwiczyłem się w musztrze z blaszanym karabinem i szabelką, krążąc po izbach. Gdy tak byłem zajęty, wszedł służący oznajmując mi przybycie babki mej. Ucieszyłem się wielce, bo rzadko miałem sposobność ją widywać. Wybiegłem ku niej, ucałowałem dłoń jej i zapytałem o zdrowie. Matka moja ujęła ją za rękę i posadziła na krześle. Po krótkiej rozmowie rzekła babka do matki mej: „Otrzymałam twoje zaproszenie, lecz z powodu głębokiego śniegu nie mogłam przybyć wczoraj. Pisałaś, że otrzymałaś list od mego syna. Pokaż mi go, proszę.” List został jej podany, a gdy przeczytała, wybuchła płaczem, wołając: „Mój syn ranny! O, ileż dzieci muszę jeszcze poświęcić temu tyranowi? Jednemu już wysączyli krew, a drugi teraz ranny i może umrzeć, a ja nawet godziny jego śmierci znać nie będę.”
Rozmowa pomiędzy matką moją a babką trwała aż do późnej nocy. Noc była posępna, wiatr gwizdał i targał okiennicami, przerywając ciszę nocną; tylko lampa migotała blaskiem bladym po izbie.
„Zdaje mi się, żem słyszał trąbkę pocztowego”, rzekł jeden ze służących, stojąc przy oknie. „I mnie się tak zdało”, odrzekła matka, „Lecz cóżby miał powóz pocztowy czynić na tej drodze?”
„Jeśli to powóz”, powiedziała babka, „to musi tędy jechać, bo trąbki z drogi głównej byśmy nie słyszeli.”
Trąbka zamilkła, a wszyscy uznali, iż albo powóz pojechał drogą główną, oddaloną o dwie mile, albo że wiatr uszom naszym płatał figle. Wszyscy zasiedli znów na miejsca, a ja poprosiłem, by mnie położono do snu. Wtem trąbka znów rozbrzmiała, lecz tym razem wyraźnie przed domem, a za nią głos: „Halo!”
„Cóż to znaczy?” spytała matka, drżąc i ściskając moją dłoń. „Czekaj, moje dziecię”, rzekła „Wkrótce pójdziesz spać.” Matka rozkazała natychmiast służącemu z latarnią udać się do drzwi, by wybadać, co to wszystko oznacza. Sługa spotkał przy drzwiach pocztyliona. „Gdzie pani domu? Chciałbym z nią mówić.” Drzwi otwarto, a do izby wszedł pocztylion w mundurze, z trąbką mosiężną przewieszoną przez lewe ramię. „Pani, oficer z armii pragnie się tu zatrzymać.” „Oficer z armii? O, powiedz mi, czyż to mój mąż?”
„Wiem tylko, pani, iż pewien oficer z wojska pragnie się tu zatrzymać i proszę o rychłe wniesienie jego bagażu. Czas mój ograniczony i muszę stawić się na mojej stacji o godzinie oznaczonej.” Do izby wniesiono niewielką walizkę. „Boże mój!” zawołała matka. „To imię mego męża!”
Zostałem wzięty przez matkę i babkę do salonu. Stanęliśmy rzędem przy drzwiach. Oficer wszedł, wsparty na kulach. Zatrzymał się, ukłonił się obecnym i rzekł: „Bogu dzięki, jestem znów w domu.”
„Ach! Toż to mój syn, za którym tyle łez wylałam”, zawołała babka.
„Mój mąż?... O, chodź, dziecię moje, oto twój ojciec.” Ujęła mnie na ręce, a jam został objęty dwoma kochającymi sercami.
„Jakże szczęśliwy jest żołnierz, gdy powraca do spokojnego i radosnego domu, do żony swego serca i dzieci swej miłości”, rzekł pocztylion.
Matka poleciła przygotować poczęstunek dla pocztyliona, który spożywszy go, opuścił dom. Ja zaś, bawiąc się wąsami ojca, zasnąłem na jego piersi.
Nazajutrz obudziły mnie głosy mieszkańców wsi, którzy przyszli okazać ojcu radość z jego powrotu, pytając o zdrowie jego i o niebezpieczeństwa, jakie przeżył w czasie nieobecności. Cały dzień upłynął na uroczystościach i zabawie, które wyprawione zostały na cześć powrotu ojca mego do domu.
Wkrótce potem ojciec mój poprosił i uzyskał zwolnienie z armii z powodu odniesionej rany. A potem, otoczony rodziną i przyjaciółmi, przez lata wspominał nam wojny i nieszczęścia ojczyzny naszej. Gdy zbliżałem się do trzynastego roku mego życia, ojciec mój pragnął oddać mnie do szkoły wojskowej, aby mnie wychować na żołnierza, lecz matka moja życzyła sobie widzieć mię przy ołtarzu — głoszącego ewangelię. Zaiskrzył się między nimi spór, który ostatecznie postanowiono powierzyć mojej własnej woli. Postawiono mi pytanie: czy zechcę być żołnierzem, czy też sługą Bożym? Oboje rodzice ślubowali poddać się mojej decyzji, a dzień jej ogłoszenia został wyznaczony.
Dzień ten nadszedł, a z nim przybyli moi dziadkowie, aby być świadkami mego wyboru. Wezwano mnie do osobnej izby, gdzie już wszyscy oczekiwali mego przybycia. Po kilku słowach wstępu ze strony mego ojca, wyraził on pragnienie usłyszenia mej odpowiedzi wobec zgromadzonego grona.
"Mój drogi ojcze", rzekłem "nigdy w życiu nie sprzeciwiłem się twym rozkazom. Byłem synem posłusznym i zawsze darzyłem cię czcią i miłością. Matka moja nieraz mi mawiała: „Bóg miłuje dziatki”, a ja pragnę być Jego dzieckiem i wypełniać Jego przykazania. Ty, ojcze, opowiadałeś, że Bóg ocalił cię we wszystkich bitwach — i ja chcę być wdzięcznym za Jego opiekę i modlić się nieustannie o Jego przewodnictwo w życiu. Pamiętam, i nigdy nie zapomnę, dnia modlitwy chłopów w naszym domu o twe szczęśliwe ocalenie. Klęczałem wówczas z twarzą zwróconą ku krucyfiksowi, przy boku matki mojej. Czułem w głębi serca dziecięcego, iż powrócisz — i rzeczywiście powróciłeś. Ojcze mój, gotowym wyrzec się uciech tego świata, aby poświęcić życie służbie Bożej, lecz poddaję się ochotnie twej woli."
"Cieszę się z twej odpowiedzi, synu mój", rzekł ojciec. Następnie, zwracając się do dziadków: "Moim pragnieniem było, aby udał się do szkoły wojskowej, gdyż sprawy naszej Ojczyzny nie są jeszcze ułożone, a lud nasz gnębiony jest przez najeźdźców. O, gdybyż mi dane było dożyć dnia, w którym synowie nasi pomściliby swych ojców! Lecz skoro jego serce skłania się ku Kościołowi i pragnie zostać sługą Ewangelii, sprowadzę nauczyciela, który uczyć go będzie języka łacińskiego. Ale pamiętaj, synu mój, iż Boga można miłować i służyć Mu równie wiernie w walce o Ojczyznę, jak i na ambonie, czy w każdym innym powołaniu."
Matka moja zbliżyła się do mnie, ujęła moją dłoń, pocałowała w czoło i rzekła z drżeniem: "Szczęśliwą jestem, synu mój, słysząc z własnych ust twoich, iż pragniesz służyć Bogu przez całe życie. Niechaj Pan błogosławi ci i strzeże na wszystkich ścieżkach twoich!"
Wkrótce potem sprowadzono niezbędne książki, zatrudniono nauczyciela, a pod czujnym okiem matki mej, pilnie postępowałem w naukach.
Ojciec mój dobrze przeczuwał, iż lud znów chwyci za broń. Wiedział, że jarzmo nałożone przez zaborców zbyt srogie, a nowe prawa zbyt niesprawiedliwe, a w jego sercu tliła się nieugaszona nienawiść ku Moskalowi. Ilekroć przemawiał, mówił o zemście — a niejednokrotnie, pod nieobecność matki, mawiał, że zamkną mnie w jakimś klasztorze lub innym odosobnionym miejscu.
Na wiosnę roku 1824 ojciec mój otrzymał list od mego stryja, który wówczas zamieszkiwał miasto Warszawę. Prosił on, aby posłać mnie do stolicy, bym tam kontynuował nauki w jednej ze szkół lub kolegiów, gdzie, jak twierdził, mógłbym postąpić lepiej niż w domu. Oświadczył również, iż nie posiada własnych dzieci, a koszta mego kształcenia chętnie pokryje z własnej fortuny. Ojciec mój przystał na tę propozycję, lecz matka moja, obawiając się dalekiej rozłąki, była jej przeciwna. Po długich namowach — zarówno ojca, jak i moich — wreszcie wyraziła zgodę. Przysięgłem jej, iż za rok na pewno powrócę do domu.
Dzień wyjazdu został oznaczony. Dziadkowie moi i wielu przyjaciół przybyli, by mnie pożegnać. Matka zaprowadziła mnie do pojazdu, który miał mnie zawieźć do miasta, a za nami postępowało grono znajomych, a nawet mój mały piesek, który chwytał mnie za nogi, jakby chciał mnie zatrzymać. Gdy już zająłem miejsce, spojrzałem ku ziemi i ujrzałem mego Komora, który wpatrywał się we mnie z taką żałością, jakby przeczuwał, że go opuszczam. "Matko moja, pamiętaj o moim małym Komorze, gdy mnie nie będzie!", zawołałem przez łzy. Padło hasło do odjazdu i usłyszałem już tylko szlochy na dziedzińcu. W drodze ojciec wskazał mi miasteczko Pułtusk, gdzie Francuzi rozgromili Rosjan. Zatrzymał się, spojrzał na pole i rzekł: "Pułk mój maszerował tą samą drogą. Wdarliśmy się do miasta, wypędzając Moskali z każdej ulicy." Jechaliśmy dalej wolno, aż ojciec zatrzymał się po raz wtóry, by pokazać mi miejsce, gdzie armia francuska rozdzieliła szeregi rosyjskie i wdarła się z bagnetami w sam środek nieprzyjaciela. Zauważyłem wówczas, że przeszłość głęboko utkwiła w duszy starego żołnierza, a pamięć o dawnych walkach nie przestawała tlić się w jego sercu.
Nazajutrz wkroczyliśmy do miasta Warszawy. Urok jego wspaniałych pałaców i kościołów, rozległych ogrodów z misternymi alejami i fontannami, ozdobnych ogrodzeń i pozłacanych alejek, po których snuły się tłumy przechodniów, ujął moje serce. Wszystko było dla mnie nowe i ujmujące. Rzekłem do mego ojca, że ludzie tego miasta muszą być nader szczęśliwi. Pięknie się stroją i zdają się nie czynić nic innego, jeno przechadzać się tu i tam. Ojciec uśmiechnął się z pobłażaniem nad moją niewiedzą i odparł: „Mają oni rozliczne zajęcia, które pozwalają im zarabiać na chleb bez potrzeby siania i orki.”
Wkrótce zatrzymaliśmy się przed domem okazałym. „Oto domostwo twego stryja”, rzekł ojciec. Wkroczyliśmy do środka i zostaliśmy uprzejmie powitani przez mego dobrego stryja i stryjenkę. Rozpoznali nas rychło i okazali wszelką gościnność. Zaproszono nas do salonu, gdzie w obecności ojca moja stryjenka wyraziła gotowość otoczenia mnie opieką i zapewniła, iż będzie mi matką. Po upływie tygodnia ojciec powrócił do domu, powierzając mnie trosce stryja i stryjenki.
Lecz niebawem znudziłem się blaskiem mego nowego otoczenia. Budowle, które na początku budziły mój zachwyt, straciły swój urok. „Ach!”, myślałem „nie ma to jak dom rodzinny. Nie oddałbym mojej wioski za resztę tego zgiełkliwego świata.” Tęsknota za domem ogarnęła moje serce żalem. Widok matki był mi odjęty, i łzy napływały do oczu, gdy tylko myśl moja zwracała się ku rodzinnej stronie. Jedyną pociechą było mi zapewnienie, iż po dwunastu miesiącach powrócę. Lecz i ten czas dłużył się nieskończenie, a odległość czyniła powrót trudnym.
Po roku ojciec przybył z nadzieją, iż zabierze mnie z sobą, bym ujrzał matkę. Niestety, znalazł mnie w stanie ciężkiej niemocy. Na zalecenie lekarza zmuszony był pozostawić mnie na dalsze dwanaście miesięcy.
Wkrótce po jego wyjeździe odzyskałem zupełne zdrowie, lecz rozpoczął się u mnie spadek w naukach łacińskich i greckich. Myśli moje oderwały się od nauki ku szkole wojskowej, i częstokroć żałowałem, iż nie wybrałem służby wojskowej zamiast posługi duchownej. Odwiedzałem plac wojskowy, gdzie widziałem żołnierzy w pięknych mundurach, poruszających się z mechaniczną precyzją. Książę Konstanty, Rosjanin, dowódca wojska polskiego, budził we mnie odrazę. Było hańbą, iż to obce ramię sprawowało władzę nad naszymi żołnierzami i naszym ludem. Przywiózł z sobą dwanaście tysięcy moskiewskich żołnierzy, by go strzegli, i rozlokował ich w naszym mieście. Jego okrucieństwa wobec obywateli były niesłychane. Krew mi się burzyła, gdy widziałem, jak naszych ziomków ciągnięto w łańcuchach po ulicach, przywiązanych do taczek — dla pohańbienia. Ach! Ileż to razy głos ojca brzmiał mi w uszach: „Pomsta, pomsta za ojczyznę!”
Pewnego wieczora siedziałem z moim stryjem na werandzie, gdy książę Konstanty przejeżdżał z hukiem przez ulicę w rydwanie zaprzężonym w cztery konie. Wyglądał niczym bóg wojny. Powstaliśmy z miejsc i zdjęliśmy kapelusze. Wszyscy przechodnie musieli czynić to samo pod groźbą kary. Gdy znów zasiedliśmy, zwróciłem się do stryja: „Jak długo jeszcze będziemy oddawać hołd temu ciemiężcy?”
„Mój drogi siostrzeńcze”, rzekł stryj „musisz mieć wielką ostrożność w słowach. Wiedz, że jesteśmy otoczeni szpiegami. Zda się, jakby znali nawet nasze myśli. Przezorność w mowie jest koniecznością, bo wielu jęczy w lochach za przestępstwa polityczne.”
Uznałem wówczas, iż pora odkryć memu stryjowi skryte pragnienie: przenieść się z kolegium do szkoły wojskowej. Stryj odparł, iż szkoła kadetów znajduje się o dwieście mil od Warszawy, lecz przyrzekł powiadomić mego ojca, a jeśli ten się zgodzi, wszystko da się załatwić. Po upływie trzech tygodni nadeszła odpowiedź — ojciec wyraził pełną aprobatę dla zmiany mego zamiaru i okazał się z niej bardzo zadowolony.
W miesiącu styczniu roku 1826 opuściłem Warszawę i udałem się do Kalisza, gdzie zostałem przyjęty przez władze wojskowe jako kadet. Czułem się usatysfakcjonowany, aczkolwiek niebawem przekonałem się, iż służba nie jest pozbawiona trudów. Dyscyplina wojskowa była surowa, a obowiązki ciężkie.
Minęły dwa lata. Złożyłem podanie o pozwolenie odwiedzenia mych rodziców. Otrzymałem zgodę. Lecz na nieszczęście, nim wyruszyłem, zabawiając się z czterdziestoma towarzyszami na dziedzińcu, zbliżyliśmy się do wielkiego stosu bali drzewnych przeznaczonych na potrzeby szkoły. Podzieliliśmy się na dwa obozy: jedni jako napastnicy, drudzy jako obrońcy baterii. (Ten rodzaj zabawy praktykowaliśmy często, ciągnąc losy, kto zostanie kapitanem.) Wylosowałem los z napisem „kapitan” i zostałem mianowany dowódcą obrońców. Wkroczyliśmy do naszej baterii z kijami i długimi prętami. Nasi przeciwnicy rozpoczęli natarcie, formując plutony. Zauważyłem, iż ich zamiarem było otoczyć nas i uderzyć z dwóch stron. Rozkazałem ośmiu kolegom, by wzmocnili lewe skrzydło baterii i nie dopuścili do obejścia jej przez nieprzyjaciela, lecz rychło wrócili rozbrojeni, a nieprzyjaciel przypuścił atak z przodu i z boku, krzycząc i hucząc, aż w końcu opanował naszą pozycję. Wycofaliśmy się ku drugiej baterii, gdzie rzekłem kapitanowi, iż tej nie oddamy już tak łatwo, jak poprzedniej. On zaś, pełen zuchwałości, odparł, że sam jeden potrafi ją odebrać takiemu kapitanowi, jakim jestem. Wyzwałem go na próbę, oznajmiając, iż jestem gotów bronić tej pozycji samotnie. Opuścił swą baterię i zdołał dojść do połowy drogi ku mojej. Wtedy popchnąłem go kijem. Zapowiedział, że mnie obije i że będzie to oznaczało zdobycie jeszcze jednej baterii. Zbliżał się ku mnie, a gdy był już tak blisko, iż mogłem go dosięgnąć kijem, nieszczęśliwym trafem uderzyłem go w oko i wykłułem mu je. Na tym starcie zakończono.
Zgodnie z regulaminem wojskowym, osadzono mnie w więzieniu. Następnego dnia stanąłem przed sądem wojennym, który skazał mnie na sześć tygodni więzienia o chlebie i wodzie. Moja wizyta w domu została odłożona. Pod koniec roku 1830, z utęsknieniem oczekiwałem pozwolenia, a w wolnych chwilach układałem w myślach, jak przebłagać matkę. Wiedziałem, iż złamałem dane jej słowo, iż ją zasmuciłem. Lecz wiedziałem też, że jest moją matką – kochającą i czułą, że pragnie mnie zobaczyć i że mi przebaczy.
Pewnego dnia, siedząc z towarzyszami i rozmawiając o domu, zjawił się kurier, a za nim pocztylion z przypiętą do kapelusza biało-czerwoną kokardą. Oznajmił, iż w Warszawie wybuchła rewolucja, a książę Konstanty wraz ze swym wojskiem został wypędzony z miasta. Widząc jego kokardę, uwierzyliśmy. Z okrzykiem „Wolność! Wolność!” wybiegliśmy na ulicę, lecz w pobliżu strażnicy zostaliśmy schwytani i wtrąceni do więzienia. Nie trwało to długo – niedługo potem usłyszeliśmy huk dział i tysiączne głosy: „Niech żyje wolność!” Drzwi więzienia otwarły się, a oficer straży obwieścił nam, że tyran nie ma już władzy więzić dzieci polskich.
Wkrótce przybył kurier z rozkazem Rządu Tymczasowego, że starzy żołnierze mają wrócić do swych pułków, a kadeci zdolni do noszenia broni mają być rozdzieleni pomiędzy różne oddziały lub posłani jako instruktorzy do nowo formowanych jednostek. Pragnąc ujrzeć rodziców przed rozpoczęciem służby, poprosiłem o przydział do Warszawy, skąd miałem dołączyć do mojego pułku.
W styczniu 1831 roku przybyłem do Warszawy i zapytałem mego stryja, czy możliwa będzie podróż do rodziców. Udał się z prośbą o pozwolenie, lecz było już za późno. Dwustutysięczna armia rosyjska pod dowództwem generała Paskiewicza, a także księcia Konstantego i jego brata Michała, przekraczała już granice. Zgodnie z mą wolą przydzielono mnie do 4. Pułku Ułanów, dowodzonego przez generała Dwernickiego. Otrzymaliśmy rozkaz marszu na pole bitwy, opuszczając piękne miasto wśród pożegnań, łez i błogosławieństw dam, które z okien żegnały nas wzrokiem.
Pierwszy raz starliśmy się z wrogiem pod Stoczkiem. Starcie zakończyło się zdobyciem jedenastu armat i odparciem nieprzyjaciela. W drugim boju zdobyliśmy jeszcze cztery działa i ponownie zmusiliśmy ich do odwrotu. W trzeciej bitwie byłem już pełen zapału, i gdy adjutant wydał rozkaz do natarcia w pobliże miasteczka, zawołaliśmy w biegu: „Chcemy więcej armat!” Znajdowałem się wówczas zaledwie o trzydzieści kroków od dwóch dział, gdy wypaliły kartacze. Nieprzyjaciel wziął za wysoki cel – kule świszczały nam ponad głowami jak grad. Zdobyliśmy miasteczko Kurów, a jego mieszkańcy z radością powitali polskie wojsko: „Nasi chłopcy! Nasi żołnierze! Oni dopiero co stąd uciekli! Jak barany! Gońcie, gońcie – jeszcze ich dogonicie!” Około dwustu z nas, ośmieleni w szczególności głosami panien, ruszyło w pościg. Prędkośmy ich dopędzili, lecz chytrze nas wywiedli za miasto, gdzie nieprzyjaciel ze wszech stron zasypał nas ogniem. Mój koń padł trupem, ale szczęściem runął przy rowie, do którego się wtoczyłem i tam przeczekałem niesprzyjający czas. Gdy nasza piechota zbliżyła się, wróg pierzchnął, pozostawiając nam w rękach jeszcze dwie armaty.
Pewnego dnia, gdyśmy odpoczywali po trudach długich marszów, dotarła do nas wieść radosna od głównej armii o wielkiej bitwie pod Grochowem — o świetnym zwycięstwie oręża polskiego nad wojskiem rosyjskim. Rosjanie w odwrocie pozostawili trzydzieści tysięcy poległych, trzydzieści pięć tysięcy wziętych do niewoli, sześćdziesiąt dział oraz znaczne zapasy amunicji. Była to nowina radująca serca każdego prawdziwego Polaka i syna Ojczyzny. Krzykami radości i rzucaniem czapek w powietrze, przy dźwiękach marsza i pieśni narodowej Jeszcze Polska nie zginęła, ruszyliśmy w drogę ku twierdzy zwanej Zamość.
Tamże doznaliśmy wielu utrapień z powodu wiosny mokrej i zimnej. Bez schronienia, po kolana w błocie, często żołnierz budził się spod śniegu, który go nocą zasypał. Cholera zbierała codziennie swe żniwo w naszych szeregach. Po czterotygodniowym postoju, w Niedzielę Wielkanocną ruszyliśmy w stronę Wołynia.
Z powodzeniem ścigaliśmy nieprzyjaciela, zdobywając jego działa. Korpus, z którym przyszło nam się mierzyć, dowodzony był przez księcia Wirtembergii. Pokonaliśmy go w każdym starciu, aż uciec musiał ku granicom Wołynia.
Wiosną tegoż roku, armia nasza, zaledwie sześciotysięczna, mająca tylko sześć dział, przeprawiła się rankiem przez rzekę Bug na ziemie dawnej Polski, pod panowaniem rosyjskim. Ludność Wołynia przyjęła nas z wielką serdecznością, ofiarując pomoc i oznajmiając naszemu generałowi, iż od dawna w niewoli żyją i Bogu by dziękowali za wyzwolenie. Marsz nasz trwał blisko tydzień, aż rozłożyliśmy się z obozem w pobliżu miasteczka Boremel, oczekując nadejścia nieprzyjaciela, który wracał z wyprawy przeciw Turkom i liczył trzydzieści tysięcy ludzi pod wodzą generała Rytygiera.
W poniedziałek rano nasza piechota przeszła przez niewielki strumień i tam natknęła się na Rosjan, którzy zaraz rozpoczęli gwałtowny ogień, trwający blisko godzinę. Polacy, mniej liczni, cofnęli się powoli ku mostowi, skąd salwa naszej artylerii powstrzymała napór rosyjskich kolumn. Straty po obu stronach były niewielkie.
Nazajutrz, wróg zdołał przeprawić się przez strumień i ustawić działa według swego uznania. Około południa dano rozkaz do ognia, spodziewając się, iż ulegniemy przerażeniu i rzucimy się do ucieczki. Huk dział zagęścił powietrze, lecz nie ulękliśmy się — przeciwnie — ogień ten rozjuszył nas, i jak mur staliśmy niewzruszeni. Garść Polaków rozpoczęła ogień kompaniami, na lewym skrzydle wzniosła się chmura dymu i kurzu, a wśród niej dało się słyszeć tysiące okrzyków: „Hurra! Hurra! Szarża! Szarża!” Nasza kawaleria starła się z huzarami rosyjskimi niczym chmura z chmurą. Błysk szabel rosyjskich starł się z naszymi lancami. Rosjanie zaczęli się cofać. Próbowali jeszcze raz uderzyć z piechotą, kawalerią i artylerią, lecz każdy z naszych żołnierzy, zlany potem, trzymając się stanowiska, gotów był się cofnąć dopiero wobec przeważających sił. Lecz Opatrzność nie dopuściła, byśmy zginęli. Ciężka chmura nadciągnęła od strony, z której nadchodziły rosyjskie kolumny, i ulewa, która się z niej wylała, przez pół godziny sparaliżowała działania nieprzyjacielskiej piechoty, podczas gdy nasza piechota nie przerywała ognia, aż wreszcie rosyjskie masy poczęły się cofać.
Nasz generał stanął przed szeregiem z czapką w ręku. „Żołnierze!” zawołał „szczęśliwym się czuję, że w tym dniu mam zaszczyt dowodzić wami! Patrzcie przed siebie — uciekają przed waszymi bagnetami!” Gdy wyrzekł te słowa, kula armatnia upadła pod nogi jego konia. Koń cofnął się z przestrachu, zrzucił jeźdźca na ziemię. Wtem rozległ się krzyk: „Nasz generał zabity! Ojciec nasz nie żyje!”
Lecz on żył. Podniósł głowę z ziemi i zawołał: „Bijcie się, moje dzieci! Bijcie się, żołnierze! Jeszcze żyję!” Czerwoni huzarzy rosyjscy, którzy byli nieopodal i spostrzegli, że żyje, a jego koń uciekł, zakrzyknęli: „Łowij, łowij!” — „Łap go, łap!” Zbliżyli się doń, lecz eskadron, do którego należałem, ruszył w szarży z okrzykiem „Na nich!” Setki Rosjan padły od uderzeń naszych lanc w pierś. Zaczęli się cofać, mieszając się z własną piechotą, podczas gdy my, nie ustając, gromiliśmy ich ostrzami. Piechota nieprzyjacielska opamiętała się w końcu i otworzyła ogień, kule świstały gęsto. Mój koń począł drżeć i padł na kolana. Patrząc, jak mój koń się wali, znalazłem się otoczony przez grenadierów rosyjskich. Lanca została mi wybita z ręki, a jeden z grenadierów wymierzył bagnet prosto w moją pierś, gdy wtem usłyszałem głos: „Pożałuj!” — „Daruj!”…
Wspomnienia Johna, choć barwne, zawierają pewne nieścisłości. Spisał je wiele lat po opisywanych wydarzeniach, więc zapewne niektóre szczegóły zostały przez niego ubarwione.
Warto zwrócić uwagę, że uciekał przez Wołyń – być może właśnie dlatego jako miejsce urodzenia podał Beresteczko (dziś znajdujące się na terenie Ukrainy). A może celowo chciał zmylić ewentualny pościg? Zaskakujące jest też np., że opisuje swoją rodzinę jako zamożną, choć metryki wskazują na chłopskie pochodzenie. Możliwe też, że kobieta, którą nazywa matką, była jego macochą. W jego relacji pojawia się również litewski pejzaż – to zgadza się z geograficznym kontekstem północno-wschodniej Polski.
Tak o swoim przodków napisał jeden z potomków Johna, z którym udało mi się nawiązać kontakt.
That's the title of the memoir as he wrote it. He changed his name from Kwiatkowski to Rosemond when he moved to the United States. He also left the Catholic Church to become an Episcopalian (aka the Anglican Church) He did these things to better blend in with the mostly English, Scots-Irish, and German population of the U.S at the time. This allowed him to prosper in the U.S. when there was a very anti-immigrant attitude in the country.
„To jest tytuł wspomnień, tak jak sam go nadał. Zmienił nazwisko z Kwiatkowski na Rosemond, gdy przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. Opuścił też Kościół katolicki, by zostać episkopalianinem (czyli członkiem kościoła anglikańskiego). Dokonał tych zmian, aby lepiej wtopić się w społeczeństwo amerykańskie, które w tamtym czasie składało się głównie z Anglików, Szkotów-Irlandczyków i Niemców. Pozwoliło mu to odnieść sukces w kraju, gdzie panowała wówczas silna niechęć wobec imigrantów [innych nacji i wyznań – przyp. aut.]”.
Jak potoczyły się losy Jana Kwiatkowskiego, którego życie rzuciło aż na kontynent amerykański?
Jak już wspominałam, Jan osiedlił się w Północnej Karolinie. W 1838 roku, w hrabstwie Wake, poślubił Sarah Pleasant. Z tego małżeństwa przyszło na świat trzynaścioro dzieci (a przynajmniej tyle udało mi się odnaleźć), z których część – jak to często bywało w tamtych czasach – zmarła w dzieciństwie. Jan i Sarah przeżyli wojnę secesyjną, mieszkając w stanie opowiadającym się po stronie Konfederacji (Południa). Jeden z jego potomków wspomniał, że posiadał on niewolnicę.
Certyfikat ślubu Johna i Sarah z 1838 r.
The Weekly Standard, środa, 14 listopada 1838 r.
Dzieci Johna i Sarah Rosemondów
W artykule opublikowanym przez Johna w czasie wojny czytamy, że w kwietniu 1865 roku jego dom został splądrowany przez przechodzącą armię Unii. Żołnierze zabrali wówczas m.in. jego polski modlitewnik, przysłany przez brata. John wyraził nadzieję, że książka została przez nich porzucona jako bezużyteczna i wyznaczył nagrodę za jej odnalezienie.
The Daily Standard, czwartek, 29 marca 1866 r.
Na nagrobku Johna (którego zdjęcie zamieściłam wcześniej) widnieje data śmierci: 1906. Jednak nie wydaje się ona wiarygodna – osobiście sądzę, że to rok wystawienia pomnika. Nie udało mi się dotąd odnaleźć dokładnej daty jego zgonu. Na podstawie innych źródeł przypuszczam, że zmarł w latach 80. lub 90. XIX wieku. Jego żona, Sarah Rosemond, zmarła w 1899 roku jako wdowa.
Orange County Observer, czwartek, 7 grudnia 1899 r.
Nagrobek Sarah Rosemond. Findagrave.com
Tak oto przedstawia się niezwykła historia życia Johna Rosemonda – czyli Jana Kwiatkowskiego, który urodził się w 1810 roku w Kroszewie, w parafii Rajgród, a żył w dalekiej Karolinie Północnej.
Był on spokrewniony z moją rodziną poprzez swoją matkę – Ewę z Borkowskich Kwiatkowską. Odkryłam to dzięki genealogicznym testom genetycznym. Genealogia nigdy nie jest nudna. To przygoda. Ta historia jest tylko jedną z wielu zagadek, które udało się rozwiązać badając dzieje przodków...
Dla zobrazowania: z każdym z rodziców dzielimy od 2376 do 3720 cM. W przypadku kuzynów ta wartość mieści się w przedziale od 396 do 1397 cM, ze średnią około 866 cM. Pewne są jedynie wartości dla relacji rodzic–dziecko. Wszystkie inne, niższe dopasowania pozostawiają otwarte różne możliwości pokrewieństwa.Wynika to z faktu, że DNA dziedziczymy w sposób nierównomierny. Otrzymujemy po 50% materiału genetycznego od każdego z rodziców, ale w obrębie tych 50% może znaleźć się więcej DNA po jednych ich przodkach, a mniej po innych. To znaczy, że nie dziedziczymy dokładnie po 25% od każdego z dziadków, a tym bardziej nie w równych proporcjach po dalszych przodkach.Mamy DNA po prapradziadkach, ale może się zdarzyć, że z którymś z 3× pradziadków nie dzielimy już żadnego odcinka DNA – choć formalnie jesteśmy spokrewnieni.Z tego powodu narzędzie „DNA Painter” (link) pokazuje dla każdego stopnia pokrewieństwa nie tylko uśrednioną, ale też minimalną i maksymalną możliwą liczbę centymorganów (cM).Warto też pamiętać, że wyniki zależą od firmy, w której wykonano test – różne firmy stosują odmienne algorytmy i inaczej zliczają wspólne segmenty DNA. Na Ancestry zdarza mi się odnajdywać wspólnych przodków nawet dla osób, które dzielą jedynie 30-40 cM. Przy niższych wartościach bywa trudniej, ale i tam udało mi się odnaleźć pokrewieństwo.Dlatego 73 cM, jakie moja babcia dzieli z potomkinią Johna, to w mojej ocenie wartość znaczna – i daje realną szansę na odnalezienie wspólnego przodka. ↑
Chronologicznie ułożony wybór wycinków prasowych dotyczących Jana Kwiatkowskiego alias Johna Rosemonda
wraz ze stylizowanym na język epoki tłumaczeniem
The Weekly Standard, środa, 25 Marca 1846 r.
The Weekly Standard, środa, 22 kwietnia 1846 r.
The Weekly Standard, środa, 1 sierpnia 1849 r.
The Weekly Standard, środa, 4 września 1850 r.
The Tri Weekly Commercial, wtorek, 8 października 1850 r.
The North Carolinian, sobota, 26 października 1850 r.
Józef Sienkiewicz, dziadek pisarza Henryka Sienkiewicza, przez 10 lat mieszkał w Woźnejwsi
Woźnawieś, a szczególnie jej część położona po prawej stronie rzeki Jegrzni, będąca niegdyś osadą leśną, już w XVIII wieku – a być może znacznie wcześniej, od czasu ponownego zasiedlenia po potopie szwedzkim – była miejscem zamieszkania wielu interesujących osób. Większość z nich związana była zawodowo z lasami i gospodarką leśną. Chciałbym przedstawić ich losy. Jako genealog skupię się przede wszystkim na dokumentach, głównie parafialnych, które stanowią podstawę moich badań. Planuję także opracować kilka artykułów poświęconych osobom spokrewnionym z mieszkańcami Woźnejwsi, zwłaszcza potomkom, którzy odnieśli sukcesy na emigracji – jak choćby Leon Cieciuch, śpiewak operowy, przyjaciel Ignacego Paderewskiego i twórca pierwszych audycji radiowych w języku polskim (niestety nadawanych w USA, a nie w Polsce). Jego najstarszy brat przyszedł jeszcze na świat w Polsce, właśnie w Woźnejwsi.
Na początek zajmę się opracowaniem pobytu w Woźnejwsi Józefa Sienkiewicza – dziadka pisarza i noblisty Henryka Sienkiewicza.
Józef Sienkiewicz (syn Michała i Marianny z Ługowskich, ur. w 1773 roku w grodzieńskim, stanu szlacheckiego, zm. w 1852 roku) Już jako osiemnastolatek, 1 sierpnia 1791 roku, wstąpił do wojska polskiego jako artylerzysta i wziął udział w kampanii dowodzonej przez Tadeusza Kościuszkę. Po upadku insurekcji trafił do rosyjskiej niewoli, z której został zwolniony 11 listopada 1794 roku i powrócił do domu rodzinnego. Po śmierci ojca przejął zarząd nad Goździkowem i Smogorzowem, które jednak w 1797 roku oddał, by dołączyć do tworzących się we Włoszech Legionów Polskich pod dowództwem generała Dąbrowskiego.
Po bitwie pod Marengo 14 czerwca 1797 roku, kiedy to legiony zostały rozwiązane, Józef Sienkiewicz wrócił do kraju. 28 kwietnia 1803 roku ożenił się z Anną Oborską, siostrą Leona Oborskiego, właściciela dóbr Grotki. Małżeństwo zamieszkało początkowo w Grotkach. Wkrótce urodziły się ich dzieci: Apolonia (1804), Adolf Erazm Wincenty (1805) oraz Wincenty (1807).
Akt ślubu Adolfa Sienkiewicza z Antoniną Kosicką z 1827 r.
W tym okresie rodzina mieszkała w Udrzynie w powiecie ostrołęckim. Sienkiewicz, po opuszczeniu Woźnejwsi, często zmieniał miejsce zamieszkania, co da się prześledzić na podstawie zapisów w aktach parafialnych.
W 1806 roku, na wieść o organizowaniu się Legionów Polskich pod dowództwem gen. Zajączka, Józef został 2 lutego 1807 roku przywrócony do służby wojskowej w stopniu porucznika. Brał udział w potyczce pod Tczewem (23 lutego 1807 roku) oraz w oblężeniu Gdańska, gdzie został ranny 6 maja. Z tego powodu otrzymał zwolnienie ze służby wojskowej. Awansował na stopień kapitana Legionów Polskich – taki tytuł widnieje w późniejszych aktach parafialnych.
12 października 1807 roku został mianowany leśniczym Leśnictwa Rajgród i osiadł w pobliskiej osadzie leśnej – Woźnawejsi. W tamtym czasie, przed reformą administracyjną, siedziba Nadleśnictwa Rajgród znajdowała się właśnie w tej miejscowości, a nie – jak później – w Rudzie. Czasy były burzliwe: wojny napoleońskie, pokój w Tylży, powstanie Księstwa Warszawskiego. Często byli wojskowi kierowani byli wtedy do pracy w leśnictwie – podobnie stało się z Józefem Sienkiewiczem.
W parafii rajgrodzkiej nie odnalazłem zapisów dotyczących trójki najstarszych dzieci Sienkiewiczów, natomiast w Woźnejwsi urodziły się kolejne: Apolonia Anna (1809), Jan Piotr (1810, późniejszy mąż Joanny Karczewskiej – ślub w 1830 roku - i Ludwiki Bleszyńskiej – ślub w parafii Długosiodło w 1852 r.) oraz Łucja Teofila Antonilla, ochrzczona 13 grudnia 1811 roku w Bargłowie, zmarła 27 lutego 1812 roku.
Akt chrztu z 1809 r. Apolonii Anny SienkiewiczAkt chrztu z 1810 r. Jana Piotra SienkiewiczaAkt urodzenia Jana Piotra Sienkiewicza z 1810 r. z gminy rajgrodzkiej. W 1900 r. na marginesie naniesiono uzyskaną sądownie poprawkę w imieniu i nazwiskuAkt chrztu w par. Bargłów z grudnia 1811 r. Łucji Teofili Antonilli SienkiewiczAkt zgonu z lutego 1812 r. Łucji Teofili Antonilli Sienkiewicz
22 maja 1812 roku zmarła żona Józefa – Anna z Oborskich, mając 27 lat. W akcie zgonu jako przyczynę śmierci podano: „na kołtun” (sic!).
Akt zgonu z maja 1812 r. Anny Sienkiewicz z d. Oborskiej, żony Józefa
Niespełna trzy miesiące później, 12 sierpnia 1812 roku, Józef Sienkiewicz ożenił się ponownie – z 25-letnią Teklą Ładą z domu Niewodowską, rozwiedzioną z Ignacym Ładą (pochodzącym z okolic Goniądza), żołnierzem wojsk Księstwa Warszawskiego, podówczas najprawdopodobniej uczestnikiem rosyjskiej kampanii Bonapartego. Wyrok rozwodowy zapadł 16 stycznia 1812 roku przed Trybunałem Łomżyńskim i został potwierdzony 4 lipca tegoż roku w księgach cywilnych – obowiązujący już wtedy zbiór praw cywilnych zwany Kodeksem Napoleona dopuszczał rozwody.
Tekla z pierwszego małżeństwa miała czwórkę dzieci: Aleksandra Napoleona, Napoleona Aleksandra, Leona (sic!) oraz córkę Izabellę. Dzieci były chrzczone w parafii goniądzkiej. Dorosłości dożyła jedynie córka, która wyszła za mąż za Stanisława Zawistowskiego w parafii Poręba-Kocęby.
Akt rozwodu w USC Łomża z lipca 1812 r. Tekli z Niewodowskich i Ignacego Łady
Z drugiego małżeństwa – Józefa i Tekli – 30 czerwca 1813 roku w Woźnejwsi urodził się syn: Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, późniejszy ojciec Henryka Sienkiewicza, pisarza i noblisty.
Akt chrztu z czerwca 1813 r. w par. Rajgród Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza
Józef Paweł Ksawery jako siedemnastolatek wziął udział w powstaniu listopadowym (1830-1831), a następnie osiadł w Laskowej Woli. 9 czerwca 1843 roku w parafii Okrzeja poślubił Stefanię Cieciszowską (ur. 1820), córkę Adama i Felicjany z Rostworowskich, właścicieli dóbr Okrzeja i Wola Okrzejska na Podlasiu. Okrzeja – niegdyś miasteczko – położona jest nad rzeką Okrzejką, w dawnej ziemi stężyckiej. Przylega do niej wieś Wola Okrzejska – miejsce narodzin Henryka Sienkiewicza.
Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz zmarł w 1896 roku.
Akt ślubu w par. Okrzeja z 1843 r. Józefa Pawła Ksawerego Sienkiewicza i Stefanii CieciszowskiejAlegata do aktu małżeństwa rodziców Henryka Sienkiewicza. Miejsce i data sporządzenia: Bukówno 3 maja 1843 r. na bazie dokumentu z 1829 r. wystawionego w par. Rajgród przez księdza Józefa Kochańskiego, wikariusza kościoła rajgrodzkiego. Dotyczy aktu urodzenia Józefa Pawła Ksawerego SienkiewiczaJózef Paweł Ksawery Sienkiewicz i Stefania Sienkiewicz z d. Cieciszowska. Źródło – Narodowe Archiwum Cyfrowe
Z drugiego małżeństwa z Teklą Sienkiewicz miał jeszcze cztery córki. Dwie z nich – Teresa Leokadia (ur. 1814) oraz Rozalia Tekla Józefa (ur. 1816) – przyszły na świat w Woźnejwsi, lecz obie zmarły w niemowlęctwie: Teresa w roku 1815, Rozalia – w 1816.
Pozostałe dwie córki urodziły się już po objęciu przez Józefa Sienkiewicza nowych stanowisk nadleśnego – najpierw Leśnictwa Łomża, a następnie Leśnictwa Brańszczyk. W Łomży urodziła się Elżbieta Cecylia (ochrzczona w 1818 roku), która w 1834 roku wyszła za mąż za Józefa Muszalskiego w parafii Bukówno – już po tym, jak rodzina Sienkiewiczów przeniosła się do Grotków. Ostatnia z córek, Julianna Józefa, urodziła się w Udrzynie (ochrzczona w 1819 roku w parafii Poręba-Kocęby).
Akt chrztu z 1814 r. w par. Rajgród Teresy Leokadii SienkiewiczAkt zgonu z 1815 r. Teresy Leokadii SienkiewiczAkt chrztu z 1816 r. w par. Rajgród Rozalii Tekli Józefy SienkiewiczAkt zgonu z 1816 r. Rozalii Tekli Józefy SienkiewiczAkt chrztu z 1818 r. w par. Łomża Elżbiety Cecylii SienkiewiczAkt chrztu z 1819 r. w par. Poręba-Kocęby Julianny Józefy Sienkiewicz
Około lat 1827–1828 Józef Sienkiewicz, myśląc już o emeryturze, przystąpił do porządkowania spraw majątkowych po swojej pierwszej żonie, Annie z Oborskich, w Grotkach. Tam też osiadł po zakończeniu służby w lasach narodowych. Zaczął kompletować dokumenty rodzinne – odszukał akta, uzupełnił zaginione, a niektóre odtworzył z braku oryginałów. Przykładem może być ponowiony w 1827 roku w parafii Poręba-Kocęby akt chrztu córki Elżbiety Cecylii. Z kolei w 1828 roku w parafii Rajgród zrekonstruował akt zgonu córki Anny, która zmarła jeszcze w 1814 roku w Woźnejwsi. Do końca nie wiadomo, której z córek dotyczył – tej urodzonej w 1804, czy w 1809 roku.
Ponowny zapis aktu chrztu z 1827 r. w par PorębaKocęby Elżbiety Cecylii Sienkiewicz ur. w 1818 r. w Łomży
Pozwolę sobie na osobistą dygresję: wspomniany akt zgonu jest dla mnie interesujący z genealogicznego punktu widzenia. Jednym ze świadków był bowiem Józef Kapla, strażnik lasów rządowych, zamieszkały w gajówce w Lisich Jamach – mój krewny. Sama gajówka w Lisich Jamach to również miejsce godne uwagi. Obecnie określane jest jako „Kaplowy Dołek” i to właśnie tam, przed poborem do wojska rosyjskiego, ukrywał się Wincenty Noruk – założyciel woźnawiejskiej linii rodu Noruków, pochodzący z Jasionowa. Korzystał z pomocy rodziny, m.in. Kaplów, którzy byli spowinowaceni z Norukami poprzez ród Mitrosów.
Drugim świadkiem wspomnianego aktu był Aleksander Grajewski – postać również zasługująca na uwagę. Jego potomkowie mieszkali w Woźnejwsi jeszcze do niedawna. Był leśnikiem, pełniącym służbę zarówno przed Józefem Sienkiewiczem, jak i po nim. W spisie parafian z 1838 roku figuruje jako mieszkaniec tej samej leśniczówki. W akcie zgonu ksiądz określił go jako „Imć Pan Aleksander Grajewski – nadsołtys” (nadsołtys - odpowiednik wójta gminy – mający pod sobą kilka sołectw).
Ponowny zapis aktu zgonu z 1828 r. Anny Sienkiewicz (zmarła w roku 1814)
Ciekawostką jest również to, że Józef Sienkiewicz figuruje w spisie z 1820 roku członków łomżyńskiej loży wolnomularskiej „Wschodzące Słońce”. Informacja ta pochodzi z książki Stanisława Załęskiego "O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich" (wyd. II, Kraków 1908, tom II, s. 187). Na przełomie XVIII i XIX wieku przynależność do tajnych stowarzyszeń była modna – lista członków tej loży stanowi interesujące źródło do badań genealogicznych, obejmując wiele nazwisk notabli z Łomży i okolic.
Fragment książki Stanisława Załęskiego „O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich”
Leśniczówka, w której mieszkał Józef Sienkiewicz, znajdowała się na końcu osady leśnej, w kierunku Kuligów, nad rzeką Jegrznią. Miejsce to, do dziś znane wśród mieszkańców jako „Posada” (czyli dawna „posada” urzędowa), nosi ślady po dawnych budynkach, określane jako „pieczysko” – pozostałości po spaleniu zabudowań.
„Pieczysko” na Posadzie w Woźnejwsi. Miejsce gdzie była leśniczówka, w której mieszkał nadleśny Józef Sienkiewicz
24 marca 1830 roku, mając 57 lat i będąc w podeszłym wieku oraz złym stanie zdrowia, Józef Sienkiewicz przeszedł na emeryturę i osiedlił się w Grotkach. Umarł 23 sierpnia 1852 roku, dożywszy 80 lat. Jego druga żona, Tekla z Niewodowskich, zmarła trzy lata później, w 1855 roku.
Akt zgonu z 1852 r. Józefa Sienkiewicza (Grotki par. Bukówno). W akcie zgonu podano, że: „z emerytury żyjący zostawił wdowę i pięcioro dorosłych dzieci”Akt zgonu z 1855 r. Tekli Sienkiewicz z domu Niewodowskej (par. Św. Krzyża w Warszawie). Babcia pisarza Henryka Sienkiewicza pochodziła z Niewodowa (okolice Drozdowa) w Ziemi Wiskiej na MazowszuPortret Józefa Sienkiewicza (Muzeum Narodowe w Kielcach) https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2018/pokaz/256,portret_jozefa_sienkiewicza,4
Opis portretu na stronie Muzeum Narodowego w Kielcach opracował Łukasz Wojtczak:
„Portret przedstawia mężczyznę ujętego en face, prawie do pasa, z głową zwróconą lekko w prawo, ubranego w mundur podpułkownika artylerii Wojsk Polskich z czasów Wielkiego Księcia Konstantego – ciemnozielony, z czerwonymi lamówkami i dwoma rzędami złotych guzików z orzełkiem. Na ramionach munduru widoczne są złote epolety, zaś lewą pierś zdobi order Virtuti Militari. Mężczyzna ma siwe włosy i wąsy, na jego głowie wyraźnie zaznaczona jest łysina. Lekko uśmiechniętą twarz pokrywają zmarszczki.
Tło obrazu – neutralne, brązowe. Portret wisiał w warszawskim mieszkaniu pisarza i w 1900 roku – jak donosił Tygodnik Illustrowany – był on „doskonale zachowany”. W roku 1902 znalazł się w Oblęgorku, gdzie na jednym ze zdjęć uwiecznił go znany warszawski fotograf Czesław Kulewski. Według Zuzanny Sienkiewiczowej, synowej pisarza i pierwszego kustosza oblęgoreckiego muzeum, portret pochodzi z połowy XIX wieku. Niestety, nazwisko autora nie jest znane.”
Moja uwaga odnośnie do portretu: portret Józefa Sienkiewicza zawiera wiele nieścisłości, à propos munduru i stopnia wojskowego: Sienkiewicz w powyższych aktach zapisany jest jako kapitan (tylko w akcie zgonu żony jako major wojsk polskich, a jako pułkownik występuje tylko w akcie ślubu z 1843 roku syna Józefa Pawła Ksawerego oraz w alegacie do tego aktu), a mundur na portrecie jest z czasów późniejszych tj. Królestwa Polskiego (nie służył już wtedy w wojsku).
* * *
Z widniejących w powyższych aktach parafialnych osób do dzisiaj mieszkają w Woźnejwsi i okolicy potomkowie Aleksandra Grajewskiego (Sienkiewicz był też ojcem chrzestnym jego syna Kazimierza Aleksandra urodzonego w 1811 roku), Józefa Kapli i wójta Szymona Mońko.
Bibliografia:
- https://web.archive.org/web/
- http://dossier.lac.lublin.pl/sienkiewicz-henryk/
- Stanisław Załęski „O masonii w Polsce od roku 1742 do 1822 na źródłach wyłącznie masońskich”
- Narodowe Archiwum Cyfrowe
- Muzeum Narodowe w Kielcach https://mnki.pl/pl/obiekt_tygodnia/2018/pokaz/256,portret_jozefa_sienkiewicza,4
- https://geneteka.genealodzy.pl/index.php
- https://jzi.org.pl/wyszukiwarka/
Stajnia przy domu Orłowskich, lata 20. (zdjęcie kolorowane)
Historia domu Orłowskich w Woźnejwsi
Dom Orłowskich w Woźnejwsi ma bogatą historię, ściśle związaną z dziejami leśnictwa oraz gospodarki regionu. Jego przeszłość jest dobrze udokumentowana dzięki archiwalnym spisom, mapom oraz wspomnieniom lokalnych mieszkańców.
Pierwotnie budynek pełnił funkcję leśniczówki i stanowił jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów w Woźnejwsi. W 1893 roku został zakupiony przez Edwarda Orłowskiego, mojego dziadka, a przyległe tereny zostały przekształcone w gospodarstwo rolno-hodowlane. Orłowski wrócił do Polski z USA, ale jego najbliższa rodzina pozostała w Stanach Zjednoczonych, osiedlając się w Bayonne w stanie New Jersey.
Możliwe, że decyzja Edwarda o pozostaniu w Polsce była podyktowana jego ślubem z Katarzyną Wilgat oraz tym że jego siostra (jedyna która nie wyjechała) Paulina Orłowska po mężu Noruk juz wcześniej wyszła za mąż do Woźnejwsi za Wiktora Noruka, co mogło wpłynąć na wybór miejsca osiedlenia. Katarzyna zmarła po czterech latach małżeństwa, a wkrótce potem Edward poślubił Emilię Zawistowską, z którą miał jedenaścioro dzieci. Poświęcił się hodowli koni, w tym przeznaczonych dla wojska. Dzięki majątkowi pozostawionemu przez krewnych, którzy wyemigrowali do USA, oraz wianu wniesionemu przez jego żony, zgromadził znaczny areał ziemi, co pozwoliło mu prowadzić dochodowe gospodarstwo. Możliwe, że jego sytuacja materialna w Polsce była korzystniejsza niż perspektywy, jakie miałby jako emigrant w Stanach Zjednoczonych.
Dawna leśniczówka była strategicznie usytuowana przy głównej drodze wjazdowej do Woźnejwsi od strony Tamy. W XIX wieku stanowiła ona najważniejszą trasę prowadzącą do wsi, podczas gdy współcześnie główna droga biegnie wzdłuż jeziora Dreństwo i rzeki Jegrzni. Według spisu parafian parafii Rajgród z 1838 roku budynek znajdował się pod numerem 8.
Mapa z rozkładem zabudowań i naniesionymi nazwiskami mieszkańców wg spisu parafian z 1838 r
Co istotne, dom Orłowskich był jedynym murowanym budynkiem w Woźnejwsi aż do 1938 roku, kiedy to rodzina Nowickich wzniosła nowy dom. Zachowane zdjęcia z okolic 1900 roku sugerują, że budynek już wówczas wyglądał na dość stary i zniszczony, co wskazuje, że jego budowa mogła mieć miejsce jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku.
Leśniczówka w Woźnejwsi i jej mieszkańcy
Leśniczówka w Woźnejwsi, pierwotnie służyła jako siedziba administracyjna i mieszkalna dla lokalnych leśników oraz urzędników Leśnictwa Rajgród. W momencie przejęcia przez Orłowskich miała już kilkudziesięcioletnią historię i była domem dla kolejnych podleśnych oraz ich rodzin. Jej znaczenie jako ośrodka zarządzania terenami leśnymi jest widoczne już w spisie parafian z 1838 roku, w którym budynek figuruje pod numerem 8 i należał wówczas do szlachetnie urodzonego Kazimierza Jabłońskiego z Ciszewa, podleśnego Podleśnictwa Woźnawieś, należącego do Leśnictwa Rajgród.
Fotokopia spisu parafian kościoła rajgrodzkiego z 1838 roku
Dom ten był miejscem zamieszkania kolejnych urzędników leśnych, co potwierdza spis pracowników lasów Królestwa Polskiego z 1839 roku. W tym okresie w Leśnictwie Rajgród pracował m.in. wspomniany Kazimierz Jabłoński, który po zakończeniu służby powrócił do swojej rodzinnej miejscowości. Potwierdzają to zapisy metrykalne, według których w maju 1841 roku w Ciszewie urodziło mu się dziecko. W Leśnictwie Rajgród urzędowali również Ignacy Kordaszewski, nadleśny w latach 1835–1839, oraz Józef Brzozowski, który wcześniej pełnił funkcję podleśnego i był uczestnikiem powstania listopadowego.
Wyciąg ze spisu pracowników lasów Królestwa Polskiego z 1839 roku
Dokumenty sugerują, że budowniczym leśniczówki mógł być Jan Stefan Ballogh, nadleśny w latach 1818–1824, który wcześniej uczestniczył w szarży pod Somosierrą w 1808 roku. Jako były oficer wojsk napoleońskich miał możliwość zgromadzenia środków oraz wpływów pozwalających na wzniesienie nowoczesnej siedziby podleśnictwa. Innym możliwym organizatorem budowy mógł być nadmieniony Józef Brzozowski, który po upadku powstania listopadowego stracił swoją posadę, a budynek został przekazany jego następcy, Kazimierzowi Jabłońskiemu.
Leśniczówka przez dekady stanowiła centrum zarządzania lokalnym leśnictwem, a jej mieszkańcy – urzędnicy leśni – odgrywali kluczową rolę w organizacji gospodarki leśnej regionu. Poza funkcją administracyjną budynek pełnił również rolę schronienia. O tym więcej w dalszej części artykułu.
Przejęcie leśniczówki przez Edwarda Orłowskiego w 1893 roku oznaczało koniec jej funkcji administracyjnej i przekształcenie w dom rodzinny. Historia tego budynku jest ściśle związana z losami rodziny Orłowskich oraz z dziejami Leśnictwa Rajgród, co czyni go ważnym świadkiem przeszłości tego regionu.
Historia administracyjna Leśnictwa Rajgród
Leśnictwo Rajgród, w ramach którego funkcjonowała leśniczówka w Woźnejwsi, odegrało kluczową rolę w zarządzaniu lasami w północno-wschodniej części Królestwa Polskiego. Leśnicy i podleśni, zamieszkujący budynek, przez dekady odpowiadali za gospodarowanie okolicznymi terenami leśnymi. Kolejne reformy administracyjne w XIX wieku miały istotny wpływ na funkcjonowanie leśnictwa oraz życie jego mieszkańców.
W wyniku reform leśnych Leśnictwo Rajgród zostało włączone w szersze struktury zarządzania lasami rządowymi, co skutkowało m.in. przeniesieniem nadleśnictwa z Woźnejwsi do Rudy. Mimo tych zmian podleśnictwo Woźnawieś pozostało na miejscu, nadal odgrywając istotną rolę w administrowaniu pobliskimi terenami leśnymi.
Od początku XIX wieku nadzór nad leśnictwem sprawowali kolejni nadleśni, których decyzje wpływały na funkcjonowanie podleśnictwa w Woźnejwsi oraz na samą leśniczówkę. W latach 1807–1817 funkcję nadleśnego Leśnictwa Rajgród pełnił Józef Sienkiewicz, dziadek Henryka Sienkiewicza. Był on byłym oficerem wojska polskiego, uczestnikiem insurekcji kościuszkowskiej i kampanii napoleońskich. Zamieszkiwał w Woźnejwsi, gdzie urodził się jego syn Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, ojciec przyszłego noblisty. Po reformie leśnictwa w 1817 roku Sienkiewicz został przeniesiony do Śniadowa.
W latach 1818–1824 stanowisko nadleśnego objął Jan Stefan Ballogh, były oficer wojsk napoleońskich i uczestnik szarży pod Somosierrą. Po reformie leśnictwa w 1818 roku przejął zarząd nad Leśnictwem Rajgród, a przypuszczalnie nadzorował budowę leśniczówki w Woźnejwsi, która miała służyć podleśnym zarządzającym okolicznymi lasami. W 1824 roku został przeniesiony do nowo utworzonego Leśnictwa Augustów.
W okresie 1824–1834 nadleśnym był Adam Formuz, który zamieszkał w leśniczówce w Rudzie, a jego funkcję w Woźnejwsi przejął podleśny Józef Brzozowski. Formuz zmarł w 1844 roku w wieku ponad 80 lat, co wskazuje, że już w trakcie sprawowania urzędu był starszym człowiekiem.
Kolejnym nadleśnym, w latach 1835–1839, był Ignacy Kordaszewski. W czasie jego urzędowania podleśnym Woźnejwsi został Krzysztof Jabłoński. Kordaszewski nie figuruje jednak w spisie parafialnym z 1838 roku, co może sugerować, że sprawował urząd nadleśnego, lecz nie mieszkał na stałe w Woźnejwsi.
W kolejnych latach funkcję nadleśnego sprawowali Jan Szopski (1840–1847), a następnie Jan Letki (1849–1855) oraz Antoni Letterman (1856–1863). W tym czasie administracja lasów rządowych znalazła się pod ścisłą kontrolą władz rosyjskich, co znacząco ograniczyło samodzielność nadleśnych.
Podleśnictwo Woźnawieś zarządzało częścią Puszczy Rajgrodzkiej, będąc jednostką podrzędną w stosunku do Nadleśnictwa Rajgród z siedzibą w Rudzie. W jego skład wchodziło osiem obrębów leśnych, takich jak Pikły, Orzechówka, Skuzyn, Czerwone Bagno i Grzędy. Leśniczówka pełniła nie tylko funkcję mieszkalną, ale również urzędową – prowadzono w niej dokumentację dotyczącą wyrębu drzew, gospodarki łowieckiej oraz zarządzania siłą roboczą.
Po upadku powstania listopadowego w 1831 roku władze rosyjskie przejęły ścisłą kontrolę nad lasami rządowymi. Wprowadzono nowe regulacje dotyczące gospodarki leśnej, znacznie ograniczające swobodę miejscowych nadleśnych. Leśnicy często byli poddawani represjom wobec dawnych powstańców. W miarę upływu lat władze rosyjskie systematycznie ograniczały liczbę Polaków na wysokich stanowiskach w administracji leśnej, co wpłynęło na dalszą rusyfikację struktur zarządzania lasami. Wprowadzenie rosyjskiej administracji w lasach rządowych zmieniło funkcjonowanie Woźnejwsi, a sama leśniczówka straciła swoje znaczenie jako centrum zarządzania lasami.
Józef Sienkiewicz – dziadek noblisty i udział leśników w powstaniu listopadowym
Historia Józefa Sienkiewicza, nadleśnego Leśnictwa Rajgród, jest kluczowym elementem układanki, która łączy administrację leśną, leśniczówkę w Woźnejwsi oraz wydarzenia powstania listopadowego. Jego działalność miała wpływ nie tylko na organizację gospodarki leśnej, ale również na losy Woźnejwsi, leśniczówki i jej mieszkańców.
Po reformach administracyjnych leśnictwa w XIX wieku struktury zarządzania lasami w Królestwie Polskim uległy znacznym zmianom.
Józef Sienkiewicz (1773–1852) był nadleśnym Leśnictwa Rajgród w latach 1807–1817. Wcześniej brał udział w insurekcji kościuszkowskiej w 1794 roku, a następnie walczył w wojnach napoleońskich. W 1807 roku otrzymał nominację na nadleśnego Leśnictwa Rajgród, co wiązało się z przeprowadzką do Woźnejwsi. To właśnie w czasie jego urzędowania urodził się jego syn – Józef Paweł Ksawery Sienkiewicz, ojciec przyszłego noblisty Henryka Sienkiewicza. Po reformie leśnictwa w 1817 roku Józef Sienkiewicz został przeniesiony do Śniadowa, a jego miejsce zajęli kolejni nadleśni. Jego postać pokazuje, że lasy rządowe i ich administracja były ściśle powiązane z historią wojska oraz udziałem leśników w walkach o niepodległość Polski.
Leśnicy i urzędnicy związani z administracją leśną odegrali istotną rolę w powstaniu listopadowym (1830–1831). Znajomość terenu czyniła ich świetnymi przewodnikami i organizatorami partyzanckich oddziałów powstańczych. Lasy stanowiły naturalną osłonę dla walczących i były miejscem ukrywania się powstańców po klęsce powstania. W Leśnictwie Rajgród, a szczególnie w jego części zarządzanej przez Podleśnictwo Woźnawieś, działało wielu ludzi, którzy później wzięli udział w walkach.
Jednym z najbardziej znanych leśników związanych z Woźnąwsią był Józef Brzozowski. Przed wybuchem powstania jako podleśny w Woźnejwsi, prawdopodobnie mieszkał w leśniczówce, późniejszym domu Edwarda Orłowskiego. W czasie powstania awansował na kapitana 7. Pułku i brał udział w wielu bitwach. Po klęsce powstania przeszedł wraz z generałem Rybińskim do Prus, skąd później powrócił do Woźnejwsi. Nie odzyskał jednak swojego stanowiska, gdyż władze carskie nie pozwoliły mu na powrót do administracji leśnej. Przypadek Brzozowskiego pokazuje, jak represje po powstaniu wpłynęły na życie mieszkańców Woźnejwsi. Leśniczówka, która wcześniej była siedzibą urzędników leśnych, stała się miejscem, które mogło skrywać powstańców lub ich rodziny.
Podczas powstania listopadowego leśniczówka w Woźnejwsi odegrała istotną rolę jako punkt schronienia dla powstańców oraz miejsce, w którym mogli znaleźć pomoc. Ignacy Domeyko, uczestnik powstania, w swoich pamiętnikach wspomina, że trafiwszy do Kopytkowa i Dębowa szukał przewodnika przez bagna biebrzańskie. Następnie dotarł do gajówki w okolicy Grzęd zasiedlonej przez strzelca Aleksandrowicza, gdzie ukrywała się żona Józefa Brzozowskiego. Nikt jednak nie odważył się przeprowadzić Domeykę przez bagna w kierunku Warszawy i ten został zmuszony do powrotu na Litwę. Leśnictwo Rajgród w tym okresie dzieliło się na 24 obręby, które zarządzane były przez strzelców. 8 obrębów należało do podleśnictwa Woźnawieś. Były to: Pikły, Liściany, Woźnawieś, Orzechówka, Skuzyn, Czerwone Bagno, Choszczewo i Grzędy. Z opisu wynika, że Domeyko po przebyciu drogi z Kopytkowa i Dębowa, dość szybko dotarł do siedliska Aleksandrowicza. W południowej części tego podleśnictwa znajdowały się osady strzeleckie: Czerwone Bagno, Choszczewo i Grzędy. Odwiedził zatem jedną z tych gajówek. Najbardziej prawdopodobne że była to gajówka na Czerwonym Bagnie położona najbliżej Dębowa.
Po klęsce powstania listopadowego w 1831 roku wprowadzono nowe, restrykcyjne przepisy dotyczące gospodarki leśnej, co oznaczało większą kontrolę Rosjan nad lasami Królestwa Polskiego. Leśnicy podejrzewani o udział w powstaniu tracili swoje stanowiska, jak miało to miejsce w przypadku Józefa Brzozowskiego. Ich rodziny musiały zmieniać styl życia. Władze carskie rozpoczęły również systematyczną rusyfikację administracji leśnej, obsadzając wyższe stanowiska Rosjanami lub Polakami lojalnymi wobec caratu. Leśnictwo Rajgród, w tym Podleśnictwo Woźnawieś, stało się elementem większej polityki represji i kontroli. Mimo to lokalni mieszkańcy, w tym rodziny leśników i powstańców, starali się podtrzymać polskie tradycje i przetrwać trudne czasy.
Leśniczówka w Woźnejwsi stała się symbolem oporu. Budynek, który później kupił Edward Orłowski, był świadkiem kluczowych wydarzeń powstańczych. Mieszkali w nim urzędnicy, którzy brali udział w powstaniu lub udzielali wsparcia powstańcom. Po represjach carskich leśniczówka przestała pełnić swoją pierwotną funkcję, gdyż administracja leśna została mocniej podporządkowana władzom rosyjskim. W 1893 roku budynek przeszedł w ręce rodziny Orłowskich, co oznaczało koniec jego funkcji urzędowej i przekształcenie w prywatny dom mieszkalny.
Chociaż od końca XIX wieku leśniczówka utraciła funkcję administracyjną, pod rękami rodziny Orłowskich nadal odgrywała ważną rolę w regionie. Budynek, choć w 1900 roku był już wiekowy i zużyty, pozostawał solidną konstrukcją. Dawniej zamieszkiwany przez urzędników leśnych, w czasach Orłowskiego stał się miejscem życia licznej rodziny. Możliwe, że pewne elementy gospodarki leśnej, takie jak hodowla koni czy zarządzanie terenami leśnymi, były nadal kontynuowane.
Dom Orłowskich – ok. 1900 roku
Historia Józefa Sienkiewicza oraz leśników związanych z Woźnąwsią pokazuje, jak lasy rządowe i administracja leśna były nierozerwalnie związane z walką o niepodległość Polski. Leśniczówka w Woźnejwsi była nie tylko centrum administracyjnym, ale również miejscem oporu i schronienia dla uczestników powstania listopadowego. Represje po powstaniu zmieniły strukturę administracyjną lasów i doprowadziły do rusyfikacji zarządu. Historia domu Orłowskich, który był dawną leśniczówką, łączy się bezpośrednio z tymi wydarzeniami, co czyni go niezwykle ważnym miejscem historycznym.
* * *
Historia domu została opracowana na podstawie archiwalnych dokumentów, w tym spisu parafian parafii Rajgród z 1838 roku oraz mapy Imperium Rosyjskiego z 1872 roku, a także rozmów z potomkami dawnych mieszkańców Woźnejwsi, wśród których znaleźli się przedstawiciele rodzin Noruków, Chylińskich, Budzińskich, Mucha i Karpińskich. Pomocne były publikacje Jarosława Marczaka i Janusza Sobolewskiego.
Jeśli uważasz, że informacje zawarte na tej stronie są wartościowe, rozważ przekazanie dotacji w dowolnej wysokości. Każda suma wspomoże dodawanie nowych indeksów.
Konto: 37 1600 1462 1834 7686 6000 0001 w BGŻ BNP