Opublikowano Dodaj komentarz

Tragiczne losy rodziny Stanulewiczów

Jedną z najokrutniejszych represji okupacyjnych władz sowieckich w latach 1939-1941 były deportacje rodzin polskich do Związku Radzieckiego.

Ziemię augustowską w tym gm. Sztabin objęły 3 fale deportacyjne: 10 lutego 1940 r., 13 kwietnia 1940 r. i 22 czerwca 1941 r. W trzech deportacjach wywieziono z terenu Augustowszczyzny ponad 2 tysiące osób.

Deportowano głównie rodziny uczestników wojny polsko-sowieckiej 1918-1921, osadników wojskowych, leśników, nauczycieli.

W pierwszej wywózce 10 lutego 1940 r. znalazło się 11 rodzin z Jastrzębnej II, w tym rodzina Wincentego Stanulewicza. Ojciec rodziny Wincenty wraz z najstarszą córką Zofią (ur. 1923 r.) przebywali w tym czasie poza linią demarkacyjną na terenie okupacji niemieckiej w Serskim Lesie i uniknęli wywózki do ZSRR.

NKWD zabrało matkę Jadwigę Stanulewicz z d. Urbańską będącą w ciąży i 5 dzieci w wieku: 5, 7, 10, 12 i 16 lat. Zima była wówczas bardzo mroźna. W dniu wywózki mróz sięgał minus 30°C. Rodzinę pod eskortą odwieziono na stację kolejową Jastrzębna, gdzie stały przygotowane bydlęce wagony, do których załadowano zwożone rodziny.

Następnie pociąg ruszył na wschód w nieznane. Wieziono ich przez miesiąc aż do podnóży zachodniego Uralu (Permska Obłast).

Rodzina Stanulewiczów wraz z innymi zesłańcami z Jastrzębnej II mieszkała w posiołku Miel, a potem Czurocznaja, gdzie ciężko pracowali przy wyrębie lasów.

Oderwanie siłą od rodzinnych stron było dla wszystkich wielką tragedią, jednak można sobie wyobrazić, jakim dramatem było życie samotnej matki będącej w ciąży i jej pięciorga nieletnich dzieci. Kobieta zdana na siebie, bez wsparcia męża, do tego nie w pełni sprawna – niesłysząca. Józef Szmygiel z Jastrzębnej II wywieziony również na Ural z 6-osobową rodziną wspomina, że rodzinie Stanulewiczów trudno się żyło bez dorosłego mężczyzny. Kto mógł z dzieci, to pracował przy oczyszczaniu wyrębów, paleniu gałęzi itp. Chłopcy łapali ryby w sąsiedniej rzece, latem żywiono się darami lasu, zieleniną, jagodami.

Nie było w rodzinie pełnowartościowych pracowników, stąd i przydziały żywności na kartki były niewystarczające. Na niepracującego przy wyrębie lasu przypadało 300 gramów chleba bez żadnego tłuszczu. To prowadziło do wycieńczenia organizmu, do niedożywienia.

Sąsiedzi – mieszkańcy Jastrzębnej II pomagali rodzinie w miarę swych skromnych możliwości.

Gdy urodziła się córka Lucyna, to kobiety pomagały Jadwidze Stanulewiczowej, dostarczając materiały na pieluszki i niezbędne przy porodzie rzeczy. Solidarność sąsiedzka była duża, ale możliwości pomocy były niewielkie. Wokół lasy, góry i niegościnna, obca ziemia.

28 sierpnia 1941 r. ogłoszono dla Polaków – zesłańców amnestię. Mogli zmienić miejsce obecnego zamieszkania. Postanowiono jechać na południe, gdzie zaczęto formować oddziały wojskowe pod dowództwem gen. Andersa. Wraz z wojskiem przemieszczały się rodziny zmobilizowanych, pragnące opuścić terytorium Związku Radzieckiego i przedostać się do Iranu (Persji).

Wspomina Leokadia Szyper z Lipska: „Na Uralu w miejscowości Czurocznaja przebywało nas ok. 100 rodzin. Wszyscy zadecydowali, żeby przed zimą wyjechać z Uralu na południe. Był listopad 1941 r. Załadowano nas na 3 barki i płynęliśmy rzekami aż do miejscowości Biereżniki nad Kamą niedaleko miasta Perm. Tutaj nastąpiło rozproszenie rodzin. Do tego czasu rodzina Wincentego Stanulewicza była w komplecie”. Większość wyruszyła na południe i ostatecznie przez splot niekorzystnych sytuacji skierowana została na Syberię do Kurgańskiej Obłasti.

W Biereżnikach pozostały jedynie 3 rodziny, w tym Stanulewiczów i Gramadzkich z Lebiedzina.

Jakie były dalsze losy rodziny? Brak jest jakichkolwiek wiarygodnych relacji świadków. Przypuszczalnie musieli natknąć się na jakiś polski transport wiozący na południe zmobilizowanych żołnierzy do Armii W. Andersa lub wyjeżdżające rodziny żołnierzy i dotrzeć do Morza Kaspijskiego, przez które odbywała się ewakuacja drogą morską do portu Pahlawi w Iranie. A może matka z dziećmi samodzielnie, pełna determinacji jechała różnymi środkami transportu na południe, pokonując olbrzymie przestrzenie. Była to podróż pełna dramatycznych zdarzeń, w czasie której zmarło czworo jej dzieci (p. tabela). Dotarła jednak do Iranu i tutaj w Teheranie zmarło następnych dwoje, a matka Jadwiga dotarła z cywilnymi uchodźcami aż do Afryki, gdzie zmarła w mieście Mombasa (Kenia). Akty zgonu wystawione przez Kapelanów Uchodźców Polskich podają miejsca śmierci i cmentarze, gdzie dzieci i matka zostali pochowani. Odpisy są w posiadaniu Zofii Sujaty z d. Stanulewicz z Jastrzębnej II. Nie ma jedynie żadnych dokumentów dotyczących zgonu czworga dzieci, które przypuszczalnie zmarły w czasie transportu na południe jeszcze na terenie ZSRR.

Niech ta relacja z opisem tragicznych losów jednej z polskich rodzin będzie przypomnieniem wydarzeń sprzed 60-ciu lat, jakie dotknęły mieszkańców Ziemi Sztabińskiej w czasie okupacji sowieckiej 1939-1941 r.

L.p.ImięPokrewieństwoRok urodzeniaData zgonuPrzyczyna zgonuMiejsce pochówku
1Lucynacórka19401942 (?)ZSRR na trasie ewakuacji
2Leonardacórka19351942 (?)ZSRR na trasie ewakuacji
3Mieczysławsyn19331942 (?)ZSRR na trasie ewakuacji
4Stanisławsyn19301942 (?)ZSRR na trasie ewakuacji
5Janinacórka192411.05.1942zapalenie płucTeheran (Iran)
6Józefsyn192820.05.1942gruźlicaTeheran (Iran)
7Jadwiga z d. Urbańskamatka189403.10.1942Mombasa (Kenia)
Artykuł ukazał się w miesięczniku “Nasz Sztabiński Dom” nr 5(50) maj 2002 r.