Narodowość i stany gubernji.
Obyczaje narodów dają poznać ich rozum i serce. Wierzchnia barwa całego kraju nadawać może narodowi sławę wielkiéj oświaty i szlachetności, a jednak w szczegółach jego znaleźć można ciemnotę i poniżenie. We wszystkich krajach taka sprzeczność dostrzedz się może; od któréj nasz kraj a nawet prowincja nasza nie jest wolną.
Jużeśmy w poprzednim rozdziale nadmienili, że gubernja augustowska nie jest to pośledniejszą częścią kraju naszego; ten sam polor i te same ogólne zwyczaje są w Suwałkach i Marjampolu, jakie widzimy w Warszawie, Radomiu, Lublinie i Płocku; lecz każda miejscowość ma właściwe sobie odcienie, które z posunięciem się ku wsiom i miasteczkom urozmaicając się, przekształcają obraz indywiduów jedną całość składających.
Chcąc przedstawić wierny obraz tych odmian, trzebaby, długich studjów nad niemi, a opisy ich utworzyłyby tomy w liczbie i objętości ogromne; my tylko zamierzyliśmy podawać szkice, a to z téj zasady, że dziś rozwlekłość w niczém spodobać się nie może, bo wszystko postępuje daléj i daléj, nie zatrzymując się długo nad jednym i tym samym przedmiotem.
Zaczynając przegląd gubernji od południa, zajrzymy naprzód w życie Kurpiów. Lud ten przywędrowawszy częścią z Karpat, już z innych okolic kraju, osiadł w puszczy Ostrołęckiéj, któréj część północna rozprzestrzeniała się za miasteczkiem Nowogrod i ciągnęła się aż do granic dawnéj Litwy, łącząc się z lasami grodzieńskiemi. Póki walki najezdnicze i łupieztwo były w ówczesném ich przekonaniu godziwym przemysłem, a łowiectwo i rybołówstwo swobodną rozrywką, póty dobry byt ich nie odstępował. Zmysłowość bowiem była wówczas cechą szlachetną ludów półdzikich, po lasach osiadłych, i dogodzenie jéj było warunkiem życia. To téż życie ludzkie mało było cenione, bo godności i właściwego przeznaczenia człowieka jeszcze ten lud nie pojmował. Nie można jednakże nazwać ich złoczyńcami; bo to, co dziś nazywamy zbrodnią, w wieku XIVtym i wcześniéj w pojęciu tego ludu było jeszcze cnotą. Na sile i zręczności zasadzała się umiejętność życia, oraz dobry byt i powszechny szacunek. Lecz gdy światło prawdziwe przez przerzedzone puszcze przenikło do siedlisk Kurpiów, inne pojęcie o cnocie w ich przekonaniu zrodzić się musiało. Rozum przekonał, że zasady dawne są wątłe i nietrwałe w społeczeństwie; lecz serce przywykłe do dawnych namiętności nie tak łatwo od nich odzwyczaić się może. Wieki upłynęły a Kurp’ zawsze zachowuje dawne zamiłowanie do życia półdzikiego. Ale gdy wnikniemy w przyczyny, nie uznamy tego za upór, lecz za konieczność; lud ten bowiem osiadł wśród puszczy na gruncie borowym i jałowym, pomiędzy bagnami i piaskami lotnemi, gdzie nakazane mu rolnictwo z trudnością i wielkim nakładem prowadzone być może. Obok posiadania obszernych wiadomości w téj gałęzi przemysłu krajowego dotąd wynalezionych, mieć potrzeba liczne stada bydła, zasób narzędzi stosownych i zapas pieniężny lecz jakim sposobem Kurp’ na to wszystko zdobędzie się? Jeśli kiedy urodzaj mu dopisze, to się frasuje, jak zboże, spieniężyć z korzyścią? bo kolei żelaznéj nie ma, szosa aż w Łomży za kurpiowską ziemią; w m. Nowogrodzie, jakby stolicy tutejszych Kurpiów, handel małoważny; w miastach Łomży i Kolnie ważniejszy niż w pierwszém, lecz odleglejsza dostawa; Narew i Pisnę, dwie rzeki oblewające tę ziemię, zaledwie teraz zamierzono uczynić przydatnemi do żeglugi parowéj. To téż, co się urodzi, musi pójść za lichą cenę w ręce żydów, lub w części do karczmy, na zabicie, a raczéj zalanie trosk i kłopotów.
Nic przeto dziwnego, że tak biedną ziemicę cechuje nędza. Pola wśród lasów i błot, jak wysepki tu i owdzie wyrobione, po kilkoletniej miernéj lub złéj uprawie, częstokroć znowu przez lat kilka odłogiem leżeć muszą, bo bez nawozu wycieńczone grunta, plonów pożądanych wydać nie mogą. Chaty wiejskie także po większéj części są liche i źle utrzymane; nawet kościoły tutejsze harmonizują z bytem tego ludu, bo ofiary jego nie mogą być sowite. W tém wszystkiém są wyjątki, ale to zawsze tylko wyjątki. Są po wsiach chaty porządne, są pola i ogrody dobrze uprawione, są Kurpie zamożni i bogobojni, ale takich nie wiele. Powszechnie biedzie towarzyszą: próżniactwo, niechlujstwo i dość często bezbożność. Najnędzniejsza strawa, przygarść ziemniaków, dostateczną jest do wstrzymania Kurpia na parę dni od zarobku. Lada łachman, w połowie tylko ciało pokrywający, zadowalnia Kurpia, ochraniając go od szukania przez pracę lepszéj odzieży. Bezbożność widzieć się daje nie tylko w niezbyt chętném uczęszczaniu do przybytków boskich, ale w pochopności do nieprawego nabytku cudzéj własności i w zemście osobistéj, targającéj się niekiedy na życie swego brata z pochodzenia.
Lecz to złe jest na drodze poprawy, bo się dopuszcza ze złéj skłonności nie z przekonania fałszywego a uznanie złego, jest już połową poprawy. Wiele jednakże jeszcze i bardzo wiele potrzeba usilności i pracy dla udoskonalenia téj garstki ludu; co wszystko najłatwiéj duchowieństwo dokonaćby mogło.
Inny widzim lud da Mazowszu łomżyńskiém. Spryt i wesołość, cechy znane pomiędzy ludem w okolicach Warszawy zamieszkałym, i tu łatwo dostrzedz można. Kiedy się modli Mazur, to w nim znać pobożnego chrześcianina; a gdy hula, dojrzysz ducha swobody i niezmyślonego wesela. I Mazur, podobnie Kurpiowi, dozwala sobie przekroczyć granice cnoty lub uczciwości, ale w wykonaniu i w tém się różni od tamtego. Kiedy Kurp’ prosto dąży do celu to Mazur, w dobrém czy złém przedsięwzięciu, umie każdy czyn upoetyzować czyli upiększyć akcessoryami i tém samém złe złagodzić. W tym ludzie w każdym postępku dojrzysz cechę wcześniejszéj oświaty i lepszego pojęcia życia ludzkiego. W ogólności Mazur jest czynniejszym od Kurpia, to téż i byt jego pod każdym względem jest lepszym.
Na południo-wschodzie gubernji, nad rzeczką Narwią i Nurcem, w dawnych ziemiach Bielskiéj i Drohickiéj około miasta Tykocina, Wysokiego Mazowieckiego i Ciechanowca, na ziemi Jadźwingów, osiedli Podlasianie, którzy ze sposobu życia i obyczajów w niczém się dziś nie różnią od Mazurów. Kilka znacznych fabryk nad Narwią w Choroszczu i Białymstoku, dobry wpływ wywierają na tutejszy przemysł w chowie trzód i owiec, oraz w rolnictwie.
Na dalszym wschodzie gubernji, w dawnym powiecie grodzieńskim, na krańcu ziemi Jadźwingów, pomiędzy Niemnem i Bobrą, osiadła Ruś. Obszerne dotąd lasy, szczątki dawnéj puszczy grodzieńskiéj czyli perstońskiéj, w któréj ten lud osiedlił się, z samego położenia uczyniły go leśnym i dzikością nacechowanym. Rusini z ducha więcéj są podobni do Kurpiów niż do Mazurów; lecz rodzajem życia sobie tylko właściwym od obydwu tych ludów odróżniają się. Kłusownictwo czyli łowiectwo po cudzych lasach, dotąd ulubionym jest ich przemysłem; a chociaż broni palnéj włościaninowi mieć nie wolno, jednakże Rusin potrafi ją ukryć w lesie i upatrzoną zwierzynę musi ubić. To téż zarówno ze świtem lub z północy jeszcze Rusin, błąka się świadomo po lesie i roznieciwszy ogień, czyha na sarnę lub głuszca, a gdy zdobycz otrzyma, unosi się z lasu, zapominając o pogaszeniu roznieconego ognia. Ztąd-to częste pożary, w początku lata w lasach bywają, mianowicie gdy cietrzewie i głuszce tokują, a winnego wykryć trudno, bo swój swego nigdy nie wyda.
Życie ludzkie Rusin więcej ceni niż Kurp’ i chociaż lubi niekiedy próżnowanie, więcéj jednak od tamtego ma zamiłowania do pracy i dlatego byt jego jest lepszym.
Rolnictwo u Rusinów jest na wyższym stopniu doskonałości niż u Kurpiów; żyto, jęczmień, owies, tatarkę i miejscami pszenicę, a nawet i len Rusini uprawiają; produkta zaś wiejskie sprzedają w Lipsku i Sopockiniach, a niekiedy wożą aż do Grodna, dokąd ubiła zwierzyna zwykle odchodzi.
Jazda w hołoblach i dudze o jednym koniu, jest właściwą Rusinom, bo dróżki leśne są za wązkie do jazdy parokonnéj, a przytém zwyczaj pradziadów zostaje u nich dotąd w poszanowaniu.
Szukać zarobku Rusin nie lubi i gdy go zamożniejszy wzywa do pracy, czyli pomocy za stosowne wynagrodzenie, z trudnością nakłonić się daje; lecz gdy cudze nieszczęście nadarzy rychły i łatwy zarobek, Rusin do takowego jest chętnym.
Pobożność tego ludu jest umiarkowaną; krzyże, w równie niewielkiéj ilości jak u Kurpiów, i te bez ozdób w innych okolicach kraju używanych, widzieć się tu dają.
Przejdziemy teraz na Litwę, która jest duszą gubernji. Tu wszystko widzim w innéj postaci, bo praca i religja są podstawami życia tego ludu. Sił i tu wady oraz występki wspólne Kurpiom i Rusinom, ale cnoty są tu bardziéj upowszechnione niż pomiędzy tamtymi ludami. Litwin, podobnie tamtym dwóm, osiadł wśród lasów, więcéj jednakże polubił rolnictwo i pracę niż tamci. Wprawdzie tu grunt jest lepszy i praca dla roli poświęcona sowiciéj się wynagradza; tam zaś bieda biedę pędzi i zaledwie niekiedy rok pomyślniejszy dozwala zadane w gospodarstwie rolném rany zagoić.
Izbę Litwina, czy to kurną czyli téż kominową, zawsze zdobią krośna, których trudno znaleźć w chacie Rusina, a jeszcze trudniéj u Kurpia. Świron jego czyli spichrz, pełen jest wędliny, kiełbas, płótna i innych tkanin, oraz zboża i innych produktów wiejskich pracą własną, nie za pieniądze nabytych.
Litwin pracowity i zamożny nie ma czasu ani potrzeby myśleć o nieprawnym nabytku cudzéj własności, lub innym występku; ztąd téż mniéj tu wad ogólnych i więcéj pobożności, boć on kocha swą ziemię za to, że jest dobroczynną, żywi go i rozwesela. Lecz natomiast u Litwinów jest jedna wada powszechniejszą niż gdzieindziéj, która z dobrego bytu i rozkosznego życia wyradza się; taką jest źle pojęta miłość, dla której wstyd i cnota niekiedy się poświęcają. Ale jak rychły bywa upadek, tak rychle bywa powstanie; bo Litwini płci obiéj są szczerze pobożnymi, i poznawszy swój błąd nie tają go przed kapłanem, który środkami religijnemi rychło ich na drogę cnoty naprowadza.
Pobożność Litwina w każdym czynie widzieć się daje. Gdy się z kim spotyka w drodze, lub gdy wchodzi do domu czy to swego czyli téż obcego, zdejmując czapkę z głowy zawsze wita temi słowy: „legul bus pagarbintas Jezusas Krystusas.” (Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.) Przed każdą robotą i przed jedzeniem, również gdy grzmi i błyska, Litwin się żegna; to téż kto z Bogiem poczyna, temu Bóg we wszystkiém dopomaga.
A ile to na téj ziemi jest krzyżów! Na każdéj rozstajnéj drodze, przy polach i ogrodach, wśród wsi i w lesie, wszędzie wzniesione jest godło religji, kapliczka lub krzyż, blachą z wierzchu, promieniami metalicznemi po bokach i innemi świecidełkami upiększony. Każdy z tych pomników ma swoje znaczenie: ten postawiony został w dzień urodzin syna, tamten na pamiątkę szczęśliwie zawartego związku małżeńskiego, inny jest oznaką dziękczynienia Twórcy za przywrócone zdrowie ukochanéj osobie, inny znowu jest pamiątką dnia zejścia ze świata ojca lub matki, męża lub żony i t. p. To téż każdy krzyż jest w poszanowaniu u ludu i gdy go mija, zdjąwszy czapkę oddaje mu cześć pokłonem.
Obsadzanie drzewami dróg, osad i ogrodów, jest zwyczajem na Litwie i obok użyteczności piękny widok wsiom litewskim zieleń drzew nadaje, czego u Kurpiów ani u Rusinów dostrzedz nie można.
Siedziby Tatarów w pow. kalwaryjskim tworzą jedną parafję: ochódstwo w domach i w ubiorze, oraz rozkoszna pościel, a przytém nieodstępstwo wiary przodków, są ich tradycyjnemi cechami; inne przymioty na ziemi naszéj nabyte, są też same jak u Słowian.
Filiponi w powiecie sejneńskim są dwojakiego wyznania: starowiercy, czyli właściwi Filiponi i jednowiercy czyli prawosławni.
Tu i ówdzie widzieć można osady rolne żydów, którzy zwykle w robocie wyręczają się chrześcijanami. Żyd, czy to w mieście mieszka, czyli téż na wsi, czy jest zamożnym czyli téż biednym, zawsze poznać się daje z niechlujstwa i nieporządku. Pod atłasem i jedwabiami dostrzeżesz na żydzie lub żydówce brudne łachmany; a o ich sposobie życia, cnotach i występkach, to samo rozumieć należy w gub. august. co i w reszcie kraju.
Pierwszym krokiem do cywilizacji, podług mniemania izraelitów, jest ubiór wytworny, na który tak mężczyźni jak i kobiety wysilają się. A że na to potrzeba pieniędzy, to téż od szabasu do szabasu myśl jedna wszystkich izraelitów zajmuje: zkąd i jak od gojów dostać pieniędzy? Sposoby dojścia od złp. dwóch lub rubla jednego do 10 i 100, a następnie do tysięcy i milionów, znane są nam wszystkim i opisywać takowych nie mamy potrzeby; to tylko nadmienić wypada, że skoro żyd dojdzie do bogactwa, ma zwykle tę dobrą cechę, że chętnie wspiera swych biednych jednowierców, acz niewielkim datkiem. Lecz żądza powiększenia zasobów pieniężnych nigdy w nim nie ustaje; na małe korzyści żyd bogaty nie poświęca się, mówiąc: „to bagatela, mały interes, nie dla mnie,“ lecz obracając tysiącami lub milionem, marzy o rychłém podwojeniu téj summy.
Inaczej rzecz się ma z tymi izraelitami, którzy oświatę w zakładach naukowych odebrali: ci zwykle bywają rzetelni, uczciwi i mniéj daleko pochopni do lichwy; owszem tacy, jeśli otrzymali majątek w sukcessji, lekko go puścić usiłują: ci zaś którzy sami dorabiać się muszą majątku, szczerą pracą na takowy się zdobywają.
Pozostaje jeszcze słówko dodać o mieszkańcach miast i dworów, czyli o klassie wyższéj naszego społeczeństwa.
Każdy obywatel czy téż urzędnik z familją, stanowi swój oddzielny świat, którego opis szczegółowy przechodziłby ramy tego pisma.
Wszyscy postępując w zastosowaniu się do ducha i czasu i każdy w swém kółku pełni to, co uznaje za dobre i doskonałe dla siebie i dla społeczeństwa, śród którego się znajduje.
Każdy z nas, czy to obywatel, czyli téż urzędnik, przedewszystkiém się stara, podług możności o wytworne lub ozdobne i wygodne mieszkanie, oraz przyzwoite ubranie dla siebie i dla całéj familji. Zdaje się, że jedna myśl jednakowo wykonaną być powinna, ale tak nie jest; zależy to od uznania prawdziwego piękna.
Z mieszkania częstokroć poznajemy mieszkańców. Widzimy niejednokrotnie umeblowane kosztownie komnaty bogacza, jednak przyznać nie można, że są pięknie umeblowane, i przeciwnie w skromnych częstokroć pokojach dostrzegamy piękność i gust wyborny. U porządnego człowieka wszystko w domu znajdzie się w porządku, każdy przedmiot ma właściwe sobie miejsce, bo nieporządek jest ruiną mienia.
Wiele to jest po naszych domach rzeczy, które tylko daremnie zajmują miejsce, bo żadnego użytku z nich nie mamy. Przejrzyjmy nasze obrazy, ryciny, książki i świecidła, jak tam wiele znajdzie się do wyrzucenia! Nie tylko w tych drobniejszych przedmiotach, ale w samych nawet meblach znajdziemy przedmioty niezgodne z duchem czasu, któremu hołdować chcemy.
U nas po dworach obywatelskich mało widzieć się daje bilardów, lecz za to wszędzie znajdzie się jeden lub kilka stołów do kart; a dlaczego to? bo bilard zajmuje dużo miejsca i nie wszędzie ustawiony być może; przytém bilard jest zabawą wprawiającą w ruch grającego, a tém samém dla zdrowia użyteczną; karty zaś przeciwnie, uczą milczenia i zapomnienia mowy, oraz wypróżniają sakiewki, a przytém sprowadzają na grających rozmaite cierpienia, wymagające zagranicznej kosztownéj kuracji. Sprawiedliwie ktoś wyrzekł, cośmy już w inném piśmie powtórzyli: „Trzeba łotra, aby grał w celu ogrania kogoś; szalonego, by grał w celu przegrania swoich funduszów, a choćby tylko dochodów. W najlepszym razie, dowodzi gra w karty bez pieniędzy, że ludzie lubią się bawić z ludzmi, że cenią sobie towarzystwo ludzkie i że lubią się wyrzekać swoich przywilejów, a w tym razie największego jaki mają — mowy. Jeżeli zaś gospodarz nie wié co robić z gośćmi, jeżeli ci jeden drugiemu nie ufają, chcą się bawić, byleby nie mówić, więc bawić nie jak rozumne, ale jak obłudne stworzenia, to ja upadam do nóg za taką zabawę i obłudę, a ziemianina pytam: na co mu obłudy?”
A czyż to nie szlachetniejszą i stosowniejszą do naszego czasu byłoby zabawą, w braku treści do potocznéj rozmowy, czytanie pism krajowych i zastanawianie się nad tym lub owym artykułem? Cóż po tém, że Warszawa sili się na wydawanie wielu pism i dzieł użytecznych, kiedy my takowych czytać nie chcemy? Jedna gazeta w domu obywatelskim i to nie w każdym, aż nadto jest wystarczająca i tę czyta po większéj części tylko płeć piękna, wtedy gdy jest w niéj powieść lub jakiś lekki artykulik.
Urzędnicy tylko u nas, jako ludzie więcéj zamiłowani w nauce i dążący do postępu, trzymają po miastach i wsiach rozmaite gazety i dzieła użyteczne; więc ci, co mniej mają zasobów i z szczupłéj pensyi tylko utrzymują się, ci, mówię, podtrzymują piśmiennictwo krajowe.
Lecz gdyby nasze pisma więcéj były upowszechnione pomiędzy obywatelami ziemskimi i nie dla saméj sławy, lecz dla czytania utrzymywane, ileżby to korzyści na gospodarstwo rolne i domowe, a najbardziej na ukształcenie umysłów spłynęło !?
Od gazet i ksiąg łatwe przejście do obrazów, to téż o tych słówko powiemy. Przejrzyjmy wszystkie mieszkania naszych obywateli i urzędników, cóż w nich znajdziemy? malowidła flamandzkie nie wybornego pendzla, francuzkie lub niemieckie ryciny i kopersztychy, a nawet trafiało się widzieć częstochowskie mazaniny, rzadko zaś gdzie jaki obraz swojski. Czyż to są pamiątki krajowe historyczne? czy one zrobią miłe wspomnienie? czy dzieci nasze powezmą jaką naukę z tego? Dobrze że przynajmniej fotografje i daguerotypy namnożyły tanich portretów, to téż w każdym domu widzieć się dają; nawet już Chackiela i Jankiela na publicznéj wystawie jako osobliwość oglądać można.
A wszakże mamy dobrych i nawet znakomitych artystów malarzy, jakimi są: Hadziewicz, Suchodolski, Lesser, Kaniewski, Kossak, Kostrzewski, Gerson, Pilatti i wielu innych. Dlaczegoż ich dzieła, tyle w pismach publicznych chwalone, nie są dotąd rozpowszechnione? Trudno wymagać, aby kosztowne malowidła każdy niezamożny obywatel lub urzędnik posiadał; ależ można obraz z płótna na papier przenieść i uczynić go przystępnym dla każdego.
Najłatwiéj dokonać tego mógliby Fajans i Pecq, którzy na tém wielce mógliby zyskać, byleby niedrogo swe ryciny sprzedawali. Mamy już wprawdzie kilka albumów krajowych, któremi zastąpićby można francuzkie i niemieckie kopersztychy, ale jeszcze ich niewiele i cena zbyt wygórowana, do któréj p. Fajans stosować się nie powinien.
Małośmy powiedzieli o téj ostatniej klassie ludności naszéj, o któréj najwięcéj wypadało mówić: ale liczne korrespondencye w rozmaitych pismach, już podały do wiadomości wiele szczegółów, których powtarzanie byłoby zbyteczném.